Nazywany Sienkiewiczem XXI wieku Jacek Komuda po raz kolejny pokazuje czasy Polski sarmackiej. „Czarna szabla” – najnowszy zbiór opowiadań – to wehikuł czasu, wciągający czytelnika w wir wydarzeń i urzekający realizmem oraz pieczołowitością, z jaką autor nakreśla przed naszymi oczyma obrazy z przeszłości.
Wehikuł czasu
[Jacek Komuda „Czarna szabla” - recenzja]
Nazywany Sienkiewiczem XXI wieku Jacek Komuda po raz kolejny pokazuje czasy Polski sarmackiej. „Czarna szabla” – najnowszy zbiór opowiadań – to wehikuł czasu, wciągający czytelnika w wir wydarzeń i urzekający realizmem oraz pieczołowitością, z jaką autor nakreśla przed naszymi oczyma obrazy z przeszłości.
Jacek Komuda
‹Czarna szabla›
Zacząłem od dosyć popularnego zabiegu, nader często stosowanego przy okazji recenzowania tekstów tego autora, a mianowicie od porównania go do Henryka Sienkiewicza. Prawie każdemu, kto miał styczność z twórczością Komudy, mimowolnie nasuwa się taki wniosek. Ja sam jestem zaciekłym wrogiem wszelkiego stawiania w jednym szeregu, nazywania kogoś następcą Tolkiena, Lema, czy zagranicznym odpowiednikiem Sapkowskiego, ale też przyznam, że w tym szczególnym przypadku rozumiem takie zakusy krytyków.
Zbieżność obszarów autorskich zainteresowań jest ogromna, ale jednocześnie uważam, że różnice są kolosalne. Maria Frank z „Czytelni.onet.pl”
napisała, że Komuda jest jak niegrzeczny Sienkiewicz, ale ja bym raczej powiedział, że jest bardziej rzetelny w oddawaniu charakteru ówczesnej rzeczywistości. Autor „Czarnej szabli” w porównaniu z twórcą „Trylogii” wydaje się bardziej bezpardonowy w opisywaniu postaci. Owszem, Sienkiewicz także nie unikał krytykowania szlachty, ale robił to mniej dobitnie – ot, chociażby pijaństwo było piętnowane pod przykrywką humoru w wykonaniu Zagłoby. Współczesny nam autor unika zaś tworzenia bohaterów nieskazitelnych, podobnych do Skrzetuskiego czy Wołodyjowskiego. Trudno byłoby w jego najnowszym zbiorze znaleźć postacie jednoznacznie pozytywne – dominuje tu szarość, a główny bohater, Jacek Dydyński jest z zawodu zabijaką.
Na pozór luźniejsze podejście do historii Rzeczypospolitej szlacheckiej i Kozaczyzny zaporoskiej – w końcu jest to literatura fantastyczna – jest moim zdaniem jednocześnie podejściem pełniejszym, bo brak w nim retuszu, czyli upiększania na siłę. Krew leje się tu strumieniami, szable sieką gęsto, a panowie szlachta w największym stopniu zdają się dbać o to, aby kufel był zawsze pełny.
Tyle tytułem wstępu.
Ocenę zacznę od tego, że nieco zdziwiła mnie obecność w tym zbiorze dwóch opowiadań, które już wcześniej ukazały się w „Opowieściach z Dzikich Pól”. Wprawdzie jest to usprawiedliwione, bo „Czarna szabla” gromadzi wszystkie teksty, których bohaterem jest Jacek Dydyński, a do tych niewątpliwie zalicza się „Nobile verbum” i „Pod Wesołym Wisielcem”, jednakże pozostaje leciutki niesmak, ponieważ nowe opowiadania są tylko trzy. Na szczęście, i stąd moja wysoka ocena tej antologii, żadna z nowości nie zawodzi.
Naszą przygodę pośród szerokich ukraińskich stepów z dawnych dni zaczynamy od „Wilczycy”. I, co warte podkreślenia, zaczynamy wyśmienicie. Od początku lekturze towarzyszy klimat tajemnicy, a pierwsze strony to wręcz rasowy horror, w którym spodziewamy się absolutnie wszystkiego i z trudem powstrzymujemy przed nerwowym obgryzaniem paznokci. Dalej jest już nieco inaczej – wracamy do konwencji Polski sarmackiej, pościgów i pojedynków, a akcja mknie w zastraszającym tempie, sprawiając, że nawet nie zauważamy, kiedy dochodzimy do finału opowiadania. Pozostaje lekki niedosyt, bo tekst mógłby być odrobinę dłuższy, ale cóż… takie wrażenie towarzyszy lekturze praktycznie każdego dobrego dzieła.
Drugim tekstem jest „Jeruzalem”. Historia o braciach polskich, o prześladowaniach, których doświadczali, ale przede wszystkim o miłości. Opowieść o tym uczuciu wybija się ponad inne motywy, pewnie też dlatego, że jest ono takie… codzienne, a przez to bardziej wiarygodne. W tym tekście Jacek Dydyński odsłania inną stronę swojego charakteru. Niezwyciężony rębajło, śmiertelnie skuteczny najemnik i niezawodny kompan dał nam się poznać jako niepozbawiony ludzkich odruchów już w otwierającym zbiór opowiadaniu, ale tutaj przedstawia się nam jako bohater honorowy, niepozbawiony sumienia, a przede wszystkim potrafiący zadbać o tych, którzy mu pomogli. Nie traci przy tym nic ze swojej stanowczości, uporu w dążeniu do celu oraz bezwzględności wobec wrogów. Opowiadanie to nie jest może tekstem wybitnym, ale i tak stoi na bardzo wysokim poziomie. Wciąga czytelnika, gwarantuje pełną akcji lekturę, a co więcej – sprawia, że się angażujemy. W tym tekście, co jest niewątpliwą zasługą autora, denerwuje nas każda niesprawiedliwość, smuci śmierć postaci, z którą sympatyzujemy i elektryzuje każdy pojedynek, o którego wynik drżymy. Dzieje się tak głównie dlatego, że nakreślone przez Komudę postacie są bardzo wyraziste i prawdziwe – z łatwością możemy sobie wyobrazić, że ci ludzie naprawdę istnieli.
Kolejne dwa opowiadania, czyli „Pod Wesołym Wisielcem” i „Nobile verbum” nie są premierowe, ale warto poświęcić im kilka słów. Po pierwsze, stoją na zupełnie różnych poziomach. Pierwsze z nich jest krótkie i, szczerze mówiąc, niezbyt przypadło mi do gustu. Miał to być horror, ale zawiodło dozowanie napięcia. Brak w nim wyraźnego rozwinięcia – opowiadanie nie zdąży dobrze się rozkręcić, a już się kończy. Pomysł był dobry, klimat też pasował do treści, ale autor nie dał nam szansy zbytnio się tym nacieszyć. Na szczęście honoru tekstów „odgrzewanych” dzielnie broni „Nobile verbum”, które jest zdecydowanie najlepszym opowiadaniem w tym zbiorze. Tak jak wcześniej było ozdobą „Opowieści z Dzikich Pól”, tak i teraz wyróżnia się pośród innych tekstów „Czarnej szabli”. Ma zdecydowanie najlepszą fabułę, najsprawniej prowadzoną akcję, najbardziej oryginalną tajemnicę do rozwikłania, no i przede wszystkim – bardzo dobre, przemyślane zakończenie. Dodatkowo jest rozbudowane, co pozwala nam do syta delektować się kunsztem autora. Historia czarnego jeźdźca jest nieprzewidywalna, a przy tym pełna emocjonujących zwrotów akcji, co czyni z „Nobile verbum” prawdziwy przysmak dla czytelników.
Tekstem zamykającym zbiór są „Biesy polskie”. Opowiadanie to ma wiele zalet: pełnokrwiste postacie, brutalną rzeczywistość, wartką akcję i zaskakujące zakończenie. Czegóż chcieć więcej? W zasadzie niczego, ale… No właśnie, pozostaje jedno „ale”. W sumie trudno to uznać za wadę, jednakże czytając ten tekst, nie mogłem oprzeć się dziwnemu wrażeniu déjŕ vu – doświadczyłem lekkiej, na szczęście niezbyt drażniącej powtórki z „Bohuna”. Komuda nie tyle przekalkował swoje wcześniejsze dzieło, co oparł je na tej samej legendzie kozackiej. Niby niezbyt znaczący szczegół, ale mimo wszystko lepiej dla „Biesów…” byłoby, gdyby autor oszczędził czytelnikom takiej powtórki z rozrywki.
Czas podsumowań, czas jednoznacznej oceny. „Czarna szabla” jest zbiorem bardzo dobrym i równym, w którym jedynie „Pod Wesołym Wisielcem” odstaje od wysokiego poziomu pozostałych tekstów. Jacek Komuda stworzył kolejne dzieło warte poświęcenia mu czasu. Może nie jest wybitne, brak mu błysku geniuszu, ale zdecydowanie wyróżnia się klimatem, no i przede wszystkim ciekawym połączeniem historii z fantastyką – czyli wizytówką tekstów tego autora. Wciągająca narracja, wyśmienita stylizacja językowa oraz bogate opisy przenoszą nas w przeszłość, nadając wyrazistych barw opowiadanym przez autora historiom i sprawiając, że od ich lektury trudno się oderwać.