Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Protasiuk
‹Święto rewolucji›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚwięto rewolucji
Data wydania24 marca 2011
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08-04588-6
Format478s. 145×205mm
Cena39,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nie potrzebuję rewolucji

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Protasiuk
« 1 2 3

Michał Protasiuk

Nie potrzebuję rewolucji

Michał Protasiuk
‹Struktura›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStruktura
Data wydania16 lutego 2009
Autor
Wydawca Wydawnictwo Dolnośląskie
SeriaBehemot
ISBN978-83-245-8753-7
Format321s. 130×205mm
Cena24,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Wydaje mi się, że ludzie, którzy dziś przystępują do klubów fantastyki różnią się diametralnie od tych, co przystępowali do nich lat temu piętnaście. Fantastyka polska pod koniec lat 90. wyglądała zupełnie inaczej niż teraz. To był moment starcia dwóch paradygmatów: z jednej strony fantastyki problemowej, którą forsował Maciej Parowski, z drugiej strony fantastyki rozrywkowej, której ikoną – nie wiedzieć czemu – stała się Anna Brzezińska. Pamiętam Polcon w 1999 roku, który odbywał się w Warszawie. Brzezińska i Ziemkiewicz, odbierając nagrodę Zajdla, wykrzyknęli znaczące hasła. Anna krzyknęła: „Niech żyje fantastyka rozrywkowa”, a Rafał: „Rejent skona!”, co było oczywistym odniesieniem do wizji fantastyki problemowej reprezentowanej przez Parowskiego.
No właśnie, to był moment ścierania się dwóch nurtów, tylko że dla mnie i klubu „Druga Era” nie istniał świat poza fantastyka problemową. Każdy z nas był wychowywany pod skrzydłami Parowskiego; każdy z nas z wypiekami na twarzy czytał Huberatha, Sobotę, Wczesnego Dukaja. To był nasz świat. Obok pojawiały się rzeczy typu Pratchett. Nikt z nas, rzecz jasna, Pratchetta nie czytał.
Później zaś nadeszło nowe tysiąclecie, a wraz z nim pojawiło się wydawnictwo Fabryka Słów, powstała Runa. Nagle na rynku wydawniczym zaistniała proza kompletnie inna niż ta, którą wydawała chociażby Supernowa w latach 90. I od tego czasu zaczęli w klubie pojawiać się ludzie, którzy nie nadawali już na tych samych falach, którzy interesowali się zupełnie innymi sprawami niż my, gdy ten klub zakładaliśmy.
Teraz fantastyka, mimo wszystko, stała się częścią mainstreamu. Ja czytałem Tolkiena mając lat 13 i gdy próbowałem rozmawiać w towarzystwie rówieśników na temat tej książki, to było coś zupełnie nieznanego. Słowo „hobbit”, na przykład, nikt nie wiedział, co to jest „hobbit”. Ekranizacja „Władcy Pierścieni”, większość gier komputerowych – to wszystko sprawiło, że fantastyka zaistniała w znaczenie szerszym kręgu odbiorców popkultury. Od tego czasu ze środowiskiem fanowskim zaczęli wiązać się ludzie, którzy wcześniej nawet by o tym nie pomyśleli.
Patrząc na siebie, myślę, że gdybym miał teraz lat 18 i gdybym mimo wszystko wychował się na literaturze problemowej forsowanej przez Parowskiego, to nie wiem, czy dobrze czułbym się w ruchu fanowskim. Ja się teraz źle czuję w ruchu fanowskim. Właściwie rzadko bywam na konwentach, a jak już na nich jestem, to przekonuję się najczęściej, że to po prostu nie jest mój świat. Zmiany, jakie zaszły, można zaobserwować na przykładzie Pyrkonu. Gdy my organizowaliśmy ten festiwal w 1999 roku – a nazywał się wtedy jeszcze „Dzień z fantastyką” – to pojawiło się 400 osób. Ludzie przychodzili i słuchali Oramusa, Jęczmyka, Parowskiego jak bogów. Teraz na Pyrkonie zjawia się 6000 ludzi, część przebrana jest za szturmowców z „Gwiezdnych wojen”, część za postacie mangi. To jest środowisko, do którego ja się dystansuję, którego nie znam, nie rozumiem i które jest mi obce. Podobnie było w zeszłą sobotę na Falkonie. Na samym festiwalu pojawiło się dużo osób, na wręczeniu Nagrody Literackiej im. Żuławskiego było może dwadzieścia ludzi.
Micnas: Mówisz, że fantastyka weszła do mainstreamu. Co więc z legendarnym gettem?
Protasiuk: No tak, weszła do mainstreamu. Przed kilkoma dniami odwiedziłem mały salonik prasowy, gdzie reklamowano dość hucznie czwarty tom „Pana Lodowego Ogrodu” – było to na dworcu, gdzie przechodzi codziennie wielu ludzi, więc można powiedzieć w „miejscu głównonurtowym”. Grzędowicz, Pilipiuk, Komuda i jeszcze kilku innych autorów targetuje już nie w wąskie grono odbiorców fantastyki, ale konsumentów kultury popularnej w ogóle.
A getta… Nie wiem. Powiedzmy, że książkę wydaję ja. Trafi ona na pewno w ręce innych ludzi niż dowolna publikacja obwołana publikacją mainstreamową. Może nawet getto jest tu złym słowem i lepiej byłoby mówić o subgrupach.
Micnas: Dopytałbym jeszcze o Drugą Erę, a konkretniej o fanzin „Inne planety”, który wydawaliście. Rzecz była całkiem wartościowa i nie jest to tylko moje zdanie, ale także kilku literaturoznawców, z którymi miałem okazję rozmawiać na ten temat. Nie myśleliście, żeby przekształcić fanzin w czasopismo papierowe lub serwis internetowy?
Protasiuk: To była szalenie fajna sprawa ze składaniem tego fanzina, ale szalenie mała była także liczba odbiorców, do których one trafiały. Minęło trochę czasu, od kiedy to redagowaliśmy i gdy teraz patrzę na to z perspektywy czasu, to nie wiem, czy miałoby większy sens przekształcanie „Innych planet” w jakiś inny byt, czy to czasopisma, czy portalu internetowego. Istnieje już kilka portali, jak Esensja, czy Katedra i Creatio Fantastica, więc jeśli ktoś z nas czułby potrzebę dotarcia do większej ilości ludzi, to raczej poszedłby właśnie w tę stronę.
Micnas: Jak wygląda u ciebie recepcja recepcji? Czyli, innymi słowy, jak traktujesz recenzje, teksty krytyczne, a także głosy zwykłych czytelników?
Protasiuk: Mimo wszystko w moich książkach fantastyki jest coraz mniej. Z ruchem fanowskim wciąż jestem kojarzony, dlatego recenzje moich utworów pojawiają się głównie na portalach i w czasopismach związanych z fantastyką, a ich recepcja jest znacznie słabsza poza tym kręgiem. To znaczy okazjonalnie pojawiam się w mediach głównonurtowych, ale mogłoby być mnie tam zdecydowanie więcej.
Micnas: Pozostając w temacie recepcji: pisarza bardziej cieszy Żuławski czy Zajdel?
Protasiuk: Ale ja dostałem tylko Żuławskiego (śmiech).
Micnas: Ale tak czysto hipotetycznie.
Protasiuk: Nie no, ciężko mi jest odpowiedzieć na to pytanie, bo później powiedzą na przykład, że Zajdel nie cieszy, bo go nie dostałem… Ale jeśli już muszę wskazać, to chyba mimo wszystko bardziej cieszy Żuławski. Nie odczuwam parcia na to, by być jakimś pisarzem wielbionym przez zastępy fanów i tabuny wyznawców.
Micnas: Kończąc naszą rozmowę – jak widzisz przyszłość literatury fantastycznej w Polsce?
Protasiuk: Rynek książki jest w kryzysie. Złote czasy, jakie były na przykład, kiedy nastąpił boom Fabryki Słów nie wrócą. Trudniej będzie też zadebiutować. Mocno wierzę w model, jaki forsuje Powergraph, czyli że wydawnictwo publikuje dobrze sprzedające się książki, a obok tego wydaje niektóre utwory nie ze względu na zysk, a hobby. Sama fantastyka nadal będzie pisana i nadal będzie trafiać do określonego grona odbiorców.
Ciekawe jak rozwinie się forma self-publishingu. Na skutek popularyzacji tabletów i czytników e-booków publikacje elektroniczne są coraz łatwiej dostępne, może więc system publikowania utworów z pominięciem pośrednictwa wydawcy przyniesie jakieś nowe gwiazdy literatury.
Micnas: No i zagadnienie ostatnie – twoje plany na przyszłość.
Protasiuk: Jedną książkę już mam gotową, pisałem ją niemal cztery lata. Tytuł – Ad infinitum. Teraz domykam jej redagowanie i szukam wydawcy. Jest to powieść trochę inna niż te, które do tej pory napisałem, ale też ma kilka elementów wspólnych. Porzuciłem zainteresowanie sprawami bieżącymi z polityki, gospodarki, socjologii, etc. i zająłem się głównie warstwą obyczajową. Pojawia się kryzys małżeński, zdrada, ale obok tego funkcjonują wątki hard s-f. Obsesje i pytania jednak pozostają te same.
koniec
« 1 2 3
13 grudnia 2012

Komentarze

14 XII 2012   13:14:29

Ciekawa rozmowa... Autor z jednej strony zdaje się zdroworozsądkowo zauważać, że opowieści o dawnych "złotych czasach" przeważnie raczej niewiele mają wspólnego z rzeczywistością a z drugiej w pewnym momencie sam popada jakby trochę w manierę "lepszego jutra które było wczoraj" - bo, parafrazując, dziś to fantastyka nie ta co wtedy a i ci co ją czytają już jakby nie tak fajni jak myśmy onegdaj byliśmy... Coś mi się zdaje, że głównie to po prostu oddziaływanie czynnika czasu. Tak to już jest, że zmieniając się z czasem w zmieniającym się równocześnie świecie z jednych lektur wyrastamy do innych dorastamy i ogólnie rzecz biorąc inaczej na świat spoglądać zaczynamy ;)

A, zdaje się, że chochlik w drugiej części zamienił auspicje z hospicjami.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Emilcińskie reminiscencje
— Jarosław Loretz

Czeka nas rewolucja?
— Paweł Micnas

Tegoż twórcy

Lepiej już było?
— Sławomir Grabowski

Emilcińskie reminiscencje
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.