Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Johan Theorin
‹Zmierzch›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZmierzch
Tytuł oryginalnySkumtimmen
Data wydania28 sierpnia 2008
Autor
PrzekładAnna Topczewska
Wydawca Czarne
CyklKwartet olandzki
SeriaZe strachem
ISBN978-83-7536-045-5
Format456s. 125×195mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Sherlock Holmes z domu starców i doktor Watson z psychiatryka
[Johan Theorin „Zmierzch” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
To już staje się nudne, gdy co kilka, względnie kilkanaście dni trzeba informować czytelników o ukazaniu się na polskim rynku kolejnego świetnego kryminału rodem ze Skandynawii. W przypadku „Zmierzchu” Johana Theorina zaskoczenie jest jednak tym większe, że wydana w Szwecji przed dwoma laty powieść była jego pisarskim debiutem. Każdemu autorowi należałoby życzyć tak udanego wkroczenia na arenę literatury.

Sebastian Chosiński

Sherlock Holmes z domu starców i doktor Watson z psychiatryka
[Johan Theorin „Zmierzch” - recenzja]

To już staje się nudne, gdy co kilka, względnie kilkanaście dni trzeba informować czytelników o ukazaniu się na polskim rynku kolejnego świetnego kryminału rodem ze Skandynawii. W przypadku „Zmierzchu” Johana Theorina zaskoczenie jest jednak tym większe, że wydana w Szwecji przed dwoma laty powieść była jego pisarskim debiutem. Każdemu autorowi należałoby życzyć tak udanego wkroczenia na arenę literatury.

Johan Theorin
‹Zmierzch›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZmierzch
Tytuł oryginalnySkumtimmen
Data wydania28 sierpnia 2008
Autor
PrzekładAnna Topczewska
Wydawca Czarne
CyklKwartet olandzki
SeriaZe strachem
ISBN978-83-7536-045-5
Format456s. 125×195mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W ubiegłym roku Wydawnictwo Czarne, do tej pory kojarzone jednoznacznie ze zdecydowanie ambitną – czytaj: trudno przystępną – prozą współczesną, uruchomiło serię „Ze Strachem", w której postanowiło publikować literaturę nieco lżejszego kalibru. Dbając jednak o renomę, sięgnęło po pisarzy w Polsce wprawdzie do tej pory nieznanych, ale za to uznanych i docenionych już w swoich krajach. Na pierwszy ogień poszli Niemiec Jan Seghers oraz dwóch Szwedów, Thomas Kanger i Johan Theorin. „Mężczyzna, który przychodził w niedzielę" Kangera okazał się powieścią wyśmienitą. I to do tego stopnia, że można było mieć w pełni uzasadnione obawy, czy jego rodak zdoła udźwignąć ciężar czytelniczych oczekiwań wobec kolejnego kryminału autora ze Skandynawii. Mówiąc najkrócej – zdołał! Theorin urodził się czterdzieści sześć lat temu w Göteborgu i tam mieszka po dziś dzień. Jego korzenie znajdują się jednak na Olandii – wyspie na Morzu Bałtyckim połączonej z lądem kilkukilometrowym mostem – skąd wywodzą się przodkowie jego matki. Byli wśród nich zarówno żeglarze i rybacy, jak też hodowcy i rolnicy. W dzieciństwie Johan wielokrotnie wysłuchiwał związanych z wyspą opowieści, nierzadko fascynujących mitów i legend, trudno się więc dziwić, że gdy – już jako dorosły człowiek i ceniony dziennikarz – postanowił napisać swoją pierwszą powieść, jej akcję umieścił właśnie na Olandii. Wydany przed dwoma laty „Zmierzch" spotkał się ze znakomitym przyjęciem krytyków i czytelników; członkowie istniejącej od prawie czterech dekad Szwedzkiej Akademii Kryminału uznali go za najlepszy debiut w kategorii „Mystery Novel". Podobne wyróżnienie spotkało także jego drugą książkę – w Polsce zapowiadaną na listopad – „Nocną śnieżycę", którą okrzyknięto najlepszą szwedzką powieścią kryminalną ubiegłego roku. Theorina szybko zaczęto tłumaczyć na języki obce; dzisiaj po jego książki mogą już bez przeszkód sięgnąć czytelnicy w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Francji, Holandii, Włoszech, Niemiec oraz – od kilku miesięcy – także Polski.
Na okładce książki wydawca wydrukował taki oto fragment z jednej ze szwedzkich recenzji „Zmierzchu": w tej powieści „jest coś hitchcockowskiego". W tym lapidarnym określeniu nie ma ani odrobiny przesady. Powieść zaczyna się bowiem od przysłowiowego trzęsienia ziemi, a potem napięcie rzeczywiście już tylko rośnie. I nie przeszkadza w tym wcale fakt, że akcja rozpoczyna się niejako od środka, by następnie w każdym z rozdziałów najpierw cofać się w dość odległą przeszłość, a później przeskakiwać do czasów współczesnych, czyli do połowy lat 90. ubiegłego wieku, ponieważ to właśnie w tym okresie Theorin umieścił właściwą część intrygi. Wróćmy jednak do początku, czyli do… środka opowieści. Jest wrzesień 1972 roku. Na Olandii to jeszcze pora, kiedy letnicy z lądu korzystają z ostatnich ciepłych dni lata, aby wygrzać swoje kości przed powrotem do Sztokholmu, Malmö czy Göteborga. W ostatnim z miast mieszka już od jakiegoś czasu dwudziestoparoletnia Julia Davidsson; urlop spędza jednak tradycyjnie u swoich rodziców, w niewielkiej położonej nad brzegiem morza wsi Stenvik. Pewnego dnia ma jednak do załatwienia sprawę w Kalmarze. Wyjeżdżając, pozostawia pod opieką dziadków swego sześcioletniego synka Jensa. Ojciec Julii, Gerlof, chce przed nadejściem zapowiadanej przez meteorologów mgły przejrzeć jeszcze swoje sieci, dlatego udaje się do domku rybackiego nad morzem. Babcia natomiast czuje się tak słabo, że postanawia położyć się na chwilę i odpocząć. Jens tymczasem, jak każde dziecko interesujące się przede wszystkim tym, co zakazane i niedostępne, przeskakuje przez niewysoki murek okalający posiadłość Davidssonów i rusza w kierunku mgły coraz gęściej zaścielającej porośnięty krzakami jałowca alvaret (to rodzaj stepu występującego na Olandii). Spotyka tam człowieka, który przedstawia się chłopcu jako Nils Kant. Tego dnia wszelki ślad po Jensie ginie, a szeroko zakrojone poszukiwania nie dają żadnego rezultatu. Chociaż ciała nie znaleziono, policja przyjęła jako oficjalną wersję, że chłopiec zabłądził we mgle, zszedł na plażę i utonął w morzu.
Dwadzieścia lat później Julia Davidsson jest strzępem człowieka. Od wielu miesięcy nie chodzi do pracy. Po tragedii, która spotkała ją na początku lat 70., nigdy nie doszła do siebie. Wciąż leczy się psychiatrycznie. Mieszka samotnie, nie utrzymując bliższych kontaktów ani z ojcem Jensa, ani z najbliższą rodziną, czyli starszą siostrą Leną Lundkvist i ojcem. Pocieszenie znajduje jedynie w alkoholu. Z tego marazmu i beznadziei wyrywa ją pewnego wieczoru telefon od Gerlofa, który nalega, aby Julia w miarę możliwości jak najszybciej odwiedziła go w domu starców w Marnäs, gdzie przebywa od kilku lat. Po drodze kobieta zahacza o Stenvik, by jeszcze raz rzucić okiem na dom, z którego kiedyś niedopilnowany przez dziadków Jens wyruszył w swoją ostatnią drogę. Trafia tam na przyjaciela starego Gerlofa, Ernsta Adolfssona, przez wiele lat pracującego w kamieniołomach należących do najbogatszego na wyspie rodu Kantów. To właśnie wizyta Ernsta w Marnäs porusza całą lawinę wydarzeń, które najpierw ściągają Julię na Olandię, a później prowadzą do rozwiązania tragicznej zagadki sprzed lat. Kiedy już dochodzi do spotkania zniedołężniałego, osiemdziesięcioletniego Davidssona z córką, ten pokazuje jej dziecięcy bucik, który kilka dni wcześniej znalazł w kopercie przysłanej pocztą przez nieznanego nadawcę. Starzec ma uzasadnione podejrzenia, kto mógł to zrobić – nie ma jednak sił i możliwości, aby samemu rozwiązać zagadkę, dlatego też prosi o pomoc Julię. Dzieli się z nią również podejrzeniami wyrażonymi przez Adolfssona, uważającego, że Jensa zabił Nils Kant, który „wrócił zza morza, gdzie się do tej pory ukrywał". Brzmi to o tyle nieprawdopodobnie, że sześciolatek zaginął w 1972 roku, a Nils już wtedy od dziewięciu lat spoczywał w grobie na cmentarzu w Marnäs, dokąd sprowadzono jego ciało z Ameryki Południowej. Julia nie wydaje się zbytnio przekonana tymi rewelacjami, ale kiedy następnego dnia udaje się do chaty Ernsta i na dnie kamieniołomu znajduje jego ciało przygniecione potężną skalną rzeźbą – w jej głowie rodzą się pierwsze wątpliwości.
Kluczem do rozwiązania zagadki jest postać Nilsa Kanta, który w ciągu lat stał się ponurą miejscową legendą. Mieszkańcy wyspy obwiniają go o wszystkie nieszczęścia, które ich kiedykolwiek spotkały – i nieistotny jest dla nich fakt, że Kant, przynajmniej w teorii, już od dawna nie żyje. To właśnie jemu autor poświęca retrospektywne fragmenty każdego z rozdziałów. Poznajemy w nich – co prawda, dość pobieżnie, ale wystarczająco z punktu widzenia kryminalnej intrygi – dzieciństwo i młodość „czarnej owcy" rodu Kantów, który z powodu swoich wybryków, chcąc ratować wolność, zostaje zmuszony do ucieczki za Ocean. Podróżując po krajach Ameryki Południowej i Środkowej, trawiony tęsknotą za matką i wygodnym życiem w rodzinnej posiadłości, marzy tylko o jednym – by jeszcze kiedyś wrócić na Olandię. I gotów jest uczynić wszystko – dosłownie: wszystko – aby jego pragnienie się spełniło. Johanowi Theorinowi udała się przy tym rzecz niezwykle trudna – udanie połączył ze sobą wątki rozgrywające się na kilku płaszczyznach czasowych. Wymagało to z jednej strony ogromnej dyscypliny, z drugiej – bardzo bogatej wyobraźni. Na dodatek pisarz tak skonstruował powieść, że każdorazowy rzut okiem w przeszłość pociąga za sobą pojawienie się na arenie nowych postaci związanych ze sprawą, które wciąż jeszcze żyją i, przynajmniej takie odnosi się wrażenie, mogą wydatnie przyczynić się do wyjaśnienia zagadki zaginięcia Jensa. Tym samym fragmenty poświęcone wydarzeniom sprzed lat nie są, jak w książkach wielu innych autorów stosujących podobne zabiegi, sztucznym wtrętem, ale mają do spełnienia konkretny cel – pchnąć akcję do przodu, odsłonić przed czytelnikami kolejny istotny element układanki.
„Zmierzch" ma niesamowity, niepowtarzalny klimat. Bezkresna przestrzeń alvaretu, skaliste wybrzeża wyspy, opuszczone po sezonie wsie i zniszczone domostwa – wszystko to służy budowaniu aury tajemniczości i koszmaru. Theorin nie waha się zresztą sięgać po schematy rodem z klasycznych dzieł grozy (vide nocna przechadzka Julii po domu Very Kant, która jest jawnym ukłonem w stronę „Psychozy" Alfreda Hitchcocka). W jego prozie pobrzmiewają dalekie echa twórczości Edgara Allana Poego, Nathaniela Hawthorne’a, Mary Shelley czy Arthura Conan Doyle’a, co w połączeniu z niezwykle wciągającą intrygą kryminalną i rozbudowanym wątkiem obyczajowym daje piorunujący efekt. O wartości powieści w dużym stopniu decydują także jej bohaterowie. W książce Szweda nie ma ani jednej zbędnej postaci. Każda z nich – mowa oczywiście o tych znaczniejszych – w jakiś sposób związana jest z wydarzeniami sprzed dwóch dekad, każda nosi w sobie tajemnicę, każda stanęła, staje bądź dopiero stanie przed poważnym dylematem moralnym. Julia Davidsson po latach niepewności dowie się wreszcie, co przydarzyło się jej synkowi pewnego wrześniowego dnia 1972 roku. Prawda nie przyniesie jej jednak ukojenia. Świat bowiem urządzony jest tak, że podobne historie rzadko kończą się happy endem. Johan Theorin nie miał najmniejszego zamiaru burzyć tej prawidłowości tylko po to, aby przypodobać się mniej wyrobionym literacko czytelnikom. I chwała mu właśnie za to niejednoznaczne, budzące wątpliwości i targające sumieniem zakończenie. Obok Henninga Mankella („Zapora"), Thomasa Kangera („Mężczyzna, który przychodził w niedzielę"), Arnaldura Indriđasona („W bagnie") i Árniego Thórarinssona („Sztuka grzechu") pojawił się w naszym kraju kolejny pretendent do tytułu króla skandynawsko-islandzkiego kryminału. Walka o tron zapowiada się na wyjątkowo zażartą!
koniec
3 września 2009

Komentarze

07 V 2012   17:48:02

Chyba coś z wami nie tak, skoro umieszczacie recenzję z tak wielką ilością ważnych dla fabuły informacji.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wariaci od Świętej Patrycji
— Sebastian Chosiński

Nie zawsze musi być kawior…
— Sebastian Chosiński

Nawiedzony dom i zbrodnie stare i nowe
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Czekając na…
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.