Opłaca się być optymistąJakub ĆwiekOpłaca się być optymistą
Wyszukaj / Kup AK: Nie obawiałeś się, że pomysł nie wypali? W końcu nie trzeba szukać daleko, kto też pisze o aniołach… JĆ: To chyba właściwe miejsce, by powiedzieć, że na zeszłorocznym Imladrisie Maja, na moją specjalną prośbę, mianowała mnie swoim Padawanem <śmiech>. A tak zupełnie poważnie: oczywiście, że się obawiałem, choć z drugiej strony odezwał się we mnie przekorny duch – wszak gdy pisze się o elfach, coraz mniej ludzi mówi o kopiowaniu Tolkiena. Patrząc z punktu widzenia fantastyki, anioły to rasa jak każda inna i można je przedstawić na wiele sposobów. Uważam, że moje anioły różnią się od tych Mai i jest dość miejsca, by nasze książki leżały półka w półkę. AK: Naprawdę tak sobie wyobrażasz anielskie misje, jak przedstawiłeś to w książce, czy zrobiłeś to z czystej przekory, żeby trochę „odanielić” anioły? JĆ: Raczej z przekory, choć przyznam, że zastanawiam się, jak zachowałyby się anioły pod nieobecność Stwórcy. One wszak nie są ani wszechwiedzące, ani nawet wtajemniczone w plan Stwórcy. Myślę, że mogłyby się stać surowe i zasadnicze w kwestiach formalnych. Wszak cały niebiański biznes opiera się jednak mimo wszystko na miłości, domenie Boga… AK: Ale wiesz, trochę kontrowersyjnie wygląda sprawa choćby niedoszłego samobójcy… Trzeba go było potraktować kulką w łeb, żeby ustrzec jego duszę przed potępieniem piekielnym. Aniołom wszystko jedno, jak misja Lokiego zostanie wykonana, a to więcej niż zasadniczość czy surowość w kwestiach formalnych. JĆ: Nie tak dawno toczyłem dyskusję na temat boskiego okrucieństwa. Stwierdziłem wówczas, że to kwestia podejścia. Z perspektywy człowieka śmierć jest czymś ostatecznym, natomiast z punktu widzenia istoty wiecznej jest zakończeniem krótkiego etapu długiej egzystencji. Czy patrząc w ten sposób, ocalenie od piekła przy jednoczesnym zabraniu pokusy (gdyby samobójca został przy życiu, coś jeszcze mogłoby się zdarzyć i tym razem Loki mógłby nie zdążyć do delikwenta) nie jest pójściem na rękę człowiekowi? Owszem, posiedzi trochę w czyśćcu, ale wciąż jeszcze ma szansę na zbawienie. AK: A co, jeśli nie chce być zbawiony? A co z ateistami? JĆ: Ateista to nie jest ktoś, kto nie chce być zbawiony, tylko ktoś, kto „nie wierzy w takie bzdury”. Problem tylko w tym, że „te bzdury” i tak na niego czekają. A skoro i tak musi gdzieś trafić, to lepiej chyba grać w golfa ze świętym Piotrem niż dać się smażyć w piekle z bandą ubranych w skóry demonów, którzy nie przestaną biczować, nawet jeśli się poda słowo-klucz. Akurat tu nie ma światłocienia, mniejszego zła czy większego dobra. I może dobrze. AK: Przygotowywałeś się teoretycznie do pisania? Wiedza nabyta czy specjalnie wyszukana na potrzeby pisania? JĆ: Po trochę jednego i drugiego. By wykorzystać jakieś mity (jak w przypadku opowieści o Lokim), nie zbieram specjalnie źródeł – co najwyżej sięgam na półkę i odświeżam sobie informację, której nie jestem pewien. Przede wszystkim korzystam z tego, czego już się nauczyłem wcześniej. Są jednak rzeczy, do których się dokształcam. Tak było chociażby w opowiadaniu o Houdinim, które niebawem pojawi się w Nowej Fantastyce, tekście napisanym do nowej antologii Fabryki Słów czy w obecnie pisanym opowiadaniu o wojnie w Wietnamie. Są rzeczy, które muszą brzmieć wiarygodnie, by mogły zaskoczyć. AK: „Wiarygodnie, by mogły zaskoczyć”? A nie po to, by brzmiały realnie i żeby nikt nie zarzucił Ci niedouczenia? JĆ: Nie lubię słowa „realnie” i nie ma chyba tematów, w których czuję się dość pewnie, by nikt nie zarzucił mi niedouczenia. Stwierdzenie „wiarygodnie, by mogło zaskoczyć” jest, zdaje mi się, najwłaściwszym. Brzmi trochę jak zachęta – daję ci opowieść na tyle wiarygodną, byś chciał ją czytać. Czasem tego uwiarygodniania trzeba więcej (jak w wymienionych przeze mnie tekstach, które czytelnikowi przyjdzie dopiero ocenić), czasem – jak w opowieściach o Lokim – mniej. W końcu „zjazd królewiczów” nie zabrzmi realnie, choćbym nie wiem jak się starał, prawda? AK: Zabrzmi realnie, jeśli napiszesz opowiadanie z czasów, kiedy królewicze biegali po ziemskim padole. JĆ: Pewnie tak. Ale jakoś brakuje mi sensownego pomysłu, żeby ich do tego biegania zmusić. Chyba im zatem daruję <śmiech>. AK: Po lekturze „Kłamców” można odnieść wrażenie, że zabrakło Ci czasu na dopieszczenie fabuły. Widać schemat opowiadań: zlecenie misji – wykonanie misji – nagroda. Nie dziwią zatem takie słowa czytelników: „Książka dla nastolatków ery komiksów i gier komputerowych”, choć trafiają się też takie opinie: „Czytając, czułem się, jakbym obcował z bohaterami filmu Tarantino, którym ktoś doprawił skrzydła”. Wszystkim się nie dogodzi, ale czy celowo nie dbasz o szczegóły i koncentrujesz się głównie na akcji? JĆ: Taki schemat był nie do uniknięcia, skoro chciałem pokazać Lokiego jako najemnika. Może się to nie podobać każdemu, ale uznałem, że jeżeli chcę, by Loki trochę pożył, musi okazać się przydatny dla aniołów. A to z kolei wiąże się z wykonywaniem pracy, do której został zatrudniony. Starałem się, by zadania były zróżnicowane, ale wspomnianego schematu uniknąć się nie dało. Co do opinii, to oczywiście bardzo się cieszę, że ktoś uznał moich bohaterów za w jakiś sposób zbieżnych z bohaterami Tarantino, bo bardzo go sobie cenię. Z drugiej strony odwołanie do ludzi ery komiksów też jest miłe, bo to medium jest mi bardzo bliskie. I oczywiście, że stawiam akcję nad szczegółowy, klimatyczny opis na dwie strony. Dlaczego? Bo „Kłamcy” to opowiastki akcji, a w nich przegadanie jest grzechem. AK: Nie chodzi o puste ględzenie, ale dzięki dłuższym partiom narracyjnym miałbyś okazję, żeby trochę doprawić portret psychologiczny bohaterów, popracować nad światem, motywacjami, założeniami tego anielskiego interesu… JĆ: Wyobrażasz sobie, że ktoś wzbogaca portret psychologiczny Johna McClane’a ze „Szklanej pułapki”? Zauważ, jeśli miałaś okazję obejrzeć nowego Bonda, że nawet tam, mimo iż wzbogacono postać, nie uczyniono jej psychologicznie wiarygodną do końca. I dobrze, bo są postaci, które tolerujemy wyłącznie jako takie archetypiczne. Nie twierdzę, że mój Loki to archetypiczny nordycki Bóg Kłamstwa, ale z całą pewnością jest on stuprocentowym bohaterem akcji. AK: Loki jest twardzielem bez dwóch zdań, ale z drugiej strony jego sentyment do umierającej żony (a inne kobiety nie były mu obce, kiedy ta była w śpiączce) czy chociażby do małego misia… Niby taki zły, ale dobry – czasem chyba nazbyt to łzawe i sentymentalne? JĆ: Ależ oczywiście, że łzawe i sentymentalne – jak to zwykle miłość z punktu widzenia osoby stojącej z boku. I nieważne jak wiele narobimy gdzieś na boku głupstw, jak bardzo usiłujemy tłumić uczucie – ono jest i pozostaje w sercu. Loki, pomimo tego, jaki jest, kocha swoją żonę i nie jest w stanie tego ukryć, choć zdarza mu się o tym nie pamiętać. A Kłamczuch? Przypomniał Lokiemu o Sygin. Stał się tym samym pamiątką po kimś bliskim. Czy bycie twardzielem musi zaraz wykluczać czułe odruchy? To dopiero schemat i stereotyp. AK: Zapomnieć, że się kocha?! JĆ: Osobie szczęśliwie zakochanej trudno w to zapewne uwierzyć, ale zdarza się to częściej niż myślisz, niestety. Czasem praca, długie rozstanie, nowe środowisko itd. sprawiają, że iskierka w sercu przygasa… a potem trzeba naprawdę dużo czasu, by wzniecić ją na nowo. Chociaż nie zawsze. AK: A odczuwałeś kiedyś lęk przed pisaniem? Jak sobie człowiek zda sprawę, że tak naprawdę wszystko, co oryginalne, zostało napisane już w starożytności, to może się odechcieć pisania… JĆ: Odczuwałem lęk przed pisaniem, ale nie z powodu, o którym wspominasz. Tym akurat się nie martwię, bo choć napisano już wszystko, to nie we wszystkich możliwych kontekstach i właśnie takie obracanie klocków, sprawdzanie, co jeszcze da się złączyć i jaki to może przynieść efekt, daje mi mnóstwo zabawy. Boję się natomiast czegoś innego – nadmiaru pomysłów, które mnie przytłoczą, koncepcji zmieniającej się gdzieś w połowie tekstu i zostawiającej mnie samego bez wyraźnego pomysłu na puentę. Im dłuższy tekst, tym bardziej niepewnie się czuję. Potem biorę głęboki oddech i, jak śpiewa Michnikowski, „za chwilę to mija mi.” Wtedy jest czas, by pisać… zanim znowu mnie dopadnie. AK: To z tego powodu nie zdecydowałeś się na powieść? JĆ: Uznałem raczej, że bohatera łatwiej przedstawia się w zbiorze opowiadań, bo, jak w przypadku Lokiego, można pokazać wielką różnorodność jego zadań, zanim pokaże się główny, fabularny wątek, gdzie nie ma czasu na penetrowanie bocznych, mniej ważnych ścieżek. Loki w założeniu miał być czteroczęściowy i dwie ostatnie części miały być właśnie powieściami. Do tej pory udało mi się przedstawić większość ważnych dla opowieści postaci i zarysować pewne wątki. Teraz czas na powieść. AK: Czyli kiedy? JĆ: Już ją napisałem, oddałem i obecnie czeka w kolejce na redakcję. Książka nosi tytuł „Liżąc ostrze” i jest quasi-horrorem, niepowiązanym z uniwersum Lokiego. Następna w kolejce jest powieść o Lokim, ale czy ona będzie poukładana i spójna? Mogę tylko powiedzieć, że się staram. |
O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch
więcej »Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.
więcej »Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Bóg od brudnej roboty
— Agnieszka Szady
Sympatyczny zakłamany bóg
— Maciej Dzierżek
Za ostatnie pióro
— Wojciech Gołąbowski
Witaj w ciemnym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
W ponurym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
Dorośnij, Piotrusiu
— Magdalena Kubasiewicz
Uwierz we wróżki
— Magdalena Kubasiewicz
Zapoznać się, zaśmiać, zapomnieć
— Mieszko B. Wandowicz
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Zobaczyć człowieka
— Agnieszka Szady
Powieść, której mogłoby nie być
— Sebastian Chosiński
Bajka o trybach i powrotach
— Jakub Ćwiek
Ofensywa szulerów 2
— Jakub Ćwiek
Szkice projektu Galileo
— Jakub Ćwiek, Artur Wawrzaszek, Edward Wawrzaszek