Eustachy Rylski napisał powieść historyczną „Warunek”, która została nominowana do nagrody literackiej Nike. Jednocześnie, jak przyznaje autor, jego książka jest ahistoryczna, bowiem traktuje o kategoriach uniwersalnych, ponadczasowych. Jak jest naprawdę?
Zaliczenie warunkowe
[Eustachy Rylski „Warunek” - recenzja]
Eustachy Rylski napisał powieść historyczną „Warunek”, która została nominowana do nagrody literackiej Nike. Jednocześnie, jak przyznaje autor, jego książka jest ahistoryczna, bowiem traktuje o kategoriach uniwersalnych, ponadczasowych. Jak jest naprawdę?
Stawiam sprawę jasno – mnie „Warunek” się nie podobał. Spróbuję to podeprzeć odpowiednimi argumentami, ale na początek parę słów wprowadzenia. Książka Rylskiego była nominowana do nagrody Nike jesienią 2006 i do Śląskiego Wawrzynu Literackiego, także w roku 2006. Krytycy chwalili powieść m.in. za to, że dzięki niej „[…] takie pojęcia jak polskość i honor, dystans i ironia brzmią autentycznie i kryją się za nimi prawdziwe ludzkie emocje” (werdykt jury „Fenomenu Przekroju” za rok 2005). Sam Rylski stwierdził w wywiadzie dla „Przekroju”: „Koło tej książki nie dlatego jest tyle szumu, że ona jest taka dobra, tylko dlatego, że trafiła w puste miejsce”. Dobrze powiedziane. Książka rzeczywiście trafia w puste miejsce – trudno dziś mówić o polskiej powieści historycznej. Jest Andrzej Bart, Andrzej Sapkowski z „trylogią husycką” (choć to bardziej fantastyka niż powieść historyczna), ale poza nimi trudno o dobre nazwiska. „Warunek” Rylskiego trafia w tę pustkę – to niewątpliwa zasługa autora.
Punkt wyjścia akcji, owszem, może zainteresować – powieść rozgrywa się w Rosji podczas pochodu wojsk Napoleona. Mamy dwóch bohaterów: kapitana Rangułta, chlubę starej gwardii, szlachcica i raptusa, oraz porucznika Hoszowskiego, rozlazłego biurokratę żyjącego w cieniu wojny. Z jednej strony prawdziwego żołnierza, co się kulom nie kłania, z drugiej – chłodnego intelektualistę. Konflikt wisi w powietrzu od pierwszych kart powieści. Wisi i wisi, a czytelnik zaczyna się zastanawiać, jak długo jeszcze wisiał będzie. Kiedy rusza akcja, okazuje się, że, niestety, pod względem fabuły „Warunek” jest po prostu nieciekawy. I tak: bohaterowie na skutek konfliktu z dowództwem dezerterują z wojska, uciekają przez Rosję i w trudnych warunkach nawiązują szczerą przyjaźń. W wyniku późniejszych wydarzeń przyjaźń zostaje poddana próbie i – co można przewidzieć – wychodzi z niej zwycięsko. Schematyczność i wtórność tego pomysłu są oczywiste. Dlaczego autor zdecydował się na takie rozwiązanie?
Gdzieś przeczytałem, że Rylski świadomie zmaga się ze stereotypem powieści anachronicznej á la Sienkiewicz. Rangułt, legenda gwardii, patriota, okazuje się zniszczonym przez wojnę, pozbawionym moralności człowiekiem. Dla karcianego sporu okrada kolegów z żołdu. Dalej: romans rozgrywający się między Hoszowskim a Anną, siostrą Rangułta, jest oczywistym przeciwieństwem idealnej miłości, jak choćby Zbyszka z Bogdańca i Danusi czy Ligii i Winicjusza. Zamiast barwnych opisów autor posługuje się wyważonym, chłodnym językiem przedstawiającym twardą rzeczywistość. Nie ma bohaterów ani dzielnych rycerzy, tylko zwykli ludzie ze swoimi słabostkami i wadami. To wszystko prawda, Rylski pokazuje odbrązowioną historię, z jej przekłamaniami (np. próba stworzenia legendy o Rangułcie), brudem i codziennością. Jednak to za mało, aby stworzyć ciekawą opowieść.
„Warunek” nie wnosi do literatury niczego nowego – historia odbrązowiona została już przez wielu wcześniejszych pisarzy (np. Parnickiego, Malewską czy Eco). Nikt nie oczekuje od pisarzy rozprawiania się z Sienkiewiczem czy XIX-wieczną powieścią historyczną. Wręcz przeciwnie – po odejściu od klasycznej narracji w stylu Waltera Scotta czy Aleksandra Dumasa w XX wieku obecnie obserwujemy powrót do źródeł – choćby w twórczości Sapkowskiego czy Arturo Péreza-Revertego („Przygody kapitana Alatriste”). Opowieść o dwóch uciekających przed wymiarem sprawiedliwości twardych gościach, którzy w trudnych warunkach nawiązują męską przyjaźń jest wręcz archetypiczna, trudno zatem uznać fabułę „Warunku” za coś nowego. Ascetyczny język, który – jak mniemam – w założeniu autora ma pokazywać nieromantyczną prawdę o wojnie, jest momentami nużący, sprawia wrażenie suchej relacji, a nie opowiadania. Także zakończenie nie odbiega od schematu. Niby wszystko jest wyjaśnione, niby czytelnik otrzymuje odpowiedź na tytuł powieści, ale ni go to grzeje, ni ziębi. Narracja się zamyka, tylko nie wiadomo po co ani w jakim celu.
Parafrazując jednego z bohaterów „Misia” Barei, chodzi jednak o to, żeby minusy nie przysłoniły plusów. Bo powieść Rylskiego nie jest zła. Jest poprawna, napisana dobrym językiem, z wyczuciem. Bohaterowie są wyraźnie zarysowani, akcja w miarę wartka. Wyraźnie widać wielką erudycję autora, który swobodnie porusza się w temacie i realiach historycznych, jednocześnie nie zamęczając swoją wiedzą odbiorcy. Książka jest w miarę krótka (250 stron), nie ma w niej wodolejstwa. Co do zakończenia – jest ono logiczne i spójne, a wcześniejsze wątki rozwijane w fabule zostają wyjaśnione. Rodzi się zatem podstawowe pytanie: czytać czy nie czytać?
Prosto z mostu – książka Rylskiego jest nużąca. Podczas lektury mało nie wywichnąłem szczęki od ziewania, a zakończenie okazało się dokładnie takie, jakiego się spodziewałem. Żadnego zaskoczenia w fabule, żadnych pomysłów, które mogłyby zająć umysł. Jednak powieść Rylskiego zaliczam warunkowo, ze względu na warsztat i język. Powiem przekornie, że gdyby nie fabuła, „Warunek” byłby dużo ciekawszy. Prócz wypełnienia wzmiankowanej na początku pustki na rynku czytelniczym książka Rylskiego niczym się nie odznacza. Czytelnikom nastawionym na dobrą, ciekawą rozrywkę „Warunku” polecić raczej nie wypada, może więc spodoba się on miłośnikom historii?
Podczas pisania recenzji skorzystałem z wywiadu, jaki udzielił autor magazynowi „Przekrój”. Całość wywiadu
dostępna jest w Internecie.