Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

S.O.D.: Bajka z garbem

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
1 2 3 4 »
Inaugurujemy na łamach Esensji nowy cykl dyskusji o literaturze. Trzech czołowych autorów polskiej fantastyki – Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski i Wit Szostak – rozmawia z pasją i znawstwem o wybranych książkach rodzimej i zagranicznej fantastyki. Na pierwszy ogień – „Księga rzeczy utraconych” Johna Connolly’ego.
Cykl jest kontynuacją wcześniejszych dyskusji tej trójki na łamach portalu Onet.pl.

Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

S.O.D.: Bajka z garbem

Inaugurujemy na łamach Esensji nowy cykl dyskusji o literaturze. Trzech czołowych autorów polskiej fantastyki – Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski i Wit Szostak – rozmawia z pasją i znawstwem o wybranych książkach rodzimej i zagranicznej fantastyki. Na pierwszy ogień – „Księga rzeczy utraconych” Johna Connolly’ego.
Cykl jest kontynuacją wcześniejszych dyskusji tej trójki na łamach portalu Onet.pl.
1. Prawie dla nikogo
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Łukasz Orbitowski: Powiem od razu: „Księga rzeczy utraconych” zrobiła na mnie wielkie wrażenie i bardzo żałuję, że w Polsce nie odniosła sukcesu, na jaki zasługuje. Zastanawiam się, dlaczego tak się stało: Connolly ma u nas trochę tytułów, choć nigdy nie osiągnął statusu gwiazdy, konwencja, w jakiej znajduje się „Księga…”, ma wielu wielbicieli. Tymczasem nie widziałem tego tytułu na listach bestsellerów, rezonans medialny okazał się żaden. Czy to „wina” samego autora, czy braku odpowiedniej promocji – nie mam zielonego pojęcia.
Jacek Dukaj: Naprawdę widzisz konwencję „Księgi…” tak popularną? Według mnie „Księga…” okazała się „książką dla nikogo”: wpadła w blindspot, martwe pole pomiędzy. Dla dzieci zbyt dorosła, dla dorosłych zbyt dziecinna; dla czytelników fantasy zbyt bajkowa, za mało rozbuchana światotwórczo, zbyt swobodna w podejściu do magii, a dla dzieci szukających typowej bajkowości – zbyt realistyczna, zbyt szczera.
Wit Szostak: Nisza rynkowa, w którą wpadła „Księga…” jako powieść „dla wszystkich i dla nikogo”, jest problemem raczej marketingowym niż literackim. Czy naprawdę jest tak, że czytelnicy gatunkowi są aż tak silnie sprofilowani, że nie wezmą czegoś, co wykracza poza ten wąski horyzont? Nie sądzę.
Dukaj: Optymista! Jasne, że znajdą się wyjątki. Ale trendy są, jakie są.
Szostak: Staram się zachować tę niewinność. Z różnym skutkiem.
Natomiast dla mnie – jako czytelnika – fundamentalne napięcie, które jest w tej książce, to jej zawieszenie pomiędzy literaturą dla dzieci a literaturą dla dorosłych. Tu widać rzeczywisty konflikt nie tylko oczekiwań czytelniczych, ale też całej koncepcji literatury, a przede wszystkim – struktury samego czytelnika.
Jeśliby Connolly napisał książkę adresowaną dla dzieci, to muszę od razu powiedzieć, że mnie taka literatura nie interesuje. Z tego wieku wyrosłem, a nie znalazłem innych powodów, by po nią sięgać. Skoro jednak o tej pozycji rozmawiamy, to raczej dlatego, że jej lektura była dla nas, dorosłych, co najmniej inspirująca. To, jak ta książka może oddziałać na czytelnika małoletniego, za bardzo mnie nie interesuje. Poza tym nie posiadam żadnych kompetencji, by z samego faktu, że niegdyś byłem dzieckiem, wyciągać jakieś hermeneutyczne konsekwencje.
Jeśli więc ta książka ma mnie interesować, to jako powieść dla dorosłych. I tu mam z „Księgą…” pewien kłopot. Uważam zwyczajnie, że pewne pomysły się nie bronią. I przy przyjętych przeze mnie założeniach tłumaczenie, że to przecież dla dzieci, mnie nie satysfakcjonuje.
Orbitowski: Coś tak czułem, że nie podzielicie mojego zachwytu nad tą książką.
A przy okazji wyszło, kto z nas jest najbardziej dzieckiem – otóż dziecinne fragmenty „Księgi…” jakoś mocno na mnie nie oddziałały i nie zwróciłbym na to uwagi, gdybyście tego nie wywołali. Czyli sam mój przykład pokazuje, że jednak są czytelnicy dla takich rzeczy.
Dukaj: To ciekawa książka; nic wielkiego, ale nie żałuję, że ją przeczytałem. Ma swoje słabe i mocne strony. Do mocnych zaliczyłbym jeszcze zakończenie, gdzie Connolly znowu głęboko orze w emocjach. Ta melancholia przemijania (każde dziecko dorasta, starzeje się, umiera, neverlandy dzieciństwa odchodzą w niepamięć, rodziny się rozpadają, miłość blaknie) wyjątkowo silnie rezonuje skontrastowana z formułą bajki.
No ale właśnie – gdy pytamy tu o powodzenie wyprawy z głównego nurtu w fantastykę, zakładamy, że albo bajka czy baśń nie przynależą do konwencji głównonurtowych, albo że „Księga…” to fantasy. Chyba od tego powinniśmy zacząć: czy naprawdę Connolly próbował tu napisać fantasy? „Kroniki Narnii” to protofantasy: coś, z czego fantasy dopiero wyewoluowała, a „Księga…” jest skromniejsza, słabiej „uwiarygodniona”, bardziej bajkowa nawet od „Narnii…”.
Kiedy np. Żukrowski pisał „Porwanie w Tiutiurlistanie” – to czy „wychodził z głównego nurtu”? To właśnie może być powód odrzucenia „Księgi…” przez miłośników fantasy – nie można mówić o porażce, bo Connolly w ogóle nie próbował tu napisać fantasy.
Oczywiście obiektywnie sytuacja w kulturze jest już inna: dziś przeczytasz dziecku bajkę i będzie narzekać, że to „słabszy »Eragon«”.
A dla kogo Connolly pisał książkę? Pewnie dla siebie. Żebyśmy tu nie pomieszali „czytelnika, dla którego się pisze” w rozumieniu marketingowym z czytelnikiem, do którego książka trafia, tzn. jest zrozumiała, czytelna, interesująca czy to intelektualnie, czy emocjonalnie itp. – czyli z takim domyślnym konstruktem, który istnieje dla każdego tekstu. I on może zawierać w sobie cechy w praktyce sprzeczne, wykluczające się, a w każdym razie wyjątkowo trudne do pogodzenia, np. naiwność nieoczytanego dziecka oraz pamięć rozmaitych literackich i ogólnokulturowych odniesień właściwą dla czytelnika doświadczonego, dojrzałego.
I „Księga…” byłaby właśnie w tym sensie przeznaczona dla wąskiej, specyficznej grupy odbiorców. Trafiła do Łukasza, ale ilu takich Orbitowskich chodzi po ulicach?
Orbitowski: Świat pełen Orbitowskich, każdy z Connollym pod pachą, byłby piękny. Mnie się wydaje, że ogrom fantastyki ma element dziecinności, od Pratchetta po, powiedzmy, Scotta Lyncha. Tylko tutaj dziecinność uwypukla się poprzez samą postać bohatera i baśniowy katalog, który się przewija. Co nie powinno nas mylić.
Poza tym nie widzę tego złamania; dziecinność, wydaje mi się, służy uwypukleniu tej inicjacyjnej drogi, „dorosłych” kłopotów. No i można by w ogóle dokładniej wskazać, o czym mówimy: co tam jest dziecinne, a co nie.
Szostak: Obawiam się tylko, że te elementy – „dziecinne” i „dorosłe” – są tam wymieszane dość homogenicznie. Jeśli przyjmiemy, że David jest figurą dorosłego, ze swymi „dorosłymi” kłopotami, to jak się do tego ma ta „terapia przez bajki”? Czy naprawdę pastisze bajek o Czerwonym Kapturku czy Śnieżce pomagają nam radzić sobie z poważnymi kłopotami? Nie widzę tego, nie tylko w płaszczyźnie własnego doświadczenia, ale przede wszystkim w płaszczyźnie „Księgi…”. W jaki sposób David, spotykając łowczynię, która tworzy mutanty, spotykając wilkonów i wulgarną Śnieżkę, dojrzewa na tyle, by polubić swoją macochę? Krótko mówiąc: wpływ przygód Davida z krainy baśni (poza enigmatycznym „zmężnieniem”) na jego konflikty w realnym świecie jest dla mnie niejasny.
Swoją drogą, to byłoby literackie i intelektualne wyzwanie: pokazać, jak prawda na poziomie archetypów, która wyłazi z bajek, jest przetworzeniem/wyjaśnieniem naszego świata; opowiedzieć wiarygodną historię na serio wiążącą te dwa światy. Connolly, uciekając w postshrekowy pastisz, uchylił się przed tym wyzwaniem. Dlatego nie potrafię dyskutować o jego powieści na tym poziomie.
Orbitowski: Nie wiem, czy to coś zmienia, ale zwróćcie uwagę, że przecież David jest w jednym od czytelnika uboższy: nie rozpoznaje tych bajkowych przetworzeń, a przynajmniej nic o tym nie wiemy. Jest naiwną postacią w świecie złożonym z klocków, które są nam, czytelnikom, znane.
Dukaj: Co też mi trochę zgrzytało, bo przynajmniej w stosunku do Śnieżki i krasnoludów powinien grać świadomie (postmodernistycznie). Przecież nie ma możliwości, żeby nie znał tej bajki. To się da wytłumaczyć wyłącznie logiką snu – ale jak trzeba sięgać po logikę snu, to w 99 przypadkach na 100 coś złego jest z samą książką.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

S.O.D.: Ogród mąk nieziemskich
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

25 II 2011

„S.O.D.” powraca, a Reymont pisze „Avatara"! W najdłuższej z dotychczasowych dyskusji z popularnego cyklu Jacek Dukaj, Wit Szostak i Łukasz Orbitowski debatują na temat niedawno wydanego „Vatran Auraio” Marka S. Huberatha.

więcej »

S.O.D.: Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

19 VII 2010

To już piąta dyskusja Jacka Dukaja, Łukasza Orbitowskiego i Wita Szostaka na naszych łamach i jednoczesnie pierwsza o książce polskiego autora – „Burzy” Macieja Parowskiego.

więcej »

S.O.D.: Kołek w serce horroru
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

19 IV 2010

Z dawna oczekiwana czwarta dyskusja Jacka Dukaja, Łukasza Orbitowskiego i Wita Szostaka. Tym razem nasi autorzy zajęli się „Ręką mistrza” Stephena Kinga i – przy okazji – szeroko pojętym horrorem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Księga utraconych złudzeń
— Michał Kubalski

Z tego cyklu

Ogród mąk nieziemskich
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Kołek w serce horroru
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera
— Jacek Dukaj, Wit Szostak

Ślepoczytanie
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Tegoż autora

Wszyscy jesteśmy dysfunkcyjni emocjonalnie
— Łukasz Orbitowski

Kanał
— Łukasz Orbitowski

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Miasto grobów. Uwertura
— Wit Szostak

MetaArabia
— Wit Szostak

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj

Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj

Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.