 |
to take a cement fix
standing cinema...
David Bowie "Andy Warhol"
 | Andy Warhol |
Emigrant ze Słowacji, "papież pop-artu", przez jednych wynoszony na ołtarze sztuki XX wieku, przez innych przeklinany jako ten, który do reszty skomercjalizował sztukę. Twórca, który zasłynął z tego, że swoje obrazy produkował maszynowo - jak portretowane przezeń butelki Coca-coli i puszki zupy Campbell. Wiele z jego "obrazów" - serigrafii (była to ulubiona technika Andy'ego, polegająca na wykonywaniu rysunku na płótnie naciągniętym już na ramę, zazwyczaj rysunek był dokładnym odwzorowaniem fotografii wykonywanych aparatem Polaroid do zdjęć błyskawicznych) przeszło do historii sztuki, a nawet stało się ikonami pop-kultury.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że Warhol był też reżyserem i producentem wielu filmów, z których kilka można było zobaczyć w ramach organizowanego przez "Zachętę" przeglądu towarzyszącego wystawie "Klasycy XX Wieku".
Przegląd
Tu dygresja. Od jakiegoś czasu szefowie "Zachęty" bardzo się starają przyciągnąć publiczność. Temu chyba służą ostatnie kontrowersyjne ekspozycje, kończące się interwencjami w stylu prawdziwych happeningów, że wspomnę akcję Daniela Olbrychskiego pod hasłem "Szabla Kmicica przeciw >>Nazistom<<", czy "Zdejmowanie meteorytu z papieża" w wykonaniu dwojga posłów na Sejm RP. Byłoby to uroczym dopełnieniem działalności wystawienniczej, gdyby nie bolesny fakt, że obydwie ekspozycje, będące przedmiotem wspomnianych interwencji zostały potem zamknięte.
Elementem wzbogacającym wystawy są również organizowane pokazy filmów związanych tematycznie z prezentowanymi twórcami. Uważam to za znakomity pomysł, tym bardziej, że przy okazji "Klasyków XX wieku" pokazano masę interesujących realizacji, które wykonali w swoim czasie autorzy dzieł prezentowanych na wystawie z osławionym "Psem andaluzyjskim" i "Złotym wiekiem" Luisa Bunuela i Salvadora Dalego.
Jest natomiast jedno "ale". Gdyby nie to, że któregoś dnia idąc do pracy, przeszedłem obok płotu, na którym wisiał plakat informujący o filmach w "Zachęcie", w ogóle bym się o nich nie dowiedział. W gazetach repertuar tego kina nie jest publikowany, a wzmianki o pokazach, jeżeli już się pojawiają, to na dalszych stronach.
Zanim opowiem o pokazie, na którym byłem z moim znajomym, warto parę słów wspomnieć o ruchu, który narodził się w Stanach, a który postawił sobie za cel przewrócenie kina współczesnego do góry nogami.
"Kino podziemne"
 | Blow job |
Zjawisko to, zwane "New American Cinema" - Nowe Kino Amerykańskie (nazwa pochodzi od powstałej w 1960 roku nowojorskiej grupy niezależnych reżyserów), albo "kinem podziemnym" - "underground cinema" swój "bohaterski czas" przeżyło w drugiej połowie lat 60-tych i na początku 70-tych. Korzenie ma jednak znacznie głębsze, bo sięgające przedwojennych Niemiec i Francji.
Zaraz po zakończeniu I Wojny Światowej, gdy zaczynała się złota era kina niemego, zainteresowali się filmem malarze, poeci, krótko mówiąc artyści do tej pory nie związani w żaden sposób z filmem. Dostrzegli w nim nowe medium, pasujące do ich radykalnie awangardowych wyobrażeń o sztuce. Trzeba bowiem pamiętać, że ci panowie (przeważnie) wywodzili się z najbardziej rewolucyjnych ugrupowań artystycznych jak dadaiści i kubiści, a później także surrealiści.
Filmy przez nich tworzone odrzucały wszystko, co do tamtej pory wymyślono w warsztacie X Muzy. Zamiast aktorów, grały w nich maszyny (np. "Balet mechaniczny" Fernanda Légera z 1923 roku), lub wręcz abstrakcyjne kompozycje kwadratów, spirali, linii ("Rytm 21" Hansa Richtera z 1921 r., "Anaemic Cinema" Marcela Duchampa z 1926 r.). Nie miały one żadnej sensownej akcji, aktorzy - jeżeli już występowali - pojawiali się w sytuacjach kompletnie absurdalnych, nierealnych ("Antrakt" Francisa Picabii i Rene Claira z 1924 r., wczesne filmy Bunuela i Dalego). Obrazy te miały być przełożeniem na język filmu idei zawartych w manifestach grup i twórców awangardowych. Czy im się to udało - trudno powiedzieć jednoznacznie. Dziś jednak można zauważyć, że wiele z chwytów przez nich wymyślonych i zastosowanych z powodzeniem wykorzystuje się w reklamie czy wideoklipach. Niektórzy ze wspomnianych reżyserów stali się później wielkimi twórcami kina światowego, jak choćby Luis Bunuel, Rene Clair, Jean Renoir (zresztą syn Augusta), czy Jean Cocteau, (poeta, dramaturg i homoseksualista, który przygodę z kinem zaczął w 1930 roku filmem "Krew poety" o mocno pokręconej akcji i podejrzanym dla stróżów moralności klimacie).
Kiedy wybuchła wojna, w Stanach znalazło się kilku z nich. Marcel Duchamp mieszkał w Nowym Jorku już wcześniej, do starej ojczyzny wrócił też Man Ray, podpora ruchu dadaistycznego i surrealistycznego we Francji i USA. Ważne jest jednak inne nazwisko - Hans Richter. Ten malarz i reżyser, współautor zuryskiego "Cabaret Voltaire" w którym narodził się dadaizm, skupił wokół siebie młodych twórców, z którymi zrealizował kilka filmów m.in. pokazywane również w kinie "Zachęty" "Dreams That Money Can Buy" z 1947 r., a jego twórczość z lat 20-tych (był bodaj pierwszym twórcą filmów abstrakcyjnych, opartych na grze świateł i nawiązujących do muzyki; niektórzy uważają je za pra-teledyski) miała ogromny wpływ na niektórych twórców z kręgu amerykańskiego "kina podziemnego".
W Europie awangarda filmowa "wygasła" w latach lat 30-tych. W tym samym okresie pierwsze tego typu dzieła pojawiły się w USA. Jednak za właściwą inaugurację awangardy amerykańskiej w kinie uznawany jest obraz z 1942 roku "Sidła popołudnia" ("Meshes Of The Afternoon", reż. Maya Deren).
Film ten widziałem bodaj w 1992 roku (kiedy jeszcze działało warszawskie kultowe kino "Tęcza") na pokazie przedwojennych filmów awangardowych. Niestety, już prawie nie pamiętam o co w tym filmie chodziło. W głowie została mi tylko powtarzająca się kilkakrotnie scena, w której na schodach leżał bochenek chleba z wbitym nożem, główna bohaterka (może była nią sama pani reżyser, ponoć utalentowana tancerka i poetka) - dość ładna brunetka, ubrana na czarno i do tego chodząca w spodniach, oraz dom, w którym mieszkała para bohaterów - wyglądający tak, jakby zaraz coś okropnego miało się w nim za chwilę wydarzyć. Czysta metafizyka.
Po Deren ujawniają się ze swoimi dziełami John Cassavetes (jeden z nielicznych, który zrobił potem karierę w "normalnym" przemyśle filmowym), Kenneth Anger (apologeta satanizmu i "miłości greckiej", mający wielu znajomych w kręgu muzyków rockowych), Gregory Markopulos i niezwykle interesująca postać - Jonas Mekas.
Ten ostatni to chyba jedyny obok Warhola reżyser z kręgu awangardy amerykańskiej, którego filmy można w Polsce zobaczyć. Trzeba bowiem wiedzieć, że większość z wymienionych twórców albo nie była w ogóle prezentowana u nas, a jeżeli już, to na pojedynczych, zamkniętych pokazach w DKF-ach, przy okazji wystaw, albo specjalnych przeglądów w kinach takich jak dawna "Tęcza" , czy obecne "Kino.Lab" w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Dotarcie do wielu filmów wspomnianych twórców było i jest niesłychanie trudne.
Wracając do Mekasa, ten reżyser, publicysta i teoretyk kina już w latach 60-tych otoczony był legendą. Pochodził z Litwy, plotki głosiły, że urodził się na wsi i był pastuszkiem, a w wywiadach dawał nieraz wyraz fascynacji naszym wieszczem Mickiewiczem. Jego najsłynniejszy film "Klatka" ("The Brig" z 1964, nagrodzony w tym samym roku na festiwalu w Wenecji) został określony jako "koncentrat sadyzmu". Opowiada on o jednym dniu z życia żołnierzy osadzonych w areszcie wojskowym na okręcie US Navy. Trwa on zaledwie godzinę i dobrze że tylko tyle, bo inaczej można byłoby ciężko zachorować na klaustrofobię, albo nabawić się nerwicy. Żeby było ciekawiej, film ten dostał nagrodę w kategorii dokumentu, jest on bowiem tylko rejestracją widowiska jednego z najsłynniejszych amerykańskich teatrów alternatywnych - The Living Theatre.
Mekas był też współtwórcą manifestów grupy New American Cinema, i założycielem związanej z nią Film Makers' Cooperative - pierwszej profesjonalnej firmy zajmującej się produkcją i rozpowszechnianiem awangardowych filmów w Stanach.
Andy Rejestrator
 | Sleep |
Nieżyjący już profesor łódzkiej "Filmówki" Jerzy Toeplitz w swej książce "Nowy film amerykański" podzielił "underground" filmowy w Stanach lat 60-tych na: kinoplastyków (inspirujących się sztukami plastycznymi i wykorzystujących doświadczenia niemieckiego i francuskiego filmu abstrakcyjnego z lat 20-tych), "poetów" (kręcących trudne w odbiorze filmy, pełne metafor i symboli) i "rejestratorów". Do tych ostatnich zaliczył Andy'ego Warhola.
Zapis rzeczywistości to podstawa filmu dokumentalnego, jednak to co z kamerą wyprawiał Andy, nie daje się w żaden sposób zakwalifikować. Nie jest to nawet "cinema vérite". Jego wczesne filmy to "stojąca woda", długotrwałe rejestracje przedmiotów, ludzi i sytuacji wykonane nieruchomą kamerą. Do legendy przeszedł "Sen" ("Sleep"), sześciogodzinny film przedstawiający śpiącego mężczyznę. Oscara za cierpliwość temu, kto zdołałby obejrzeć całość.
Warhol zaczął kręcić filmy w roku 1963. Używał kamery 16 mm, popularnej wśród ówczesnych awangardzistów. Przez mniej więcej rok robił wyłącznie obrazy nieme. Dźwięk pojawił się tak naprawdę dopiero od 1965 r. (pojedynczy "wyskok" dźwiękowy - etiudę "Harlot" wykonał jednak już w 1964 r.) , a kolor - rok później.
Filmy Warhola były pokazywane w "Zachęcie" na dwóch seansach. Na pierwszym zaprezentowano trzy nieme obrazy z 1963 roku: "Eat", "Empire" i "Blow Job", na drugim, również nieme: "Couch" z 1964, "Kiss" (ten drugi jako niespodziankę - w programie go nie było) z 1963 r. oraz, już dźwiękowy i w kolorze, "Lonesome Cowboys" z 1967 roku.
A teraz wyobraźcie sobie te dzieła. "Eat" trwa ponad trzy kwadranse i pokazuje faceta (jest nim jeden z amerykańskich przedstawicieli pop-artu, malarz Robert Indiana), który siedzi sobie w fotelu i wcina pieczarki, a po nim łazi sobie bury kiciuś. Nic ponadto.
 | Empire |
Jeszcze straszliwszym dziełem jest "Empire". W "Zachęcie" pokazano wersję skróconą, trwającą ok. 50 minut. Tyle trwa pokazywanie czubka najsłynniejszego drapacza chmur na świecie - nowojorskiego Empire State Buliding. Żeby było nudniej, wieżowiec sfilmowano w nocy. Nie widać nic prócz palących się świateł w pojedynczych pokojach i na iglicy. A oryginalna wersja tego filmu ponoć trwa aż 8 godzin!
Podczas seansu część osób nie wytrzymała takiej dawki statycznego obrazu i zwyczajnie opuściła kino. Inni udali się do toalety, niektórzy - jak ja i mój kumpel - postanowili zrobić sobie przerwę na papierosa i popatrzeć na co ładniejsze, bądź ciekawiej przyodziane panie reprezentujące różne odłamy subkultur młodzieżowych (acz przeważały quasi-hippiski i punkówy; było też kilka dam o prezencji studentek szkół artystycznych).
Na salę wróciliśmy po mniej więcej 10-15 minutach. Na ekranie dalej jarzył się Empire State Building. Wreszcie zniknął.
Trzeci obraz był już znacznie mocniejszy. "Blow job" - niezorientowanych odsyłam po tłumaczenie do "English-Polish Fucktionary". Trwał blisko pół godziny i pokazywał twarz młodego chłopaczka, który korzysta właśnie z wymienionej w tytule usługi. Twarz, nic więcej. Za to wszyscy widzowie (i my też!) mieli przedni ubaw. Już po minucie grymasów i, niestety bezgłośnych, jęków sala gruchnęła śmiechem. Potem jakieś panie zaczęły szeptać i chichotać. Co chwilę, przy bardziej ekspresyjnej minie bohatera filmu ktoś nie wytrzymywał i dawał upust swojej radości. Nawiasem mówiąc, podziwiać należy aktora, który zagrał w tym filmie. 30 minut - co za wytrzymałość. Tak zakończył się pierwszy zestaw filmów.
Tydzień później zaprezentowano kolejne filmy Warhola. "Couch" był filmem nakręconym prawdopodobnie w nowojorskim atelier Andy'ego - legendarnej "Fabryce" ("Factory"). Głównym bohaterem tego filmu jest tytułowa kanapa, przez którą przewijają się różne postacie. Tu także kamera stoi nieruchomo i obserwuje to co się dzieje w jej polu widzenia. I, choć film jest równie statyczny jak wcześniejsze, to dzieje się tu wiele.
Najpierw widzimy gołą panienkę, przeciągającą się prowokacyjnie na widok dobrze zbudowanego kolesia, który bezustannie zsiada i wsiada na stojący obok ogromny motocykl. Kolejna sekwencja przedstawia grupę jakichś brodatych i kudłatych indywiduów, ubranych niczym mnisi hinduscy. Z wyjaśnień sympatycznego pana, prowadzącego pokaz wynikało, że są to m.in. Allen Ginsberg, William Borroughs, Jack Kerouac. Niestety, operator źle ustawił ostrość, wobec czego obraz był mocno niewyraźny. Wyjaśnienia o bohaterach tej sekwencji przyjęliśmy więc "na słowo honoru". Potem widzimy parę młodzieńców leżących na rzeczonej kanapie i zabawiających się ze sobą jak gdyby nigdy nic. Widać było zresztą wiele, toteż niektóre osoby - szczególnie panie - uznały za stosowne opuścić kino, rzucając pod nosem (o ile dobrze usłyszałem) parę komentarzy, które dawały się streścić słowami recenzenta szacownego "Time'a" sprzed 35 lat - "brudne, sprośne i plugawe".
Ta gejowska parka stanowiła tło dla kilku scenek. W pierwszej z nich jeden z mieszkańców "Fabryki", poeta Taylor Mead skacze, wywija koziołki i tłucze zapamiętale fragmenty lusterka. Widać, że jest naćpany do granic wytrzymałości. W innej scenie jakaś dziewczyna pali papierosa. Potem pojawiają się "dziewczyny z >>Fabryki<<" - Candy Darling, Ultra Violet, Viva i parę innych, zajadające się bananami.
 | Trash |
Seks w filmach Warhola jest zresztą na porządku dziennym. Ale jest pokazany w sposób cokolwiek dziwny. Jakby wyprany z tej całej erotycznej otoczki, która normalnie funkcjonuje w kinie, nawet pornograficznym. W dwóch innych filmach, które Warhol wyprodukował (są one wykazywane w każdej filmografii Andy'ego, ale on sam tych filmów nie reżyserował; w zastępstwie zrobił je inny stały lokator "Fabryki" - Paul Morrisey, zresztą ściśle według wskazówek mistrza) - "Flesh" ("Ciało") z 1969 roku i "Trash" ("Śmieci") z 1970 co jakiś czas pojawiają się sceny "rozbierane". W obrazie "Ciało" pretekstem do tego jest fabuła - przygody Joe'go, nowojorskiej męskiej prostytutki.
Wspomniane dwa filmy należą już do późniejszego okresu w twórczości Andy'ego - dźwiękowego i "kolorowego". Są też bardziej tradycyjne w formie. Pojawia się w nich anegdota, aktorzy nie grają siebie, lecz konkretne postaci. "Lonesome Cowboys" - "Samotni kowboje", drugi film pokazany na tym seansie stanowi w twórczości Warhola zwrot ku bardziej "normalnemu" kinu. Niestety, nieudany.
Film ten trwał ponad dwie godziny. Zgodnie z tytułem, opowiada o kowbojach - homoseksualistach, którzy jeżdżą na koniach, biją się, uprawiają seks i mówią. Mógłby być nawet interesującą próbą parodii westernu, gdyby nie to, że jest koszmarnie nudny, źle sfilmowany i zmontowany, a dialogi są wręcz tragiczne. Nieudolność realizacji w pewnym sensie jest uzasadniona tym, że chyba połowa ekipy i aktorów chodziła cały czas półprzytomna od prochów. Pierwsza scena, w której idzie dwóch głównych bohaterów filmu i gadają cały czas bez sensu, ilustruje to znakomicie.
To kolejny film Warhola, podczas którego wyszliśmy z kolegą na szluga. I zaprawdę powiadam wam - niewiele straciliśmy.
A propos narkotyków. Wspomniany wcześniej film "Śmieci" jest chyba pierwszym filmem, pokazującym negatywne skutki narkomanii. Grany przez jednego z ulubionych aktorów Andy'ego - Joe'go Dallesandro - bohater jest autentycznym tytułowym "śmieciem", gotowym zrobić wszystko dla działki heroiny. To okrutnie realistyczne studium dna można byłoby z powodzeniem pokazywać w szkołach. Z komentarzem - patrzcie, ten film zrobił facet, który był najbardziej czadowym artystą XX wieku, sam brał i żył z ludźmi, którzy brali. I lubił rock'n 'rolla.
Seans zakończył się "dodatkiem specjalnym" - filmem "Kiss" z 1963 roku. Był to drugi z kolei film Warhola. Składa się z kilkudziesięciu sekwencji pokazujących całujące się pary. I to zarówno mieszane, jak i jednopłciowe. Czasami dawało to zabawny efekt, gdy widać było czulących się dwóch panów, z których jeden miał prezencję romantycznego poety, a drugi - potężnego marynarza US Navy.
Tego obrazu już nie zdzierżyliśmy. Po około 20 minutach któryś z nas rzucił hasło "idziemy". I wyszliśmy z kina.
Wrażenia
Andy Warhol zawsze mawiał: "Jeśli chcecie wiedzieć wszystko o mnie, popatrzcie na powierzchnię moich obrazów, filmów i moją własną - oto gdzie jestem. Pod spodem nie ma nic." I tym różni się od wielu napuszonych albo nawiedzonych teoretyków i artystów, którzy - za przeproszeniem - do wystawionych wyprutych flaków gotowi dorabiać wielkie idee i pisać sążniste traktaty. Andy był przynajmniej szczery i nie musiał się kryć za żadną teorią. Mówił wprost: "Światło jest złe, kamera - zła (...) ale ludzie są piękni". Co do techniki - miał niewątpliwie rację. Co do piękna - długo by można o tym dyskutować.
Ale, przynajmniej dla mnie, jest jednak coś intrygującego w tych wielominutowych, stojących kadrach wczesnych filmów Warhola. On był pierwszym, który wymyślił taki sposób robienia kina. Nie wymagający wielkich pieniędzy. Ot, wystarczy tylko kamera, zapas taśmy i widok z okna, albo mieszkania. No i powtórzył - nie słowem, ale czynem - hasło dadaistów: każdy może być artystą, wszystkie chwyty są dozwolone. To samo na gruncie muzyki zrobił nieco wcześniej John Cage, a później muzycy z grup punkowych. Ale swoją postawą Warhol wskazał też inną, ważną kwestię - jak się robi rzeczy o złej jakości, to trzeba się do tego przyznać, a nie dorabiać do nich zbędną i w gruncie rzeczy fałszywą ideologię.
Filmografia Andy'ego Warhola:
1963
Tarzan and Jane Regained... Sort of
Kiss
Sleep
Andy Warhol Films Jack Smith Filming "Normal Love"
Haircut
Dance Movie
Eat
Salome and Delilah
1964
Batman
Empire State Building (znany też pt.: "Empire")
The End of Dawn
Henry Geldzahler
Couch
Shoulder
Harlot
Mario Banana
The 13 Most Beautiful Women
Soap Opera (znany też pt.: "The Lester Persky Story")
Taylor Mead's Ass
Blow Job
The 13 Most Beautiful Boys
50 Fantastics and 50 Personalities
1965
Ivy and John
Suicide
Screen Tests No. 1 and 2
The Life of Juanita Castro
Drunk
Horse
Poor Little Rich Girl
Vinyl
Bitch
Restaurant
Kitchen
Prison
Face
Afternoon
Beauty No. 2
Space
My Hustler
Camp
Paul Swan
Hedy (znany też pod następującymi tytułami:
"The Most Beautiful Woman In The Wrold",
"Shoplifter",
"The 14 Year Old Girl")
Lana Turner (znany też pt. "More Milk, Evette")
Outer and Inner Space
Closet
1966
Lupe
The Velvet Underground And Nico - A Symphony of Sound
Bufferin - Gerard Malanga Reads Poetry
Eating Too Fast (znany też pt. "Blow Job No. 2")
The Chelsea Girls
**** ("Four Stars", znany też pt.: "Imitation of Christ")
 | Lonesome Cowboys |
1967
The Lovers of Ondine
I, a Man
Bike Boy
Nude Restaurant
Lonesome Cowboys
1968
Fuck (znany też pt. "Blue Movie")
Flesh**
Surfing Movie*
1970
Trash**
1971
Woman in Revolt*
1972
Heat*
L'Amour*
1974
Andy Warhol's Dracula*
Andy Warhol's Frankenstein*
1976
Andy Warhol's Bad*
*) Współtwórcą filmu był Paul Morrisey.
**) Film w oryginale kolorowy. Polska Filmoteka Narodowa dysponuje jedynie czarno-białą kopią.
Przy opracowywaniu niniejszego tekstu i filmografii wspomagałem się następującymi pozycjami:
Stanisław Błaszczyna Andy Warhol, czyli nicość uosobiona, Magazyn Filmowy "Powiększenie", nr 3/1988
Bożena Jabłońska Związki francuskiej awangardy filmowej z awangardą plastyczną w: Z dziejów awangardy filmowej, Katowice 1976
Kazimierz Nowacki Awangardowe kierunki w filmie niemieckim lat 20-tych w: Z dziejów awangardy filmowej, Katowice 1976
Jerzy Toeplitz Nowy film amerykański, Warszawa 1973,
Jerzy Zawistowski Surrealizm i sztuka filmowa w: Z dziejów awangardy filmowej, Katowice 1976
|
|
 |
|