„Generał Piotr Wrangel” – bohater książki autorstwa Dariusza Wierzchosia – był jednym z byłych carskich generałów, którzy po wybuchu wojny domowej w Rosji stanęli na czele ruchu białogwardyjskiego. Dowodził antybolszewicką Armią Ochotniczą, by następnie objąć przewodnictwo Sił Zbrojnych Południa Rosji. To jego pierwsza, choć niepełna, biografia w języku polskim. Niestety, średnio udana.
Ten okrutny XX wiek: Baron kawalerzysta na wojnie z bolszewikami
[Dariusz Wierzchoś „Generał Piotr Wrangel” - recenzja]
„Generał Piotr Wrangel” – bohater książki autorstwa Dariusza Wierzchosia – był jednym z byłych carskich generałów, którzy po wybuchu wojny domowej w Rosji stanęli na czele ruchu białogwardyjskiego. Dowodził antybolszewicką Armią Ochotniczą, by następnie objąć przewodnictwo Sił Zbrojnych Południa Rosji. To jego pierwsza, choć niepełna, biografia w języku polskim. Niestety, średnio udana.
Dariusz Wierzchoś
‹Generał Piotr Wrangel›
Piotr Nikołajewicz Wrangel, jak wielu wyższych oficerów w armii carskiej od czasów Piotra Wielkiego, miał w swoich żyłach nie tylko rosyjską krew. Wśród jego przodków znajdowali się bowiem między innymi szwedzcy baronowie. Nie przeszkadzało mu to jednak być gorliwym rosyjskim patriotą, który po wybuchu rewolucji październikowej nie wahał się zaryzykować życiem, walcząc przeciwko bolszewickim uzurpatorom. I chociaż – w przeciwieństwie do innych przywódców „białych”,
admirała Aleksandra Kołczaka czy też generała Antona Denikina – godził się z faktem odzyskania niepodległości przez państwo polskie i porzucił ideę zachowania „jednej i niepodzielnej Rosji”, nie jest w naszym kraju postacią zbyt znaną. Wzmianki o Wranglu można znaleźć co najwyżej we wnikliwszych
opracowaniach poświęconych rosyjskiej wojnie domowej. Mimo że przed dziesięcioma laty Bellona opublikowała dwutomowe wydanie „Wspomnień” generała, pierwsza polska monografia opisująca jego działalność wojskową i polityczną trafiła do księgarń nad Wisłą dopiero pod koniec 2008 roku. „Generał Piotr Wrangel”, wydany przez krakowską oficynę Avalon, oparty został na rozprawie doktorskiej Dariusza Wierzchosia, obronionej trzy lata wcześniej na lubelskim Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Dzisiaj autor jest pracownikiem Archiwum Akt Nowych, specjalizującym się zwłaszcza w historii najnowszej Rosji i Ukrainy (ze szczególnym uwzględnieniem okresu wojny domowej).
Wrangel dość późno przyłączył się do obozu „białych”. Nie oznacza to jednak wcale, że wcześniej wahał się, którą ze stron konfliktu poprzeć. Jeszcze nim zwolennicy Lenina doszli do władzy, wiosną 1917 roku Piotr Nikołajewicz optował za wprowadzeniem w kraju dyktatury wojskowej i rządów silnej ręki, które pozwoliłyby opanować chaos zrodzony w konsekwencji przeprowadzenia rewolucji lutowej. Od pierwszych dni rządów bolszewickich rosyjski baron był też zdeklarowanym wrogiem komunistów, co doprowadziło do jego wystąpienia z armii i przeniesienia się z rodziną na Krym, jak najdalej od „czerwonego” Piotrogrodu. I chociaż wojna bardzo szybko rozlała się również na południe Rosji, Wrangel – mimo że otrzymał propozycję przejęcia dowództwa nad armią Krymskiej Republiki Ludowej – przez kilka następnych miesięcy trzymał się na uboczu sporu. Ta decyzja poniekąd uratowała mu życie, kiedy w styczniu 1918 roku został aresztowany przez bolszewików tuż po tym, jak Armia Czerwona wkroczyła na Krym. Wypuszczony po kilku dniach aresztu na wolność, postanowił zniknąć „czerwonym” z oczu i przeniósł się na wieś, gdzie mógł mieszkać przez nikogo już nie niepokojony. Spokój, który teraz zapanował w jego życiu, był jednak tylko pozorny. Doświadczony oficer formatu Piotra Nikołajewicza, pozostając w taki czas w Rosji, prędzej czy później musiał przyłączyć się do którejś z armii. W jego przypadku wyboru praktycznie nie było – we wrześniu 1918 roku Wrangel zgłosił się w Jekaterinodarze (dzisiejszym Krasnodarze) na Kubaniu do sztabu „białej” Armii Ochotniczej dowodzonej przez generała Denikina. Natychmiast też, jako doświadczony kawalerzysta z czasów I wojny światowej, został mianowany dowódcą 1. Dywizji Konnej i wysłany na front.
W walkach z bolszewikami Piotr Nikołajewicz odnosił początkowo niemałe sukcesy. Z biegiem czasu dojrzewał jednak jego osobisty konflikt z głównodowodzącym Armii Ochotniczej, co ostatecznie stało się – obok późniejszych niepowodzeń frontowych armii „białych” we wschodniej Ukrainie – jedną z głównych przyczyn opuszczenia przez barona szeregów wojska. Tym razem zdecydował się również na emigrację; pod koniec lutego 1920 roku udał się do Turcji. Jak się okazało, nie na długo. Wrócił z Konstantynopola na Krym na początku kwietnia, kiedy to po rezygnacji Denikina otworzyła się dla Wrangla droga do objęcia funkcji dowódcy Sił Zbrojnych Południa Rosji. Przejmując to stanowisko, podjął jeszcze jedną, tym razem już ostatnią, próbę zbrojnego powstrzymania bolszewickiej nawały. Działania barona nie ograniczały się jednak tylko do prowadzenia wojny. Piotr Nikołajewicz rozpoczął także szeroką akcję propagandową, która zmierzała z jednej strony do pozyskania poparcia mas ludowych w Rosji (poprzez wprowadzenie na kontrolowanych przez siebie terytoriach długo oczekiwanej reformy rolnej), z drugiej – do uzyskania pomocy od państw Ententy i zawarcia strategicznych sojuszów z Polską Józefa Piłsudskiego oraz Ukraińską Republiką Ludową Symona (Semena) Petlury. Zerwał tym samym z wcześniejszą, całkowicie nieodpowiedzialną w tej dziedzinie, polityką Antona Denikina, który – stojąc uparcie na straży niepodzielności Rosji – nie chciał nawet słyszeć o niepodległości dla Polski i Ukrainy. Wrangel był więc pragmatykiem, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że komunistów da się pokonać tylko wówczas, gdy uda się stworzyć szeroki front antybolszewicki.
Rozwój sytuacji – w tym także rozejm przerywający wojnę polsko-bolszewicką – nie sprzyjał Siłom Zbrojnym Południa Rosji i Wranglowi. W efekcie Armia Czerwona późną jesienią 1920 roku opanowała cały Krym, zmuszając Piotra Nikołajewicza (i przy okazji wielu jego żołnierzy) do ponownej emigracji. Tym razem jednak już nigdy nie było mu dane powrócić do ojczyzny. Osiedliwszy się w Jugosławii – a mówiąc dokładniej: w Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców (bo taką nazwę nosiło to państwo do 1929 roku) – zaangażował się w działalność ideologiczną skierowaną przeciwko Sowietom. Z biegiem czasu tracił jednak wpływy w rosyjskich środowiskach emigracyjnych; musiał nawet oddać wielkiemu księciu Mikołajowi Mikołajewiczowi Romanowowi przewodnictwo w założonym przez siebie Ogólnowojskowym Związku Żołnierskim (lub, jak chcą inni autorzy, w Rosyjskim Związku Ogólnowojskowym). Zmarł w Brukseli w kwietniu 1928 roku, ostatecznie pochowano go jednak w jednej z belgradzkich cerkwi. Spośród wszystkich „białych” generałów Wrangel wzbudza dzisiaj chyba najmniejsze kontrowersje (także w Polsce), co jednak wcale nie oznacza, że nie był postacią barwną i godną uwagi. Monografia Dariusza Wierzchosia rozwiewa co do tego wszelkie wątpliwości. Piotr Nikołajewicz, dzięki swoim licznym talentom politycznym i militarnym, miał chyba największe szanse na odniesienie sukcesu w zbrojnym i ideologicznym starciu z bolszewikami, choć niekiedy brakowało mu konsekwencji. O ile bowiem godził się z niepodległością Polski i Ukrainy, twardo stał w opozycji wobec wolnościowych zapędów Tatarów krymskich i Kozaków dońskich, kubańskich, tereckich i astrachańskich, za co zresztą zapłacił wysoką cenę.
Wierzchoś jest bez wątpienia znawcą tematu. Problem polega jednak na tym, że nie zawsze potrafi przekazać swoją wiedzę. Książka pełna jest bowiem błędów składniowych, stylistycznych, interpunkcyjnych i fleksyjnych. A trafia się nawet błąd ortograficzny („shańbiona”). Poza literówkami nie brakuje również, niestety, niekonsekwencji w pisowni imion (Mikołaj Judenicz, ale Nikołaj Babijew), nazw geograficznych (Hulajpole lub Hulaj-Pole) oraz miar długości (raz podawane są one w kilometrach, a raz we wiorstach). O takich drobiazgach jak „Finlandzki Pułk Dragonów”, formach „skierować w kierunku” czy „w okresie czerwca i lipca” nie ma się nawet co rozpisywać. Co także może denerwować, to nadużywanie określenia „głównodowodzący”, które w zamyśle autora miało być synonimem Wrangla. O ile jednak taka synonimiczna tytulatura sprawdza się w przypadku tytułów monarszych czy szlacheckich (vide król, cesarz, sułtan, książę itp.), o tyle w odniesieniu do dowódcy wojskowego brzmi bardzo nienaturalnie. Podobnie zresztą jak i notoryczne nazywanie Piotra Nikołajewicza „moim” bądź „naszym bohaterem”. Autor przekracza w ten sposób granicę, za którą może spotkać się już z zarzutem braku naukowego obiektywizmu. Zastanawiający jest też błąd w datacji, który historyk popełnia już w drugim akapicie pierwszego rozdziału, kiedy to stwierdza, że Wrangel po ukończeniu petersburskiego Instytutu Górniczego „wstąpił we wrześniu 1891 roku w szeregi armii”. Owszem, taka była kolejność zdarzeń, tyle że przyszły generał rozpoczął swoją służbę w wojsku carskim – jako dwudziestotrzylatek – równo dziesięć lat później.
Czytając monografię Wierzchosia, nie sposób pozbyć się denerwującego wrażenia, że przed drukiem nikt nie zajął się jej redakcją. Nazwisko redaktora nigdzie zresztą nie zostało podane, można więc wyciągnąć prosty – i chyba słuszny – wniosek, że książka go po prostu nie miała. A przecież wystarczyłoby przeczytać ją uważnie choć raz, aby usunąć zdecydowaną większość błędów i niezręczności. Szkoda jest wielka, gdyż tym samym niechlujstwo wydawcy – i w pewnym stopniu również, jak można sądzić, samego autora – sprawiło, że całkiem interesująca pozycja w wielu fragmentach jest najprawdziwszą torturą dla językowych purystów.