Wydawnictwo superNOWA systematycznie wznawia powieści polskiego mistrza prozy fantastyczno-socjologicznej Janusza A. Zajdla. „Wyjście z cienia” jest czwartą pozycją tego autora przypomnianą przez oficynę o drugoobiegowym rodowodzie. Kto wie, może właśnie w przeszłości (super)NOWEJ tkwi źródło zamiłowania do książek, które już ponad dwadzieścia lat temu starały się – choć w kostiumie science fiction – zdefiniować PRL-owski totalitaryzm.
Cień już daleko…
[Janusz A. Zajdel „Wyjście z cienia” - recenzja]
Wydawnictwo superNOWA systematycznie wznawia powieści polskiego mistrza prozy fantastyczno-socjologicznej Janusza A. Zajdla. „Wyjście z cienia” jest czwartą pozycją tego autora przypomnianą przez oficynę o drugoobiegowym rodowodzie. Kto wie, może właśnie w przeszłości (super)NOWEJ tkwi źródło zamiłowania do książek, które już ponad dwadzieścia lat temu starały się – choć w kostiumie science fiction – zdefiniować PRL-owski totalitaryzm.
Janusz A. Zajdel
‹Wyjście z cienia›
Fantastyka socjologiczna ma w Polsce dwóch mistrzów: profesora Edmunda Wnuka-Lipińskiego (notabene socjologa z wykształcenia, który jednak na początku lat 90. porzucił – z wielką stratą dla polskiej prozy science fiction – beletrystykę i oddał się bezgranicznie pracy naukowej, dzisiaj m.in. kierując warszawskim Collegium Civitas) oraz Janusza A. Zajdla (z wykształcenia fizyka radiologa). O pierwszym z nich dziś pamiętają już chyba tylko najbardziej zagorzali sympatycy SF, drugi stał się postacią kultową, patronem najważniejszej polskiej nagrody literackiej w dziedzinie fantastyki. Swą pozycję w literackim światku Zajdel zawdzięcza właśnie pięciu powieściom, dzięki którym – wespół z Wnukiem-Lipińskim – zdefiniował polską odmianę fantastyki socjologicznej
1).
Wznowione przed paroma tygodniami przez superNOWĄ „Wyjście z cienia” jest chronologicznie pierwszą spośród pięciu wspomnianych „socjologicznych” powieści Zajdla
2). Pisarz ukończył ją w 1978 roku i tradycyjnie chciał opublikować w Naszej Księgarni. Zadziałała jednak cenzura i książka zamiast na księgarskie półki trafiła – przynajmniej na razie – do prywatnego archiwum autora. Ukazała się dopiero po pięciu latach nakładem Czytelnika, do czego wielce przyczynił się odpowiadający za publikowaną w tym wydawnictwie fantastyczną serię „z kosmonautą” Lech Jęczmyk. Gdy wreszcie „Wyjście z cienia” dotarło do czytelników, jego autor był już pisarzem, o którym się mówiło – spory rozgłos przyniosła mu wydana rok wcześniej powieść „Limes inferior”. Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że źle się stało. Jeśli bowiem historię liftera Sneera, który stara się dociec prawdy o Argolandzie, uznamy za dzieło życia Zajdla, „Wyjście z cienia” musi na jej tle prezentować się blado. I nie bez powodu, ponieważ stanowi ono co najwyżej wprawkę, rozbudowany szkic do książki, która przyniosła pisarzowi zasłużoną sławę.
Głównym bohaterem „Wyjścia…” jest Tim Warnel, młody chłopak, uczeń szkoły średniej, który wkraczając w dorosłe życie, stopniowo odkrywa mechanizmy rządzące światem, w którym przyszło mu żyć. A świat to niewesoły. Ziemia podzielona jest bowiem na okręgi administracyjne zwane kwadratami; granice między nimi zostały szczelnie zamknięte i tylko nieliczni uprzywilejowani mają prawo do ich przekraczania. Na dodatek mieszkańcy planety są przez cały czas inwigilowani przez przybyszów z kosmosu. Są nimi Proksowie (nazwa wskazuje na gwiazdę Proxima Centauri jako miejsce ich pochodzenia), którzy przybyli na Ziemię przed osiemdziesięcioma laty, broniąc jej przed atakiem tajemniczych Elgomajów. Przybyli i zostali, przywdziewając szaty nie tylko szlachetnych obrońców, ale i wielkich przyjaciół. Uczciwość nakazywała mieszkańcom Błękitnej Planety odwdzięczyć się za okazaną pomoc. I to był początek wielkiego nieszczęścia. Z czasem Proksowie poprzez oddanych sobie ludzi zdobywali coraz większy wpływ na Ziemian, aż ci – praktycznie nie zdając sobie z tego sprawy – zostali im całkowicie podporządkowani. W ten sposób – po części za zgodą mieszkańców Ziemi, a już na pewno przy milczącej aprobacie większości – dokonała się pokojowa inwazja.
Dla Tima wydarzenia sprzed osiemdziesięciu lat są już tylko zamierzchłą przeszłością. Zna ją z podręczników historii, które – odpowiednio spreparowane – utwierdzają ludzkość w konieczności pobytu Proksów na Ziemi. Straszakiem jest ciągła groźba ponownego ataku Elgomajów. W tym na pozór idealnym świecie dostrzec można jednak pewne rysy. Zastanawiający dla Ziemian jest przede wszystkim fakt, że Proksowie nigdy się im nie pokazują – ich obecność na ulicach miast jest tyleż symboliczna, co przerażająca. Pojawiają się bowiem jedynie w dziwnych robotoidalnych skafandrach zwanych kapsami, komunikują się natomiast poprzez całkowicie sobie oddanych kolaborantów. Czy tak postępują przyjaciele? – zastanawia się Tim. Tych pytań z czasem stawia sobie coraz więcej. Spotyka także ludzi, którzy – co początkowo przyjmuje z ogromnym zdziwieniem – są jednoznacznie negatywnie nastawieni do Proksów. Niebawem, po podróży w towarzystwie ojca (który jest naukowcem i dzięki temu zalicza się do grupy osób uprzywilejowanych) do mieszkającej w innym kwadracie rodziny, znajdzie też pierwsze odpowiedzi na nurtujące go wątpliwości.
„Wyjście z cienia” posiada wszystkie wady i zalety powieści fantastyczno-socjologicznej. Niestety, gdy położyć je na wadze, zdecydowanie przeważają te pierwsze. O ile jeszcze ciekawa może wydać się konstrukcja świata stworzonego przez Zajdla i dociekania na temat wyglądu Proksów, o tyle fabuła nie jest zbyt wciągająca, a szwy, którymi zszyto poszczególne rozdziały, są zdecydowanie zbyt grube. Zajdlowi zabrakło przede wszystkim rozmachu – i nie przekona mnie tu wyjaśnianie, że być może autor chciał w ten sposób oddać klaustrofobiczny nastrój życia w kwadracie. Czytając, można odnieść wrażenie, że ilość osób, z którymi styka się Tim, została zredukowana do minimum – praktycznie nie ma ludzi na ulicach (choć można się domyślać, że „hodowani” przez Proksów w zamkniętych kwadratach powinni rozmnażać się jak króliki), nie ma kolejek do sklepów (choć autor wspomina o pewnych kłopotach z aprowizacją), nawet w szkole, do której uczęszcza chłopiec, uczniów jakby brak. Powieściowy świat ogranicza się jedynie do zasięgu wzroku głównego bohatera. To wszystko skłania do prostego wniosku, że „Wyjście z cienia” jest zaledwie szkicem, a jeśli już koniecznie musimy uznać je za pełnoprawną powieść, to zdecydowanie niedopracowaną.
Fabuła książki też na kolana nie powala. Oczywiście od razu nasuwają się skojarzenia z klasyką gatunku – z Eugeniuszem Zamiatinem („My”), Aldousem Huxleyem („Nowy wspaniały świat”) i George’em Orwellem („Rok 1984”). Mam jednak wrażenie, że główną inspiracją do napisania „Wyjścia z cienia” była dla Zajdla mikropowieść braci Strugackich „Drugi najazd Marsjan”, po raz pierwszy wydana w Polsce w 1974 roku, a więc kilka lat wcześniej. O ile jednak Strugackim udało się opisać inwazję obcych w sposób ironiczno-humorystyczny, o tyle Zajdel uderzył w tony patetyczne. I nie zawsze wyszedł z tego obronną ręką, niekiedy ocierając się wręcz o śmieszność (jak np. w scenie śmierci Patyka, kolegi Tima, który jako jeden z pierwszych zaczął przeciągać go na drugą stronę barykady). Na obronę polskiego pisarza można jednak przytoczyć scenę, w której Zajdel przedstawia staruszkę zbierającą w lesie grzyby; gdy trafiła ona na kapsa próbującego wyrwać jej koszyk z runem leśnym, zaczęła okładać go kosturem. Tyle że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dziś – po prawie trzydziestu latach od napisania – „Wyjście z cienia” można traktować jedynie jako świadectwo epoki, w której powstało. Nie ma wprawdzie na nim piątek ani szóstek, ale jednak jakąś prawdę o tamtym czasach przedstawia…
1) Najważniejszą spośród nich jest bezsprzecznie „Limes inferior” (wyd. 1982) – prawdziwe opus magnum Zajdla. Pozostałe to (w nawiasach daty pierwszych wydań): „Cylinder van Troffa” (1980), „Cała prawda o planecie Ksi” (1983), „Wyjście z cienia” (1983) oraz „Paradyzja” (1984). Do tego zestawu jako lekturę obowiązkową należy jeszcze dorzucić trylogię Wnuka-Lipińskiego o Apostezjonie: „Wir pamięci” (1979), „Rozpad połowiczny” (1988) oraz „Mord założycielski” (1989).
2) Wcześniej Zajdel opublikował już trzy zbiory opowiadań („Jad mantezji”, 1965; „Przejście przez lustro”, 1975; „Iluzyt”, 1976) oraz dwie powieści („Lalande 21185”, 1966; „Prawo do powrotu”, 1975). Większość z nich wydała Nasza Księgarnia. O ile opowiadania spotkały się z szerszym oddźwiękiem, o tyle powieści przeszły raczej niezauważone i dziś brak chętnych do ich wznawiania.