Wydana w Wielkiej Brytanii przed czterema laty „Czerń kruka” brytyjskiej pisarki Ann Cleeves otwiera cykl czterech powieści detektywistycznych, których głównym bohaterem jest mieszkający na Szetlandach inspektor Jimmy Perez. Wnioskując na podstawie pierwszej powieści „Kwartetu szetlandzkiego”, autorka starała się nawiązać do cieszących się ogromną popularnością w całym świecie kryminałów skandynawskich. Udało jej się to znakomicie!
Wyspa nie sielska i nie anielska
[Ann Cleeves „Czerń kruka” - recenzja]
Wydana w Wielkiej Brytanii przed czterema laty „Czerń kruka” brytyjskiej pisarki Ann Cleeves otwiera cykl czterech powieści detektywistycznych, których głównym bohaterem jest mieszkający na Szetlandach inspektor Jimmy Perez. Wnioskując na podstawie pierwszej powieści „Kwartetu szetlandzkiego”, autorka starała się nawiązać do cieszących się ogromną popularnością w całym świecie kryminałów skandynawskich. Udało jej się to znakomicie!
Jeśli wierzyć stronie internetowej brytyjskiej pisarki, powieści Anne Cleeves przetłumaczone zostały już na szesnaście języków, co uznać można za bezsprzeczny dowód na ich niemałą popularność. Po polsku, jak do tej pory, ukazały się jednak dopiero dwie spośród dwudziestu trzech, jakie opublikowała począwszy od 1986 roku. Zadebiutowała dość późno. Kiedy na księgarskich półkach pojawił się pierwszy kryminał podpisany jej nazwiskiem („A Bird in the Hand”), miała już bowiem trzydzieści dwa lata, a za sobą między innymi pracę w obserwatorium ornitologicznym na szetlandzkiej wyspie Fair Isle, gdzie zresztą poznała swego późniejszego męża (również specjalistę od ptaków). Książki Cleeves – nie licząc „The Sleeping and the Dead” (2001) oraz „Burial of Ghosts” (2003) – układają się w cztery cykle powieściowe. Najobszerniejszy, „George & Molly” (1986-1996), składa się z ośmiu pozycji i w zasadzie można go już uznać za zamknięty. Kolejnymi bohaterami stworzonymi przez Brytyjkę byli inspektor Ramsay (sześć tytułów w latach 1990-1997) oraz Vera Stanhope (trzy książki wydane pomiędzy 1999 a 2007 rokiem). Cztery lata temu natomiast ukazał się „Czerń kruka”, którego główną postacią pisarka uczyniła inspektora Jimmy’ego Pereza. Kryminał ten otworzył, zamierzony na cztery części, „Kwartet szetlandzki”, który zresztą udało się już autorce zamknąć. Kolejnymi jego odsłonami były: „Biel nocy” („White Nights”, 2007) oraz, nieznane jeszcze w naszym kraju, „Red Bones” (2009) i – opublikowane w Anglii zaledwie przed kilkoma tygodniami, na początku lutego – „Blue Lightning” (2010). Sięgając po twórczość Ann Cleeves, wydawnictwo Amber chyba nie bez powodu postanowiło rozpocząć przybliżanie jej czytelnikom nad Wisłą właśnie od „Czerni kruka”. To w końcu ta powieść została uhonorowana prestiżową The Gold Dagger Award, czyli Złotym Kluczem, przyznawanym corocznie przez brytyjskie Stowarzyszenie Pisarzy Literatury Kryminalnej. Jej szwedzkie tłumaczenie w 2007 roku wzięło również udział w wyścigu po nagrodę Martina Becka, choć szczerze trzeba przyznać, że książce tej znacznie bliżej jest raczej do dokonań Henninga Mankella, niż duetu Maj Sjöwall i Per Wahlöö.
Ann Cleeves poznała Szetlandy podczas swojej kilkuletniej pracy na Fair Isle, jednej ze stu wysp – położonego na Oceanie Atlantyckim, około dwustu kilometrów na północ od wybrzeży Wielkiej Brytanii – archipelagu, administracyjnie przynależącego do Szkocji. Największą szetlandzką wyspą jest Mainland, której nazwa notabene w książce (a przynajmniej w jej polskim tłumaczeniu) w ogóle nie pada, i to właśnie na niej umieszczona została akcja powieści. Kiedy mieszkańcy Lerwick – największego, choć liczącego zaledwie trochę ponad siedem tysięcy osób miasta na wyspach – świętują nadejście Nowego Roku, Magnus Tait, stary dziwak i odludek, siedzi w swoim wiejskim domu i wspomina dawne czasy, kiedy jeszcze mieszkała z nim matka Mary i młodsza siostra Agnes. W pewnej chwili, już po północy, ze zdziwieniem stwierdza, że w stronę jego chaty idą dwie młode dziewczyny z sąsiedztwa. Magnus od lat nie miewa gości; niespodziewana wizyta pięknej brunetki Catherine Ross i nieco brzydszej i grubszej blondynki Sally Henry staje się więc dla niego prawdziwym świętem. Nie zastanawia się, co kieruje nastolatkami, jest na to zbyt ograniczony umysłowo; one tymczasem traktują wyprawę do starego Taita jako swego rodzaju wyzwanie. Powszechna opinia na jego temat nie jest bowiem zbyt pochlebna; gdy Sally była dzieckiem niejeden raz słyszała od swojej matki, dyrektorki wiejskiej szkółki, że to okropny człowiek i jego dom należy omijać z daleka. Jak się jednak okazuje, diabeł wcale nie jest taki straszny i nie pożera ludzi. Kilka dni później Magnus, wracając z Lerwick, spotyka Catherine w autobusie; zaprasza ją do siebie na herbatę i ciasteczka, ta zaś chętnie z zaproszenia korzysta. Bomba wybucha dopiero następnego dnia, kiedy wracająca do domu po odprowadzeniu swojej kilkuletniej córeczki Cassie do szkoły, mieszkająca nieopodal zabudowań Taita malarka Fran Hunter znajduje na będącym własnością mężczyzny polu ciało Ross.
Ślady nie pozostawiają wątpliwości, że nastolatka została uduszona jej własnym szalikiem. Wieść gminna szybko znajduje winnego – musi nim być zdziwaczały starzec! Przemawiają za tym niezaprzeczalne, na pozór, fakty: Catherine była u niego w dzień poprzedzający znalezienie zwłok, na dodatek na zalegającym pole śniegu odkryte zostają ślady butów Magnusa, który zresztą przyznaje się policji, że widział ją nieżywą. Morderstwo siedemnastolatki natychmiast przypomina mieszkańcom Mainland o innej wielkiej tragedii, która wydarzyła się w okolicach Lerwick osiem lat wcześniej. Zaginęła wówczas i nigdy nie została odnaleziona jedenastoletnia Catriona Bruce. O jej uprowadzenie – a może nawet zabójstwo, tego nie potwierdzono – również oskarżony został Tait. Policja go nawet aresztowała, poddawała długim przesłuchaniom, ale – nie znalazłszy ciała dziewczynki – musiała wypuścić na wolność. Od tamtej pory jednak Magnusa otacza zła sława. Kiedy więc odkryto ciało kolejnej nastolatki, prawie nikt nie ma wątpliwości, kto jest sprawcą zbrodni. Przykry obowiązek przeprowadzenia rozmowy z podejrzanym i podjęcia decyzji co do jego najbliższej przyszłości spada na barki szefa miejscowej policji Jimmy’ego Pereza. Ten po wizycie u staruszka wciąż się waha. Bo choć zdaje sobie sprawę, że Tait może wiedzieć więcej, niż mówi, wcale nie musi być mordercą… Niebawem na wyspę przybywają policyjne posiłki ze szkockiego Inverness. Inspektor Roy Taylor, któremu Perez zostaje teraz podporządkowany, postanawia aresztować Magnusa. Mieszkańcy mogą wreszcie odetchnąć z ulgą. Ale czy na pewno? Prowadzone dalej przez Jimmy’ego dochodzenie wydobywa na światło dzienne wiele głęboko dotąd skrywanych tajemnic; okazuje się też, że Catherine mogła być dla wielu osób niewygodna – tyle że w tym gronie na pewno nie było Taita. Śledztwo zatacza więc coraz szersze kręgi, a przełomem w nim okaże się kolejny dramat.
Z upływem czasu na najważniejszą postać powieści, a następnie całego cyklu, wyrasta inspektor Perez. To sympatyczny trzydziestokilkulatek po przejściach, rozwodnik, rodem z Fair Isle, który na Mainland, choć to przecież także Szetlandy, wciąż czuje się obco i tak też jest traktowany przez sporą część mieszkańców, stanowiących bardzo hermetyczne środowisko. W przełamaniu barier nie pomaga mu obco brzmiące nazwisko i pochodzenie; jest on bowiem dalekim potomkiem hiszpańskiego marynarza, wojownika Wielkiej Armady, który po rozbiciu floty króla Filipa II przez Brytyjczyków dopłynął do Szetlandów i tam osiedlił się już na stałe, zakładając rodzinę. W tle intrygi kryminalnej obserwujemy również uczuciowe perypetie inspektora, któremu w oko wpada jeden z najważniejszych świadków wydarzeń, Fran Hunter, na marginesie – eksżona jego przyjaciela z dawnych szkolnych czasów. Wątek ten pozwala autorce „Czerni kruka” na wplecenie wielu bardzo interesujących obserwacji obyczajowych. A zawsze to ciekawe śledzić codzienne życie społeczeństwa, które, nawet w czasach globalizacji, funkcjonuje w pewnej izolacji od reszty świata. I chociaż Cleeves zaznacza, że na kartach powieści „na pewno znajdą się jakieś niedokładności”, nie można mieć wątpliwości, że pisarka dołożyła wszelkich starań, aby realia szetlandzkie oddać z jak największą dokładnością. Autorka znakomicie poradziła sobie także z materią psychologiczno-sensacyjną – fabuła, mimo absolutnie zaskakującego zakończenia, jest całkowicie wiarygodna. Podczas lektury ani przez chwilę nie towarzyszy czytelnikowi uczucie naciągania faktów pod z góry przyjęte założenie.
Powieść otwierająca „Kwartet szetlandzki” nie bez powodu przywodzi na myśl kryminały skandynawskie. Konstrukcja fabuły (nierozwiązana tajemnica sprzed lat, która wpływa na bieg współczesnych wydarzeń), postać głównego bohatera (wrażliwy samotnik z powikłanym życiem osobistym, à la Kurt Wallander), wreszcie rozbudowany wątek obyczajowy (i powiązana z nim wiwisekcja lokalnej społeczności) – to wszystko znamy doskonale z twórczości Henninga Mankella („
Zapora”), Johana Theorina („
Zmierzch”, „
Nocna zamieć”), Thomasa Kangera („
Mężczyzna, który przychodził w niedzielę”), Karin Alvtegen („
Cień”), Camilli Läckberg („
Księżniczka z lodu”, „
Kaznodzieja”) czy też Norweżki Karin Fossum („
Za podszeptem diabła”, „
Utracona”). Ann Cleeves znakomicie do tych tradycji nawiązała, zabierając jednocześnie czytelników w egzotyczną podróż na daleką północ Europy. Tym samym z kryminalnej mapy świata zniknęła kolejna biała plama.
Znowu kryminał? Ile można?