Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Co to jest młoda fantastyka?

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Cetnarowski
« 1 2 3 4

Michał Cetnarowski

Co to jest młoda fantastyka?

Patrząc już także szerzej i próbując wyjść poza antologię, chyba trudno mówić o jakimś „manifeście pokolenia”, „wspólnym tematycznym froncie”. Czy to źle? No właśnie raczej nie. Literatura, ta dobra, to jest zawsze (najczęściej?) samotna droga pod górę; najlepsze teksty często albo nie łapią się do żadnej szufladki, albo same kreują nowe trendy i zachęcają literackich spadkobierców do kontynuacji określonych motywów/rozwiązań. Tu pluralizm byłby więc objawem zdrowia, podejmowania własnych poszukiwań, przekraczania granic, wchodzenia na ziemie nowe. Jednak – czy przynajmniej niektórych „młodych” tekstów naprawdę nic nie łączy?
Tej nici nieświadomego – bo nieuzgadnianego – porozumienia, granicy „młodego” frontu, szukałbym na dwóch płaszczyznach. O świadomości formalnej, która być może dopiero z „pisania” robi „literaturę”, już mówiliśmy. (I wtedy taka zabawa formą to byłaby rzecz, która łączyłaby np. tak zdawałoby się odległe teksty jak opowiadania Nowaka i Haki.) „Tematem wspólnym” mogłoby natomiast być zwrócenie uwagi autorów znów w kierunku człowieka: kreacji raczej nie świata, ale literackiego bohatera. Oczywiście taki zwrot to w fantastyce nic nowego, cała zresztą historia literatury odbija ogólną sinusoidę cywilizacji, falującej od „epok mistycyzmu” po „wieki rozumu” (w uproszczeniu: antyk, średniowiecze, renesans, barok, oświecenie itp.), raz skupiającej się bardziej na „wnętrzu człowieka”, a innym razem przyglądającej uważniej „światu zewnętrznemu”. Po okresie „literackiej zabawy” zatem (bądź, patrząc szerzej, jeśli taka perspektywa byłaby uprawomocniona, „zwrotu ku nauce”), następowałby teraz „zwrot ku człowiekowi”. Teoria ma oczywiście słabe punkty; najważniejszy z nich: gdzie ów wcześniejszy „zwrot ku nauce”, od którego miano by się teraz odbijać? (Być może funkcję takiej popkulturowej trampoliny mogłaby zatem pełnić tzw. „fantastyka rozrywkowa”? Przy czym oczywiście nie oznaczałoby to jakiegoś deklaratywnego odcinania się zupełnie od „rozrywki”; wspomniani Orbitowski/Urbaniuk przykładem najwyraźniejszym.)
Ale „Wyspa”, „Jedyni mieszkańcy” (Skalska), „Harpunnicy”, „Malujący dusze” (Miszczak), „Bestiariusz” czy „Bezludzie” ze zbioru Zbierzchowskiego, ba, teksty Roberta Wegnera pisane w konwencji „klasycznej” fantasy to są rzeczy przetwarzające niby te same znane schematy (to jest cały czas fantastyka, „proza gatunkowa”) – ale już trudno podciągnąć je pod „proste” (w cudzysłowie, bo „proste” nie znaczy „łatwe do napisania”) teksty akcji. To, co pod piórami innych autorów-fantastów mogłoby się zamienić w analizę zachowań społeczności w obliczu zagłady, kontaktu z obcymi fenomenami, horror o duchach czy „dobrą zabawę” w magicznym neverlandzie, tutaj – i nie tylko tutaj – przybiera formę „tekstów o człowieku”, śledzenia interakcji bohaterów, rozbudowanych portretów psychologicznych, rewersów pokazujących bestiariusz „normalnego” świata. (No, to teraz skutecznie odstraszyłem od nich niektórych czytelników… Trzeba się będzie uważniej pilnować podczas jakiegoś przyszłego konwentu…) Bohaterowie Wegnera to klasyczni „wojownicy”, „żołnierze”, „złodzieje”, „nomadowie pustyni”, spotykani w większości „akcyjnej” fantasy. Ale kiedy zaczyna on pisać o ich uczuciach, emocjach, w sposób powiedzielibyśmy prosty, żołnierski właśnie, bez cienia sentymentalizmu, nadmuchanego patosu – no, kurczę, starym cynicznym prykom mogą się wtedy zacisnąć gardła. Niewielu innych współczesnych autorów, nie tylko fantastycznych, umie tak – szczerze, nie budząc zażenowania czytelnika – pisać o honorze i miłości, w epoce ponowoczesnej, czasach gagu i zgrywy, cudzysłowów branych w cudzysłów, wszechobecnego „przymrużania oka”. A obok tego, jak na literaturę popularną przystało, to są cały czas świetne czytadła.
Czyli – fantastyka stawałaby się znów bardziej humanistyczna? Stąd zresztą te moje mantrowanie „polska nowa fala” – New Wave też zaczynało się od powrotu z gwiazd na Ziemię. Kosmos znów staje się symbolem?
MF: Bardzo ciekawie piszesz o „zwrocie” w kierunku człowieka. Moim zdaniem widać to także w fantastyce bardziej rozrywkowej. Niech za przykład posłużą „Przedksiężycowi” Kańtoch. Mamy tam do czynienia z próbą opisania współczesnych młodych ludzi około trzydziestki, którzy nie bardzo wiedzą, co ze swoim życiem zrobić. Nie wiem, na ile to autorka planowała, ale owo rozdarcie pokazuje chaotyczna, chwilami nawet byle jaka fabuła. Jakby w ten sposób ujawniało się niezdecydowanie postaci. Albo Jakub Małecki, który w wywiadach przyznaje, że kolesi opisywanych w „Błędach” wzorował na swoich znajomych. Może więc młodzi autorzy próbują uchwycić swoje pokolenie – nie dlatego, że tak sobie zakładają, ale ponieważ chcą pisać o tym, co jest im bliskie.
Jakiś czas temu pytałem Cię, czy coś podobnego możemy obserwować w odniesieniu do miast. Chodziło konkretnie o Poznań, który trafił do paru powieści („Błędy”, „Królikarnia”, „Punkt Omega”). Prawdziwe oblężenie przeżywa Wrocław, Wit Szostak pisze powieść o Krakowie… Kolejny punkt charakterystyczny?
MC: Do tego, o czym mówisz – próba opisania „swojego świata” i „popularność miast” – dodałbym jeszcze renesans horroru polskiego (pierwszego i drugiego stopnia: pisanego przez Polaków i o Polakach), bo te trzy sprawy albo mają wspólne korzenie, albo, jak mi się wydaje, przenikają się wzajemnie. Nadrzędna byłaby tutaj owa próba literackiego przełożenia rzeczywistości na język beletrystyki, próba pisania, jak to ująłeś, o tym, co jest autorom bliskie.
Tu dygresja: pułapką, w którą w takiej sytuacji czasem dają się złapać „mainstreamowcy” – autorzy fabuł budowanych na „świecie realnym”, widzianym za oknem – jest mocne zakorzenienie tekstu w doświadczeniach biograficznych autora. Wbrew pozorom problem pojawia się nawet wtedy, kiedy ktoś prowadzi tzw. „życie intensywne” – wtedy materiału starcza być może na jedną, dwie dobre książki; kiedy komuś daleko do Hemingwaya, wtedy też ma materiał na jedną, dwie książki, ale już częściej słabe. Fantaści – i jak się wydaje, to właśnie byłaby ich przewaga i jednocześnie zanęta, która coraz częściej ściąga na pogranicze konwencji autorów „literatury realistycznej” – są w tej sytuacji chyba sprytniejsi: ilość tworzonych neverlandów, fabuł, bohaterów i ich perypetii nie jest tu aż tak mocno – bo jakoś oczywiście jest; nikt nie może uciec ze swojej głowy – uzależniona od autobiografii. Tutaj te doświadczenia osobiste przejawiają się w pisanych tekstach, przesączają do fabuły – ale raczej na innym poziomie, mocno przefiltrowane przez fikcję.
I tu wracamy do wspomnianego pisania „o tym, co bliskie”: podejmując taką próbę, najbardziej oczywiste wydaje się umieszczenie akcji w znanych scenografiach, podrasowanych tylko elementem fantastycznym, który z jednej strony uatrakcyjnia fabułę, a z drugiej – w tekstach ambitniejszych? – pozwala uwypuklić sytuacje mało wiarygodne „w realu”, bez fantastyki mniej wyraziste. (Przykładem najświeższym „Święty Wrocław” Orbitowskiego.) Stąd „renesans miasta” jako scenerii tekstów; nawet kiedy autorzy odchodzą od „realnej współczesności” (np. w „Punkcie Omega”, „Królikarni”), w miejskich dekoracjach być może ciągle jest bliżej do alegoryzowania rzeczywistości, opisywania „swojego świata”. I stąd brałoby się także wzmożone zainteresowanie horrorem – w którym scenografią jest najczęściej właśnie „stara dobra rzeczywistość za oknem”, którą ktoś nagle przełamał metafizycznym łomem. Oczywiście nie za każdą decyzją autora o „postraszeniu czytelników” musiałaby stać taka – świadoma lub nie – motywacja; niektórzy wybieraliby konwencję ze względu na jej atrybuty zewnętrzne („duchy” itp.) i sprawdzone schematy fabularne. Jednak nieprzypadkowo „wczesny King” zdobył mocną pozycję nie tylko wśród czytelników, ale i został zauważony przez krytyków – u niego ten rys socjologiczno-psychologiczny, któremu najwidoczniej po drodze z horrorem, jest widoczny szczególnie wyraźnie.
Pytaniem pozostaje, czy „element współczesny” wzbogaca fantastykę (i literaturę w ogólności?), zubaża ją czy pozostaje dla niej doskonale obojętny? Tutaj chyba znów nie ma reguły. „Królikarnia”, „Przeciw wszystkim”, w mojej opinii, dużo zyskały na podobnych odniesieniach, ale, jak można podejrzewać, o jakości podobnych książek nie świadczą tylko współczesne nawiązania. Niektórzy krytycy głównonurtowi, omawiając „Lód”, akcentowali głównie elementy stosunków polsko-rosyjskich, doszukiwali się przede wszystkim komentarzy współczesnych; a czy to one są w książce najważniejsze, przesądzają o jej literackiej wielkości? Moim zdaniem nie. Jeśli zatem książka ma przetrwać, jeśli czytelnicy mają do niej wracać po latach, to być może musi być w niej coś więcej niż nawet najbardziej przenikliwy komentarz społeczny; bo społeczeństwa, które go zrodziły, przemijają.
Kluczem do sytuacji znów wydaje się pluralizm – jeśli otwarte głowy czytelników, autorów i wydawców pozwolą równorzędnie istnieć na rynku różnym rodzajom fantastyki, to być może każdy ciekawy autor znajdzie wtedy swojego czytelnika, a poszukujący czytelnik – da się uwieść swojemu autorowi?
koniec
« 1 2 3 4
26 czerwca 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Nowe przyszło
— Michał Kubalski

Tegoż autora

RP Productions
— Michał Cetnarowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.