Olga Tokarczuk na okładce swojej najnowszej książki „Bieguni” zapowiada, że będzie popełniać te same błędy i wydaje jej się to konieczne. Co autorka miała na myśli? Jej poprzednie dzieło „Anna In w grobowcach świata” krytycy zmieszali z błotem za uleganie literackim modom i pretensjonalny styl, jakby żywcem wyjęty z podręczników antropologii kultury. I rzeczywiście, „Biegunom” można postawić te same zarzuty. Lecz chwalić należy za całą resztę.
Sensu stricto, sensu largo czy bez sensu?
[Olga Tokarczuk „Bieguni” - recenzja]
Olga Tokarczuk na okładce swojej najnowszej książki „Bieguni” zapowiada, że będzie popełniać te same błędy i wydaje jej się to konieczne. Co autorka miała na myśli? Jej poprzednie dzieło „Anna In w grobowcach świata” krytycy zmieszali z błotem za uleganie literackim modom i pretensjonalny styl, jakby żywcem wyjęty z podręczników antropologii kultury. I rzeczywiście, „Biegunom” można postawić te same zarzuty. Lecz chwalić należy za całą resztę.
„Bieguni” to efekt trzyletniej pracy pisarki, która większość notatek do nowego dzieła sporządziła podczas podróży. To właśnie wyjazdy są głównym tematem ostatniej książki Tokarczuk. Trudno „Biegunów” nazwać klasyczną powieścią, gdyż struktura fabularna przypomina raczej „Prawiek i inne czasy” i „Dom dzienny, dom nocny”. Jest to pokaźny zbiór lapidarnych opowieści i hybryda różnych gatunków literackich, gdzie przemieszano narratorów, bohaterów i zdarzenia. Najważniejszą postacią w książce Tokarczuk jest jednak porte-parole samej autorki – kobieta o wykształceniu psychologicznym i feministycznych przekonaniach, tułająca się po dworcach i lotniskach całego świata. To od niej pochodzą sztandarowe myśli, fundamentalne twierdzenia i wyjaśnienia, które pozwalają czytelnikowi ogarnąć sens zdarzeń. Fragmentaryzm i nieciągłość wątków wymagają wielkiej uwagi przy poznawaniu kolejnych perypetii bohaterów. Czytelnik staje przed wyzwaniem połączenia i zespolenia ułomków biografii przedstawianych postaci. Drugim równoważnym tematem dzieła Tokarczuk są rozważania na temat ludzkiego ciała. Autorka twierdzi, że dla współczesnych ważniejsza od nieśmiertelności duszy jest nieśmiertelność somatycznej powłoki, podlegającej rozkładowi. Pisarka prowadzi nas po wnętrzu ludzkiego organizmu, opisanego z turpistycznym zacięciem, ale po reportersku, niezwykle rzetelnie i ciekawie. Spisane w ten sposób podręczniki anatomii byłyby najbardziej chodliwym towarem na targach książki akademickiej. Tokarczuk plastycznie i bardzo zręcznie opisuje metodologię pracy nad konserwacją ludzkich organów, co uznać można za koncertowy popis autorki. Wszystkie wymienione wątki są podporządkowane próbie stworzenia wizji totalnej poprzez wykorzystanie postaci i zdarzeń rozrzuconych w czasie i przestrzeni. To poszatkowanie jest wielką alegorią mobilności, a jej niespójność ma w zamyśle pisarki oddawać niespójność dynamicznej rzeczywistości.
Ta skomplikowana strukturalnie powieść niesie ze sobą zadziwiająco prostą ideologię. Wszystko zaczyna się od biegunów. Jak czytamy na okładce książki, jest to „odłam prawosławnych starowierców” którzy „wierzyli, że świat jest przesiąknięty złem”, a „jedynym sposobem ratunku jest podróż, ruch”. Czytelnik nie musi wiele się wysilać, by dojść do tego, co autorka zamierza mu przekazać – wszystko zostaje powiedziane wprost. Pozostawanie w bezruchu, przyzwyczajenie do miejsc i sytuacji powoduje skostnienie, utrwala stary porządek. Ta krytyka mieszczańskiej mentalności pojawia się co rusz, a gdy czytelnik zaakceptuje punkt widzenia autorki, zaczyna poszukiwać czegoś więcej. Ogromne skomplikowanie formy każe sięgać głębiej. Czytelnik szuka sensu aż do ostatniej strony, a jedyne, co dostaje, to pogłębione refleksje nad przytoczonymi już prawdami. „Kto się zatrzyma – skamienieje, kto przystanie, zostanie przyszpilony jak owad” – wykładnię przewodniej myśli książki otrzymujemy co kawałek w zmienionej formie. Przy „Annie In w grobowcach świata” krytycy zżymali się za pretensjonalny język – zbytnio zbliżony do naukowego, hermetyczny i sztuczny. Ten sam zarzut można postawić „Biegunom”, choć trudno nie odnieść wrażenia, że autorka starała się nad tym zapanować. Tokarczuk jest z wykształcenia psychologiem i aparatu tego używa w wielu miejscach do wzbogacenia swojego dzieła. Zapoznaje czytelnika z prawidłami psychologii podróżnej, w której wyznacznikach nietrudno dostrzec szyderstwo i spory dystans do tej dyscypliny empirycznej. Dalej w poszukiwaniu sensu czytelnik dociera do zbudowanego przez autorkę mitu nomadów – ludu, który definiuje się poprzez podróż i przemieszczanie. Ludu, którego bożkiem jest Kairos, zamieszkujący grecki panteon bóg przypadku i okazji. Podróżą okazuje się także wyprawa do wnętrza ludzkiego ciała, którego organy mogą zesztywnieć, zatopione w formalinie. Na poziomie przekazu wątek podróżniczy i anatomiczny nieoczekiwanie łączą dwa wielkie umysły swoich czasów – Kopernik i Wesaliusz. Pierwszy bowiem naukowiec przyczynił się do powstania map ziemskiego globu w obecnym kształcie, a drugi stworzył podwaliny nowoczesnej anatomii i mapy ludzkiego ciała. W tym miejscu warto wspomnieć o pięknych reprodukcjach kartograficznych, o jakie wzbogacona została książka. Mapy dobrano tak, by ilustrowały wybrane skrawki opowieści. Przy selekcji wyraźnie starano się na zasadzie kontrastu zestawić ze sobą kartografię pochodzącą z odległych wieków. Uatrakcyjnia to lekturę, pomaga podczas umysłowego porządkowania wątków i utrwala wymowę dzieła, niestety dość banalną.
Mimo miałkości przesłania „Bieguni” bronią się doskonale. Tylko Tokarczuk potrafi tak mitologizować prozaiczne czynności, że czytelnik z zachwytem śledzi zakup podpasek i pasty do zębów. Klasę pisarki znać po wciągających opowieściach o niewyróżniających się bohaterach oraz aforystycznych i węzłowatych sentencjach, które świetnie oddają istotę zdarzeń. Chaos opowieści utrudnia jej percepcję, lecz oddaje poplątanie współczesnego świata. Po lekturze „Biegunów” każda podróż wydaje się mitycznym starciem ze skostnieniem i stałością. Jak pisze Tokarczuk: „Płynność, mobilność, iluzoryczność – to właśnie znaczy być cywilizowanym.”