Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Feliks W. Kres
‹Północna granica›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPółnocna granica
Data wydania2000
Autor
Wydawca MAG
CyklKsięga Całości
ISBN83-87968-01-3
Format240s. 115×185mm
Cena19,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Reportaż fantasy
[Feliks W. Kres „Północna granica” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Lektura „Północnej granicy”, podobnie, jak – na przykład – „Króla bezmiarów”, to coś zupełnie innego niż lektura dowolnej książki fantasy, którą zdarzyło mi się czytać. Z jednej strony wydaje się cięższa w odbiorze, mniej płynna od trawienia kolejnego tomu Jordana, ale Kres z pozornie banalnych szczegółów potrafi zbudować zaskakująco kompletny świat.

Grzegorz Wiśniewski

Reportaż fantasy
[Feliks W. Kres „Północna granica” - recenzja]

Lektura „Północnej granicy”, podobnie, jak – na przykład – „Króla bezmiarów”, to coś zupełnie innego niż lektura dowolnej książki fantasy, którą zdarzyło mi się czytać. Z jednej strony wydaje się cięższa w odbiorze, mniej płynna od trawienia kolejnego tomu Jordana, ale Kres z pozornie banalnych szczegółów potrafi zbudować zaskakująco kompletny świat.

Feliks W. Kres
‹Północna granica›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPółnocna granica
Data wydania2000
Autor
Wydawca MAG
CyklKsięga Całości
ISBN83-87968-01-3
Format240s. 115×185mm
Cena19,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Nie wiem, ile to już lat minęło od chwili, gdy czytałem, wydany w zamierzchłych czasach przez Almapress, tomik opowiadań fantasy Feliksa W. Kresa „Prawo sępów”. Może był to rok 1984, a może 1986? O ile daty nie jestem w stanie oznaczyć, o tyle wrażenie jakie wywarła, pamiętam doskonale. Książka była duża, dość gruba i nieźle – jak na owe czasy – wydana. Pośród zawartych w niej tekstów, o wymowie, łagodnie rzecz ujmując, niespecjalnie optymistycznej, zwracało uwagę ostatnie opowiadanie – czy wręcz nowelka, zważywszy długość – zatytułowane „Północna granica”. Jego akcja rozgrywała się na północnych obszarach Armektu, najpotężniejszego państwa Szereru, gdzie nieliczne zastępy wojska usiłowały ochronić tereny przygraniczne przed Alerem. Konflikt ten jednak nie wynikał, tak, jak to często w fantasy, z potrzeby włączenia pod panowanie aktualnego władcy większych pól i lasów. Jego źródłem była odwieczna wojna między Szernią, mocą sprawczą Szereru, a inną obcą mocą – Alerem, która nadpłynęła nie wiadomo skąd, próbując opanować świat. Obecnie Aler został właściwie pokonany, ale nadal istnieje. Na skąpych terenach, które opanował, powstało życie inteligentne – całkiem jednak odmienne od ludzi czy kotów, a nawet sępów. Granica Aleru z Armektem stanęła w ogniu, gdy raz po raz zaczęły przekraczać ją hordy morderców, zabijając wieśniaków, niszcząc dobra i plony. Granicę opasano więc szańcem stanic i baz, ale zbyt rzadkich i raczej kiepsko obsadzonych. Słabe oddziały legii armektańskiej otrzymały zadanie zatrzymania podjazdów zupełnie obcego wroga.
Lektura „Północnej granicy”, podobnie, jak – na przykład – „Króla bezmiarów”, to coś zupełnie innego niż lektura dowolnej książki fantasy, którą zdarzyło mi się czytać. Z jednej strony wydaje się cięższa w odbiorze, mniej płynna od trawienia kolejnego tomu Jordana, ale Kres z pozornie banalnych szczegółów potrafi zbudować zaskakująco kompletny świat. Porusza się zresztą pośród tych szczegółów bardzo zręcznie – większość z tego, co pojawia się na kartach powieści, przedstawione jest językiem bardzo bezpośrednim. Po pewnym czasie można odnieść wrażenie, że Autorowi, opisującemu kolejne elementy, spod tapczanu wystaje łęk siodła, pod ręką leży rękojeść miecza, a z kuchni czujnie zagląda koci zwiadowca. I część tego wrażenia przechodzi na czytelnika. Świat Szereru nie jest miejscem, gdzie co krok zdarzają się cuda, co chwila pojawiają się cudowni rycerze, a niesłychanie mądrzy czarodzieje toczą dysputy i magiczne pojedynki. Nie, ten świat jest zwykły, stworzony w odcieniach zbliżonych do naszego. Pełno w nim zmęczenia, smutku, żalu i bólu. Czasem ktoś nie wytrzymuje, ktoś bimba na swoje obowiązki albo popełnia błędy. Zdarza się. Jak w życiu.
W obraz ten wpasowują się bohaterowie. Zresztą – bohaterowie to niewłaściwe słowo – powiedzmy, postacie. Z woli Autora obywają się one zupełnie bez heroizmu rodem z komiksów i propagandówek. Męczą się, wściekają, miewają chwile słabości. Żadna z nich nie jest wyróżniona – wszystkie nakreślono mniej więcej z tą samą proporcją cech pozytywnych i negatywnych. Wybór, której z nich najlepiej zaufać, należy całkowicie do czytelnika. Kres stosuje w odniesieniu do nich technikę znaną z Króla bezmiarów – przeskakuje uwagą z postaci do postaci w taki sposób, że po każdej z nich czytelnik oczekuje dokonania decydujących dla książki posunięć. A gdy to już się dzieje, okazuje się, że wcale nie były one tak decydujące, jakby się mogło wydawać. Kim jest setnik Rawat i jaką rolę przyjdzie mu wypełnić podczas zdumiewającej inwazji? Co uda się osiągnąć podsetniczce Terezie? Czy nadsetnik Ambegen podejmie właściwe decyzje?
Zaleta postaci tworzonych przez Kresa, to także fakt, że niemal zawsze są świetnie wymodelowane w oparciu o świat, w którym żyją. Cała wiedza o świecie, którą bohaterowie przekazują czytelnikowi, uwiarygodnia zarówno ich zachowanie, jak i sposób myślenia. Czyni zrozumiałymi ich animozje i ambicje. Także ich bezwzględność i okrucieństwo, bo tego w świecie Szereru jest dużo. Sama książka nie jest jednak specjalnie brutalniejsza od innych opowiadań czy powieści Feliksa W. Kresa. Skoro ktoś poznał już jego utwory, wie, czego można się spodziewać. Kto nie poznał, powinien bez obaw ten stan zmienić, bo akcenty okrucieństwa, choć – jak na polską fantasy – mocne, nie są liczne i nie mącą w żaden sposób jakości opowieści.
Przeciwnicy – ci źli – dwa plemiona Aleru, tylko pozornie podobne do siebie, także nakreślono interesująco. Motywy, jakimi kierują się Złoci i Srebrni, pozostają zupełnie niejasne. Wydaje mi się, że pierwotny pomysł, na którym oparto tą wersję „Północnej granicy”, lepiej służył przedstawieniu alerczyków jako całkowicie obcych istot. W wersji obecnej ich podejście do następujących po sobie wydarzeń wydaje się nieco niespójne. Zmiana ich zachowania nie do końca daje się uzasadnić inną logiką, którą od początku zdawali się kierować. Ale obmyśleni są ciekawie i oryginalnie, stanowiąc novum w polskich światach fantasy – oto obcy, z którymi właściwie nie da się porozumieć.
A gdy nie ma możliwości porozumienia, istnieje tylko jedna forma kontaktu – na udeptanej ziemi. I Kres pokazuje to naprawdę nieźle. Dobrze czuje się w tym temacie. Potrafi pokazać zarówno kameralną rąbankę pary przeciwników, jak i panoramę dużej bitwy, w której ruch taktyczny ma taką samą wartość, co liczebność wojowników i umiejętności walki wręcz. Nie oszukujmy się, w końcu na północnej granicy wrze okrutna wojna. Tutaj niełatwo odnaleźć bezpieczeństwo, a litość to jedynie hasło w słowniku. I brak tej wojnie jakiegokolwiek idealizmu. Kres pokazuje więc zmęczonych żołnierzy, wybuchy wściekłości u oficerów, męczące marsze, odwroty i porażki. Szare życie żołnierza ze stanicy, czasem tropionego jak zwierzyna na polowaniu.
Nad całością – a i Całością chyba też – unosi się ten charakterystyczny dla Kresa obłok beznadziejności i przygnębienia. W Szererze rzadko rozlega się śmiech – chyba, że pełen jadu. Rzadko znajduje się tu przyjaciół, bo każdy z towarzyszy może lada chwila okazać się niewart pokładanego zaufania. Albo będzie pozostawiony samemu sobie w szczerym polu, na pożarcie gromadzie nieprzyjaciół. Nikt nie zatryumfuje ostatecznie nad złem. Nawet, gdy ucichnie szczęk broni w ostatniej bitwie, zwycięstwo nie będzie ani wielkie, ani znaczące. Nie będzie powodu, by wznosić okrzyki radości. Bo w tym świecie nie ma łatwych rozwiązań i nigdy nie będzie. Tak, jak w życiu.
Nie mogę się oprzeć porównaniu poprzedniej wersji „Północnej granicy” (z Almapressu), z tą opublikowaną obecnie. Z pewnością nie jest gorsza. Pomysł zmienił się dość mocno i rozwinął – tak, że treść nowelki posłużyła szkieletowi fabularnemu połowie powieści. Stworzonych zostało kilka postaci, a wcześniej istniejące pogłębiono, odbierając im jednocześnie wcześniejszą jednoznaczność. Wszystkie te zmiany dały w efekcie coś zupełnie nowego, bo oba utwory wychodząc właściwie z tego samego miejsca docierają do różnych wniosków.
Porównanie takie uwypukla jednak pewne wady „Północnej granicy”, które wcześniej, w noweli, nie były aż tak widoczne – mianowicie kuleje sposób prowadzenia samej akcji. Nie zależy mi na tym, by akcję w książkach fantasy prowadzić z maksymalną szybkością, gdy to barbarzyńca ledwie nadąża zmieniać kolejne potwory do zgładzenia. Ale nie gustuję też w kawałkach, gdzie akcja przedstawiana jest bardzo płasko – zupełnie bez stopniowania czytelnikowi elementów, które wciągają go w świat powieści. Akcja „Północnej granicy” prowadzona jest w taki bardzo płaski sposób, bez jakichś poruszających wydarzeń. Bez rzeczy, które podsycałyby ciekawość. Owszem, ma miejsce wiele istotnych dla fabuły wydarzeń, ale czytelnik pozostaje na nie często obojętny. Właściwie dopiero troska o losy Rawata coś zmienia w tej materii, jednak wcześniej jest to kłopot. Problem leży też po stronie postaci, które z powodu sposobu ich kreślenia, często są chłodne emocjonalnie dla czytelnika i wydają się zbyt dalekie, aby chciało się zatroszczyć o ich los. Nabiera cech jakiegoś obiektywnego reportażu w scenerii fantasy, jakiejś relacji – miłej w odbiorze – z którą jednak słabo da się identyfikować.
Wady te jednak w dużym stopniu rekompensuje fakt, że w książkach Kresa może zdarzyć się wszystko. Naprawdę – po prostu – wszystko. Nie ma pewności, że księżniczka na ostatnich stronach uratuje księcia, że książę zabije smoka, że smok podłoży się do cięcia… o nie, nie. Właściwie większość schematów czytelniczych jest u Kresa nieprzydatna, bo trudno przewidzieć, co zrobią bohaterowie. Tekst wydaje się wyprany ze wszelkich wskazówek dotyczących rozwoju akcji. I naprawdę trzeba przeczytać do końca, do samego końca, aby dowiedzieć się jak to wszystko się skończy. Chociaż oczywiście jak to u Kresa, nigdzie nie jest powiedziane, że wszystko się do końca wyjaśni…
To oczywiście niekoniecznie musi być zaleta. Potencjalny czytelnik fantasy zazwyczaj jest czytelnikiem uzależnionym, który zna to, co lubi i lubi to, co zna. Ale dawka nieszablonowości i nieco oderwania od schematów powinny być tym przyjemniejsze. A w wykonaniu Feliksa W. Kresa otrzymuje się produkt naprawdę wysokiej jakości – fakt, że dość szczególny. Mnie ten przygnębiający świat wciągnął i zainteresował. Czy polecam? Polecam.
koniec
23 czerwca 2000

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Pod niebem Szereru
— Beatrycze Nowicka

Ciemno, chłodno i do domu daleko
— Miłosz Cybowski

Na granicy dobrego i złego
— Jakub Gałka

Tegoż twórcy

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Górska kraina deszczu, niepowodzeń, sępów i złych kobiet
— Beatrycze Nowicka

Gdzie uczciwość to grzech śmiertelny
— Beatrycze Nowicka

Pod niebem Szereru
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Sierpień 2014
— Miłosz Cybowski, Konrad Wągrowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz

Historia z dawna zapowiadana
— Jakub Gałka

Biegający po górach babochłop
— Miłosz Cybowski

Morskie opowieści o ciekawszej treści
— Miłosz Cybowski

Baba-herod, czyli jeszcze raz to samo proszę
— Jakub Gałka

Piraci na stałym lądzie
— Jakub Gałka

Tegoż autora

Czarne chmury a la Lucas
— Grzegorz Wiśniewski

Konwent jak się patrzy
— Grzegorz Wiśniewski

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Klonowanie wyobraźni
— Grzegorz Wiśniewski

Przełom-off?
— Grzegorz Wiśniewski

Komiks 2001 w Polsce – dyskusja
— Artur Długosz, Marcin Herman, Paweł Nurzyński, Marcin Osuch, Grzegorz Wiśniewski

Konwent jak Konwent 20(0)01
— Grzegorz Wiśniewski

Jak ubić debiutanta
— Grzegorz Wiśniewski

Byłe imperium od kuchni
— Grzegorz Wiśniewski

No Spirit Within
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.