Lektura wywiadu rzeki z argentyńskim pisarzem, Jorge Luisem Borgesem to – korzystając z hasła jednego z wydawnictw – prawdziwa uczta wyobraźni. Smakowita i świetnie przyprawiona. Książka „W dialogu III” pokazuje, że twórca „Księgi piasku” czy „Alefu” jest jak stare, wyborowe wino. Zachwyca i odurza bogactwem smaku.
Dobrze powiedziane
[Jorge Luis Borges, Osvaldo Ferrari „W dialogu III” - recenzja]
Lektura wywiadu rzeki z argentyńskim pisarzem, Jorge Luisem Borgesem to – korzystając z hasła jednego z wydawnictw – prawdziwa uczta wyobraźni. Smakowita i świetnie przyprawiona. Książka „W dialogu III” pokazuje, że twórca „Księgi piasku” czy „Alefu” jest jak stare, wyborowe wino. Zachwyca i odurza bogactwem smaku.
Jorge Luis Borges, Osvaldo Ferrari
‹W dialogu III›
„W dialogu III” to 28 rozmów między Ferrarim i Borgesem na temat literatury, filozofii, chaosu, religii i szkolnictwa. Przede wszystkim jednak literatury. Wszystkie rozmowy zostały nagrane w argentyńskim radiu w 1985 roku (Borges zmarł rok później w Genewie). Starszy, niewidomy pan z prawdziwą pasją opowiada o swojej wielkiej miłości do literatury. Właśnie miłości – Borges w którymś momencie stwierdza, że przez lata, kiedy wykładał literaturę anglosaską na uniwersytecie w Buenos Aires, za cel stawiał sobie, aby jego słuchacze pokochali któregoś z pisarzy. Przytacza zresztą w jednej z wypowiedzi historię: na ulicy zaczepił go młody człowiek. „Chciałbym panu za coś podziękować, panie Borges”. „Za co?” – zapytał pisarz. „Pan sprawił, że poznałem Roberta Louisa Stevensona”. Najlepsze zaś jest podsumowanie tej historii przez Borgesa, który mówi: „W takim razie czuję się usprawiedliwiony”.
Autor „Księgi piasku” podkreśla w swoich wypowiedziach, że literatura powinna być kochana przez ludzi. Wydaje się, że to banalne stwierdzenie, jednak w ustach Borgesa nabiera głębi. Jego miłość do słowa pisanego widać w rozmowach z Ferrarim. Pisarz z ogromną czułością opowiada o niektórych frazach z wierszy W.B. Yeatsa albo Walta Whitmana. Borges stwierdza na przykład, że podczas gdy w oryginale wers „That dolphins torned, that gong thorned sea” Yeatsa brzmi pięknie, jeśli przełożymy go na język hiszpański (a za nim na polski) otrzymamy bełkot. Pisarz mówi wręcz, że „najważniejsze są kadencje, dźwięk słów, a znaczenie może w ogóle nie istnieć, albo może być wątpliwe”.
Wypowiedzi na temat innych twórców to jeden z głównych tematów „W dialogu III”. Szczególnie uderzyła mnie miłość Borgesa do wzmiankowanego już Stevensona. Tego ostatniego – zresztą, pewnie jak większość czytelników – odbierałem dotychczas jako autora „Wyspy skarbów”, no i niezbyt ciekawego pisarza. Borges ten mit burzy, przedstawia szkockiego pisarza z zupełnie nieznanej dotąd strony. Jego Stevenson to przede wszystkim autor wspaniałych listów, a także wierszy. Ale Borges ze znawstwem nie wypowiada się jedynie o szkockim pisarzu. Także jego opinie na temat Jamesa Joyce′a i „Ulissesa” („to jest swego rodzaju reductio ad absurdum całej literatury”), Oscara Wilde′a, G.B. Shawa, czy Ralpha Emersona są unikatowe w skali światowej. Borges wypowiada się z wielką mądrością, jednocześnie nie brnąc w akademicki wykład. Jego sądy są wyraźne, a opinie proste i wnikliwe. Przy czym pisarz na równi stawia własną wypowiedź ze zdaniem swojego rozmówcy; stara się podczas każdej rozmowy dojść do jakiegoś wniosku, który nie byłby jedynie jego zdaniem, ale wynikał z dialogu.
W jednej z rozmów Borges stwierdza, że błędem jest „zakładanie, że ktoś zwycięża w dyskusji. […] Najważniejsze jest dotarcie do przyczyny, jeśli ktoś może nam w tym pomóc to tym lepiej.” W tej krótkiej wypowiedzi streszcza się piękno myślenia argentyńskiego pisarza. Borges nie próbuje wykładać żadnych prawd, nie poucza ex cathedra, ale właśnie dialoguje. Pozwala rozmawiającemu z nim Osvaldo Ferrariemu na równorzędną pozycję w dyskusji. Co więcej, słucha swojego rozmówcy. Jest coś niesamowitego w obserwowaniu, jak jeden z najlepszych pisarzy XX wieku, człowiek ogromnej erudycji i wiedzy w najmniejszym stopniu nie stara się wywyższać ponad osobę, z którą rozmawia.
Z wywiadu z Borgesem wyłania się obraz człowieka, który wszystko postrzega przez pryzmat literatury. Dobrym przykładem może być wypowiedź pisarza na temat Jezusa Chrystusa. Borges mówi: „Nie wiem natomiast, czy zauważono, że Chrystus, poza tyloma innymi rzeczami, jest stylem literackim”. To doszukiwanie się wszędzie tekstu wydaje się leżeć u podstawy filozofii życiowej autora „Raportu Brodiego”. Wypowiedzi Borgesa, nawet jeśli mówi o założycielu chrześcijaństwa, buddyzmie, czy koncepcjach chaosu, nieustanne dotykają literatury. W ten sposób pisarz pokazuje, że słowo pisane nie jest martwe, ale nieustannie wpływa na nasze życie. Myślimy i mówimy cytatami z książek, nasze postrzeganie świata uzależnione jest od tego, co napisali filozofowie (nawet jeśli żadnego z nich nie czytaliśmy). Ale aby zachwycić się literaturą – mówi Borges – potrzebna jest jeszcze jedna rzecz. Literatura.
Przekleństwem współczesności jest nadmiar opracowań, analiz, recenzji (w tym tej, którą teraz czytasz). Mówiąc inaczej – książek o książkach. Przez te protezy zatraciliśmy kontakt z literaturą. Czytamy o Cervantesie, czytamy powieści nawiązujące do jego twórczości, ale nie czytamy samego Cervantesa. Borges bardzo ostro krytykuje taką gadaninę, która wyrasta nie z literatury, ale z samego gadania. Kilkakrotnie również atakuje psychoanalizę. Według niego jest ona wyciąganiem niepotrzebnych faktów z życia pisarza (każdy autor był zbyt uzależniony w dzieciństwie od matki – ironizuje). Postawa analizowania dzieła literackiego – przynajmniej, w sensie naukowym – jest obca Borgesowi. Zamiast chłodnego dystansu badacza pisarz wyraźnie preferuje podejście miłośnika, wręcz kochanka literatury. Dlatego z taką pasją, z takim uczuciem opowiada o literaturze. No i dlatego „W dialogu III” czyta się z prawdziwą przyjemnością. Borges, jak sam stwierdza w którymś momencie, pisarzem może nie jest wybitnym (z tym akurat się nie zgodzę), ale z pewnością jest dobrym czytelnikiem. Dobrze powiedziane.