Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robert H. Frank
‹Dlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?
Tytuł oryginalnyThe Economic Naturalist
Data wydania22 października 2009
Autor
PrzekładSaba Litwińska
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08-04393-6
Format302s.
Cena29,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Człowiek ekonomiczny ponoć nie wyginął
[Robert H. Frank „Dlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Czytelnik spodziewający się po książce Roberta H. Franka fascynujących ciekawostek godnych postawionego w tytule pytania srogo się zawiedzie. Co gorsza, rozczarowani będą także miłośnicy ekonomii, którzy liczyli – zgodnie z podtytułem – na owocną naukę tej trudnej dyscypliny w lekki i nietypowy sposób.

Jakub Gałka

Człowiek ekonomiczny ponoć nie wyginął
[Robert H. Frank „Dlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?” - recenzja]

Czytelnik spodziewający się po książce Roberta H. Franka fascynujących ciekawostek godnych postawionego w tytule pytania srogo się zawiedzie. Co gorsza, rozczarowani będą także miłośnicy ekonomii, którzy liczyli – zgodnie z podtytułem – na owocną naukę tej trudnej dyscypliny w lekki i nietypowy sposób.

Robert H. Frank
‹Dlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy?
Tytuł oryginalnyThe Economic Naturalist
Data wydania22 października 2009
Autor
PrzekładSaba Litwińska
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08-04393-6
Format302s.
Cena29,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Ciężko ugryźć tę książkę. Z jednej strony to godne pochwały, że Robert H. Frank próbuje zwrócić uwagę na konieczność nauczania podstaw ekonomii na życiowych przykładach, a nie jedynie abstrakcyjnych teoriach i matematycznych wzorach. Z drugiej jednak, jeśli wiedzę studenta kierunku ekonomicznego (książka składa się z „esejów” pisanych przez autentycznych uczniów Franka) autor ocenia wysoko po jednostronicowych wypracowaniach o banalnych wnioskach („w bankomatach drive-in są oznaczenia Braille’a, bo są we wszystkich maszynach, a producentom nie opłaca się produkować osobnych bankomatów dla pieszych i zmotoryzowanych” czy też „dyrektorzy firm tytoniowych świadomie kłamali, że papierosy nie uzależniają, bo koszt alternatywny kłamstwa – upokorzenie – był stosunkowo niski w stosunku do ich korzyści, czyli gigantycznych zysków firm i zarobków ich szefów”), to ja się cieszę, że mnie atakowano na uczelni wykresami IS-LM czy wzorami na elastyczność popytu.
Zresztą wynurzenia podopiecznych autora – ponoć czasem przez niego samego mocno poprawiane – nie tylko są skrótowe i trywialne, ale mają często marną wartość poznawczą. Raz, że są to wyniki ich indywidualnych burz mózgów poparte pobieżnym jedynie badaniem, zaledwie przypuszczenia, które niekoniecznie muszą być prawdziwe. Dwa, że często gołym okiem widać luki w teoriach Franka i jego uczniów, zwłaszcza gdy szukają oni ekonomii w tematach, które przynależą bardziej do socjologii czy psychologii, gdy próbują przekładać subiektywne odczucia ludzi na teorie ekonomiczne sprawdzające się przede wszystkim w ujęciu liczbowym w odniesieniu do przedsiębiorstw, a nie jednostek. I tak w przypadku wspomnianych dyrektorów firm tytoniowych jako koszt alternatywny podaje się upokorzenie i wstyd, ani słowa nie wspominając np. o konsekwencjach finansowych czy karnych w przypadku udowodnienia świadczenia nieprawdy. Gdy jeden z uczniów odpowiada na pytanie, dlaczego emeryci budują sobie duże domy w pobliżu starego miejsca zamieszkania (a nie, jeśli już, na atrakcyjnej klimatycznie Florydzie), tworzy karkołomną teorię, że robią to po to, by przyciągnąć do siebie wnuki, bo te ostatnie, w dzisiejszych czasach, gdy popularne są rozwody, mają trzy albo więcej par babć i dziadków. Oczywiście z punktu widzenia ekonomii jest to powód racjonalny i prawdopodobny, ale czy rzeczywiście prawdziwy (i czy w każdej sytuacji, czy – jeśli już – tylko w przypadku rodzin przybranych, gdy być może rzeczywiście dziadkowie muszą ze sobą konkurować) i jedyny?
Mnóstwo przykładów to niepotrzebne upychanie ekonomii do życiowych sytuacji determinowanych kontekstem społeczno-geograficzno-historycznym – klimatem, tradycją, wygodą czy zaawansowaniem technologicznym społeczeństwa. Efektem są do bólu banalne obserwacje w rodzaju: „dziś mało osób umie zmienić oponę, bo łatwiej niż się tego nauczyć jest zadzwonić z komórki po pomoc, a poza tym samochody są dziś mniej awaryjne”. Albo „w wieżowcach najatrakcyjniejsze są piętra najwyższe – bo cicho i ładny widok, a w kamienicach partery – bo nie ma tam wind i nikomu nie chce się chodzić po schodach”. Nie brak też teorii usilnie szukających „pieniądza” – kwantyfikowalnego poziomu kosztów i korzyści – w każdej sytuacji, ignorując oczywiste uwarunkowania z innych dziedzin życia i nauki. Tak jest choćby z pytaniem o wcześniejsze zawieranie małżeństw na wsi niż w miastach – autor eseju tłumaczy to mniejszą dostępnością partnerów, a więc koniecznością pośpiechu i „zaklepywania” sobie pierwszej okazji zamiast szukania, porównywania, testowania kolejnych partnerów. Podobnież w przypadku dywagacji na temat istnienia obrońców wielorybów, a braku odpowiednich aktywistów walczących o prawa kurczaków: według „Ekonomii bez tajemnic” wytłumaczeniem jest fakt, że wieloryby są „niczyje”, a więc są eksploatowane bez żadnej racjonalnej gospodarki, natomiast każdy farmer racjonalnie wykorzystuje swoje kury, pilnując, by na miejsce każdej przerobionej na rosół była następna. I oczywiście fakt, że wieloryby mają tylko jednego potomka w miocie, którym muszą zajmować przez rok, a kury składają kilkaset jaj rocznie nie jest nawet wspomniany… Zresztą pytania ocierające się o biologię – nawiązujące do ewolucyjnych kosztów atrakcyjności płciowej, np. nieporęcznego poroża jeleni – należą do najsłabszych w tej książce, bo pozostają bez odpowiedzi, służąc jedynie jako ilustracja stanu faktycznego, tzn. nieefektywnej rozbieżności między interesem jednostkowym a dobrem wspólnym1).
Wreszcie przedstawiane przykłady są też o tyle mało przydatne, że w bardzo niewielkim stopniu przystają do prezentowanych teorii ekonomicznych i je tłumaczą. We wstępie do jednego z rozdziałów Frank podaje przykład prostego działania (odejmowanie dwóch składników) pozwalającego wyliczyć koszt alternatywny i ubolewa, że gros studentów, a nawet ekonomistów z dyplomem nie potrafi tego zrobić. Czytelnicy „Ekonomii bez tajemnic” też się tego nie nauczą, bo co z tego, że we wstępie jest teoria i okruszek matematyki, skoro przykłady nie odnoszą się do wartości liczbowych, ale jako koszt alternatywny podają zupełnie abstrakcyjne wartości, takie jak czas wolny, poczucie godności czy samozadowolenie. Takich niewyjaśnionych pojęć pojawia się zresztą więcej: co chwila autor powraca do istotnego w ekonomii „kosztu marginalnego”, ale konia z rzędem temu, kto po lekturze tej książki będzie potrafił wytłumaczyć, o co chodzi z tym „kosztem ostatniej jednostki wytwarzanego produktu”2). Z kolei inne terminy nie pojawiają się w ogóle: w kontekście niechęci producentów do segmentyzacji rynku aż się prosi o wspomnienie o „korzyściach skali” – Frank nie używa tego pojęcia bodaj ani razu.
Najciekawsze są tu przykłady, które umieściłbym roboczo gdzieś w okolicach projektowania, zarządzania i marketingu. Frank całkiem sensownie i ciekawie tłumaczy, czemu opakowania mleka są prostopadłościenne, a coli walcowate (bo mleka nie pijemy „z ręki”, a poza tym składujemy w chłodniach, gdzie ważne jest upychanie bez utraty miejsca, a przy coli konsumentowi zależy, by butelka była wygodna i wyglądała cool), albo dlaczego garnitury ślubne są tańsze od sukni (garnitury nie wymagają tak wielu poprawek i dopasowań, stąd mogą być więcej razy wypożyczane, co z kolei wymusza obniżkę cen również garniturów oferowanych na sprzedaż). Mimo również widocznych błędów i niedociągnięć3) jest tu kilka ciekawych obserwacji, przydatnych jako ćwiczenie wyobraźni choćby dla początkujących przedsiębiorców – i to byłby chyba najtrafniejszy (choć wykreowany raczej mimochodem) czytelnik docelowy „Ekonomii bez tajemnic”. Oczywiście nie mam tu na myśli poważnego biznesmena, właściciela firmy, ale raczej ucznia gimnazjum, który zamiast wkuwania nudnych definicji na przedmiocie podstaw przedsiębiorczości łyknąłby nieco obrazowych przykładów tłumaczących, dlaczego warto działać – pracować, projektować, produkować, sprzedawać – wydajnie i jak to robić, w jaki sposób obniżać koszty, dlaczego i kiedy warto segmentować rynek. Byle tylko nie kazać gimnazjalistom czytać całej książki naraz, bo kilkanaście przykładów tłumaczących jedno i to samo może znudzić nawet najbardziej tępego ucznia. No i szkoda, że ostatecznie nie dowiedzą się, czemu właściwie kamikadze nosili te cholerne hełmy…
koniec
24 lutego 2010
1) Przy czym autor ogranicza się do stwierdzenia, że taka rozbieżność istnieje, że w świecie zwierząt – i ludzi (tu przykład wciąż powiększającego się rozmiaru damskich „szpilek”) – panuje swoisty wyścig zbrojeń. Nie ma – wręcz automatycznie nasuwającej się – refleksji i podkreślenia, że wszelkie teorie odnoszą się do rynków doskonale konkurencyjnych i efektywnych, ale coś takiego w naturze nie istnieje. Tymczasem Frank, karmiąc widza swoimi przykładami, w których najbanalniejsze sprawy tłumaczy na gruncie ekonomii, zdaje się wmawiać coś wręcz przeciwnego – że racjonalny homo oeconomicus żyje i ma się dobrze.
2) A zamiast tworzenia jakichś łamańców językowych wystarczyłoby powiedzieć, że chodzi o koszt wytworzenia każdej kolejnej, dodatkowej jednostki produktu. I pomijam już fakt, że w polskiej literaturze powszechniejsze jest bardziej zrozumiałe i wolne od anglicyzmów pojęcie „koszt krańcowy”.
3) Np. autor tłumaczy, dlaczego prostopadłościenne opakowanie mleka jest wydajniejsze niż walcowate tylko połowicznie – rysuje rzut podstawy, tłumacząc, że koło ma mniejszą powierzchnię niż prostokąt, ale nie wyjaśnia, że dzięki temu opakowanie mleka może być niższe przy zachowaniu tej samej objętości.

Komentarze

24 II 2010   08:26:58

Oczywiście czytelnikowi jest trochę wszystko jedno kto zawinił, ale lepiej by było gdyby recenzja nie mieszała tak zarzutów do autora i tłumacza jak w czwartym akapicie.
Pomijam już fakt, że w polszczyźnie powszechniejsze i bardziej zrozumiałe jest wolne od religijnych konotacji słowo "anglicyzm".

24 II 2010   09:43:46

proszę nie mieszać zarzutów do autora recenzji i do korekty! słusznie, kajam się za "anglikanizm"

w czwartym akapicie zarzuty są przeciw autorowi (chyba że tłumacz naprawdę coś namieszał w samej treści lub jej nie rozumiał), zarzut przeciw tłumaczowi jest dopiero w przypisie i to dopiero w drugim zdaniu

24 II 2010   11:30:23

Pozwoliłam sobie poprawić ‘anglikanizm’ na ‘anglicyzm’.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Więcej wszystkiego co błyszczy, buczy i wybucha?
— Miłosz Cybowski, Jakub Gałka, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Nieprawdziwi detektywi
— Jakub Gałka

O tych, co z kosmosu
— Paweł Ciołkiewicz, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Wszyscy za jednego
— Jakub Gałka

Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka

Przygody drugoplanowe
— Jakub Gałka

Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Ludzie jak krewetki
— Jakub Gałka

Katana zamiast pazurów
— Jakub Gałka

Trzy siostry Thorgala
— Jakub Gałka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.