Jednym z najsłynniejszych seryjnych morderców był niewątpliwie Andriej Czikatiło, Rosjanin, który w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku zamordował kilkadziesiąt (!) osób, głównie dzieci. Fakt, że mógł bezkarnie grasować tak długo, Czikatiło zawdzięczał w sporej mierze oficjalnej propagandzie, zgodnie z którą seryjnych morderców w ZSRR… nie było. W książce „Ofiara 44” Tom Rob Smith wykorzystał ten motyw z jedną istotną zmianą – otóż przeniósł akcję w lata pięćdziesiąte, do ostatnich tygodni stalinowskiego terroru.
Anna Kańtoch
Hannibal Lecter w świecie Orwella
[Tom Rob Smith „Ofiara 44” - recenzja]
Jednym z najsłynniejszych seryjnych morderców był niewątpliwie Andriej Czikatiło, Rosjanin, który w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku zamordował kilkadziesiąt (!) osób, głównie dzieci. Fakt, że mógł bezkarnie grasować tak długo, Czikatiło zawdzięczał w sporej mierze oficjalnej propagandzie, zgodnie z którą seryjnych morderców w ZSRR… nie było. W książce „Ofiara 44” Tom Rob Smith wykorzystał ten motyw z jedną istotną zmianą – otóż przeniósł akcję w lata pięćdziesiąte, do ostatnich tygodni stalinowskiego terroru.
Gdy w Moskwie, tuż przy torach, zostaje znalezione ciało małego chłopca, zrozpaczona rodzina podejrzewa morderstwo. Lecz przecież w Związku Radzieckim morderców nie ma, mordercy to produkt zdegenerowanego kapitalizmu. Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego nie może pozwolić na rozpowszechnianie szkodliwych plotek, wysyła więc Lwa Demidowa, jednego ze swoich najzdolniejszych pracowników, by przekonał krewnych chłopca, że był to jedynie tragiczny wypadek. Lew wykonuje rozkaz bez ociągania, ale i bez szczególnego entuzjazmu, gdyż zdecydowanie woli tropić szpiegów, którzy zagrażają zdobyczom rewolucji. Wkrótce zresztą – ku własnemu zadowoleniu – będzie mógł do owego tropienia wrócić, czego efektem stanie się aresztowanie moskiewskiego weterynarza.
W tym momencie w fabule zaczyna dominować wątek stopniowej przemiany Lwa – od gorliwego sługi systemu, który szczerze wierzy, że ludzi katuje się „w imię wyższego dobra”, aż po człowieka, który temuż systemowi postanawia się przeciwstawić. Wątek mordowanych dzieci powraca dopiero w połowie książki, co można uznać za fabularny zgrzyt, zwłaszcza jeśli zasugerowany tytułem oraz blurbem czytelnik nastawi się na thriller. W istocie jednak „Ofiara 44” to powieść na pograniczu gatunków: tak samo blisko jej do wymienionych w notce wydawcy thrillerów Thomasa Harrisa, jak i do Orwellowskiego „Roku 1984”. Za sam pomysł takiego połączenia autor ma u mnie dużego plusa. Niestety, gorzej przedstawia się kwestia wykonania.
„Ofiara 44” na poziomie rzemieślniczym jest powieścią bardzo dobrze napisaną – widać to choćby w sporej ilości zwrotów akcji, rozłożonych tak, że przez cały czas trzymają w napięciu, a przy tym nie przytłaczają swoją liczbą. To w dużej mierze dzięki nim książkę świetnie się czyta, lecz – wiem, że to zabrzmi absurdalnie – w przypadku „Ofiary 44” takie stwierdzenie nie jest bynajmniej komplementem. Bo przecież książka ta powinna być duszną, przerażającą opowieścią, przez którą czytelnik będzie brnął ze zgrozą. I widać, że Tom Rob Smith w kierunku stworzenia takiej właśnie historii zmierza. Jest tu atmosfera nieustannej podejrzliwości, w której przyjaciele donoszą na przyjaciół, są chore i absurdalne zasady (wymuszone torturami zeznania to dokument państwowy, w którym z założenia nie ma żadnej pomyłki), jest wreszcie bezlitosna maszyna totalitarnego terroru, która zmieść może każdego, nawet swego najbardziej oddanego sługę, bo przecież „nie ma ludzi niewinnych”. Problem w tym, że wszystko to, zamiast łapać za gardło, jest tylko (aż?) niebanalnym tłem dla kryminalno-sensacyjnej historii. Dlaczego tak się stało? Dlaczego w „Ofierze 44” najlepiej broni się warstwa najbardziej rozrywkowa, a to, co bardziej ambitne i głębsze, nie robi takiego wrażenia, jak powinno?
Powodów jest kilka.
Po pierwsze, główny bohater oraz jego przemiana, pokazana wiarygodnie, owszem, ale też dość konwencjonalnie, z tak nieodłącznymi elementami jak na przykład sny, w których Demidowowi ukazują się twarze jego ofiar. Po drugie, część dialogów brzmi mało naturalnie, bo – takie przynajmniej odniosłam wrażenie – autorowi za bardzo zależy na tym, aby przekonać czytelnika, w jak tragicznej sytuacji znaleźli się bohaterowie, jak poważne mają dylematy itp. Najlepiej widać to na początku, w rozmowie dwóch przyjaciół, z których jeden, podejrzewany o szpiegostwo, postanawia uciec na Zachód, a drugi odmawia mu schronienia. Za dużo tu patetycznych zwrotów („Pamiętaj nas takich, jak kiedyś. Zapamiętaj nas jako najlepszych przyjaciół”), a za mało autentycznych uczuć. Dalej jest już lepiej, ale wciąż nie na tyle dobrze, by dramat literackich postaci jakoś szczególnie zapadał w serce.
Są też fragmenty, w których autor grzeszy przesadną szczegółowością, a są i takie, gdzie prześlizguje się przez ważne kwestie. Do pierwszych należy trudny związek Lwa oraz jego żony, gdy Tom Rob Smith długo i zawile wyjaśnia czytelnikowi, co jedna strona czuje do drugiej i dlaczego. Dla odmiany nie wiadomo, jaki właściwie jest stosunek Lwa (już po przemianie) do komunizmu. Uważa, że system jest w porządku, a zawodzą jedynie ludzie, czy też podważa sensowność całej ideologii? Bo nie wierzę, by inteligentny, wykształcony człowiek, który właśnie przewartościował wszystkie swoje poglądy, w ogóle się nad tą kwestią nie zastanawiał. Ten brak to na pozór drobiazg, a jednak sprawia, że postać Lwa wydaje mi się niepełna, nie do końca przemyślana.
Ponadto mści się tutaj to, o czym pisałam wyżej, czyli „fajna sensacyjność” tej książki. Zwłaszcza w drugiej połowie sporo jest ucieczek, pogoni czy wymykania się „w ostatniej chwili” śmierci. Co prawda autor ma alibi w postaci samego Lwa, który jest byłym wojskowym, wyćwiczonym i zaprawionym w walce, jasnym więc jest, że udaje mu się więcej niż przeciętnemu człowiekowi. Niestety, im więcej w tej historii heroicznej „walki bohatera z systemem”, tym mniej tragedii zwykłych ludzi, zastraszonych i upokorzonych. A jeśli w pewnym momencie czytamy, jak złamany torturami człowiek w obliczu niebezpieczeństwa bez większego problemu otrząsa się i na powrót wskakuje w rolę bohatera, to potem trudno wczuć się w atmosferę osaczenia i beznadziejności, jaką w końcówce usiłuje kreować autor.
Nie przypadło mi też gustu wyjaśnienie, dlaczego właściwie morderca morduje (oprócz tego, że lubi) – jest zbyt dziwaczne i jako takie pasuje mi bardziej do amerykańskich thrillerów, których twórcy koniecznie chcą zadziwić widza lub czytelnika, niż do opowieści, w której tak naprawdę najbardziej przerażające byłoby zło z jednej strony potężne, a z drugiej szare i banalne.
Mimo wszystkich powyższych zastrzeżeń książkę oceniam jako udaną, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jest to debiut młodego autora. „Ofiara 44” i tak jest lepsza niż większość powieści sensacyjnych, które znajdują się na rynku. Tom Rob Smith nie unika trudnych tematów i ma dobry pomysł na pisanie, polegający na łączeniu rozrywki z „czymś więcej”. Rozrywka już wychodzi mu bardzo dobrze, a owo „coś więcej” pewnie z czasem będzie coraz lepiej dopracowane.