Patrząc na gwiaździste niebo, człowiek od wieków zadawał sobie pytania: Czy jest zamieszkane? Gdzie są nasi bracia w rozumie? Alastair Reynolds udziela w „Arce Odkupienia” odpowiedzi: zostali wymordowani, kiedy tylko wystawili nosy poza swoje macierzyste układy planetarne.
Przestrzeń pełna potworów
[Alastair Reynolds „Arka odkupienia. Zdrada”, Alastair Reynolds „Arka odkupienia. Wyścig” - recenzja]
Patrząc na gwiaździste niebo, człowiek od wieków zadawał sobie pytania: Czy jest zamieszkane? Gdzie są nasi bracia w rozumie? Alastair Reynolds udziela w „Arce Odkupienia” odpowiedzi: zostali wymordowani, kiedy tylko wystawili nosy poza swoje macierzyste układy planetarne.
Alastair Reynolds
‹Arka odkupienia. Zdrada›
„Arka Odkupienia” kontynuuje historię zapoczątkowaną w pierwszej powieści Alastaira Reynoldsa – „Przestrzeni objawienia”. Próba powstrzymania przybycia Inhibitorów nie powiodła się. Tajemnicze maszyny dokonujące eksterminacji inteligentnych gatunków przybyły i zaczęły przymierzać się do likwidacji ludzkości. Na scenie pojawiają się również nowi gracze – Hybrydowcy, najbardziej zaawansowana z ludzkich społeczności. Właśnie kończą raczej bezsensowną międzyplanetarną wojnę, kiedy powrót statku badawczego od stuleci uważanego za zaginiony przynosi dowody na istnienie Inhibitorów. By stawić czoła zagrożeniu, planują odzyskanie skradzionych im dawno temu eksperymentalnych broni. Zdradziły swe położenie, kiedy podczas wydarzeń opisanych w „Przestrzeni objawienia” zaczęła z nich strzelać załoga przeżartego zarazą statku „Nostalgia za Nieskończonością”. Operacją odzyskania ma dowodzić kilkusetletni żołnierz Nevile Clavain.
Alastair Reynolds jest astrofizykiem, pracownikiem Europejskiej Agencji Kosmicznej i jego wiedzę i orientację w międzygwiezdnych skalach i zjawiskach widać w opisach. Nie powiem, że jego zawód skutkuje stuprocentową wiernością nauce (choćby używanej w książce nanotechnologii niewiele brakuje do magii) ale wyraźnie czuć, że ten świat ma solidny szkielet. Nawet – a może specjalnie wtedy – kiedy opisywane są wynalazki bazujące na teoriach z pogranicza fantastyki. Swoja wiedzę umiejętnie połączył z ponurym, mrocznym, światem pełnym zbuntowanej maszynerii, dziwacznych nanotechnologicznych plag, wraków i zawodzących statków.
Chyba najbardziej rzucającą się w oczy cechą świata Reynoldsa jest brak dzielnych statków i ich kapitanów śmigających przez przestrzeń z wielokrotnością prędkości światła. W imię rozwoju fabuły science fiction od dawna łamało Einsteinowskie przykazania, natomiast u Reynoldsa nie da się latać szybciej niż te ślimacze 300 000 km/s. Ułatwia to pokazanie kosmosu takim, jakim wydaje się być naprawdę – przepastnym, pustym, zimnym i, jak zauważa jedna z bohaterek powieści, niespecjalnie zaprojektowanym dla ludzi. Trzeba lat, by przekroczyć przestrzeń między gwiazdami, nie ma więc szans na start, zniszczenie Gwiazdy Śmierci i powrót na obiad. Jednak, jak sam autor stwierdził kiedyś w pewnym wywiadzie, granie w obrębie reguł może dać tyle samo zabawy co łamanie ich za pomocą hiperprzestrzeni. I udało mu się dowieść, że nie potrzeba szybszych od światła statków, by akcja mogła posuwać się do przodu – choć wymaga to pewnych zabiegów w konstruowaniu historii. Reynolds posiłkuje się wprowadzaniem nowych bohaterów w kolejnych częściach, by „obskoczyć” odległe w czasie i przestrzeni układy słoneczne, bawi się perspektywami czasowymi (relatywistyka pomaga tu wspaniale) i czasem najzwyczajniej unika podawania dat.
W efekcie mamy na przykład trwające miesiącami starcie między dwoma rozpędzającymi się do prędkości podświetlnej statkami. Obie strony prześcigają się w wymyślaniu podstępnych ataków i sposobów obrony oraz wykorzystaniu relatywistycznych sztuczek. Wzorowane na bitwach pancerników i myśliwców z II wojny światowej starcia ze space oper mogą rzucić się z rozpaczy w najbliższą czarną dziurę. Dzięki mozolnemu przeczołgiwaniu się przez dystans kilkunastu lat świetlnych opowieść nabiera rozmachu, monumentalności i na tyle realizmu, na ile to jest możliwe w powieści science fiction. Bohaterowie są zdani na siebie, bo od innych ludzi oddzielają ich lata podróży. Nawet zawołać o pomoc nie ma jak, bo i łączności nadświetlnej też nie ma. A jeśli coś spaprzą, będzie to porażka monumentalna i ostateczna, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, kim są czarne charaktery.
Alastair Reynolds
‹Arka odkupienia. Wyścig›
Maszynowych inteligencji tępiących rozumne gatunki biologiczne było już trochę w science fiction, jednak Inhibitorzy są klasą sami dla siebie. To miliardletnia machina pozostała po wojnach toczonych w dalekiej przeszłości Galaktyki, wśród ulubionych metod mająca między innymi sterylizację rozległych obszarów kosmosu za pomocą supernowych. Przez większą cześć „Arki Odkupienia" pozostają na uboczu, zajęci tworzeniem atmosfery grozy i tajemniczości oraz imponującymi pracami astroinżynieryjnymi, których przeznaczenie możemy jedynie razem z bohaterami zgadywać na podstawie dość skąpych opisów. Prawdziwy cel ich istnienia okazuje się być inny od wszystkiego, co można sobie wyobrazić na podstawie skrawków informacji, które Reynolds rzuca czytelnikowi. Jest w nim jednak pewna logika, zwłaszcza jeśli jest się długowieczną morderczą maszyną.
Rękę naukowca widać niestety nie tylko w spektakularnych opisach gadżetów i zjawisk. Fantastyka pisana przez „twardych” naukowców tradycyjnie wydaje się cierpieć od strony literackiej i „Arka Odkupienia” nie jest wyjątkiem. W porównaniu do jego pierwszej książki mam wrażenie, że nastąpiła lekka poprawa, choć przydałoby się jeszcze spiłować chropowatości języka.
Reynoldsowi można zarzucić także dezorientujący sposób, w jaki wprowadza niektóre postacie. Pojawia się na przykład bohaterka imieniem Felka i przez chwilę miałem ochotę krzyknąć: kim ona, na Boga, jest? Zachowuje się, jakby powinna być skądś czytelnikowi znajoma. I owszem, po dalszej lekturze i zasięgnięciu informacji w Internecie okazuje się, że może być, ale niekoniecznie komuś z Polski. Powieściom Reynoldsa – „Arce Odkupienia” i „Przestrzeni objawienia” (a także trzeciemu tomowi, który zamknie cykl o Inhibitorach, zatytułowanemu „Absolution Gap”) – towarzyszą opowiadania do tej pory nieopublikowane w Polsce. Felka, Clavain i inni bohaterowie pojawili się po raz pierwszy w noweli „Great Wall of Mars”, która ukazała w 2000 roku. O ile zawziętemu i pilnemu fanowi Reynoldsowej twórczości nie będzie to może za bardzo przeszkadzało, to kogoś, kto ma za sobą tylko pierwszą lub drugą część trylogii, może (nawet powinno) poważnie zirytować.
I trzeci zarzut, według mnie najpoważniejszy. Sposób, w jaki autor potraktował niektóre główne postacie, woła po prostu o pomstę do nieba. Trudno to opisać bez zdradzania zakończenia, ale muszę jakoś dać wyraz oburzeniu. O losach pewnej bitwy i ważnej postaci dowiadujemy się w kilku akapitach podsumowujących wydarzenia, które nastąpiły, kiedy inni bohaterowie spali w czasie międzygwiezdnego lotu. Reynolds pozbywa się za pomocą kilku zdań jednego z ważniejszych bohaterów – jego prawo jako autora, ale takie marnotrawstwo wywołuje u mnie wręcz zgrzytanie zębów. Rozumiem, że na dłuższą metę było to może starcie pozbawione znaczenia, nieistotne w wielkim planie rzeczy i tak dalej, ale jedna z potencjalnie najmocniejszych scen batalistycznych w książce zasługiwałaby na nieco więcej uwagi. Dodatkowe kilkanaście stron nie zaszkodziłoby już i tak grubej książce.
Mimo tych wad „Arkę Odkupienia” warto przeczytać. To jedna z najlepszych space oper, jakie pojawiły się w polskich księgarniach w ostatnich latach, i po chwili lektury przestaje się zwracać uwagę na językowe niezgrabności, bohaterowie zaczynają być interesujący, a wszystkie pozostałe wady bledną wobec wciągającej historii.