Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹Peanatema›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPeanatema
Tytuł oryginalnyAnathem
Data wydania21 października 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-126-3
Format960s. 150×225mm; oprawa twarda
Cena69,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Siła spokoju
[Neal Stephenson „Peanatema” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Najnowsza książka Neala Stephensona to przedstawicielka SF teoretycznej, można by rzec – „gadanej”. Nad akcją dominują dialogi, w tych z kolei przeważa tematyka koncepcji filozoficznych. Nuda? Okazuje się, że nie. „Peanatema” jest chyba najlepszą pozycją w swoim gatunku, jaką zdarzyło mi się czytać.

Daniel Markiewicz

Siła spokoju
[Neal Stephenson „Peanatema” - recenzja]

Najnowsza książka Neala Stephensona to przedstawicielka SF teoretycznej, można by rzec – „gadanej”. Nad akcją dominują dialogi, w tych z kolei przeważa tematyka koncepcji filozoficznych. Nuda? Okazuje się, że nie. „Peanatema” jest chyba najlepszą pozycją w swoim gatunku, jaką zdarzyło mi się czytać.

Neal Stephenson
‹Peanatema›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPeanatema
Tytuł oryginalnyAnathem
Data wydania21 października 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-126-3
Format960s. 150×225mm; oprawa twarda
Cena69,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Recenzencki problem z „Peanatemą” jest jeden, za to zasadniczy – nie bardzo można zdradzić nawet część fabuły. Autor znakomicie buduje swoją opowieść i odkrywanie przed czytelnikiem którejkolwiek z kart byłoby zwyczajną niestosownością. Zresztą sam Stephenson chociaż już na wstępie daje wskazówkę do tego, jak czytać jego powieść, to zastrzega, że nie powinien jej zobaczyć nikt, kto lubi samodzielnie rozwiązywać wewnątrztekstowe zagadki. Czyli praktycznie nikt z wielbicieli SF à laPowrót z gwiazd” Lema czy „Perfekcyjna niedoskonałość” Dukaja, gdzie pisarz od razu rzuca swojego czytelnika na głęboką wodę. O intrydze więc ani słowa.
Co innego konstrukcja fabularna w ogólności – nie jest może olśniewająca, bo pozbawiona odkrywczości, a w jakiejś mierze także nieprzewidywalności. Kwestia jednak nie pomysłowości w tym szczególnym zakresie, ale tego, jakim celom owa fabuła służy. A przeprowadza nas ona sprawnie przez kolejne wywody filozoficzne, teorie zarówno abstrakcyjne, jak i nieco bardziej przyziemne. Wyraźne są także rozważania na temat religii, zwłaszcza wzajemnych relacji świeckich i kościelnych. Stephenson prezentuje cały wachlarz poglądów ludzi różniących się tak bardzo, że nieprawdopodobnym wydaje się znalezienie między nimi cech wspólnych. Jesteśmy świadkami rozważań o postępie – czym właściwie jest, jakie są jego przyczyny i do czego może doprowadzić. Idąc dalej – czy można go zatrzymać, a jeśli tak, to w jaki sposób? I co stanie się ze światem, w którym postęp zostanie odgórnie zahamowany?
Technika, a więc rzecz stricte ze sztafażu SF, nie jest tu jednak ani jedynym, ani nawet głównym przedmiotem dyskusji. Na pierwszy plan wysuwają się rozmowy o statusie samego świata przedstawionego – jego ontologii, jednolitości oraz tego, czy aby na pewno jest jeden. Dysputy toczące się wokół tych tematów bywają fascynujące, a co najistotniejsze – nie pozostają bez wpływu na akcję, zwłaszcza w końcowej części książki. Równie ciekawe, choć nie tak szeroko potraktowane, są uwagi na temat praw rządzących państwem świeckim. Ot, choćby gospodarka produkująca (oczywiście nie w sensie dosłownym) ludzi bez własnych historii. Stephenson zwraca uwagę na pracowników, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia tylko wówczas, gdy coś pójdzie nie tak w ich fabryce. Jeśli tak się nie dzieje, zostaje im tylko powrót do domu i próby pozbycia się wszechogarniającego zmęczenia. Ci, którzy nie potrafią przeżyć bez własnej historii, muszą znaleźć sobie miejsce poza systemem, na przykład wstąpić do klasztoru.
Przy tworzeniu postaci Stephenson używał pióra dość grubego, ale jeszcze na granicy poprawności. Trudno jednak mieć o to pretensje, skoro większość bohaterów reprezentuje ściśle określoną filozofię albo piastuje równie ściśle określone funkcje w państwie świeckim. Wyjątkiem jest tu narrator, który jako młody zakonnik klarujący dopiero swoje poglądy będzie wraz z rozwojem wydarzeń dojrzewał, a jego kształtująca się osobowość stanie się w jakimś stopniu odzwierciedleniem zmian dokonujących się w świecie.
Ogromnym plusem „Peanatemy” jest niespieszne tempo, w jakim się rozwija. Przypomina to rytm życia zakonu, doskonale wymierzony w czasie. Stephenson jest w podsuwaniu kolejnych faktów i zdarzeń bardzo wyważony, posuwa się do przodu pewnymi krokami. Zbliża dzięki temu czytelnika do reguł rządzących zakonem, co jest najlepiej widoczne w początkowych rozdziałach. Pisarz uzyskuje tu jeszcze jeden, dodatkowy efekt – przy takim tempie żartami rzuca średnio co sto stron. Można jednak mieć pewność, że jeśli coś zabawnego się pojawi, to rozśmieszy – jak mozolnie budowany, złożony dowcip. Oczywiście niespalony.
„Peanatema” nie jest książką idealną na wszystkich bez wyjątku płaszczyznach. Jednak jej monumentalność, wielopoziomowość i przyjemność z lektury, jaką wywołuje u czytelnika, stawiają dzieło Stephensona na najwyższej półce gatunku. A także wystarczają, by określić je mianem wspaniałego.
koniec
12 stycznia 2010

Komentarze

12 I 2010   16:23:04

Mnie ta książka osobiście przytłoczyła, ale na pewno jeszcze do niej wrócę. Stephenson to niesamowity umysł i chyba jeden z najciekawszych pisarzy ostatnich paru dekad

12 I 2010   19:10:21

Moim zdaniem było to najbardziej smakowite książkowe danie ubiegłego roku. Wciąga totalnie i na długo - tak jak "Lód" Dukaja dwa lata wcześniej.

14 I 2010   13:03:31

No, ale przecież to właśnie NIE jest zakon, i to NIE jest klasztor, i to NIE jest zakonnik, i to NIE jest państwo świeckie.
Powieść świetna, ale w jednym aspekcie (dość banalnym, proszę o wybaczenie) mnie rozczarowała: oczekiwałem pod koniec jakiegoś wielkiego showdown, a takiego nie było. Poza tym jednak - wspaniała lektura.

15 I 2010   18:23:29

Świetna książka, ale dla mnie \"Peanatema\" jest jednym wielkim peanem na cześć ludzkiego rozumu. Akcja rozwija się powoli, ale potrafi rozśmieszyć, zaskoczyć. Ewidentna książka roku. Muszę jeszcze raz przeczytać \"Lód\" by sprawdzić czy bardziej podoba mi się od książki Stephensona, bo na razie nie mogę się pozbyć myślenia pojęciami z \"Peanatemy\".

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Poradnik myślącego ekologa
— Eryk Remiezowicz

Tegoż autora

Zapomną o nas
— Daniel Markiewicz

Mistrzostwo formy
— Daniel Markiewicz

Walc nasz (zbyt) powszedni
— Daniel Markiewicz

Odmienne stany moralności
— Daniel Markiewicz

Czytając (dobre) science fiction
— Daniel Markiewicz

Całodobowe szczęście
— Daniel Markiewicz

Nieustające wakacje
— Daniel Markiewicz

Trudna miłość
— Daniel Markiewicz

Szeptanie traumy
— Daniel Markiewicz

Magiczna apokalipsa
— Daniel Markiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.