Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (44)

Paweł Laudański
1 2 »
Wciąż czekają na naszych wydawców najlepsze utwory Andrieja Łazarczuka – do tych nieodkrytych zaliczyć bez wątpienia należy cykl „Опоздавшые к лету” („Spóźnieni na lato”). Po kilku latach z dobrej strony przypomniał o sobie Siergiej Siniakin, inny Siergiej zaś – Łukjanienko – popełnił bodaj najgorszą powieść w swej dotychczasowej karierze.

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (44)

Wciąż czekają na naszych wydawców najlepsze utwory Andrieja Łazarczuka – do tych nieodkrytych zaliczyć bez wątpienia należy cykl „Опоздавшые к лету” („Spóźnieni na lato”). Po kilku latach z dobrej strony przypomniał o sobie Siergiej Siniakin, inny Siergiej zaś – Łukjanienko – popełnił bodaj najgorszą powieść w swej dotychczasowej karierze.
1.
Od dłuższego czasu do miana problemu urasta znalezienie w najnowszej fantastycznej produkcji rosyjskich wydawnictw jakiejś choć jako tako treściwej strawy duchowej. Zniechęcają do sięgnięcia po książkę okładkowe blurby (nie mam najmniejszej ochoty na n-tą wędrówkę po Moskwie pełnej demonów widzianych tylko przez nielicznych wybrańców, krwawą wyprawę do czarnobylskiej zony zaczerpniętej ze świata gry komputerowej czy kibicowanie byłemu radzieckiemu/rosyjskiemu specnazowcowi w demonstrowaniu reszcie świata, kto ma rację i kto najlepiej posługuje się wszelaką bronią, co z reguły na jedno wychodzi), zniechęca lektura recenzji w branżowych pismach i opinii znajdowanych w sieci. Zdaję sobie sprawę z faktu, że powyższe spostrzeżenie, nie pierwsze zresztą w ramach tego cyklu, brzmi trochę jak narzekania starego, za przeproszeniem, pierdoły, tkwiącego po same uszy w świetlanej przeszłości, ale chwilami tak się właśnie się czuję, próbując wygrzebać w masie chłamu zalewającego księgarskie półki u naszych wschodnich sąsiadów (niestety, także i u nas, co w szczególnie jaskrawy sposób widać ostatnio po najnowszych propozycjach przekładów publikowanych przez Fabrykę Słów) coś godnego uwagi. Czuję się jednak w obowiązku usprawiedliwić wydłużające się przerwy między kolejnymi odcinkami WzW; cóż, jak mawiał klasyk, z pustego i Salomon nie naleje.
W takich chwilach jedynym ratunkiem jest sięgnięcie do starszych rzeczy, zaliczanych częstokroć do klasyki gatunku. Tak było niedawno w przypadku Dymitra Bilenkina (choć nie była to jedyna przyczyna odświeżenia sobie prozy tego autora, ale o tym na razie sza!), tak było również w przypadku cyklu „Spóźnieni na lato” znanego już u nas z kilku przekładów (między innymi „Wszyscy zdolni do noszenia broni” czy „Sturmvogel”) Andrieja Łazarczuka.
„Spóźnionych…” tworzy siedem luźno powiązanych ze sobą opowieści: dwa opowiadania, trzy nowele i dwie powieści. To historia świata, dziwnie podobnego do naszego, jednakże z państwem, którego u nas zabrakło, choć co rusz w trakcie lektury czytelnik łapie się na myśli, że kraj powołany do istnienia przez Łazarczuka dziwnie przypomina a to ZSRR (przede wszystkim), a to hitlerowskie Niemcy; bez wątpienia panuje w nim – w zależności od etapu dziejów – mniej lub bardziej opresyjny totalitaryzm.
Mocnymi stronami cyklu są zarówno podejmowana przez autora tematyka (Łazarczuk opisuje świat zmierzający ku samozagładzie, przedstawiając – z reguły oczyma biernych obserwatorów – poszczególne epizody owej drogi ku unicestwieniu), jak i sposób przedstawienia historii stopniowej autodestrukcji rzeczywistości, czerpiący pełnymi garściami inspiracje z najlepszych dzieł braci Strugackich.
Serię otwiera opowiadanie „Колдун” („Czarownik”). Akcja tego nastrojowego tekstu osadzona jest gdzieś na głębokiej prowincji Imperium, toczącego wojnę z bliżej nieznanym wrogiem. Wojna jest hen, daleko, a o tym, że trwa, świadczą tylko sunące od czasu do czasu wysoko po niebie klucze bombowców dalekiego zasięgu oraz rosnące z miesiąca na miesiąc trudności z zaopatrzeniem w żywność. Głównego bohatera problemy te zdają się nie dotyczyć: dzięki prowadzonej działalności (jest młynarzem) spiżarnię zawsze ma pełną. A przy tym jego tajemniczy pracownik prowadzi ogród, w którym może wyrosnąć dosłownie wszystko. Wiele wskazuje na to, że przez ów ogród można przedostać się do innego świata, w którym o wojnie nie słyszano. Ten stan względnego spokoju nie może trwać wiecznie: dobrobyt młynarza nazbyt kole w oczy bliźnich, którzy pewnego dnia postanawiają złożyć w młynie niezapowiedzianą wizytę…
W drugiej części cyklu, powieści „Мост Ватерлоо” („Most Waterloo”), pozostajemy w świecie naszkicowanym w „Czarowniku”. Na odległy, leżący gdzieś na kresach Imperium płaskowyż trafia grupa filmowców. Mają na zlecenie ministerstwa propagandy nakręcić film dokumentujący niesamowite osiągnięcie geniuszu konstruktorskiego inżynierów imperatora oraz usiłujących wcielić je w życie dzielnych saperów.
Wspomniany płaskowyż podzielony jest w połowie między obie zwaśnione strony – granica biegnie po dnie szerokiego i głębokiego na kilometr kanionu. Ktoś wpadł na pomysł przerzucenia ze strony Imperium mostu, po którym ruszy zmasowane pancerne uderzenie na tyły wroga. Ot, taka tamtejsza odmiana blitzkriegu. Pomysł od samego początku nie należy do nazbyt realnych, na dodatek wkrótce po rozpoczęciu budowy okazuje się, że genialny konstruktor popełnił błąd w obliczeniach, nie uwzględnił w nich bowiem – bo jakże mógłby! – wzoru wyprowadzonego przez niesłusznego ideologicznie naukowca. Zrezygnować z budowy wcale jednak nie jest łatwo, sprawy zaszły już nazbyt daleko. Cała awantura trwa zatem dalej w najlepsze, przerywana nalotami wroga, próbami sabotażu, atakiem chemicznym, polowaniami na szpiegów prawdziwych i wyimaginowanych (przypominającymi jako żywo stalinowskie czystki z lat 30.), kaprysami niesprzyjającej pogody i postępującym szaleństwem tak dowództwa, jak i zwykłych żołnierzy.
A wszystko to jest filmowane. Film, najważniejsza ze sztuk, musi powstać: to dzięki niemu obywatele Imperium – łącznie z samym imperatorem – dowiedzą się, że most powstał i genialny manewr, miażdżący znienawidzonego wroga, rzeczywiście miał miejsce.
Co jest prawdą? Czy to, co stało się mimowolnym udziałem ekipy filmowej? Czy też jednak prawdziwa jest rzeczywistość nakręconego przez nią filmu?
Kolejną część, opowiadanie „Аттракцион Лавьери” („Atrakcja Lawieri”), uważam za najsłabszą część cyklu; nie oznacza to jednak, że to słaby tekst. Jego akcja toczy się już po wojnie, gdzieś na terenach okupowanych. Jedyną bodaj atrakcją pewnego prowincjonalnego miasteczka jest cyrk, a tak naprawdę – występujący w nim człowiek, obdarzony darem odczytywania emocji bliźnich. Człowiek ów wykorzystuje swój dar do unikania kul tych, którzy gotowi są do zapłacenia za możliwość bezkarnego zabicia kogoś ot tak, dla zabawy. Są jeszcze inni, którzy co prawda do strzelania się nie kwapią (albo najzwyczajniej w świecie nie stać ich na tę jakże wyrafinowaną rozrywkę), ale chętnie sobie na taką zabawę popatrzą. Wszystko toczy się normalnym torem, mija przedstawienie za przedstawieniem, aż do chwili, gdy o Larrym przypominają sobie jego dawni znajomi – znajomi, o których Larry chętnie by zapomniał. Gdy odmawia wzięcia udziału w pewnym ryzykownym przedsięwzięciu, byli koledzy postanawiają nie puścić mu tego płazem; wśród niedzielnych strzelców pojawia się zawodowiec…
I tak dotarliśmy do mikropowieści „Путь побежденных” („Droga zwyciężonych”). O wojnie pozostało już tylko wspomnienie – od jej zakończenia minęło dobrych kilkadziesiąt lat. Na pierwszy rzut oka życie w kraju toczy się normalnie, tylko od czasu do czasu spokój szarych obywateli zakłócają polowania na mutantów, czyli – najprawdopodobniej – obdarzone nadzwyczajnymi zdolnościami ofiary broni nuklearnej.
Do prowincjonalnego miasteczka przybywa pewien artysta, który ma wykonać pracę na zlecenie tamtejszego merostwa: ot, taka sobie mało satysfakcjonująca, ale nieźle płatna chałturka malarska. Robota nieskomplikowana, hotel o przyzwoitym standardzie i całkiem niedrogi, a mieszkańcy miasta – sympatyczni… Jednak to ostatnie to, niestety, tylko pozory. Przybyszowi ze stolicy przyjdzie zetknąć się z tajemnicą, której istotnymi elementami okazują się być położony nieopodal miasta szpital dla psychicznie chorych i sam przybysz.
Czy wspomniana podmiejska budowla faktycznie skrywa szpital? Czy przebywający w nim ludzie rzeczywiście wymagają pomocy ze względu na stan swych umysłów? I czy główny bohater faktycznie jest tym, za kogo się podaje?
To chyba najmocniejsza w wymowie z dotychczasowych części cyklu. Zarówno tematyką, jak i klimatem przypomina „Porę deszczów” braci Strugackich: i tu, i tam zaczynają pojawiać się Nowi Ludzie, mogący dzięki swym zdolnościom dać wiele nowego światu i zwykłym bliźnim. Bliźni ci jednak, zamiast twórczo wykorzystać owe zdolności z nadzieją na świetlaną przyszłość dla gatunku, uznają ich wyłącznie za potencjalne zagrożenie dla dotychczasowego porządku. Zagrożenie, przed którym należy się bronić – wszelkimi dostępnymi metodami i ze wszelkimi konsekwencjami zastosowania owych metod.
Na tym kończy się pierwszy tom cyklu. O pozostałych trzech jego częściach postaram się napisać w kolejnym WzW.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.