Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Donald Rayfield
‹Stalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki
Tytuł oryginalnyStalin And His Hangmen: An Authoritative Portrait of a Tyrant And Those Who Served Him
Data wydania16 kwietnia 2009
Autor
PrzekładEwa Skórska, Sławomir Kędzierski
Wydawca Amber
ISBN78-83-241-3333-8
Format448s. 170×250mm
Cena49,80
Gatunekhistoryczna, non‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ten okrutny XX wiek: Od Dzierżyńskiego do Berii
[Donald Rayfield „Stalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Stalin i jego oprawcy” to – wydana oryginalnie przed pięcioma laty przez profesora Uniwersytetu Londyńskiego Donalda Rayfielda – historia Związku Radzieckiego epoki stalinowskiej, opowiedziana przez pryzmat pięciu kolejnych szefów sowieckiej tajnej policji bezpieczeństwa. Niestety, jej wartość obniżają kuriozalne wręcz błędy, których spokojnie można było uniknąć, zatrudniając konsultanta naukowego. Pytanie tylko: Kto jest za nie odpowiedzialny – autor czy tłumacze?

Sebastian Chosiński

Ten okrutny XX wiek: Od Dzierżyńskiego do Berii
[Donald Rayfield „Stalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki” - recenzja]

„Stalin i jego oprawcy” to – wydana oryginalnie przed pięcioma laty przez profesora Uniwersytetu Londyńskiego Donalda Rayfielda – historia Związku Radzieckiego epoki stalinowskiej, opowiedziana przez pryzmat pięciu kolejnych szefów sowieckiej tajnej policji bezpieczeństwa. Niestety, jej wartość obniżają kuriozalne wręcz błędy, których spokojnie można było uniknąć, zatrudniając konsultanta naukowego. Pytanie tylko: Kto jest za nie odpowiedzialny – autor czy tłumacze?

Donald Rayfield
‹Stalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki
Tytuł oryginalnyStalin And His Hangmen: An Authoritative Portrait of a Tyrant And Those Who Served Him
Data wydania16 kwietnia 2009
Autor
PrzekładEwa Skórska, Sławomir Kędzierski
Wydawca Amber
ISBN78-83-241-3333-8
Format448s. 170×250mm
Cena49,80
Gatunekhistoryczna, non‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Donald Rayfield (rocznik 1942) to z jednej strony specjalista od literatury i najnowszej historii Rosji oraz Gruzji, z drugiej natomiast – wnikliwy badacz zawikłanych losów Józefa Stalina. Zadebiutował w 1976 roku książką o życiu słynnego geografa i badacza Azji Środkowej i Wschodniej Nikołaja Przewalskiego, w 1997 roku opublikował popularnonaukową biografię Antoniego Czechowa, a siedem lat później w jego rodzinnej Anglii po raz pierwszy ukazała się monografia „Stalin i jego oprawcy” (z podtytułem: „Szefowie stalinowskiej bezpieki”). Na polskie tłumaczenie ostatniej z wymienionych pozycji musieliśmy czekać pięć lat. Ukazało się ono w momencie wzmożenia zainteresowania polskich czytelników historią Związku Radzieckiego epoki stalinowskiej, o czym przekonują cieszące się w naszym kraju niemałą popularnością prace zarówno pisarzy rosyjskich (Wiktora Suworowa, Marka Sołonina i Władimira Bieszanowa), jak i zachodnioeuropejskich (vide Jörg Baberowski i jego „Czerwony terror”, duet J. Arch Getty i Oleg Naumow ze swoim „Jeżowem. Żelazną pięścią Stalina” oraz Simon Sebag Montefiore z dylogią „Stalin. Młode lata despoty” i „Stalin. Dwór czerwonego cara”). Książka Rayfielda znakomicie wpisuje się w tę tematykę, choć autor stara się spojrzeć na historię sowieckiego państwa lat 1917-1953 z dość nietypowej perspektywy – z punktu widzenia pięciu kolejnych szefów radzieckiej bezpieki, Feliksa Dzierżyńskiego, Wiaczesława Mienżyńskiego, Gienricha Jagody, Nikołaja Jeżowa oraz Ławrientija Berii, z których, co znamienne, żaden nie był rdzennym Rosjaninem. Nie ma się więc co dziwić, że niektórzy z rosyjskich historyków – a zwłaszcza ci o proweniencji prawicowej i nacjonalistycznej – dowodzą, że nie można obarczać ich narodu odpowiedzialnością za komunistyczny terror, skoro nawet jemu został on narzucony siłą przez nie-Rosjan. Czy taka argumentacja ma rację bytu? Nawet jeżeli w jakimś stopniu tak, w rzeczywistości niczego nie tłumaczy. Co gorsza, przyjmując ją do wiadomości, należałoby zgodzić się z przekonaniem, że Rosjanie występują w tej opowieści jako bezmyślne i spolegliwe, traktowane w sposób czysto instrumentalny, narzędzia terroru. Książka Rayfielda podejmuje wprawdzie ten wątek marginalnie, ale daje sporo materiału do przemyśleń.
Badaczy na całym świecie od kilku dziesięcioleci nurtuje, nierozwiązany po dziś dzień problem, w jaki sposób garstce zawodowych rewolucjonistów, kompletnie nierozumiejących oczekiwań ludu, w którego imieniu wszczęli rewolucję, udało się obalić zakorzeniony w Rosji od wieków porządek państwowy oraz – co wydawało się jeszcze trudniejsze do wykonania – utrzymać zdobytą władzę, mimo że wystąpili przeciwko nim nie tylko rodzimi kontrrewolucjoniści, ale również zagraniczni interwenci. I choć kwestia ta jest niezwykle złożona, jedno na pewno nie pozostawia wątpliwości – w dużej mierze było to możliwe dzięki zastosowaniu od samego początku sprawowania rządów okrutnego terroru, którego głównym celem było fizyczne wyeliminowanie – lepiej nawet zabrzmiałoby tutaj określenie dosadniejsze: eksterminacja – przeciwników politycznych. Temu miała służyć powołana do życia jeszcze w grudniu 1917 roku, a więc zaledwie dwa miesiące po zwycięskim przewrocie, osławiona CzeKa, czyli Wszechzwiązkowa Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem (a później ze Spekulacją i Nadużyciami Władzy), której głównym organizatorem i pierwszym szefem był, od lat już związany z ruchem rewolucyjnym, polski szlachcic Feliks Dzierżyński. W kierownictwie CzeKa główne role grali początkowo sami nie-Rosjanie; roiło się w nim zwłaszcza od Łotyszy (Jekabs Peters, Martins Łacis) i Polaków bądź Żydów polskiego pochodzenia (Józef Unszlicht, Stanisław Messing). To właśnie oni, bardzo często chronicznie wręcz nienawidzący Rosjan, na których przenosili swą niechęć do prześladującego ich narody caratu, tym samym całkowicie pozbawieni sentymentów, wprowadzali bezlitosny terror, stopniowo zataczający coraz szersze kręgi i pochłaniający coraz więcej ofiar. W takim postępowaniu utwierdzał ich zresztą wódz Wielkiej Rewolucji Październikowej, Włodzimierz Iljicz Lenin – sam w niewielkiej tylko cząstce będący Rosjaninem – który niejednokrotnie w swych wypowiedziach dawał upust pogardzie i wstrętowi wobec narodu, który wydał Romanowów. Donald Rayfield skupia jednak swą uwagę nie tylko na kolejnych falach prześladowań (rozpętanych przez Dzierżyńskiego, a potem systematycznie powracających za rządów kolejnych szefów bezpieki), interesują go przede wszystkim mechanizmy władzy, zmieniające się sympatie i antypatie, jak również metody zastosowane przez Stalina, dzięki którym podporządkował on sobie tajną policję bezpieczeństwa, by następnie przez kolejne trzy dekady wykorzystywać ją dla umacniania swojej dyktatury.
Lektura „Stalina i jego oprawców” prowadzi prostą drogą do intrygującej konstatacji – życie w Związku Radzieckim przypominało wegetację na zboczu niezwykle aktywnego wulkanu. W chwili erupcji lawa pochłaniała bowiem nie tylko szarych obywateli państwa, ale bardzo często także tych, którzy stali na samym jego szczycie. Pewni skóry nie mogli być nawet ci, którzy kierowali terrorem. Wręcz przeciwnie – przy zmianie szefa bezpieki, czystka najczęściej zaczynała się właśnie od czekistowskich kadr. Dość powiedzieć, że jedynie Feliksowi Dzierżyńskiemu – „ojcu założycielowi” CzeKa – dane było pożegnać się z ziemskim padołem śmiercią naturalną. Jego następcę Wiaczesława Mienżyńskiego, wnuka zrusyfikowanego Polaka, przed plutonem egzekucyjnym uratowała jedynie śmiertelna choroba serca i nerek. Trzeci w kolejności Gienrich Jagoda, potomek polskich Żydów, został skazany na rozstrzelanie w procesie sądowym, który sfabrykował jego sukcesor (w którym notabene Jagoda został oskarżony między innymi o otrucie swego poprzednika) – mający matkę Litwinkę Nikołaj Jeżow. Z Jeżowem rozprawił się natomiast gruziński pupilek Stalina, Ławrientij Beria, którego do piekła wyślą dopiero w 1953 roku – a więc już po agonii Ojca Narodu – drżący o własne życie Nikita Chruszczow, Gieorgij Malenkow i Wiaczesław Mołotow. Nawet ten krótki fragment nie pozostawia wątpliwości, że stosunki panujące na najwyższych szczeblach władzy w Związku Radzieckim nijak nie pasowały do ogólnie przyjętych standardów. Sowiecka historia znacznie bardziej przypomina bowiem krwawe porachunki mafijne, a przywódca państwa powinien zostać bez wątpienia ochrzczony tytułem „cappo di tutti cappi” zamiast zaszczytnego generalissimusa. Rayfield stara się dociec, w jaki sposób ukształtowane zostały osobowości wszystkich szefów stalinowskiej bezpieki, co sprawiło, że zdołali wspiąć się na sam szczyt i dlaczego tak bardzo im na tym zależało, mimo świadomości tego, jak kończyli ich poprzednicy. To truizm, że władza deprawuje. W Związku Radzieckim mieliśmy jednak do czynienia z sytuacją odwrotną – do władzy mogli się dostać, a już w ogóle w organach bezpieczeństwa państwowego, tylko ludzie całkowicie zdeprawowani. Dla innych rezerwowano miejsca jedynie w więzieniach, łagrach i dołach, do których trafiało się z przestrzeloną potylicą. Trzeba przyznać, że Stalin – a w ślad za nim wielu z jego najbliższych współpracowników – miał niebywały wprost talent do znajdowania prawdziwych „perełek”, degeneratów, psychopatów i dewiantów, którym mógł powierzyć stery imperium. Brytyjski historyk nie pozostawia bowiem żadnych wątpliwości – wszyscy, którzy otarli się w Związku Radzieckim o władzę, mieli krew na rękach. Także ci, którzy po marcu 1953 roku przystąpili do dekompozycji „kultu jednostki” Stalina, czym – o ironio! – na trwałe zapisali się w historii świata (vide odpowiedzialny między innymi za wywołanie na początku lat 30. katastrofalnego głodu na Ukrainie Nikita Chruszczow).
Książka Rayfielda nie jest przyjemną lekturą. W wielu fragmentach to przerażający „katalog zboczeń”, przedstawiający posunięte do skrajności wynaturzenia władzy, która nienawidziła obywateli własnego państwa. Brytyjczyk, patrzący z dystansu – nie tylko czasowego, ale i geograficznego – stara się, zachowując naukowy obiektywizm i nie popadając w skrajności, znaleźć przede wszystkim odpowiedź na jedną, ale za to fundamentalną kwestię: Jak do tego doszło? Dlaczego jeden człowiek potrafił narzucić swoją chorą wolę setkom milionów? Ciekawie wypada przeprowadzana na marginesie głównego toku opowieści analiza porównawcza Stalina i Hitlera, niepozostawiająca zresztą większych wątpliwości, który z totalitarnych dyktatorów zasłużył sobie – zdaniem Rayfielda – na miano większego zbrodniarza. Niestety, o ile autor świetnie radzi sobie z opisem sytuacji w okresie międzywojennym, kiedy władza Stalina ograniczała się jedynie do terytorium Związku Radzieckiego, o tyle przedstawiając jego działania w późniejszych latach – na froncie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i w powojennej już, poddanej swemu dyktatowi, Europie Środkowo-Wschodniej – nie potrafi zapanować nad wkradającym się do głównego nurtu opowieści nieporządkiem chronologicznym. Coraz więcej zainicjowanych wątków powoduje, że historykowi trudno jest wszystkie je ogarnąć. Dlatego też niektóre z nich pogłębia, po innych natomiast – zdawałoby się, wcale nie mniej istotnych – jedynie się prześlizguje. Powoduje to zupełnie niepotrzebny chaos, czytelnik natomiast może mieć pewne trudności z nadążaniem za ciągłymi przeskokami narracji. Sytuacji nie ratuje też miejscami dość koślawe tłumaczenie oraz, co jeszcze bardziej irytujące, błędy merytoryczne i literówki (także w datach). O tej stronie książki – więcej w postscriptum.
koniec
21 lipca 2009
PS. Praca profesora Donalda Rayfielda to bardzo interesująca i pouczająca lektura. Niestety, została w pewnym sensie „zarżnięta” przez błędy merytoryczne i stylistyczne. Za większość z nich zapewne należy obarczyć winą tłumaczy. Co do kilku mam wątpliwości, ale nie jestem w stanie ich rozwiać, nie mając w ręku oryginalnego wydania „Stalina i jego oprawców”. Żeby jednak nie być gołosłownym – kilka przykładów:
  • Opisując losy Józefa Stalina do rewolucji, autor wspomina o napisanej przez niego w 1913 roku broszurze pod tytułem „Marksizm i zagadnienie narodowe” (s. 49). Gdyby tłumacze sięgnęli do źródeł, dowiedzieliby się, że w historiografii polskiej „dzieło” to – począwszy od 1945 roku – tłumaczone jest jako „Marksizm a kwestia narodowa”. Po co więc zmieniać tytuł, który zakorzenił się już w nauce? Tym bardziej na brzmiący wyjątkowo pokracznie!
  • Zaskakuje też zdanie: „W ogólnym rozrachunku pod koniec wojny domowej okazało się, że liczba ludności ZSRR zmniejszyła się o 10 000 000 ludzi” (s. 88). Problem polega na tym, że Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, czyli ZSRR, został proklamowany dopiero 30 grudnia 1922 roku, a więc rok po zakończeniu wojny domowej. Wcześniej mieliśmy do czynienia z popularnie nazywaną Rosją Radziecką.
  • Trudno usiedzieć też spokojnie, czytając takie słowa, dotyczące zresztą drażliwej dla każdego Polaka sprawy zbrodni katyńskiej: „Do połowy kwietnia wymordowano wszystkich jeńców” (s. 334). Wywózki do miejsc kaźni w Katyniu, Charkowie i Kalininie (dzisiejszym Twerze) trwały bowiem praktycznie do połowy maja 1940 roku.
  • Najprawdziwszym kuriozum jest również stwierdzenie o napisanej przez Nikołaja Erdmana „pieśni” „Samoubijca” (s. 318). Pomijając już fakt, że „Samobójca” doskonale znany jest w Polsce od co najmniej dwóch dekad (czyli od czasu kiedy Kazimierz Kutz dokonał jego adaptacji dla Teatru Telewizji) i można było użyć polskiego tytułu, to przede wszystkim rosyjskie słowo „пьеса” na pewno nie tłumaczy się na polski jako „pieśń”.
  • Zastanawiający jest także fragment dotyczący śmierci Lwa Trockiego, w którym czytamy, że został on zamordowany „szpikulcem do lodu” (s. 338). Do tej pory nikt z poważnych historyków nie wątpił w fakt, że przywódca II Międzynarodówki został zarąbany czekanem. Pytanie: Czy to Rayfield, czy któryś z tłumaczy za bardzo wziął sobie do serca wydarzenia przedstawione w „Nagim instynkcie”?
  • Niepokojące wrażenie pozostawia także zdanie: „Pokój, który zapanował w całej Europie po bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, na wschód od Elby był iluzoryczny” (s. 366). Do tej pory Elba kojarzyła się Polakom raczej z wyspą na Morzu Tyrreńskim, nieopodal Korsyki, na której w 1814 roku umieszczono Napoleona Bonapartego. W książce chodzi oczywiście o rzekę Łabę, tłumacz powinien jednak wiedzieć, że „Elbe” to niemiecka nazwa tej rzeki.
  • Nie wiadomo też, dlaczego Wiaczesław Mołotow nazwany został przydomkiem „Mister Niet” (s. 375), skoro nawet średnio zorientowany student politologii wie, że w ten sposób dyplomaci z krajów demokratycznych nazywali w czasach zimnej wojny Andrieja Gromykę.
Powodów do znęcania się nad tłumaczami znalazłoby się znacznie więcej. A to za „w każdym bądź razie”, za „weimarowskie” – zamiast weimarskie – Niemcy, za „wielkiego księcia Mikołaja Nikołajewicza” zamiast Mikołaja Mikołajewicza względnie Nikołaja Nikołajewicza, za uparcie powracający „Turchańsk” zamiast Turuchańsk, za „MCHAT” zamiast „MChAT” (choć zdarza się też prawidłowa pisownia), za „Borysa Pilnika” zamiast Pilniaka, za „wója” zamiast zwykłego wuja. Wreszcie za cały ostatni akapit podrozdziału „Koniec Stalina” (s. 398), który stanowi tak zapętloną łamigłówkę stylistyczną, że rozwikłać jej nie sposób.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.