Tytułowe opowiadanie ze zbioru Daphne du Maurier ma, poza pomysłem, właściwie mało wspólnego ze słynną Hitchcockowską ekranizacją. Jednak wersja angielskiej pisarki jest co najmniej równie ciekawa, a w „Ptakach” znaleźć można teksty jeszcze lepsze.
Groza nasza powszednia
[Daphne du Maurier „Ptaki” - recenzja]
Tytułowe opowiadanie ze zbioru Daphne du Maurier ma, poza pomysłem, właściwie mało wspólnego ze słynną Hitchcockowską ekranizacją. Jednak wersja angielskiej pisarki jest co najmniej równie ciekawa, a w „Ptakach” znaleźć można teksty jeszcze lepsze.
Daphne du Maurier rozpoczęła bogatą karierę pisarską – oprócz opowiadań stworzyła też kilkanaście powieści i sztuk teatralnych – jeszcze przed wojną, a niniejszy zbiorek powstał na początku lat 60. I widać, że było to pół wieku temu – dziś już tak się nie pisze. Długie zawiązywanie akcji, skupienie się na szczególe i relatywnie krótki finał od razu rzucają się w oczy. Zresztą podobne podejście do narracji można zauważyć też u Hitchcocka i nie byłoby dziwnym, że sławny reżyser zdecydował się zekranizować twórczość tej akurat pisarki
1), gdyby nie fakt, że tytułowe „Ptaki” są jedynym opowiadaniem z tego zbioru wyłamującym się ze schematu. Krótki, zwarty tekst, w którym już po kilku stronach pojawia się właściwa akcja, czyli ptaki atakujące ludzi. Nie znaczy to oczywiście, że opowiadanie jest słabe, wręcz przeciwnie. Atmosfera osaczenia, niedoinformowania i całkowitej anormalności sytuacji jest oddana bardzo sugestywnie i wiarygodnie. I choć trup nie ściele się gęsto, pióra nie fruwają, a dzioby nie wydłubują oczu, historia trzyma w napięciu aż do ostatniej strony. Może tylko skondensowana fabuła sprawia, że otwarte zakończenie, które du Maurier stosuje udanie w innych tekstach, tu sprawia wrażenie urwanej nagle akcji.
Wrażenie pewnego anachronizmu potęguje też czas akcji. „Ptaki”, „Jabłonka” i „Pocałuj mnie jeszcze raz” rozgrywają się tuż po II wojnie światowej, a „Monte Verita” częściowo nawet przed. Zresztą to ostatnie opowiadanie, najsłabsze w zbiorze, jest stylizowane na staroświecką „opowieść niesamowitą” z początków wieku. Jest więc obowiązkowa rama fabularna, usprawiedliwianie braku szczegółów geograficznych i tym podobne zabiegi mające przekonać czytelnika, że opowiadana historia zdarzyła się naprawdę. Niestety, nie wychodzi to tekstowi na dobre. Gdy w pozostałych opowiadaniach długie wstępy budują atmosferę, tu rozwlekła akcja i szczegółowe opisy wykonywanych czynności zwyczajnie nużą.
Wspomniana wojna nie jest u autorki tylko tłem, lecz zazwyczaj też czynnikiem, który ukształtował bohaterów („Jabłonka” i „Pocałuj…”). Czasem kontekst historyczny jest również istotny dla fabuły, na przykład bohaterowie „Ptaków” dociekają, czy szaleństwo ogarniające zwierzęta nie jest aby spowodowane przez Sowietów. Nawet jeśli wspomnienie wojny jest na drugim planie i pojawia się tylko w nieistotnych dla akcji komentarzach bohaterów, zdaje się mieć dla du Maurier duże znaczenie. Rozważania i – przede wszystkim – narzekania na rząd sprawiają wrażenie przemyconych do fikcji rzeczywistych wątpliwości nękających społeczeństwo powojennej Anglii.
Oprócz wojny motywami przewodnimi tego fragmentu twórczości du Maurier są miłość i natura. Znakomicie opisywana przyroda to nie tylko tło, ale też bohater opowiadań. Tak jest oczywiście w „Ptakach”, ale też w „Jabłonce” oraz „Starym” – krótkiej nowelce będącej raczej zabawą formą, ale bardzo pomysłowej i przyjemnej w odbiorze. Talent pisarki sprawia, że nawet nieożywiona przyroda będąca jedynie dekoracją nieomal materializuje się przed oczyma czytelnika. Pejzaże skalistych, smaganych wiatrem i falami wybrzeży wschodniej Anglii z opowiadania tytułowego czy niedostępnych górskich szczytów z „Monte Verita” na długo zostają w pamięci.
Także miłość, zajmująca istotne miejsce w każdym z sześciu opowiadań, pojawia się w najróżniejszych odmianach. Jest miłość rodzinna w „Ptakach” i „Starym” (w tym ostatnim zresztą dość nietypowa), ale są i romanse z nieznajomymi w „Pocałuj…” i „Prowincjonalnym fotografie”. Te dwa ostatnie teksty są też najbliższe klasycznemu kryminałowi, choć jak to zwykle bywa, wydawca trochę mija się z prawdą, pisząc „opowiadania mistrzyni grozy to gratka dla miłośników kryminału” (pomijając niezdecydowanie: groza czy kryminał?). Owszem, u du Maurier są i morderstwa, i niepokojący klimat, a nawet zjawiska nadprzyrodzone, ale przestraszenie czytelnika i pytanie „kto zabił?” nie jest najważniejsze. Morderca często jest znany od początku, a jeśli zanosi się na fragment rodem z horroru – na przykład bohater słyszy stukające drzwi – napięcie szybko zostaje przytłumione, a cała sprawa zbagatelizowana.
Górę nad grozą i kryminalną fabułą bierze duszna atmosfera, która owszem, może niepokoić i w pewien sposób straszyć, ale służy głównie jako wsparcie w przedstawieniu emocji targających bohaterami. Wraz z rozbudowanymi opisami służyć ma przekonaniu czytelnika, że przywoływane przypadki mogą się przydarzyć każdemu. Tak jest na przykład ze zblazowaną markizą z „Prowincjonalnego fotografa”, która dla rozrywki szuka romansu, ale nie dostrzega, że jej kochanek zupełnie inaczej widzi ten związek. Równie zwyczajna jest historia z „Jabłonki” – opowieść o nieszczęśliwej, wypalonej miłości i trudnościach we wspólnym życiu dwóch niekochających się już osób jest nie tylko smutna, ale i przerażająco realistyczna. Natomiast znakomite zobrazowanie wyrzutów męczących bohatera tytułowym drzewkiem oraz stopniowo zmieniający się punkt widzenia (ostatecznie relacje między bohaterami przybierają zupełnie inny kształt niż zdawało się na początku) sprawiają, że tekst jest prawdziwą perełką w tym i tak dobrym zbiorze. Podobnie jest w „Pocałuje mnie jeszcze raz”: nie chodzi o odgadnięcie tożsamości mordercy ani o straszenie jego działaniami, lecz o jego motywację – aż do bólu realistyczną i prawdopodobną.
Niepokojący klimat, zaledwie odrobina niesamowitości i mnóstwo psychologii oraz celnych obserwacji dotyczących mroku kryjącego się w człowieku – to brzmi może mniej zachęcająco niż „mistrzyni grozy” i „gratka dla miłośników kryminału”. Jednak, choć „Ptaki” mają swoje niedostatki – przede wszystkim słabość „Monte Verita” oraz przewidywalna, przynajmniej dla jako tako oczytanych odbiorców, fabuła „Pocałuj…” i „Starego” – są lekturą bardzo smakowitą. Mimo że teksty mają pewne cechy fantastyki, horroru i sensacji, nie jest to proza typowo rozrywkowa do czytania w biegu. Kunszt pisarski du Maurier sprawia, że jej opowiadaniami warto się delektować. Ot, choćby czytając „Ptaki” w zimny, deszczowy wieczór, pod ciepłym kocem i w wygodnym fotelu. Spotkanie w burzową noc dziewczyny, która koniecznie chce spacerować po cmentarzu, stukające o szybę dzioby i skrzydła, majaczący za oknem niepokojący kształt, który wcześniej zdawał się być zwykłą jabłonią… W przyjaznym otoczeniu te sugestywne wizje trochę zblakną i nie będą długo niepokoić. Trudniej natomiast będzie uwolnić się od grozy utraconego uczucia i zawiedzionego zaufania. O ile historia o morderczych ptakach raczej nie sprawi, że przestaniemy dokarmiać gołębie (choć znamienne jest, że również tutaj zagrożenie kryje się w czymś zwyczajnym i codziennym), o tyle lektura choćby „Jabłonki” na pewno zmusi do refleksji oraz spojrzenia na własne decyzje i zachowanie
I dobrze – od tego właśnie jest literatura.
1) Oprócz „
Ptaków” Alfred Hitchcock zekranizował też powieści „Rebeka” i „Oberża na pustkowiu” (za pierwszą z nich dostał dwa Oscary). Twórczość du Maurier jest wdzięczną podstawą do adaptacji: „Rebekę” przenoszono na ekran kilkakrotnie, na podstawie książki pisano również sztuki teatralne i musicale; oprócz tego zekranizowano powieści „Frenchmen’s Creek”, „Moja kuzynka Rachela” i „Nie oglądaj się teraz”. Ten ostatni film znalazł się na wysokim miejscu w esensyjnym
kanonie kina grozy i przez niektórych
uważany jest za jeden z najlepszych horrorów w historii kina.