Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (32)

Paweł Laudański
Nareszcie! Po prawie dwóch latach oczekiwania fani talentu Siergieja Łukianienki doczekali się jego nowej powieści. Poza tym: H.L. Oldi zapowiadają nową, wspaniałą powieść, Oleg Diwow wydał kolejny zbiór swych tekstów, pojawiła się interesująca, młoda autorka ze Lwowa, łotewska fantastyka trzyma się natomiast wyłącznie dzięki Rosjanom – czyli kolejna edycja „Wiatru ze Wschodu”.

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (32)

Nareszcie! Po prawie dwóch latach oczekiwania fani talentu Siergieja Łukianienki doczekali się jego nowej powieści. Poza tym: H.L. Oldi zapowiadają nową, wspaniałą powieść, Oleg Diwow wydał kolejny zbiór swych tekstów, pojawiła się interesująca, młoda autorka ze Lwowa, łotewska fantastyka trzyma się natomiast wyłącznie dzięki Rosjanom – czyli kolejna edycja „Wiatru ze Wschodu”.
1. Długo – dłużej niż zazwyczaj – kazał nam czekać Siergiej Łukianienko na swą nową powieść. Od czasu sukcesu filmu opartego na Nocnym patrolu większość swego twórczego wysiłku skupiał na kontynuowaniu serii o „dozorach”; czasu starczało co najwyżej na krótszą formę, zebraną niedawno w tomie Gadżet.
W końcu jednak, po prawie dwóch latach po Sumierecznom dozorze, doczekaliśmy się. W październiku na półki rosyjskich księgarń trafił Czernowik. I już podobno niełatwo go na nich znaleźć – nakład startowy w wysokości 120 tysięcy egzemplarzy został wyprzedany na pniu.
Jeden z rosyjskich recenzentów scharakteryzował nowe dzieło Łukianienki jako skrzyżowanie Amberu Rogera Zelaznego z filmowym Matrixem. Choć sporo w tych słowach przesady, choć wprawny czytelnik bez cienia wątpliwości już po kilku stronach będzie wiedział, z czyim tekstem przyszło mu obcować, to do końca tezy owej obalić się nie da.
Bohaterem Czernowika jest Kirył, dwudziestokilkuletni, niczym nie wyróżniający się mieszkaniec Moskwy, wiodący spokojne życie w świecie o granicach zakreślonych przez pracę w firmie komputerowej oraz jednopokojowe mieszkanie w jednym z blokowisk na przedmieściu. I nagle to spokojne życie zaczyna się walić – pewnego dnia, po powrocie do domu, w mieszkaniu, które uznawał za swoje, spotyka zupełnie nieznaną kobietę, która jest przekonana, że mieszkanie od trzech lat stanowi jej własność, i, co gorsza, ma na to odpowiednie papiery. Własny pies, wychowany od małego, nie poznaje swego pana, warczy na niego i chce go pogryźć. Sąsiedzi twierdzą, że widzą go po raz pierwszy. W pracy twierdzą, że żaden Kirył u nich nie pracował. Rodzice zaprzeczają, jakoby w ogóle mieli syna. W żadnym archiwum nie zachował się najmniejszy choćby dowód na to, że ktoś taki żył. Nic, żadnego śladu. Tak, jakby Kirył nigdy nie istniał.
I gdy wszystko wydaje się stracone, dzwoni telefon. Jakiś głos wydaje instrukcje – gdzie iść, co zrobić. Kirył trafia do zapuszczonej wieży ciśnień gdzieś w przemysłowej części miasta. Niepozorna wieża okazuje się być bramą do czterech innych światów, a Kirył ma być jej strażnikiem i celnikiem jednocześnie – do jego zadań należeć ma pilnowanie, by osoby niepowołane bramy nie przekraczały oraz by ci powołani nie przemycili czegoś zakazanego, przede wszystkim przedmiotów, które mogłyby naruszyć równowagę sił na innych światach czy też stanowić niedopuszczalne anachronizmy. Tajemnicze siły, które wybrały go do tej roli, sprawiają również, że w obrębie swej wieży i w promieniu kilkunastu kilometrów od niej staje się praktycznie wszechmocny – pokonać go można tylko poprzez zniszczenie samej wieży; nie należy to jednak do najłatwiejszych zadań – kilkadziesiąt lat temu dla tego celu niezbędne było użycie ładunku jądrowego.
Każdego ranka otwierają się – kolejno – drzwi do innego (z perspektywy Kiryła, rzecz jasna) świata: pierwszym z nich jest steampunkowa rzeczywistość, w której nieznana jest (co nie powinno dziwić, jeśli się zważy, że w ogóle tam nie występuje) ropa naftowa, cała technika oparta jest na parze, a ludzka cywilizacja jako żywa przypomina tę z powieści Juliusza Verne’a. Drugim – świat bez ludzi, ale za to z tropikalnym klimatem, ciepłymi morzami, piaszczystymi plażami i kokosowymi palmami. Raj dla turystów. Trzecim – Nirwana, marzenie hipisów i ćpunów, w którym dzięki wszechobecnym sporom jakichś halucynogennych grzybków wciąż jest się na lekkim haju. Na tyle lekkim, by nie tracić do końca kontaktu z rzeczywistością, wystarczająco jednak mocnym, by uległa atrofii chęć aktywnego w owej rzeczywistości uczestnictwa.
I jest jeszcze jeden świat – wyglądający na pierwszy rzut oka jak niespełniona komunistyczna utopia. Czym jest naprawdę? Owianym legendą Arkanem, wyprzedzającym w rozwoju naszą Ziemię o – podobno – trzydzieści lat, czy też Ziemią-Jeden, tą jedyną prawdziwą? I dlaczego jego mieszkańcy na wieść o otwarciu bramy reagują cokolwiek nerwowo?
Stop. Bo za dużo zostanie powiedziane.
Choć nie zaliczyłbym Czernowika do arcydzieł, to jednak czyta się go znakomicie. Znać rękę mistrza, spod pióra którego wyjść mogą rzeczy nieco słabsze, ale i tak prześcigające konkurencję o kilka długości. Ciężko mi było oderwać się od lektury. O klasie nowej powieści Łukianienki niech świadczy to, że była pierwszym utworem beletrystycznym w ciągu ostatniego bodaj roku, którym zaczytywałem się podczas śniadania...
Na zakończenie – dwie wiadomości. Jedna zła, druga dobra. Ta zła – nie mam pojęcia, czy i kiedy ukaże się polskie tłumaczenie Czernowika. Ta dobra – to pierwszy tom kolejnej dylogii. Drugi jest już ponoć na ukończeniu.
Dwie wiadomości? E, nie, jest jeszcze jedna – 20 grudnia ma podobno ukazać się czwarty i ostatni tom cyklu o Dozorach. Tytuł – Posliednyj dozor. Jakżeby mogło być inaczej... Czy faktycznie posliednyj? To się jeszcze zapewne okaże; i, bynajmniej, nie mam tu na myśli najprzeróżniejszego sortu mniej lub bardziej uzdolnionych literacko hien, szukających natchnienia w prozie Mistrza.
2. Wydawnictwo “Eksmo” wypuściło w świat drugi tom antologii Fantasy-2005. Wielokrotnie przyznawałem się w tym miejscu, że nie sposób zaliczyć mnie do zwolenników fantasy. Dlaczego zatem sięgnąłem po ów pokaźnych rozmiarów tom? Czyżbym przejawiał skłonności masochistyczne?
Coś w tym mogłoby być. Gdyby nie obecność w zbiorze dwóch naprawdę znakomitych tekstów.
Pierwszym z nich są początkowe (tylko tyle, niestety!) rozdziały z nieopublikowanej jeszcze powieści H. L. Oldiego Prijut gierojew. Coś absolutnie genialnego – to, co najlepsze w prozie charkowskiego duetu, z dużą domieszką Gene’a Wolfego oraz dodatkami z Jacka Dukaja. Powstała z tego mieszanka iście wybuchowa, rzecz, która wspaniale pobudza wyobraźnię i zapada na długo w pamięć.
Oto z pewnej karczmy znika w tajemniczych okolicznościach kilka osób. Po kilku dniach do owej karczmy zaczynają zjeżdżać się wezwani anonimowymi liścikami najbliżsi zaginionych; wśród nich jest też wuj pewnego młodzieńca, zawodowo – śledczy, i to jeden z lepszych w mieście. Zebrana w ten sposób grupa niepowtarzalnych indywiduów (ech, te charakterystyki...!) ma wyjaśnić tajemnicę zniknięcia...
To jednak nie z tego powodu jestem zachwycony przedstawionym fragmentem. To bogata, gęsta, wysmakowana proza, znakomicie budująca nastrój, z całą gamą frapujących detali. Opisy wymuszonej współpracy dwóch wzajemnie ze sobą rywalizujących służb – zwykłej policyjnej i tej mniej zwykłej, magicznej, pełniącej role quasi inkwizytorskie, opisy stosowanych przez nich metod śledczych są przepyszne. A pojedynek na obdarzone inteligencją, gadające szpady... Po prostu niesamowite!
Wprost nie mogę doczekać się ciągu dalszego.
I jest jeszcze opowiadanie Stigmaty lwowianki Julii Ostapienko. Mocny, bardzo mocny tekst o miłości, o granicach, których dla uczucia do innej osoby przekraczać się nie powinno. Nawet jeśli jest się wszechmocną czarownicą, a ukochany – zwykłym śmiertelnikiem. Zwłaszcza gdy za czarodziejską mocą kryje się śmierć i spustoszenie.
Cała reszta – co najwyżej poprawna. Bez rewelacji. Ale to zapewne dlatego, że “zwykłe” fantasy, nawet znakomicie napisane, ani mnie ziębi, ani grzeje.
3. Nie tak dawno pisałem w tym miejscu o całkiem niezłej noweli Olega Diwowa U Billi jest sztukowina. Nowela ta ukazała się właśnie w postaci książkowej, uzupełniona o drugą mikropowieść, publikowaną wcześniej także w miesięczniku “Jesli”, zatytułowaną Drugije diejstwija.
Cóż o tym tomiku można napisać? Może to, że pierwszy z wymienionych utworów ukazał się pod tytułem w autorskiej wersji (czyli U Billi jest chrienowina)? A może jeszcze to, że drugi z nich, może poza czasem akcji (2009 rok) oraz opisem fikcyjnego ataku na pewne internetowe forum przez nieistniejący fan klub (choć tak naprawdę to nigdy nic nie wiadomo...) niejakiego Wasi Pupkina, obrażonego śmiertelnie przez uczestników owego forum, tak naprawdę niewiele ma wspólnego z fantastyką?
Sam nie wiem. Może powinienem poprzestać na refleksji na temat okładki. Która fajna jest i już.
4. W listopadowym numerze „Jesli” sporo prozy rosyjskojęzycznej; do rąk czytelników trafiła w zasadzie pełnoprawna antologia miejscowych tekstów. Nazwiska autorów dawały nadzieję na niezłą strawę dla ducha: H. L. Oldi, O. Owczinnikow, D. Truskinowskaja, Aleksiej Kaługin, A. Gromow; niestety, skończyło się na nadziei. W zasadzie wyróżniłbym tylko opowiadanie tych pierwszych - Wosstan′, Łazar′!, historię o skutkach nazbyt lekkomyślnego igrania z uczuciami.
W zasadzie zatem nie byłoby o czym pisać, gdyby nie krótka wypowiedź Dalii Truskinowskiej, Rosjanki mieszkającej na Łotwie. Zapytana o fantastykę łotewską wskazała, że należy odróżnić fantastykę tworzoną na terytorium Łotwy od fantastyki w języku łotewskim. Do tej pierwszej zaliczyła własną prozę oraz teksty innych autorów piszących w języku rosyjskim i publikujących w Rosji: S. Iwanowa, E. Ratkiewicz, N. Gudańca (znanego z publikacji w „Fantastyce”) czy W. Silina. Tę drugą z kolei tworzył niejaki Anatol Imermanis; od jego śmierci w 1998 r. uprawiane przezeń poletko leży odłogiem. Z tłumaczeniami zachodniej fantastyki też jest nie najlepiej – Le Guin w ogóle się na Łotwie nie przyjęła, a za wydarzenie ostatnich lat uznano przekład na łotewski pierwszego tomu „Władcy pierścieni”. Gdyby nie młodzi gracze, którzy na marginesie swego hobby próbują swych sił w pisaniu opowieści fantasy, sprawa wyglądałaby zupełnie beznadziejnie.
koniec
20 grudnia 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.