Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Co to jest młoda fantastyka?

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Cetnarowski
1 2 3 4 »
W polskiej fantastyce pojawia się coraz więcej nowych nazwisk. Mnożą się debiuty, czytelnik często nie wie, który z autorów wart jest poznania. Michał Cetnarowski (redaktor zbioru opowiadań „Nowe idzie”) odpowiada na pytanie, kim są młode wilki polskiej fantastyki.

Michał Cetnarowski

Co to jest młoda fantastyka?

W polskiej fantastyce pojawia się coraz więcej nowych nazwisk. Mnożą się debiuty, czytelnik często nie wie, który z autorów wart jest poznania. Michał Cetnarowski (redaktor zbioru opowiadań „Nowe idzie”) odpowiada na pytanie, kim są młode wilki polskiej fantastyki.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Michał Foerster: Michale, co to jest młoda polska fantastyka? Istnieje w ogóle taka grupa pisarzy? Pytam z racji, że maczałeś palce w wydanej jakiś czas temu antologii „Nowe idzie”. No właśnie, idzie?
Michał Cetnarowski: Dzięki na wstępie za zaproszenie do rozmowy. A co do tak zwanej „nowej/młodej polskiej fantastyki”, to temat można na przykład próbować ugryźć za pomocą trzech kluczy. Pierwsze, najoczywistsze, byłoby rozróżnienie metrykalne: „młodym autorem” jest ten, kto jest młody, ta znaczy nie przekracza 18, 20 czy 25 roku życia (wiek oczywiście można zmieniać w zależności od przyjętej definicji młodości). Przy takim „rozróżnieniu metrykalnym” unika się brnięcia w abstrakcje i krytycznoliterackie interpretacje, więc jest ona „matematycznie” dość precyzyjna. Ale jednocześnie pomija się jakąś grupę autorów. Co bowiem zrobić z tymi, którzy debiutowali „niedawno” (razem z „młodymi wiekiem”), ale są od nich często półtora czy dwa razy starsi?
Zatem drugim z rozróżnień byłoby rozróżnienie ze względu na datę debiutu: „młody” jest ten, kto debiutował w jakiejś określonej cezurze chronologicznej (2005 rok, 2008, 2009 i tak dalej). Jak się wydaje, jest to rozgraniczenie najszczelniejsze, to znaczy nie przepuści żadnego autora, który pojawił się niedawno. Ale znów – czy mówi nam najwięcej o tym, co próbowalibyśmy nazwać „młodą literaturą”? Czyli – czy wskazuje kierunki, w których idą tacy „młodzi” autorzy, ich dominującą tematykę/literacki zeitgeist? Chyba niekoniecznie: „młodymi” w takim ujęciu będą także ci, którzy choć debiutowali „niedawno”, dalej piszą w schematach, które eksploatowali/eksploatują ich prekursorzy; ci, w których pisaniu nie ma niczego „nowego”, „młodego”.
I tu pojawiałoby się trzecie rozróżnienie – ze względu na styl, temat, problematykę, „jakość pisania”: „młodym” będzie tutaj ten, kto „wprowadza nową jakość”, „pisze inaczej” (to oczywiście nie musi oznaczać wyłącznie progresu, to nie muszą być tylko zmiany in plus). Jak się wydaje, takie charakteryzowanie zjawisk literackich byłoby najciekawsze – ale jednocześnie jest nacechowane największym subiektywizmem, a więc i najbardziej rozmyte: tu „młodym” będzie ten, kogo krytyk (czytelnik) zdefiniuje jako młodego.
I teraz zależnie od tego, jaki podzbiór zaczniemy analizować, odpowiedzi na pytanie „czy nowe idzie” będzie kilka: a) tak, idzie, bo zawsze wśród „starych wilków” pojawiają się debiutanci, taka jest „dynamika fizjologiczna” procesu; b) jak się wydaje, idzie – początek XXI wieku to wyraźna zmiana jakościowa i ilościowa w polskiej fantastyce, a żeby nie cofać się tak daleko z „datą nowego”, takiej cezury można by na przykład szukać w okolicach 2005 roku (Anna Kańtoch, Krzysztof Piskorski) albo później (2008 rok?) – wtedy wymieniając „nowych”, mówilibyśmy raczej o Kubie Nowaku, Piotrze Rogoży, Jakubie Małeckim, Adamie Przechrzcie, którzy mocniej zaistnieli w okolicach tej daty (choć czasem – jak Nowak czy Rogoża – debiutowali kilka lat wcześniej); c) prawdopodobnie idzie, choć jeśli tak, to póki co są to pierwiosnki pojawiające się na śniegu. Na przykład tematem przewodnim sporej części tekstów z „Nowe idzie” była w różny sposób przetworzona katastrofa – przypadek to? Nie przypadek? Kontynuując ten trop z podzbioru c) i wychodząc już także poza antologię: jak się wydaje, coraz częściej pojawiają się właśnie „młodzi” (duchem) autorzy (Zbierzchowski, Nowak, Haka), którzy tworzą odmiennie od dominującego przez ostatnie lata w krajowej fantastyce paradygmatu „pisania rzemieślniczego”. Co charakteryzuje ich teksty, to duża literacka świadomość formalna: wagi stylu, kunszt literacki, celowa gra z poplitowymi rozwiązaniami, osobiste/oryginalne przetwarzanie starych schematów.
Czy to zatem zapowiedź szerszego trendu? Niekoniecznie – oryginalności nie sposób podrobić z definicji. Choć być może dzięki takim próbom na rynku pojawia się bardziej przychylny wiatr dla „autorów osobnych”, a to może skutkować pojawieniem się większej ilości tekstów oryginalnych. Do których z kolei – idąc dalej – przekona się większa liczba czytelników, co w ramach sprzężenia zwrotnego bardziej przekona wydawców do takiej literatury i doprowadzi do zwiększenia liczby autorskich prób poszukiwania własnych literackich dróg. Czy właśnie tak może wyglądać ewolucja przynajmniej jakiegoś fragmentu rynku? Jako także czytelnikowi pozostaje mi za to trzymać kciuki.
Czy jednak nowi autorzy to byłby znak nie aż tak szerokich (to jest mających ograniczone oddziaływanie; nieciągnących za sobą całego „trendu”), ale jednak widocznych przemian, nieśmiałe przejawy „polskiej nowej fali”? Kto wie… Jednak coś, jak się zdaje, jest na rzeczy i wisi w powietrzu.
MF: Zarysowałeś bardzo dokładny, wręcz akademicki podział. Mam jednak wrażenie, że umknął istotny element – to znaczy pisarze, których nie cechuje, jak to ująłeś, „literacka świadomość formalna”. Czytałeś pewnie dyskusję Jacka Dukaja, Łukasza Orbitowskiego i Wita Szostaka na temat syndromu Fabryki Słów. Trudno nie zgodzić się z przedstawionymi tam tezami. Od paru lat mamy prawdziwy wysyp fantastyki przygodowej, bardzo często na miernym poziomie (a nawet grafomańskim). A tworzą ją w dużej mierze autorzy młodzi, często dopiero debiutujący.
Wydaje mi się, że mamy do czynienia z fastfoodyzacją literatury fantastycznej. Tak jak MacDonald skolonizował polską kuchnię, tak samo stało się z fantastyką. Mamy polski steampunk, polskie opowieści o wampirach, polskiego Neila Gaimana…
MC: No tak, ale pytasz o „nowe” – a więc właśnie to „odmienne”, ewentualnie idące w skos „głównego nurtu fantastyki”. Zresztą nie demonizowałbym ani Fabryki (tego przecież nie robili także S.O.D w swojej rozmowie; taką gębę dorabiano im dopiero potem tu i ówdzie na forach), ani nie bił w dzwon „bardzo marnego stanu polskiej fantastyki”, co zawsze wydaje się wybieraniem najniższego poziomu energetycznego dyskursu. Ciekawym doświadczeniem byłoby tu sięgnięcie po książkowy „Czas Fantastyki” Macieja Parowskiego z 1990 roku. Przedrukowano tam trzy dyskusje z połowy lat 80., w których brali udział redaktorzy „Fantastyki” i zaproszeni goście (między innymi Adam Hollanek, Parowski, Marek Oramus, Leszek Bugajski, Andrzej Niewiadomski, Antoni Smuszkiewicz). O czym rozmawiano? I tu niespodzianka – i o stanie „współczesnej” krytyki fantastycznej, i o tym, czy fantastyka ma być „naukowa”, czy raczej „rozrywkowa”, i o stanie fantastyki jako takiej… Czyli dokładnie o tym, o czym próbuje się rozmawiać i dzisiaj – po 25 latach… Ba, jeśli chodzi o stan „najmłodszej fantastyki”, konkluzje sprzed dwóch dekad były podobne do Twoich sugestii: pisze się coraz bardziej banalnie, pierwiastek „naukowy” rozmywa się w konwencji „przygodowej”, literacko jest to coraz słabsze, stare było świetne, ale to se ne vrati; pomiędzy zalewem chłamu najwyżej 10 procent książek fantastycznych to są rzeczy wartościowe i na jakiejś płaszczyźnie oryginalne. A przecież oni rozmawiali o okresie, który dla części czytelników mógłby być dzisiaj zapewne synonimem „złotego wieku polskiej fantastyki” – więc jakże to tak? My z dzisiejszej perspektywy widzimy na zdjęciach z epoki błysk złota na kolumnach i potężne donżony – oni, „na żywo”, skarżyli się na błoto na butach i przeciekające dachy?
To jest oczywiście jakaś tam anegdota – jak się wydaje z doświadczenia, i od tamtego czasu zmieniła się polska fantastyka, i osoby rozmawiające na przykład o stanie krytyki były inne (prof. Smuszkiewicz), co przecież też jest jakimś znakiem czasu. Znamienne jest tu te „10 procent” (liczba oczywiście umowna) tekstów dobrych, wyróżniających się w szumie informacyjnym. Jak się wydaje, taką proporcję dyskutanci uważają za normę: to znaczy 90 procent „słabizny” i 10 procent „dynamitu” to miałby być „stan normalny” poplitu. Gdyby teraz dokonać metodologicznego piruetu i spróbować to przełożyć na naszą „młodą fantastykę” – to znaczy 10 procent debiutantów byłoby oryginalnych w 90 procentach tła – to jak mierzyć „stan ogólny” młodej fantastyki, jej „poziom ogólny”? Czy jeśli dziś pojawia się te 10 procent autorów ciekawych, to świadczy to o prężności, zdrowiu młodej fantastyki? Czy dopiero 15 – 20 procent? 25? 50? – takich tekstów będzie świadczyło o jej dużej witalności i wewnętrznej sile? Jak to ugryźć? Czy jeśli punktem granicznym jest owe 10 procent – to dziś „wyrabiamy normę” czy nie? Jak zmierzyć siłę takiego zbioru: jeden „Lód” J. Dukaja na sto innych tekstów to byłby „1 procent dobry” czy już 10 procent? I czy takie „wyrabianie normy” zwyczajnie wystarczy – 10 procent to dużo czy mało? Narzekanie to jest oczywiście czynność chlubna i mająca długie tradycje – ale czy mamy narzekać ćwierćgębkiem, półgębkiem, a może kontestować wszystko? To zapewne zależy od punktu siedzenia – kto z różnych przyczyn zraził się do polskiej fantastyki (młodej, starej, jakiejkolwiek), tego prawdopodobnie trudno będzie przekonać do jej pokochania na nowo.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Nowe przyszło
— Michał Kubalski

Tegoż autora

RP Productions
— Michał Cetnarowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.