Zbiór tekstów „Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec” daje nam wnikliwy wgląd w problemy społeczne naszych zachodnich sąsiadów. Odsłania przed nami całą ich złożoność, ale też pozwala je lepiej zrozumieć.
Linie polaryzacji
[Jerzy Haszczyński „Rzeźnia numer jeden” - recenzja]
Zbiór tekstów „Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec” daje nam wnikliwy wgląd w problemy społeczne naszych zachodnich sąsiadów. Odsłania przed nami całą ich złożoność, ale też pozwala je lepiej zrozumieć.
Jerzy Haszczyński
‹Rzeźnia numer jeden›
Jerzy Haszczyński zna Niemcy bardzo dobrze, od lat zajmuje się w swoich reportażach realiami tego kraju. Jakiś czas temu pracował dla „Rzeczpospolitej” w Berlinie, obecnie kieruje jej działem zagranicznym. Wszystkie reportaże zamieszczone w „Rzeźni numer jeden” to efekt pracy autora w latach 2019-2022. Cztery teksty (jeden w zmienionej wersji) ukazały się wcześniej na łamach „Rzeczpospolitej”. Mamy tu zatem aktualny obraz Niemiec, uchwycony zresztą w ciekawym momencie. W 2021 roku, po szesnastu latach, odeszła ze stanowiska kanclerza Angela Merkel. To symboliczny koniec pewnego rozdziału w historii kraju.
Niemiecka przywódczyni jest w książce zresztą obecna. W tekście „Marie Curie i ja” autor próbuje zgłębić tajemnicę jej polskich korzeni. Przedstawiona tu sylwetka oraz życiowa droga Angeli Merkel skłania do refleksji, że być może niektóre wydarzenia z jej życia miały wpływ na niejedną polityczną decyzję. Czy rzeczywiście?
Pewne jest jedno, że gdy w 2015 roku Niemcy znalazły się u progu wielkiego kryzysu związanego z nagłym i masowym napływem imigrantów do Europy, Merkel oznajmiła: „Damy radę!” Dla jednych był to gest przyzwoitości, dla innych – proszenie się o kłopoty. Nowo przybyli stali się dla struktur państwa wielkim wyzwaniem, a emocji nie brakowało. Jerzy Haszczyński świetnie pokazuje w swoich reportażach (to m. in. „Tęsknota”, „Święto miasta Chemnitz” oraz „Heimat Hanau”) napięcia pomiędzy rodowitymi mieszkańcami Niemiec a przybyszami.
Ich narastanie to paliwo polityczne dla skrajnej prawicy, mającej w pejzażu niemieckiej polityki twarz partii AfD – Alternatywy dla Niemiec. Autor opisuje tutaj stopień jej popularności, a przede wszystkim zgłębia przyczyny („Jajo ortolana”). Nie bez znaczenia, jak się okazuje, jest także specyficzna rzeczywistość społeczno-polityczna we wschodnich Niemczech. Jej szerszy obraz znajdziemy w tekście „Buntownicy z enerdowskiej prowincji”, ale nie tylko tam, gdyż jest to wątek w zasadzie stale obecny w przeważającej części książki.
Konsekwencje stykania się kultur mogą być jakże różne i nie zawsze przewidywalne. Cóż skłoniło niemiecką nastolatkę (bez tak zwanego tła migracyjnego) do zradykalizowania się i wyjazdu na Bliski Wschód („Dżihadystka z Breitenbach”)? Jerzy Haszczyński nie przemilcza i tego rodzaju dramatów. Ale pokazuje również to, co sytuuje się na drugim biegunie: Do Niemiec przyjechali z tamtego regionu ci, którzy szukają przede wszystkim stabilizacji oraz spokoju („Libijczyk zostaje tutaj”), i to właśnie tu znajdują.
Niemiecka idylla? Z takim określeniem warto być ostrożnym, bo w kontekście przeszłości tego kraju, ma ono szczególne i złowróżbne zabarwienie. Ciągle nie da się uciec od historii, w której jest mnóstwo wstydliwych rozdziałów. Na ile otwarcie Niemcy potrafią o nich mówić i je „przepracować” z korzystnym dla jakości życia publicznego skutkiem? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie warto sięgnąć do tekstu „Idylla”, przypominającym prowadzoną wobec lekarzy indoktrynację hitlerowców w celu dążenia do czystości rasowej.
Jak się okazuje, nadal potrzebne są rozliczenia, jeśli chodzi o czas drugiej wojny światowej, a przede wszystkim czujność wobec przemilczeń czy też tego, co przedstawiane jest jako fakty w biografii. Dowodem jest postać Rudolfa Dörrera („Mama Żydówka, tata esesman i komunista”). Jerzy Haszczyński podkreśla przy tej okazji szczególną trudność, z jaką przyszło mu drążenie tej akurat sprawy. To zadziwiające, że tyle żywych emocji jest wokół spraw z czasów wojny, zakończonej przecież już niemal osiemdziesiąt lat temu.
Co ciekawe, reportażysta natrafił też na jeszcze starsze niż tamta tajemnice niemieckiej historii. „Sto trzy czerwone goździki” przypomina sylwetkę Róży Luksemburg i okoliczności jej zamordowania. Co ma z nią wspólnego pewien autor poczytnych thrillerów? Dokąd prowadzą tropy badania DNA ciała rewolucjonistki z polskim rodowodem?
To nie jest jedyny polski wątek, który znajdziemy w tekstach Jerzego Haszczyńskiego. Autor odkrywa przed nami rozdział wspólnej polsko-niemieckiej historii z czasów drugiej wojny światowej, o której nie mówi się otwarcie żadnym z obu krajów. Chodzi o nieślubne dzieci polskich robotników, pracujących przymusowo w Niemczech („Mamo, przecież masz niemieckie dziecko”). Wiele tarć i napięć między naszymi krajami od lat budziła też sylwetka Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych. „Heimat Hanau 2” przybliża mniej znane i również – delikatnie mówiąc – niedopowiedziane fakty z jej życia. Jest też polsko-niemiecki wątek współczesny, dotyczący trudnych warunków pracy naszych rodaków w największej ubojni zwierząt w Niemczech (tekst tytułowy).
Jerzy Haszczyński jest reportażystą wnikliwym, spostrzegawczym i mocno wyczulonym na niuanse. Świetna znajomość współczesnych i historycznych realiów Niemiec pozwala mu dokonywać przekrojowej i trafnej syntezy opisywanych tu problemów. W „Rzeźni numer jeden” zarysowane są najważniejsze, choć nie zawsze oczywiste, linie polaryzacji niemieckiego społeczeństwa. Może to budzić pewne obawy, ale jestem przekonana, że jest to raczej stworzenie okazji, aby o wielu rzeczach mówić. To może być dla niemiecko-polskich relacji niezwykle korzystne. Bez znajomości najbardziej palących problemów naszych sąsiadów, trudno budować przyjazne kontakty, opierające się na zaufaniu.
„Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec” nie jest w ostatnim czasie pierwszą tego rodzaju publikacją. Cztery lata temu o naszych sąsiadach zza Odry niemniej ciekawie pisała też Ewa Wanat (w tomie tekstów „
Deutsche nasz”).
