Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (37)

Paweł Laudański
1 2 »
Marina i Siergiej Diaczenko przerwali milczenie. Nic dziwnego – w listopadzie 2006 roku obchodzą stulecie swych urodzin (jeśli zsumować lata, miesiące i tygodnie życia obojga współautorów, wychodzi właśnie okrągła „setka”). Z tej okazji autorzy sprawili sobie i czytelnikom dwa prezenty: powieść „Alena i Aspirin” i nowelę „Ziemlia Wiesnarow”. Sięgamy ponadto do „współczesnej klasyki”, czyli powieści „Posmotri w głaza czudowiszcz” Andrieja Łazarczuka i Michaiła Uspienskiego. O tych trzech utworach – i nie tylko – w 37 edycji Wiatru ze Wschodu.

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (37)

Marina i Siergiej Diaczenko przerwali milczenie. Nic dziwnego – w listopadzie 2006 roku obchodzą stulecie swych urodzin (jeśli zsumować lata, miesiące i tygodnie życia obojga współautorów, wychodzi właśnie okrągła „setka”). Z tej okazji autorzy sprawili sobie i czytelnikom dwa prezenty: powieść „Alena i Aspirin” i nowelę „Ziemlia Wiesnarow”. Sięgamy ponadto do „współczesnej klasyki”, czyli powieści „Posmotri w głaza czudowiszcz” Andrieja Łazarczuka i Michaiła Uspienskiego. O tych trzech utworach – i nie tylko – w 37 edycji Wiatru ze Wschodu.
1. Wrześniowy numer miesięcznika „Jesli” poświęcony został fantasy. Proza jeszcze cieplutka, prosto spod igły; anglosasów reprezentuje Peter S. Beagle z nowelą Two Hearts, uhonorowaną tegoroczną nagrodą Hugo. Pozostałe teksty to rodzima produkcja: utwory Wasilija Midianina (autora m.in. chwalonej w tym miejscu noweli Cziernyj rycar’-pauk Leopol’d XVII), Wadima Kirpicziowa, Konstantina Arbienina, Swiatosława Łoginowa (znanego u nas m.in. z nieudanej powieści Imperialne czarownice), duetu Dmitrij Kołodan i Karina Szainian oraz Mariny i Siergieja Diaczenków (tego ukraińskiego duetu przedstawiać, mam nadzieję, nie trzeba).
Gdyby nie Ziemlia Wiesniarow (Ziemia Wiosnarzy) autorstwa tych ostatnich, w zasadzie nie byłoby o czym pisać. Diaczenkowie pokazują się nam tu z jak najlepszej strony. Takich ich lubimy: znakomicie operujących słowem i nastrojem, splatających misterną konstrukcję wciągającej po czubki uszu akcji, powołujących do życia charakterystycznych, zapadających głęboko w pamięć bohaterów, zaskakujących nawet wyrobionego czytelnika niebanalnym pomysłem.
Oto kilkanaście lat przed wydarzeniami opisywanymi w Ziemli... wyspę zamieszkaną przez spokojnych, starających się żyć w zgodzie z naturą rolników najeżdża plemię wojowniczych zdobywców. Wydawałoby się, że zaatakowani nie mają żadnych szans – i zapewne tak by było, gdyby nie żyjący wśród nich wiosnarze, czyli ludzie obdarzeni cudowną zdolnością przyspieszania wzrostu wszystkiego, co żywe. Dotąd zdolność swą wykorzystywali do celów jak najbardziej pokojowych: gdy potrzebne było zboże, kilka chwil wystarczało, by zebrać plon z dopiero co obsianego pola. Drewno na budowę domu? Cóż prostszego – dajcie tylko kilka żołędzi, a wnet pójścia pod topór oczekiwać będą dorodne dęby. Podobnie oddziaływać można na wzrost zwierząt: w jednej chwili cielę, w drugiej – dorosła krowa. Zdesperowani wiosnarze odkrywają, że nic nie stoi na przeszkodzie, by swe zdolności mogli wykorzystać w walce – wystarczy uruchomić proces przyspieszonego starzenia się i poczekać chwilę, aż żołnierze z armii przeciwnika wpadną w objęcia śmierci, rozsypią się w proch. Raptem kilku wiosnarzy wystarczy, by w jednej chwili cała potęga przeciwnika obróciła się w pył zapomnienia.
Najeźdźcy mogli przeciwstawić wiosnarzom swych magów; o ile w przypadku tych pierwszych nadzwyczajna moc była wrodzona, to drudzy umiejętności swe nabywali dzięki długiej nauce.
Magowie nie byli w stanie przeciwstawić się tym pierwszym; to, co wrodzone, było silniejsze od wyuczonego. Pomimo to najeźdźcy zwyciężyli. Wystarczyło wykorzystać niechęć ziomków do swych obdarzonych nadzwyczajną mocą współbraci; z bezmyślną głupotą, z chęcią odegrania się na nielubianym sąsiedzie, któremu zawsze lepiej się wiodło, i ze zwykłą wreszcie pazernością jeszcze nikt nie wygrał.
Zdradzani wiosnarze przegrali, tak, jak przegrał cały ich naród. Ocaleli nieliczni, uciekając z rodzinnych okolic; muszą teraz żyć w ukryciu, w ciągłym lęku o swe życie. Ujawnieni – zabijani są bez litości.
Jeden z takich zakamuflowanych wiosnarzy przybywa po latach wygnania do rodzinnej wioski. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że zostaje rozpoznany. Traf chce, że w wiosce przebywa jeden ze zdolniejszych magów. Wiosnarz, aby ocalić swe życie, musi wykazać, że to nie on uśmiercił miejscowego namiestnika. Jak to ma jednak zrobić, jeśli śmierć nastąpiła w wyniku błyskawicznego zestarzenia ofiary, a on nie chce dopuścić do tego, by oddać w ręce najeźdźców – na niechybną śmierć – swego pobratymca?
Zaczyna się niebezpieczna gra o stawce najwyższej z możliwych. Jej uczestnicy trzymają się nawzajem w iście żelaznym uścisku; zdają sobie sprawę z tego, że nie mogą zasnąć, gdyż ten, którego wcześniej zmorzy sen, nie będzie w stanie obronić się przed niechybnym, jak się wydaje, atakiem przeciwnika.
W miarę rozwoju śledztwa między dwoma śmiertelnymi wrogami rodzi się przedziwna więź; chcąc nie chcąc, poznają się nawzajem, a przy okazji – poznają bliżej swe narody. A od poznania już krok od zrozumienia, od tego, czego zabrakło kilkanaście lat wcześniej, czego brak doprowadził do wielu niepotrzebnych śmierci i zagłady fascynującej kultury. Tak, właśnie zagłady, bo wraz z wiosnarzami upadła współtworzona przez nich cywilizacja.
Ziemlia Wiesniarow zapewne nie trafi do kanonu rosyjskojęzycznej fantastyki, bez wątpienia jednak można ją zaliczyć do najciekawszych tekstów A.D. 2006.
2. Ostatnio Marinę i Siergieja Diaczenków pochłonęły projekty pozaliterackie; wspominałem zresztą o tym w jednej z wcześniejszych edycji WzW. Projekty owe były na tyle czasochłonne (nie wspominając o takim drobiazgu jak ograniczone moce przerobowe!), że długo, bardzo długo przyszło nam czekać na nową prozę kijowskiego duetu. A gdy chwila ta wreszcie nastąpiła, to od razu uraczeni zostaliśmy większą jej dawką: poza omówioną już nowelą światło dzienne ujrzała nowa powieść, Alena i Aspirin.
Zaliczyć ją można do tak lubianego przez autorów gatunku urban fantasy, choć tym razem to zdecydowanie bardziej urban niż fantasy. Fantastyki tu niewiele; ba, owe „fantastyczne” motywy tak zostały przedstawione, że w zasadzie brak jest pewności, że faktycznie mamy do czynienia z przebłyskami świata nierealnego, czy owe przebłyski nie stanowią wyłącznie przejawów nadmiernej wyobraźni jedenastoletniej Aleny i trzydziestokilkuletniego Aspirina, popularnego prezentera jednej z rozgłośni radiowych i wziętego didżeja.
Alena pojawia się w życiu Aspirina pewnego późnego wieczora – znajduje ją (kto wie, może to raczej ona znajduje jego?), przestraszoną, w bramie kamienicy, w której mieszka, ściskającą kurczowo pluszowego niedźwiadka. Dziewczynka twierdzi, że przybywa z innego świata dla ratowania swego brata, który trafił do nas w poszukiwaniu spełnienia w twórczości, na które nie miał szansy w swej ojczyźnie. Alena jest przekonana, że jej brat popełnił błąd, którego bardzo żałuje, że teraz pragnie wrócić do domu, nie jest jednak w stanie tego dokonać o własnych siłach. Potrzebna jest jej pomoc – aby uratować brata, musi nauczyć się grać na zaopatrzonych w specjalne struny skrzypcach i odegrać trzygodzinny utwór, który sprawi, że brat – nie jest wiadome, kim on jest w naszej rzeczywistości i gdzie go można znaleźć – odzyska pamięć i wróci razem z nią w rodzinne strony.
Alena podaje się za córkę Aspirina, owoc jednego z luźnych, przelotnych związków z czasów jego młodości. Aspirin nie jest w stanie tego wykluczyć, zwłaszcza, że na potwierdzenie słów Aleny znajdują się odpowiednie dokumenty. A bumaga, jak wiadomo, rzecz święta. Alena nie należy, delikatnie rzecz ujmując, do najłatwiejszych dzieci; sprawia wiele poważnych kłopotów natury wychowawczej. Potrafi zachowywać się jak w pełni dorosła osoba, by po chwili zmienić się w irytującą krnąbrnością nastolatkę. I ten pluszowy niedźwiadek… Czy naprawdę od czasu do czasu, wtedy, gdy Alenie grozi jakieś niebezpieczeństwo, zmienia się w prawdziwego niedźwiedzia – bezlitosnego zabójcę?
Z czasem pomiędzy dwójką tytułowych bohaterów zawiązuje się przedziwna więź – początkowo Aspirin chciałby pozbyć się ze swego życia namolnego przybysza, ale w żaden sposób nie udaje mu się owego zamiaru zrealizować; potem, gdy okazje do takiego pozbycia pojawiają się, mniej lub bardziej świadomie z nich rezygnuje. Gdy zaczyna Alenie pomagać, wiemy, że na odwrót z niebezpiecznej ścieżki jest za późno.
Dlaczego niebezpiecznej? Bo Alena, a raczej jej umiejętności stają się obiektem pożądania bardziej lub mniej oficjalnie działających organizacji. Dziewczynka otóż potrafi graną przez siebie muzyką wpływać na zachowania ludzi; ilu oddałoby wiele za to, by mieć ją po swojej stronie, ewentualnie za to, by nie miał jej po swojej stronie przeciwnik?
Powieść czyta się – jak większość dzieł Diaczenków – bardzo dobrze. Wartka akcja, wspaniale zarysowane postaci Aleny i Aspirina oraz wzajemnych stosunków między ową dwójką – widać, że problem wziął na warsztat fachowiec (Siergiej z wykształcenia jest psychiatrą). Diaczenkom znów udało się skonstruować instrument dający im możliwość zagrania na uczuciach czytelnika – w sposób, jaki tylko oni potrafią.
Skoro zatem jest tak dobrze, to dlaczego jest to tylko „dobrze”, a nie „bardzo dobrze”? Bo pozostał mi po lekturze Aleny... pewien niedosyt.
Co ów niedosyt wywołało? Śladowe tylko ilości fantastyki? Nie, to nie to – to jakoś nie jest mi przeszkodzić w czerpaniu przyjemności z lektury. A zatem może chodzi o to, że w kilku miejscach intryga wydała mi się cokolwiek naciągana? Może tak... A może chodzi o niezbyt udane zakończenie, sprawiające wrażenie, jakby autorzy nie do końca wiedzieli, dokąd tym razem zmierza ten tramwaj?
Ba, gdybym to ja wiedział...
Słowem – lektura najnowszej powieści Diaczenków jest w stanie zapewnić interesującą rozrywkę na kilka godzin, daleko jej jednak do poziomu Doliny sumienia, Warana czy wciąż czekającego na polskie wydanie Szrama.
3. Wpadł mi w ręce kolejny tom z serii corocznych antologii wydawanych przez AST – Fantastika 2006. O pomieszczonej w niej prozie, niestety, nie jestem w stanie napisać czegoś dobrego – zawodzą nawet teksty Kaganowa i Łukianienki. Nie mogę się jednak powstrzymać, by nie skreślić kilku słów o wstępie popełnionym przez Andrieja Szmalko, bardziej znanego jako Andriej Walentinow, a raczej o postawionej w nim dość frapującej tezie.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.