Pisząc „Braci Rico”, mieszkający wówczas w Stanach Zjednoczonych belgijski pisarz Georges Simenon stworzył jedno ze swoich najwybitniejszych dzieł beletrystycznych. Opowieść o gangsterskiej rodzinie urosła w jego wykonaniu do antycznego dramatu psychologicznego, w którym rewizji poddane zostają takie pojęcia, jak honor, lojalność czy – nomen omen – braterstwo.
Przeczytaj to jeszcze raz: Eddie, Gino i Tony
[Georges Simenon „Bracia Rico” - recenzja]
Pisząc „Braci Rico”, mieszkający wówczas w Stanach Zjednoczonych belgijski pisarz Georges Simenon stworzył jedno ze swoich najwybitniejszych dzieł beletrystycznych. Opowieść o gangsterskiej rodzinie urosła w jego wykonaniu do antycznego dramatu psychologicznego, w którym rewizji poddane zostają takie pojęcia, jak honor, lojalność czy – nomen omen – braterstwo.
Georges Simenon
‹Bracia Rico›
Zanim na literacką arenę wkroczył Mario Puzo (1920-1999) ze swoją powieściową serią o amerykańsko-włoskiej mafii (vide „Ojciec chrzestny”, 1969; „Sycylijczyk”, 1984; „Ostatni don”, 1996; „Omerta”, 2000), twórcą jednej z najwybitniejszych książek poświęconych tej tematyce był… Belg Georges Simenon. Co może dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że to autor pochodzący z kraju, w którym nigdy nie było przestępczości zorganizowanej na taką skalę (co innego w przybranej ojczyźnie pisarza, czyli Francji). Z drugiej jednak strony należy wziąć pod uwagę dwa istotne czynniki: Simenon to prozaik nierzadko ocierający się o geniusz, poza tym „Braci Rico” napisał podczas swego dziesięcioletniego pobytu w Stanach Zjednoczonych, co oznacza tyle, że miał możność zapoznania się ze skalą i funkcjonowaniem tego zjawiska.
„Ojciec”
komisarza Maigreta przeniósł się za Ocean po zakończeniu drugiej wojny światowej. W USA mieszkał w różnych miejscach, ale najdłużej zacumował na farmie Shadow Rock w Lakeville (w stanie Connecticut). Tam właśnie latem 1952 roku zabrał się za pisanie „Braci Rico”; ostatnią kropkę w powieści postawił natomiast 22 lipca. Można podejrzewać, że tuż po jej zakończeniu zapakował maszynopis do koperty i wysłał do Paryża do zaprzyjaźnionego szefa wydawnictwa Presses de la Cité, które opublikowało książkę jeszcze w tym samym roku. Tradycyjnie też powieść ukazała się w odcinkach w prasie – tym razem Simenon wybrał ukazujący się w stolicy Francji od wyzwolenia kraju przez wojska alianckie dziennik „Paris-Presse” (od połowy grudnia 1952 do połowy stycznia 1953 roku).
To był bardzo udany okres dla Georges’a Simenona: chwilę wcześniej Belg napisał doskonałą powieść „
Rewolwer Maigreta” (w czerwcu 1952 roku), a już we wrześniu spod jego ręki wyszedł jeszcze lepszy – wiem, trudno to sobie wyobrazić! – „
Maigret i człowiek z ławki”. Przy tej okazji warto wspomnieć również o książce napisanej w październiku 1951 roku, a więc zaledwie dziewięć miesięcy przed „Braćmi Rico”, która mogła natchnąć Simenona do zajęcia się tematem mafii w Stanach Zjednoczonych – chodzi o „
Maigreta i gangsterów”. Jej akcja rozgrywa się wprawdzie we Francji, lecz głównymi „czarnymi charakterami” są przybysze zza Atlantyku.
Przejdźmy jednak do rzeczy!
Cesare Rico urodził się na Sycylii. Do Ameryki Północnej wyemigrował, gdy miał dziewiętnaście lat. Zamieszkał w Nowym Jorku, na Brooklynie, gdzie krótko potem poznał córkę sklepikarza Julię, z którą wziął ślub. Z czasem urodziło im się trzech synów: Joseph nazywany Eddiem (w chwili kiedy rozgrywa się akcja powieści, ma trzydzieści osiem lat), Gino (młodszy o dwa lata) oraz – jako, co wynika z rachunku matematycznego, pogrobowiec – Tony (wchodzący właśnie w „wiek chrystusowy”). Cesare nie zdążył nacieszyć się jego widokiem, ponieważ wcześniej zginął na ulicy przed sklepem swoim i żony podczas przypadkowej strzelaniny. Tym, który niechcący posłał mu kulkę między oczy, był uciekający przed policją młody imigrant z Polski, Sid Kubik. Mimo iż to właśnie on posłał jej męża w zaświaty, Julia ukryła go przed gliniarzami, za co tamten odwdzięczał się rodzinie Rico przez kolejne lata.
To Sid wciągnął Eddiego, a następnie Gina i Tony’ego do „organizacji” (tak eufemistycznie nazywano mafię). Ten pierwszy został ostatecznie wysłany na Florydę, gdzie prowadząc spokojne życie w otoczeniu żony i trzech córek, nadzoruje interesy w Santa Clara i okolicy; Gino został egzekutorem, natomiast Tony’ego zaczęto angażować do akcji o bardzo różnym charakterze (niekiedy bywał tylko kierowcą, kiedy indziej musiał też sięgać po broń). Jako że młodsi bracia i matka pozostali w Nowym Jorku, Eddie nie ma z nimi stałego kontaktu; informacje na temat rodziny docierają do niego rzadko i z opóźnieniem. Nie zawsze też potrafi połączyć poszczególne elementy układanki. Dlatego tak bardzo zaskakuje go telefon od Bostońskiego Phila, który wzywa go następnego dnia do Miami na spotkanie z samym Sidem Kubikiem. To nie wróży nic dobrego!
Na dodatek tego samego dnia w Santa Clara pojawia się… Gino. Od niego Eddie dowiaduje się, że „szefowie” podejrzewają Tony’ego o planowanie zdrady. Co by o tym świadczyło? Jego ślub z Norą Malaks i nagłe zniknięcie z Nowego Jorku, ale przede wszystkim wizyty brata Nory, Pietera, w siedzibie nowojorskiej policji w celu wysondowania, czy w zamian za wyjawienie sekretów „organizacji” młody Rico mógłby liczyć na przymknięcie oka na jego wcześniejsze wyczyny bandyckie. Mniej więcej to samo Eddie słyszy następnego dnia z ust Kubika, który sugeruje mu, by jak najszybciej odnalazł Tony’ego. Gdyby udało się przekonać go do wyjazdu z Ameryki do Europy, w każdym razie tam, gdzie nie dosięgłyby go ręce agentów FBI – miałby szanse przeżyć. W przeciwnym wypadku… nietrudno domyśleć się, jaki będzie jego los.
Eddie postanawia spełnić „prośbę” Sida i rusza na poszukiwania Tony’ego. Simenon zaś towarzyszy najstarszemu z braci Rico w drodze, która wiedzie go najpierw na północ kraju, do Nowego Jorku, a następnie do Kalifornii. Przy okazji, za sprawą częstych retrospektyw, poznajemy historię rodziny. To nie przypadek, że właśnie Eddie jest w powieści postacią pierwszoplanową. Wydaje się najbardziej racjonalny, poukładany, ceniący sobie wygodę życia, ale jednocześnie jest lojalny wobec przełożonych w „organizacji”, nigdy nie kwestionuje ich poleceń. Także teraz, gdy doskonale zdaje sobie sprawę, że odnalezienie Tony’ego może doprowadzić do tragedii. Mafia bowiem nie wybacza tym, którzy zdradzają jej tajemnice; nie jest też klubem towarzyskim, z którego w dowolnej chwili można się wypisać.
Eddie wyrasta z czasem na postać tragiczną. Zwłaszcza gdy okazuje się, że musi dokonać wyboru pomiędzy rodziną, z której się wywodzi, a tą, którą sam założył. Myśląc o Tonym, przez cały czas ma w tyle głowy dobro swojej małżonki i ukochanych córek. Nie bez powodu lejtmotywem powieści stają się problemy z mówieniem najmłodszej latorośli Eddiego, trzyletniej Lilian. Ba! jej milczenie można potraktować wręcz jako symbol. Robi, choć zapewne wbrew sobie, to, czego nie uczynił Tony. Ale on przerywa milczenie, bo na horyzoncie jego życia pojawiło się właśnie – jeszcze nienarodzone – dziecko. W naturze zaś musi istnieć równowaga. Eddie zdaje sobie z tego sprawę, choć wcale nie czyni go to szczęśliwszym czy mądrzejszym. Simenon dba o to, by już nigdy nie mógł zasnąć spokojnie.
Amerykańscy filmowcy dwukrotnie przenieśli powieść Belga na ekran. Wersję kinową nakręcił w 1957 roku Phil Karlson, role braci powierzając Richardowi Conte (Eddie), Jamesowi Darrenowi (Tony, który został przemianowany na Johnny’ego) oraz Paulowi Picerniemu (Gino). Piętnaście lat później po ten sam tekst, choć tym razem na potrzeby telewizji, sięgnął Paul Wendkos; zadbał przy tym o bardzo przyzwoitą obsadę: w Eddiego wcielił się Ben Gazzara, w Nicka (coś mieli w tym Hollywood problem z imieniem Tony!) – Sal Mineo, a w Gina – James Farentino. Co ciekawe, dwa lata po wydaniu „Braci Rico” w Polsce, Marek Piwowski zaadaptował powieść Georges’a Simenona na potrzeby
Teatru Sensacji „Kobra”. W postaci amerykańskich gangsterów wcielili się dwaj nieżyjący już wybitni aktorzy filmowi i teatralni – Zbigniew Zapasiewicz (Eddie) oraz Jan Nowicki (Tony). Właśnie, dwaj! Gino został bowiem pominięty w scenariuszu, chociaż wspomina się o nim w jednym czy dwóch momentach.
