Opłaca się być optymistąJakub ĆwiekOpłaca się być optymistą
Wyszukaj / Kup AK: Jak w takim razie pracujesz nad tekstem? Bez planu, chaotycznie? JĆ: To nie do końca jest chaos. Mam pomysł na historię i najpierw ją sobie opowiadam. Wiem, co ma się w niej wydarzyć, a czasem w przypadku opowiadania wiem, jak ma się skończyć. Problem pojawia się wtedy, gdy w trakcie pisania zwątpię w coś, uznam, że nie jest tak fajne, jak mi się wcześniej wydawało (albo po prostu polubię bohatera, który miał zginąć). Wtedy rzeczywiście robi się problem i trzeba improwizować. Planów nie robię, bo nauczyłem się, że jest to świetna okazja, by los mógł się z nas ponabijać. Ilekroć coś planowałem, zawsze życie szło jakoś bokiem. AK: Mówisz, że boisz się nadmiaru pomysłów – a kiedy miewasz je najczęściej? Twoja żona stwierdziła, że zdarzają Ci się w kościele, kiedy kazanie jest nudne… JĆ: Tak, przyznaję z bólem, że wiele pomysłów zrodziło się podczas kazań, których nie dało się słuchać. Zastanawiam się, jak niektórzy księża mogą tak marnować potencjał, jaki się im daje – dostają dwadzieścia minut, kiedy mogą opowiadać o ciekawych rzeczach i zarażać innych własnym entuzjazmem i gorliwą wiarą, a oni snują opowiastki z podręcznika dla kaznodziei albo cytują filozofów i robią z kazania naukowe sympozjum. Ubolewam jeszcze nad jednym – mianowicie ludzie w moim otoczeniu, również znudzeni, mają perwersyjną przyjemność w mordowaniu mnie wzrokiem, gdy usiłuję coś zapisać. Przez to muszę trzymać pomysł w głowie aż do końca mszy, co mocno przeszkadza w skupieniu. AK: Przyznajesz: „Uważam, że geniusze są po to, by z ich dorobku korzystać”, więc zgodnie z tą zasadą postanowiłeś powplatać jak najwięcej nawiązań filmowych, muzycznych i literackich do swojej twórczości. Czy jest na to jakieś „wyższe” wytłumaczenie? JĆ: Poza zabawą? Nie, nie ma – każde z tych nawiązań to swoisty hołd dla dzieł, do których się odnosi. Bywa, że nie są to rzeczy wybitne, a zdarzają się wręcz do bólu kiczowate, ale mają swoje miejsce w moim sercu i pamięci. Czasem zarzuca mi się, że wiele z nich jest zbyt banalnych i prostych. I to prawda, są takie, ale ich celem jest pokazanie umowności, filmowości tego świata – pokazanie jej każdemu, stąd przejrzystość i prostota nawiązań. Ale zapewniam, że jest tam też cała masa smaczków nie tak łatwych do odnalezienia. Mam nadzieję, że ucieszą one tych, którzy je znajdą. AK: Traktujesz to jako grę z czytelnikiem? JĆ: Tak, można to chyba tak określić. Pierwszy poziom, te najprostsze nawiązania, to eliminacje, które są z założenia tak proste, że każdy powinien na nie wpaść. A potem im wyżej, tym trudniej. Nagrodą jest satysfakcja, a czasem i coś więcej. Na przykład na swojej stronie ogłosiłem konkurs na znalezienie największej ilości nawiązań, gdzie nagrodą jest wystąpienie w kolejnym tomie w epizodzie. Konkurs jest już rozstrzygnięty, wyniki podam niedługo. AK: Na Twojej stronie internetowej są też dostępne krótkie opowiadanka, szczególnie rozbawiło mnie „Grzechu warte”. Ładnie to tak dopowiadać to, co w Biblii niedopowiedziane? Stworzyłeś coś na wzór apokryfu… JĆ: To było celowe. Dzięki temu założę własną religię, gdzie przyjmowane będą wyłącznie kapłanki w wieku od osiemnastu do dwudziestu sześciu lat (koniecznie z CV i zdjęciami w bikini w podaniach). A jak mi zacznie brakować pieniędzy, przekonam do swojej religii kilka kobiet z filmowego show-biznesu i wyłudzę od nich datki. Mamy już precedens scjentologów, wiadomo więc, że my, fantaści, mamy talent do takich numerów <śmiech>. A poważnie: cieszę się, że opowiadanie cię rozbawiło, bo taki był właśnie jego cel. A punktem wyjściowym była koncepcja „Czy w Raju mogło istnieć coś na wzór Paragrafu 22?” Mogę tylko napisać, że wyszło jak wyszło. AK: Jeden z internautów pyta: „Nie wiem, czy ludzie muszą się wysługiwać w opisywaniu rzeczywistości postaciami mitycznymi? Czy muszą dodawać od siebie wątki na tematy, które do końca nie zostały wyjaśnione?” No właśnie, dlaczego? JĆ: Pewnie nie muszą. Ja lubię czytać takie rzeczy i sam dobrze się bawię, pisząc je. I naprawdę wielokrotnie zastanawiałem się, co jest łatwiejsze – czy stworzenie wszystkiego od nowa, pod siebie i potrzeby swoich historii, czy splatanie elementów już istniejących, tak by z dwóch rzeczy starych powstała jedna nowa. Poza tym czy odwołując się do tradycji, starych, klasycznych postaci, elementów, opowieści itp., nie budujemy czasem mostów między przeszłością a przyszłością? Ludzie nastawieni tylko na nowe nie oglądają się za siebie i nie widzą wielu dobrych rzeczy. Czasem jakieś nawiązanie może im o tym przypomnieć, skłonić do zatrzymania się, odwrócenia. AK: Jednak oprócz zabawy podczas pisania przyświeca Ci większy cel. Jak sam napisałeś, składasz hołd dziełom, które cenisz, ale też próbujesz cofnąć/zatrzymać tych, którzy łakną tylko nowego? JĆ: Jeśli zachowanie w stylu „fajnie się bawimy, nie? Ale teraz poczytajcie Wilde’a, bo ten to dopiero pisał” można uznać za wyższy cel, to w takim razie zgoda – mam wyższy cel. Chcę, by ludzie prócz prostych, nieskomplikowanych, acz mam nadzieję zabawnych i wciągających „pociągowców” (jak książki o Lokim), czytali także naprawdę wartościowe, poważne rzeczy. Nie „zamiast” – myślę, że to warto podkreślić – ale właśnie „oprócz”. Bo na wszystko jest czas i miejsce. AK: Idealistyczne. Z obserwacji wiem, że mało kto sięgnie po Wilde’a, bo pan X o nim wspomniał… JĆ: Tak, szanse są małe. Ale jeśli ktoś usłyszy cytat z Wilde’a i skojarzy mu się z moją książką, która przypadła mu do gustu, to być może z ciekawości choć zajrzy. Da klasykowi szansę… Miło mieć choć nadzieję. AK: Oprócz pisania udzielasz się w grupie teatralnej Słudzy Metatrona. Opowiedz o niej coś więcej. JĆ: Sam nigdy nie miałbym dość zaparcia, by trzymać taką grupę w ryzach dłużej niż przez godzinę próby. Nie pamiętałbym ani o rekwizytach, ani innych sprawach technicznych. Dlatego tak sobie cenię współpracę z Elą Gepfert i Piotrem W. Cholewą, którzy biorą to wszystko na siebie, pozwalając mi skupić się na scenariuszach i reżyserowaniu. Kilka słów o Metatronach? Proszę uprzejmie. Jest to grupa przyjaciół z jednego klubu, która zbiera się, by wystawiać sztuki w oparciu o utwory pisarzy fantastyki. Działamy już trzeci rok i do tej pory udało nam się wystawić dwie sztuki na podstawie komiksów Gaimana („Arlekin i Walentynki” i „Kaliope” z cyklu o Sandmanie), jedną na podstawie mojego opowiadania („Samobójca”) i kilka okolicznościowych miniatur (na przykład na spotkanie autorskie Ani Kańtoch, promocję książki Pratchetta w Warszawie czy na pożegnanie kolegi z klubu wyjeżdżającego na stypendium). Były jeszcze, o ile pamiętam, dwa monodramy (na podstawie opowiadania Janusza A. Zajdla i na bazie miksu utworów Lewisa Carolla i E.A. Poego). Obecnie pracujemy nad spektaklem na podstawie opowiadania Terry’ego Pratchetta „Rybki małe ze wszystkich mórz” – zgodnie z zapoczątkowaną dwa lata temu tradycją chcemy ów spektakl wystawić na Polconie. AK: A wiążesz z tym jakąś część swojej przyszłości? Może wypady w Polskę z przedstawieniami? Profesjonalny teatr, przynoszący dochody itp.? JĆ: Założenie jest takie, że gdy wystawiamy sztuki na podstawie znanych autorów, nie możemy czerpać z tego dochodu. W zamian za to cieszymy się i chwalimy wszem wobec oficjalnymi zgodami autorów na wystawianie ich utworów (mamy zarówno zgodę Pratchetta, jak i Gaimana, a obecnie staramy się o zgodę Stephena Kinga – podczas spotkania w Londynie w listopadzie ubiegłego roku dałem mu nawet w imieniu grupy nasz pamiątkowy album ze zdjęciami). Po Polsce oczywiście w miarę możliwości jeździmy – wystawialiśmy już nasze rzeczy w Krakowie, Katowicach, Warszawie, Wrocławiu, moich rodzinnych Głuchołazach, a także na Polconach pod Poznaniem i w Lublinie. W planach oczywiście Polcon warszawski, a potem, wszystko na to wskazuje, Łódź. Są jeszcze mniejsze projekty, ale one są na tyle niepewne, że nie pora, by o nich pisać. AK: Trafiłam też na dość zagadkowy komiks – „Galileo”. Niestety, wiem tylko, że tworzysz scenariusz – chętnie dowiem się o nim czegoś więcej. JĆ: Nie dziwię się, że mało o nim wiesz, bo wciąż jeszcze powstaje – obecnie jest gotowy w około siedemdziesięciu procentach, ale zgodnie z obietnicami Artura Wawrzaszka, który zajmuje się grafiką, będzie gotowy już niebawem, tak więc jest spora szansa, że pojawi się jeszcze w tym roku. To opowieść o tym, jak bogowie greccy, którzy osiedli wśród Żydów w Palestynie, usiłują powstrzymać Mesjasza przed dziełem zbawienia. Jak i dlaczego? To już w komiksie… A skąd wzięły się w sieci zapowiedzi nieistniejącego produktu? Otóż Wojtek Gołąbowski, dowiedziawszy się, że majstrujemy coś z Arturem na boku (Artur, dodajmy, jest grafikiem w Esensji), zapytał, czy mielibyśmy już coś do pokazania światu, bo on uważa, że to jest coś, o czym warto napisać. Mieliśmy, puściliśmy i poszło… AK: Czyli konsekwentnie pozostajesz w boskim kręgu. JĆ: Powoli zaczynam z niego wychodzić, ale nie odżegnuję się do końca. Naprawdę bardzo lubię wszelkie mity i sprawia mi frajdę ich mieszanie. Czy to na wesoło (jak w „Kłamcach”), czy na poważnie („Galileo”) AK: Coś jeszcze ze świata komiksu planujesz? JĆ: Innym projektem, w który się zaangażowałem, jest komiks o Lokim. Tu twórcą rysunków jest Dawid Pochopień. Story pod tytułem „Viva l’arte” jest napisaną specjalnie na potrzeby komiksu opowiastką, która może stanowić zgrabny, acz nieobowiązkowy dopełniacz cyklu. Podobnie jak piosenka, do której napisałem słowa, a którą wysmażyła grupa „Anima Liberti”: całkiem niezły kawałek z tego wyszedł – wpadający w ucho, odrobinę drapieżny. Jest już do posłuchania w sieci. AK: Piosenka?! Jest coś z kulturalnego poletka, czego jeszcze nie próbowałeś? JĆ: Taniec – to jest dziedzina wciąż jeszcze dla mnie niezbadana <śmiech>. Poza tym, póki co, mam jeszcze mało doświadczenia jeśli chodzi o branżę filmową. Ale to się, mam nadzieję, zmieni, gdy uda się nam (czyli grupie Cthulhu Productions – filmowemu odłamowi Sług) zrealizować nasz postapokaliptyczny film gore, który planujemy na te wakacje. Czysta amatorszyczna, ale za to z masą pasjonatów i, mam nadzieję, ciekawym pomysłem. Zobaczymy, jak to wyjdzie <śmiech> AK: I potem będzie już tylko sława… JĆ: O tym chętnie porozmawiam, jak będę sławny. Choć ostatnio wielce mnie podbudował fakt, że Empik, którego byłem gościem, dał mi na czas spotkania ochroniarza. Pan w białej koszuli z plakietką „Ochrona” wyglądał bardzo profesjonalnie, a ja miałem tylko nadzieję, że ktoś spróbuje mnie zaatakować i da mu się wykazać. Niestety, wszystko przebiegło spokojnie. AK: Widać nikt nie miał przy sobie parasola. JĆ: To jest myśl! Następnym razem jak mi dadzą ochroniarza, poproszę kumpli, by nasłali na mnie babcię z parasolką. Może być zabawnie <śmiech>. |
O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch
więcej »Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.
więcej »Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Bóg od brudnej roboty
— Agnieszka Szady
Sympatyczny zakłamany bóg
— Maciej Dzierżek
Za ostatnie pióro
— Wojciech Gołąbowski
Witaj w ciemnym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
W ponurym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
Dorośnij, Piotrusiu
— Magdalena Kubasiewicz
Uwierz we wróżki
— Magdalena Kubasiewicz
Zapoznać się, zaśmiać, zapomnieć
— Mieszko B. Wandowicz
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Zobaczyć człowieka
— Agnieszka Szady
Powieść, której mogłoby nie być
— Sebastian Chosiński
Bajka o trybach i powrotach
— Jakub Ćwiek
Ofensywa szulerów 2
— Jakub Ćwiek
Szkice projektu Galileo
— Jakub Ćwiek, Artur Wawrzaszek, Edward Wawrzaszek