Nasi najbliżsi kuzyni, neandertalczycy, wcale nie wyginęli. Przynajmniej nie w alternatywnym uniwersum, które przypadkowo zostaje połączone portalem z naszym światem. Takie fascynujące wydarzenie staje się punktem wyjściowym trylogii „Neandertalska paralaksa” pióra Roberta Sawyera.
Człowiek człowiekowi kuzynem
[Robert J. Sawyer „Hominidzi”, Robert J. Sawyer „Ludzie”, Robert J. Sawyer „Hybrydy” - recenzja]
Nasi najbliżsi kuzyni, neandertalczycy, wcale nie wyginęli. Przynajmniej nie w alternatywnym uniwersum, które przypadkowo zostaje połączone portalem z naszym światem. Takie fascynujące wydarzenie staje się punktem wyjściowym trylogii „Neandertalska paralaksa” pióra Roberta Sawyera.
Robert J. Sawyer
‹Hominidzi›
Neandertalczycy oraz zagadka ich zniknięcia to jedna z największych tajemnic naukowych związanych z historią naszego gatunku. Wiemy o nich całkiem sporo, a jednak środowisko naukowe wciąż nie może ustalić, czy te istoty o mózgach większych niż nasze były podgatunkiem homo sapiens, czy też zupełnie odrębnym homo neanderthalensis. Ostatnio zwycięża ta ostatnia hipoteza, lecz co jakiś czas pisma popularnonaukowe donoszą o odkryciu kości domniemanych hybryd – potomków mieszanych związków o cechach obydwu odmian człowieka (na przykład dziecko Lapedo w portugalskim Abrigo do Lagar Velho).
Bo co do tego, że neandertalczycy byli ludźmi – w najbardziej potocznym tego słowa znaczeniu – nie ma właściwie wątpliwości. Wiadomo, że nosili ubrania, używali ognia, najpewniej posługiwali się mową, możliwe, że znali muzykę, domniemywa się także, że mieli jakąś formę wierzeń religijnych, na co wskazywać mogą rytualne pochówki z obecnością narzędzi, ochry i kwiatów. Różnili się od nas głównie budową kończyn (były one krótsze) oraz czaszki, której najbardziej widoczną cechą był masywny kościany wał nadoczodołowy.
Czy te różnice były przyczyną ich wyginięcia? Czy człowiek współczesny, reprezentowany wówczas przez kromaniończyków, „pomógł” neandertalczykom w zniknięciu z powierzchni ziemi? Taką hipotezę przedstawił znany biolog ewolucyjny Jared Diamond, określając to możliwe działanie naszych przodków wręcz jako ludobójstwo. Może winny był ocieplający się klimat i związane z tym zmiany we florze i faunie? A może neandertalczycy wcale nie wyginęli, lecz przemienili się ewolucyjnie w nas lub przez mieszane związki roztopili się w żywiole homo sapiens?
Odpowiedzi na te pytania – oczywiście w formie fikcji literackiej – udziela Robert Sawyer, autor znany już na naszym rynku z paru powieści SF. Trylogia „Neandertalska paralaksa” to ściśle powiązana całość, opisująca perypetie Pontera Boddita, Mary Vaughan oraz osób z nimi związanych. Boddit jest naukowcem z alternatywnej Ziemi, zdominowanej przez istoty zwane przez nas neandertalczykami, który przypadkiem, wskutek działania komputera kwantowego, trafia do kanadyjskiego obserwatorium neutrino. Uratowany przed utopieniem w zbiorniku ciężkiej wody, neandertalczyk rychło staje się sensacją naukową i medialną. Zetknięcie światów było jednak przypadkowe i połączenie zostaje zerwane, a Boddit staje się samotnym rozbitkiem, kolejnym przykładem obcego w obcym kraju. Los rychło styka go z profesor Mary Vaughan, zajmującą się badaniem genetycznych pozostałości wymarłych gatunków, w tym homo neanderthalensis. Fascynacja naukowa przeradza się u obojga w silniejsze i o wiele mniej racjonalne uczucie.
Jednak różnice między gatunkami nie polegają jedynie na odmiennej liczbie chromosomów czy kształcie czaszki. Kultura i społeczeństwo Barastów (jak sami siebie nazywają neandertalczycy) jest całkowicie inna od wzorców cywilizacji Gliksinów (czyli homo sapiens). Opis życia i zwyczajów mieszkańców tamtej Ziemi to jeden z mocniejszych punktów cyklu Sawyera. Cywilizacja Barastów opiera się na nieludzkich z naszego punktu widzenia zasadach: pełnej kontroli populacji, eugenicznym wyplenianiu szkodliwych cech osobniczych, jak agresja czy choroby dziedziczne, oraz na stałym nadzorze elektronicznym sprawiającym, że kara za ewentualne przestępstwa jest naprawdę nieuchronna. Przy tym wszystkim to, że przez większość czasu neandertalczycy żyją w homoseksualnych parach, jedynie na pięć dni w miesiącu zamieszkując ze swoimi partnerami odmiennej płci, to już naprawdę małe z pianką.
Sami Barastowie to ekologicznie nastawieni pacyfiści, nieznający podziałów rasowych, nacjonalizmów czy wojen. Dzięki zachowaniu większości elementów kultury łowców-zbieraczy oraz dzięki ograniczeniu populacji i utrzymaniu jej na stałym poziomie nie doprowadzili do wytępienia żadnego gatunku zwierząt. Ziemia Barastów jest w oczach odwiedzających ją Gliksinów prawdziwym rajem, światem czystych jezior i rzek, pełnym lasów zamieszkanych przez mamuty i jelenie, z niebem zasłanianym nie przez smog, lecz przez stada gołębi wędrownych.
Nasze problemy: przeludnienie, głód, wojny, fanatyzmy, sprawiają, że na tle Barastów wyglądamy na krwiożerczy i nieopanowany lud. To jednostronne i idealistyczne ujęcie powoduje, że podobnie jak jeden z bohaterów możemy stwierdzić, iż „Mam już tego dość. – Wskazał stertę tygodników, wycinków z gazet, taśm audio i nagrań wideo. – »Neandertalczycy są bardziej pokojowym gatunkiem niż my«, »Neandertalczycy są bardziej niż my wyczuleni na problemy środowiska«, »Neandertalczycy są bardziej od nas oświeceni«. Dlaczego tak jest, do cholery?”. Zdaniem autora, odpowiedzią jest większy mózg i myślenie planowe. Jedynie przypadek w postaci uzyskania świadomości przez homo sapiens w naszym świecie pozwolił na nasze ewolucyjne zwycięstwo.
Barastowie są także społeczeństwem stuprocentowo ateistycznym – to najdalej idąca hipoteza Sawyera i najpoważniejsze odstępstwo od naszej wiedzy na temat neandertalczyków. U Sawyera są oni wręcz niezdolni do wiary w istotę wyższą, w życie pozagrobowe czy w siłę modlitwy.
Robert J. Sawyer
‹Hybrydy›
Kwestie wiary i Kościoła rzymskokatolickiego to jedne z ważniejszych problemów podejmowanych w cyklu. Poza tym autor porusza tematy genetyki, ewolucji, prawa, fizyki kwantowej, akcji afirmatywnej i biologii człowieka. Taka różnorodność może budzić podejrzenia, że to zbyt wiele grzybów na jeden barszcz. Jednak Robertowi Sawyerowi udaje się zgrabnie spleść wszystkie te wątki, nie przechodząc w mentorski i nudny ton wykładowcy. Niestety, sposób wprowadzenia niektórych jego tez i umieszczenie ich w ustach bohaterki (na przykład utyskiwania na stanowisko Kościoła w sprawie rozwodów, aborcji i antykoncepcji) sprawiają wrażenie dość nachalnej agitki. Nie pomaga w tym zakresie fakt, że w narracji panuje ton suchej relacji, który nieco przeszkadza w pełnym zanurzeniu się w świecie powieści. Styl jest poprawny, lecz nie stanowi jednego z walorów tych książek.
Z kolei już prawdziwą wadą jest kilkakrotnie powtarzający się zabieg, którego nie mogę nazwać inaczej niż product placement. Sawyer dokładnie informuje, z jakiej marki i modelu aut korzystają jego Louise i Reuben (terenowe fordy explorery), jakiego radia słuchają w podróży (CJMX-FM), jakie napoje preferują Ponter i Mary (coca-cola i kawa z mlekiem czekoladowym), które wokalistki są ulubionymi Mary (Martina McBride, Faith Hill i Shania McTwain, z wyjątkiem piosenki „The Woman in Me”, „której brakowało charakterystycznej energii Twain”). A już zupełnie kuriozalną postać przybiera reklama KFC: „Według Pontera serwowane tam jedzenie było najwspanialsze na świecie. Mary – niestety, ze szkodą dla figury – podzielała jego zdanie. (…) Po raz pierwszy miał okazję spróbować tak niezwykłej mieszanki jedenastu różnych ziół i dodatków, której smak okazał się dla niego zupełnie nowym doświadczeniem”. Przyjazny neandertalczyk tak upodobał sobie potrawy pułkownika Sandersa, że zaserwował je… na swoim weselu: „Ponter uśmiechał się od ucha do ucha. – Dla ciebie wszystko, co najlepsze”.
W odbiorze trylogii Roberta Sawyera przeważają jednak pozytywy. Sprawnie poprowadzona akcja, solidna podbudowa naukowa, zróżnicowani i ciekawi bohaterowie – to wszystko sprawia, że można przymknąć oko na prosty styl i miejscami występującą zbytnią drobiazgowość. Wielokrotnie w tych powieściach znaleźć można materiał do przemyśleń, a jednocześnie naukowe teorie zgrabnie wskakują do pamięci, nie przeszkadzając, lecz współtworząc naukową intrygę. Po lekturze „Neandertalskiej paralaksy” można uważniej przypatrywać się mijanym ludziom – a nuż w sąsiedzie spod czwórki dostrzeżemy nie tylko krępego zapaśnika z wadą wymowy, lecz także zaginionego w nurcie ewolucji kuzyna?