Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (60)

Paweł Laudański
Bardzo dobra – choć mało fantastyczna – nowa powieść Marii Galiny. Sporo dobrych opowiadań – Mariny i Siergieja Diaczenków, Leonida Kaganowa, Dmitrija Kołodana, Siergieja Łukjanienki, Oksany Romanowej, Michaiła Tyrina i Aleksandra Zołotki. Ergo – udany koniec całkiem niezłego roku

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (60)

Bardzo dobra – choć mało fantastyczna – nowa powieść Marii Galiny. Sporo dobrych opowiadań – Mariny i Siergieja Diaczenków, Leonida Kaganowa, Dmitrija Kołodana, Siergieja Łukjanienki, Oksany Romanowej, Michaiła Tyrina i Aleksandra Zołotki. Ergo – udany koniec całkiem niezłego roku
1. Główny bohater najnowszej powieści Marii Galiny „Медведки” (dosłownie – „Turkucie podjadki”) tworzy na zamówienie fikcyjne genealogie. Wykreowanie fałszywej historii rodziny zleceniodawcy tylko z pozoru wydaje się trudne; wystarczy odrobina talentu pisarskiego, nieco fantazji, parę wygrzebanych na targu staroci starych zdjęć przypadkowych osób… Ów kreator fałszywych historii jest na tyle sugestywny, że jego klienci w pewnym momencie zaczynają głęboko wierzyć w opracowaną przezeń legendę. W większości przypadków to ludzie duchowo pokaleczeni, albo bez rodziny (domy dziecka!), albo co prawda z rodziną, ale taką, do której najchętniej za żadne skarby by się nie przyznali, nic zatem dziwnego, że fałszywka wydaje im się o wiele atrakcyjniejsza od rzeczywistości.
Sam kreator owych życiorysów jest niewiele od nich lepszy: półsierota, wychowywany przez zdziwaczałego ojca, obecnie czterdziestoletni kawaler, mieszkający w willi znajomego, który na kilka lat wyjechał za granicę. Aż się prosi, żeby i jemu ktoś pogrzebał w historii rodziny.
I, kto wie, może coś takiego właśnie zaczyna się dziać. Bo oto kolejny klient (ot, wiele wskazywało na to, że miało to być zamówienie jakich wiele) zaczyna nazbyt intensywnie reagować na tworzone dlań kreacje, ba – wyraźnie przejmuje inicjatywę, początkowo jedynie współuczestnicząc w tworzeniu nowej rzeczywistości, by po pewnym czasie w pełni zapanować nad procesem twórczym. Kreator traci niemal całkowicie kontrolę nad swym dziełem; przebieg wydarzeń wywołuje coraz większą dezorientację, a granica między rzeczywistością a fikcją coraz bardziej się zaciera.
Gdzie prawda, gdzie fałsz?
Pytanie to nie raz już w literaturze padało, różnie na nie odpowiadano. „Turkuci…” zatem do dzieł szczególnie odkrywczych pod tym względem zaliczyć się nie da.
Jeśli jednak zejść do poziomu szczegółów, do sposobu wykonania – bez wątpienia przyznać należy Galinie najwyższe noty. „Turkucie…” bowiem to nie tylko prosta historyjka o problemach związanych z odbiorem rzeczywistości, ale – i to chyba przede wszystkim – opowieść o przemianach, zachodzących w głównym bohaterze pod wpływem wydarzeń, na które, w miarę upływu czasu, ma coraz mniejszy wpływ. Przemianom, dzięki którym, jakkolwiek by to banalnie nie zabrzmiało, odkrywa (a my razem z nim), jakie znaczenie dla każdego z nas ma przeszłość, sprowadzająca się w pierwszym rzędzie do historii rodziny każdego z nas, do tego, kim byli i co osiągnęli nasi przodkowie. To tęsknota za ich jak najpiękniejszymi, będącymi podstawą do dumy losami.
A poza tym „Turkucie…” to po prostu piękna proza, z którą chce się obcować bez względu na to, o czym opowiada. Niewielu znanych mi autorów posiada dar tworzenia tego rodzaju literackich skarbów.
2. Jest nas dokładnie trzy miliardy. Ani jednego więcej, ani jednego mniej. Żyjemy w świecie, w którym śmierć nie istnieje – bo choć ciało umiera, i to najpóźniej po osiągnięciu sześćdziesiątego roku życia (jeśli nie chce – pomożemy!), to dusza, dzięki cudowi technologicznej reinkarnacji, po trwającej pięć sekund pauzie odradza się w powstałym właśnie zarodku. I tak w kółko – nowy zarodek, nowy człowiek, który dorasta, żyje pełnią życia (w rozumieniu, rzecz jasna, świata Żyjącego, niesamowitej istoty powstałej w wyniku połączenia wszystkich trzech miliardów ludzkich składowych), aż dociąga do czterdziestki, gdy ze strony systemu zaczynają pojawiać się delikatne sugestie co do zakończenia funkcjonowania w tym ciele i zmiany na nowe, młodsze, w domyśle – lepsze. Z czasem sugestie zyskują na sile, i trwają aż do wspomnianej sześćdziesiątki, kiedy to do przeprowadzki z ciała do ciała dochodzi pod przymusem.
Czy wszystkim układ taki odpowiada? Skąd – jest wielu niezadowolonych, system jednak radzi sobie z nimi, korzystając ze starych, wypróbowanych przez różnego sortu totalitaryzmy przeszłości metod, czyli umieszczania najbardziej opornych w przypominających więzienia o ciężkim rygorze zakładach poprawczych i szpitalach psychiatrycznych. Bo przecież trzeba być nie lada wariatem, żeby sprzeciwiać się tak wspaniałemu, cudownemu systemowi!
I, pomimo pojawiających się co i rusz opornych, system ów wspaniale funkcjonuje pod światłym przewodnictwem Rady Ośmiu, czyli grupy mędrców, wobec których (jak powszechnie wiadomo, są równi i równiejsi!) nie znajduje zastosowania wiele z praw regulujących istnienie Żyjącego, w pierwszym rzędzie – dogmat o konieczności zakończenia bytowania w konkretnym ciele po dobiciu do szóstego krzyżyka.
Do czasu jednak – bo oto pojawia się człowiek, którego nie ma w rejestrach Żyjącego. Który nigdy wcześniej nie istniał. Człowiek Zero, po którym nie wiadomo, czego się można spodziewać. Przyjdzie zatem Żyjącemu, a gdy ten nie daje sobie rady – jego Radzie Ośmiu, jakoś zmierzyć się z tym problemem.
„Живущий” (czyli właśnie „Żyjący”) to nie pierwsza powieść Anny Starobiniec. Bodaj już dwie jej książki zostały przełożone na język polski, choć zdaje się, że nie spotkały się ze szczególnie gorącym przyjęciem. Dla mnie to jednak pierwsze zetknięcie z jej twórczością. I, choć powieść ta ma interesujący pomysł i kilka naprawdę niezłych fragmentów, to z racji niewykorzystanego potencjału drzemiącemu moim zdaniem w koncepcji Żyjącego (czyżby naprawdę udało się zagrożenie związane z pojawieniem się Zera tak łatwo spacyfikować?; propozycja Starobiniec wydaje mi się być całkowicie nieprzekonująca) sięgnięcie po kolejną książkę tej autorki zostanie poprzedzone ciężkim namysłem…
3. Generalnie nie przepadam za fantasy, logika zatem nakazywałaby trzymać się z dala od dzieł wszelakich kwalifikowanych do tego gatunku. Czasem jednak i na tym ugorze daje się znaleźć jakąś perełkę, ignoruję zatem wskazania rozumu i oddaję się we władzę czytelniczemu instynktowi.
Gdybym tego nie uczynił, nie sięgnąłbym po kolejny tom corocznej antologii „Фэнтези” (czyli właśnie „Fantasy”), tym razem z dodatkiem „2011”.
Niewielki tym razem wyszedł ów ugór, raptem nieco ponad 500 stron; cóż to dla gatunku, którego znakiem rozpoznawczym są dłuuuugie, wielotomowe cykle. Znalazły się na nim dwie perełki.
Pierwsza to opowiadanie Aleksandra Zołotki „Кормильцы” („Żywiciele”), z interesującym rozegraniem tak popularnych ostatnio motywów wampirycznych na pierwszym planie. Oto świat w klimatach apokaliptycznych, coś się stało ze słońcem, ludzie musieli nauczyć się funkcjonować porą nocną. Cywilizacja upadła, ludzkość stoczyła się na poziom kultur agrarnych, mogących przedłużyć egzystencję jedynie dzięki uprawie roli. A jako że wszystkie zwierzęta pociągowe wyginęły, maszyn także nie ma, uprawa roli możliwa jest tylko dzięki sile wspomnianych wampirów. Utworzyła się specyficzna, znakomicie jednak funkcjonująca symbioza: wampiry orzą, sieją i zbierają, zaś ci, którzy korzystają z ich pracy, odwdzięczają się im swą krwią. Gdy jakiś wampir ginie, co, z racji jego długowieczności, zdarza się z reguły tylko w wyniku wystawienia go na działanie słonecznych promieni, jeden z członków rodziny musi się poświęcić i dobrowolnie poddać się przemianie w wampira…
Nie brzmi to może najmądrzej, ale Zołotko naprawdę wspaniale to opisał, obficie polewając swą wizję sosem ponurej, apokaliptycznej rzeczywistości.
Druga perełka to kolejny fragment powstającej dopiero powieści Mariny i Siergieja Diaczenków „Стократ” („Stokrat”, od imienia głównego bohatera). Kolejny, po opublikowanym w kwietniowym numerze „Jesli” i opisanym w 57 edycji WzW „Smaku słowa”. Fragment, bez problemu jednak funkcjonujący jako samodzielny tekst.
„Мир” (dosłownie „Świat”; choć raczej tak tego tytułu przetłumaczyć się nie da, bo to – prawdopodobnie – od pierwszych trzech liter imiona bohaterki opowieści: Mirandy, Mirabelli…) to historia dziewczyny, na ciele której widnieje mapa całego świata. Namalowana? Wytatuowana? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że wystarczy uszkodzić ów rysunek, zadać ranę dziewczynie, by obrażenia ciała znalazły od razu odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Nacięcie? Bratobójcza wojna. Oparzenie? Powódź.
A co się stanie, gdy dziewczyna umrze?
Chronić za wszelką cenę? A czy kogoś w ogóle zaciekawiło zdanie na ten temat najbardziej zainteresowanej?
Reszta tekstów zbioru – do odpuszczenia.
4. Kilka lat temu ukazała się antologia urban fantasy „Мифы мегаполиса” („Mity wielkiego miasta”). Jeśli nie liczyć dwóch, może trzech tekstów – nic nadzwyczajnego, choć zapewne dzięki niewielkiemu opowiadaniu Siergieja Łukjanienki z cyklu o Strażach („Мелкий Дозор”, czyli „Drobna Straż”) łączny nakład zbioru sięgnął imponującego nawet jak na rosyjskie stosunki poziomu stu tysięcy egzemplarzy.
Wydane w tym roku „Новые мифы мегаполиса” („Nowe mity wielkiego miasta”) mają powtórzyć ów sukces.
Czy się uda? Jeśli uznać, że faktycznie sukces poprzedniczki osiągnięty został dzięki tekstowi Łukjanienki, to odpowiedź może być tylko pozytywna, zwłaszcza że w „Nowych mitach…” przeczytać można całą mikropowieść ze słynnego cyklu wspomnianego autora, zatytułowaną „Пророк и Сумрак” („Prorok i Półmrok”), trzymającą poziom najlepszych składowych serii. Oto Nocna Straż ma kolejny problem: pojawia się tytułowy prorok, ktoś, kto może nie tylko przepowiedzieć przyszłość, ale i zmienić ją zgodnie ze swą wolą. Grozi to zachwianiem równowagi między dniem a nocą, w szczególności wtedy, gdy proroka przyciągnie jedna ze Stron. Na szczęście (?) w układ sił wmontowany jest bezpiecznik: problem może pomóc rozwiązać interwencja Półmroku…
Pośród kilkunastu pozostałych tekstów wyróżniłbym jeszcze trzy. W pierwszym rzędzie „Гaстарбайтерa” („Gastarbeitera”) Leonida Kaganowa, bodaj najlepszy utwór tomu (wygląda na to, że wraca Kaganow do wielkiej formy z pierwszej połowy lat zerowych), opowieść o tytułowych istotach, które chętnie przetrwają za nas ciężkie chwile (egzamin, wizyta u dentysty, ale i poważniejsze przypadki – całe szare, nieciekawe życie) w zamian za udostępnienie na ten czas naszego ciała. Są bowiem tacy, którzy ciał własnych nie posiadają, a pożyć by chcieli, bez względu na okoliczności… Okazuje się, że proceder takich wymian jest całkiem powszechny, a niektórzy wyprowadzili się ze swych ciał niemal na stałe.
Interesującą wariację na temat historii o trollowym moście w realiach ni to współczesnego, ni to skażonego magią miasta przedstawił Dmitrij Kołodan w opowiadaniu „Под мостом” („Pod mostem”), a w opartej klasycznie na interesującym pomyśle „Тайной комнате” („Tajnym pokoju”) Michaił Tyrin opisuje, sięgając po instrumentarium opowieści kryminalnej, koleje losu człowieka, który posiadł dostęp do tytułowego pomieszczenia, w którym może i sam się schronić w razie potrzeby, i coś w nim w razie konieczności ukryć. Ów interesujący dar niekoniecznie musi przynieść same korzyści…
5. Mini przegląd prasy. „Połdien. XXI wiek”, numer wrześniowy. Uwagę zwraca pierwsza część powieści Giennadija Praszkiewicza, kontynuacji klasycznej „Aelity” Aleksieja Tołstoja. Mnie jednak bardziej zafrapowało opowiadanko Oksany Romanowej „Как я провела выходные” („Jak spędziłam wakacje”), bardzo udana wariacja na temat problemów z nieśmiertelnością. Wszyscy, dzięki osiągnięciom nanotechnologii, stali się nieśmiertelni. Jeśli coś się komuś stanie, cudowne małe istotki żyjące w ludzkim ciele poradzą sobie z problemem w trymiga. Powód do radości? Nie do końca – niektórzy szybko zaczynają być zmęczeni tą sytuacją, zwłaszcza ci, którym przyszło osiągnąć stan nieśmiertelnej równowagi w dość podeszłym wieku i niezbyt dobrym zdrowiu. Ci wiele by dali, by mogli jednak odejść z ziemskiego padołu łez. Nic z tego jednak – człowiek od samego początku nie panował nad dającą życie wieczne technologią.
Do czasu jednak – oto pewna dziewczynka, spędzająca wakacje u swoich mieszkających na wsi dziadków przez przypadek odkrywa sposób na zneutralizowanie nanobotów. Na czym ów sposób polega? Ba! Diabli wiedzą… Wiadomo tylko, że jej system immunologiczny uzyskał zdolność radzenia sobie z nieśmiertelnością. Jest zatem nadzieja dla ludzkości. A przynajmniej – dla jej znudzonej lub zmęczonej życiem części.
koniec
5 grudnia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.