Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Konrad Walewski

ImięKonrad
NazwiskoWalewski

Kroki w Nieznane: Poczucie zdumienia

Esensja.pl
Esensja.pl
Konrad Walewski
1 2 »
Z Konradem Walewskim, współredaktorem wydanej właśnie antologii „Kroki w Nieznane”, tłumaczem, teoretykiem i krytykiem science fiction, rozmawia Aleksandra Winnik.

Konrad Walewski

Kroki w Nieznane: Poczucie zdumienia

Z Konradem Walewskim, współredaktorem wydanej właśnie antologii „Kroki w Nieznane”, tłumaczem, teoretykiem i krytykiem science fiction, rozmawia Aleksandra Winnik.

Konrad Walewski

ImięKonrad
NazwiskoWalewski
Aleksandra Winnik: Co najbardziej cenisz i lubisz w fantastyce, a czego nie? Jak Twoje osobiste preferencje wpłynęły na wybór tekstów zamieszczonych w antologii?
Konrad Walewski: Trudno jest mówić o tym, co lubię, a czego nie lubię w fantastyce – to ogromna przestrzeń literacka, wypadałoby więc najpierw ustalić jakieś kryteria… Poza tym słowo „lubić” jest z mojego punktu widzenia bardzo mało precyzyjne. Z kolei ocena tekstu to zupełnie inny problem. Przyjemność obcowania z utworem literackim i jego ocena merytoryczna, która przecież ma duże znaczenie w przypadku fantastyki, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z jej potencjałem spekulatywnym, to w zasadzie dwie różne rzeczy, choć w oczywisty sposób powiązane. Najogólniej mówiąc to, co lubię w fantastyce można by określić mianem a sense of wonder (co w języku polskim najlepiej oddaje wyrażenie poczucie zdumienia). Jest to coś, co leży tak naprawdę u źródeł fantastyki. Tekst musi być oczywiście bardzo dobry literacko, wykazywać wysoki poziom warsztatowy, musi spełniać pewne kryteria językowe, a jednocześnie niezmiernie ważne jest dla mnie poczucie czegoś niesamowitego, zdumiewającego, zadziwiającego… Chodzi o świadomość, czy też poczucie tego, że jakiś aspekt mnie samego lub rzeczywistości wokół mnie zostaje mi nagle objawiony podczas lektury. Ta właśnie objawicielska moc fantastyki jest dla mnie ogromnie ważna, może najważniejsza. Z tym, że wybierając teksty do antologii nie kierowałem się aż tak bardzo własnymi upodobaniami; chodziło mi raczej o to, by przedstawić te opowiadania, które, przynajmniej w moim odczuciu, mówią o czymś istotnym, poruszają jakieś ważkie problemy naszego życia, a jednocześnie wyróżniają się w taki czy inny sposób na tle tego, co się obecnie pisze.
AW: A jeśli chodzi o kryteria czasowe, sięgasz chętniej wstecz – do rzeczy starszych, czy w przód – do najnowszych?
KW: Okazuje się, że bardzo wiele tekstów fantastycznych znakomicie znosi próbę czasu. Zatem opowiadania pisane czterdzieści, pięćdziesiąt czy nawet sto pięćdziesiąt lat temu świetnie czytają się również i dziś. W tym względzie nie waham się sięgać do rzeczy starszych. To jest raczej kwestia warsztatowa, kwestia specyfiki autora niż konkretnego czasu. Lubię najnowsze rzeczy, najnowszych pisarzy, to, co obecnie dzieje się w fantastyce, która od jakichś dwudziestu lat przeżywa kolejny okres intensywnego rozwoju. Pisarze sięgają coraz głębiej nie tylko do nauki, ale czerpią inspirację z wielu innych rzeczy, co jest w jakimś sensie konsekwencją rewolucji nowofalowej (czyli lat sześćdziesiątych minionego stulecia), kiedy to wielu pisarzy odrzuciło przymus poprawności naukowej – tworzenia światów wyłącznie w oparciu o zasady fizyki czy astrofizyki – i zaczęło szukać gdzie indziej: w filozofii i religioznawstwie (Philip K. Dick, Roger Zelazny), w językoznawstwie (Samuel R. Delany), w socjologii i psychologii (John Brunner, Thomas M. Disch), antropologii (Ursula K. LeGuin) czy rodzącym się wówczas feminizmie (James Tiptree, Joanna Russ). To wszystko znalazło się w Niebezpiecznych wizjach pod redakcją Harlana Ellisona (pełne polskie wydanie ukazało się dopiero w 2002 roku), antologii, która stanowiła jak gdyby podsumowanie tego rewolucyjnego okresu fantastyki. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pojawiło się bardzo dużo ciekawych tekstów, wyewoluowała i dojrzała na przykład fantastyka feministyczna, pojawił się cyberpunk oraz literatura post-cyberpunkowa, czy wreszcie zaczęła wyzierać na powierzchnię nowa fantasy, która z niezrozumiałych dla mnie względów jakoś nie przemawia do polskiego czytelnika (mam tu na myśli takie utwory, jak choćby Małe, duże Johna Crowleya, Dworzec Perdido Chiny Miéville’a czy Rok naszej wojny Steph Swainston). Jedyne wyjaśnienie tego smutnego zjawiska, jakie przychodzi mi do głowy, to to, że Polacy najwidoczniej nie akceptują różnorodności w literaturze, jej bogactwa, wielości wizji. Kiedy raz pozwolili już sobie wbić do głowy, że fantasy to wyłącznie Tolkien, Sapkowski i może jeszcze ze dwóch pisarzy, to nic, co choćby w najmniejszym stopniu odbiega od tej umęczonej tolkienowskiej formuły, nie trafia do nich i jest automatycznie odrzucane. Niemniej jednak od tamtych czasów aż do dzisiaj następuje stałe poszerzanie spektrum problematycznego fantastyki; coraz więcej rzeczy interesuje pisarzy fantastycznych i coraz lepiej piszą – dziś w sumie fantastyka w żadnym stopniu nie ustępuje tzw. „literaturze głównego nurtu”; wyśrubowane kryteria warsztatowe stały się w zasadzie normą, a przy tym fantastyka niezwykle szybko i gładko przeszła „modernizację”, a następnie „post-modernizację”, jeśli mogę się tak wyrazić, toteż dziś wzajemne przenikanie się tych dwóch przestrzeni literackich jest czymś zupełnie normalnym. Powraca tylko pytanie czy aby ta ogromna różnorodność współczesnej literatury jest do strawienia dla czytelników fantastyki w Polsce, bo jeśli popatrzymy na to, co dzieje się na naszym rynku, to, wyłączając kilku naprawdę znakomitych rodzimych twórców (których pisarstwem od pewnego czasu usiłuję zainteresować redaktorów i wydawców amerykańskich i miejmy nadzieje, że w końcu coś z tego wyjdzie), większość publikacji zieje sztampą, zwłaszcza jeśli chodzi o fantasy, a wysokie miejsca list bestsellerów okupują tak żałosne produkty rynkowe, jak Eragon Paoliniego.
AW: Jak wyglądała i na czym polegała Twoja redakcyjna współpraca z Lechem Jęczmykiem?
KW: Najpierw odbyliśmy spotkanie wstępne, na którym każdy z nas przedstawił swoje upodobania odnośnie najnowszej fantastyki. Rozmawialiśmy o tym, co chcielibyśmy w nowej edycji Kroków w nieznane umieścić, jakie tematy, jakie problemy powinny się w niej znaleźć. W zasadzie cały projekt koordynował Lech Jęczmyk, ale dał mi dość dużą swobodę działania. Mogłem wybierać teksty, które mnie od dawna fascynowały, a które z rozmaitych względów nie trafiły nigdy do polskiego czytelnika. Są w antologii chyba ze dwa opowiadania, które nie bardzo przypadły mu do gustu, ale uszanował mój wybór… To bardzo miłe z jego strony i świadczy o wielkim zaufaniu, jakim mnie obdarzył, za co, rzecz jasna, jestem mu ogromnie wdzięczny.
AW: Co odgrywało w selekcji do najnowszej antologii największą rolę? Sukces i znaczenie tekstów czy może jakaś konkretna problematyka, jakieś wątki tematyczne?
KW: Oczywiście zależało mi na tym, żeby antologia poruszyła kilka tematów, które moim zdaniem są szalenie aktualne w Polsce w chwili obecnej. Biorąc na przykład pod uwagę kontrowersje związane z marszami równości, jak i kwestię homofobii, chciałem pokazać, że podobne problemy fantastyka stawia już od bardzo dawna (np. Greg Egan i Michael Blumlein). Podobnie jeśli chodzi o antyglobalizm i korporacjonizm (np. China Miéville) czy post-humanizm (np. Paul Di Filippo), itd. A przy tym zależało mi na tym, żeby wyeksponować jeszcze jeden niezwykle istotny aspekt fantastyki, mianowicie to jak znakomicie radzi sobie ona z komponentami, które już dawno powinno się odesłać do lamusa, jak choćby z motywem obcego… Jest w Krokach w nieznane kilka opowiadań, które wykorzystują ten topos, a każde z nich uderza oryginalnością. Zatem to, co odgrywało najważniejszą rolę podczas dokonywania wyboru, to z jednej strony pewne współczesne bolączki, z drugiej zaś specyfika samej fantastyki, jej systematycznie pojawiające się coraz to nowe oblicza. Jeśli przez sukces rozumiesz nagrody, to muszę przyznać, że praktycznie nie brałem tego czynnika pod uwagę. Nie ma nic łatwiejszego niż publikowanie tych opowiadań, które dostają nagrody; nie trzeba sobie wówczas w ogóle zadawać trudu śledzenia tego, co dzieje się w fantastyce – wystarczy raz na jakiś czas sprawdzić jakie opowiadania zostały nominowane do najważniejszych nagród i jakie je otrzymały… Tyle, że z całego bogactwa literatury fantastycznej co roku nagradzanych jest zaledwie kilkanaście tekstów, podczas gdy wiele innych wcale nie ustępuje im oryginalnością, warsztatem czy pomysłem… I tu wkracza redaktor, który winien takie rzeczy nieustannie wychwytywać; tak właśnie działają redaktorzy na Zachodzie, tacy jak Ellen Datlow, Gardner Dozois czy Gordon Van Gelder. Podam ci jeszcze taki przykład: przebywałem akurat w Nowym Jorku, kiedy ukazał się najnowszy zbiór opowiadań Kelly Link – pisarki, której pierwsza książka, tom opowiadań pod tytułem Stranger Things Happen, zrobiła na mnie ogromne wrażenie i koniecznie chciałem zaprezentować jakieś jej opowiadanie polskiemu czytelnikowi – który oczywiście błyskawicznie przeczytałem, a przy okazji wziąłem udział w wieczorze autorskim pisarki. Mimo, że jeszcze wcześniej ustaliłem z Kelly, że w niniejszej edycji Kroków ukaże się jej nagrodzone World Fantasy Award opowiadanie „The Specialist’s Hat”, które w dodatku przełożyłem, to po przeczytaniu opowiadań z nowego zbioru, Magic for Beginners, zdecydowałem się odłożyć je „na później” i zamieścić nienagrodzony tekst „Wielki rozwód”, którego specyfika w moim odczuciu o wiele bardziej pasuje do całości i nieco lepiej wprowadza czytelnika w światy, jakie tworzy pisarka. Chodzi mi zatem o to, że nie tyle nagroda ma znaczenie, co klimat tekstu, jego przesłanie, problem jaki stawia.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.