Magazyn ESENSJA nr 1 (IV)
luty 2001





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Esensja
  Jacek Dukaj "Aguerre w świcie"

        Pierwsze rozdziały znakomitego opowiadania "Aguerre w świcie" Jacka Dukaja (wywiad z autorem oraz inny utwór "Ruch Generała" prezentowaliśmy w poprzednich numerach) inicjują nowy dział w magazynie Esensja, gdzie prezentować będziemy wspólnie z wydawcami fragmenty dostępnych w księgarniach pozycji. Będą to zarówno zbiory utworów, jak ma to miejsce w przypadku "Wizji Alternatywnych 3", ale także powieści. Liczymy na to, że stosowny fragment utworu, będący dobrym przeglądem całości, pozwoli Państwu ocenić walory pozycji i pomoże podjąć decyzję co do ewentualnego zakupu.
Okładka książki
WIZJE ALTERNATYWNE 3 to kolejna antologia polskich opowiadań fantastycznych, nigdzie dotąd nie opublikowanych. Składają się nań teksty: Jacka Dukaja (grubsze opowiadanie), Wojciecha Szydy (mikropowieść), Marka Oramusa, Jerzego Grundkowskiego, Krzysztofa Kochańskiego, Eugeniusza Dębskiego, Jacka Inglota i Mirosława Jabłońskiego.
Do nabycia w dobrych księgarniach lub bezpośrednio u wydawcy: apk-solaris@poczta.wp.pl oraz www.solaris.net.pl
1. MORD W AGUERRE

     Quinceyowiec klęka, przyciskając twarz do podłogi; prawe oko ginie w dywanie, spogląda na zwłoki lewym. Wielki zegar z żelaza, mahoniu i kryształu wybija w kącie pokoju dwudziestą siódmą. Lady Amiel na odgłos pierwszego uderzenia kryształowego serca upuszcza kielich z fioletowym spieré; zaraz jednak wino i odłamki szkła unoszą się z podłogi i wracają do nieposłusznej dłoni: to wchodzi Scilla. Błyskawicznie robi się też ciemniej. Albedo skóry xenotyka nie przekracza procenta. Scilla jest w białej koszuli i białych spodniach; boso. Nie ma włosów. Czarne stopy toną w dywanie. Spogląda na plecy quinceyowca i klęczącemu plączą się myśli; podnosi się i mówi:
     - Piękne.
     - Proszę?
     - Mord.
     Lady Amiel odstawia zawrócony z czasu kielich i nalewa sobie do nowego. Wygląda przez okno, by nie patrzeć na ciało męża. Za miastem, na północnym horyzoncie, pod pierścieniem, trzeszczą poziome, czerwone błyskawice.
     - Mijamy Śmierć Tataux - mamrocze w przestrzeń.
     Karmin kilometrowych piorunów odbija się w jej źrenicach krwawymi niteczkami. Zamyka oczy. Oddycha, oddycha, oddycha. Boże. Co ja teraz zrobię. W Iluzjonie już się pewnie gotuje. Gabriel, niech cię szlag, na co ci był ten de Quincey. Kręci jej się w głowie, opiera się o barek. Kreist, jaka pustka. Mięśnie brzucha drżą w nie kończących się skurczach.
     Nagle bardzo ciężka, musi się teraz opierać obiema rękami, odstawia więc kielich.
     To wszedł Aguerre.
     - Gritz.
     - Gritz, frei.
     Podchodzi do niej.
     - Meigaud, Carla, naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Nie miałem pojęcia. Ogłoszę vendettę.
     - Nie trzeba.
     - Chcę. Jiis. - Obejmuje ją, ściska za ramię. - Nie rozumiem.
     Lady Amiel czuje, jak zapada się w ciało xenotyka. Stampa Primusa OHX zaburza gradienty grawitacji. Wdowa uwalnia się, z wysiłkiem unosi głowę i spogląda w twarz Aguerre. Maska współczucia. Z podocznych wybroczyn przebija ohydny fiolet gleju. Wolałaby już Aguerre tak jednolicie czarnego, jak Scilla, przynajmniej nie byłoby widać t e g o. Oni czasami pocą się glejem i maź pozostaje na przedmiotach i osobach, które dotykali.
     Aguerre kręci głową.
     - Cokolwiek. Tylko powiedz.
     Lady Amiel chyba nawet nie słyszy. Wykonuje błędny ruch dłonią.
     - Muszę usiąść - mamrocze.
     Wbiega krzesło. Aguerre wyciąga rękę i mebel wpada mu w nią, zakręcając w locie.
     - Proszę.
     Kobieta siada.
     Okno otwiera się na oścież; zimne powietrze nieziemskiej nocy wpada do środka, wprawiając w drżenie płomienie świec, mierzwiąc białe włosy wdowy, szeleszcząc papierami na regale. Porusza się także rękaw szaty lorda Amiel.
     Scilla obchodzi jego zwłoki, bezgłośnie. Tam, gdzie spogląda, momentalnie robi się jaśniej; gdy wpatruje się dłużej w poderżnięte gardło mężczyzny na fotelu, rana rozjarza się do białości, wręcz kaleczącej oczy.
     Quinceyowiec stoi w bezruchu. Patrzy; ucztuje. Na wysokości jego łokcia obraca się w powietrzu korona kurzu, spleciona w małym residuum oktomorficznym. Quinceyowiec czyni w zamyśleniu pół kroku w bok i syczy z bólu, gdy ręka trafia w mikrowęzeł 4D.
     - Znam go? - pyta wdowa przez ramię, ocucona odgłosem cierpienia.
     - Aguerre - głowa w Iluzjonie - odpowiada:
     - Chyba nie. Pokazać?
     - Dziękuję. Nie trzeba.
     - Ucieka.
     - Tak.
     Aguerre ogląda się na Scillę. Scilla Miaso OHX, numer 16 według sierpniowych notowań Łużnego, 356.7 oct., dwadzieścia dwa lata bezsenności; pies Aguerre. W takich sytuacjach słowa między nimi nie są potrzebne, ani w Glinie, ani w GRI. Pół spojrzenia, drżenie stampy, żyła gleju, to wystarcza. Scilla kiwa głową, zakręca na pięcie, mija zgarbioną lady Amiel i wyskakuje przez okno z siedemdziesiątego piętra. Noc połyka czarno-białą postać bezdźwięcznie.
     Aguerre masuje ramiona wdowy. W końcu coś się w niej przełamuje pod jego dotykiem i kobieta wydaje z siebie pierwszy krzyk rozpaczy; na razie jeszcze bardziej szept, westchnienie - ale tak uwalnia się dusza.
     Aguerre podnosi wzrok na quinceyowca. Spojrzenie xenotyka czują nawet nieprzytomni; teraz quinceyowiec wzdryga się pod nim, ogląda nerwowo i wychodzi.
     Minuta ciszy. Zwłoki stygną. Nocny wiatr. Kobieta w rozpaczy. Zapach gleju.
     Aguerre czyta w iluzyjnej bibliotece konstytucję zabitego. Konstytucja w punkcie piątym cytuje pełny tekst Deklaracji Londyńskiej, włącznie z ortodoksyjną Zasadą Arté. Aguerre pyta bibliotekarza o indeks i ten wskazuje mu przypisy. Egzekucja Zasady wymaga ustalenia estetycznego statusu zabójstwa. Ponieważ Zasada zgadza się co do smutnego faktu, iż obiektywne piękno, choć istnieje, nie może zostać orzeczone po tej stronie śmierci - przybędzie tu dwunastu quinceyowców i oni wydadzą sąd. Informacja już pomknęła glejowodami, autotestament Gabriela się wykonuje.
     Czyli morderca może jednak jeszcze podpaść pod lokalną jurysdykcję.
     Aguerre, masując kark i barki wdowy, otwiera drzwi do Scilli i wchodzi przez Stróża do jego głowy.
     - Złap mi tego artystę - myśli mu.
     W Glinie, dwa pokoje dalej, nadal trwa bal z okazji piątej rocznicy zakupu planety, płynie muzyka i soczysty śmiech, ludzi oraz xenotyków.

2. PIES I KAMELEON

     Scilla Miaso wyskakuje przez okno, nogawki i bufoniaste rękawy furkoczą w chłodnym powietrzu, biel rozedrgana ponad sprawność ludzkiego oka, gdy tak spada w morderczym pędzie, siedemdziesiąte, sześćdziesiąte, pięćdziesiąte piętro, błyskawicznie ciemnieją i jaśnieją mijane w locie gargulce, płaskorzeźby, wielokolorowe okna, płaszczyzny lśniącego żywokrystu zazębiające się na ścianie Aguerre Tower w Penrose'owe mozaiki.
     W okolicy czterdziestej kondygnacji xenotyk zaciska przestrzeń nad głową, szybko przesuwając punkt zapaści wzwyż i wzmacniając węzeł, aż studnia grawitacyjna zakleszczona zostaje dwieście metrów ponad ziemią, w środku ulicznego kanionu między Aguerre Tower a Zamkiem Zakonu. Z początku studnia musi być głęboka, by wyhamować upadek Scilli: zanim Miaso się zatrzymuje, a potem wznosi do lokalnego pseudo-Lagrange'a (osiemdziesiąte drugie piętro) - od Wieży i Zamku odpada kilka słabszych fragmentów zewnętrznych dekoracji, z narożnego tarasu Zamku wyrwane zostają też cztery wielkie sztandary OHX, gigantyczne płachty złego fioletu z nakreślonymi na każdej z nich trzema srebrnymi literami - spadają w węzeł, oplatają się wokół niego, długie drzewca wystają z kłębowiska pod dzikimi kątami, jedno się łamie... Kolczaste fioletowe słońce nad głową xenotyka.
     Scilla, zawieszony w punkcie nieważkości, przygląda się Aguerre City; astygmatycznie, bo zarazem w Glinie i w Iluzjonie. W Glinie miasto błyszczy blaskiem podwójnie odbitym - jest noc (zawsze jest noc), słońce pod horyzontem, lecz złotoniebieski pierścień planety dostarcza wystarczająco dużo światła, by żywokrystna metropolia jaśniała na tle starego, wulkanicznego płaskowyżu, niczym diament na żużlu. Diament jest sześcioboczny, przy czym fasety przednia i tylna (należy bowiem orientować go na płaszczyźnie) są nieproporcjonalnie wydłużone przez identyczne odbicia transferowanej dzielnicy. Aktualnie transferuje się Dystrykt Handlowy, rosną przed miastem szpiczaste Trojaczki Goose'a, jeszcze nie upadłe po przeciwnej jego stronie; a już lśnią kryształowym żywokrystem w awangardzie Aguerre City, przez Dzielnicą Kabalistów. Ponieważ centrum oraz osie miasta nieustannie się przesuwają - i to w różnych kierunkach, jako że zmienny jest kierunek przemieszczenia się metropolii - wzór jej ulic z konieczności posiada strukturę fraktalową, zawsze z paroma ogniskami, do których dojdziesz z każdego punktu, stosując się do jednego i tego samego algorytmu wędrówki. Ognisko, najbliższe geometrycznemu środkowi Miasta Chaosu, zwą Wielkim Atraktorem. Aguerre Tower i Zamek OHX zostały przekopiowane ponad dwa tygodnie temu i Scilla, wisząc tak między nimi i patrząc ku frontowi metropolii, ma przed sobą cztery atraktory, osiemdziesiąt procent Aguerre City, a dalej - czarną równinę pociętą płytkimi wąwozami, wschód pierścienia, ogromną kopułę gwiazd, nawet po stronie dnia nigdy do końca nie blaknących.
     W Aguerre mieszka zaledwie czterysta tysięcy ludzi; zważywszy na porę, nie należałoby się spodziewać wielkiego ruchu, lecz jako że trwa święto - dachy i tarasy, powietrzne kawiarnie i dancingi są zapełnione. Pogrążone w niemal pełnym mroku chodniki naziemne służą wyłącznie bezludnemu transportowi automatycznemu, w tym nieustającej żywokrystnej perystaltyce wędrownego miasta, a że zgodnie z zarządzeniem burmistrza zabroniony jest ponad AC transport powietrzny - wróciła tu do łask zapomniana sztuka spaceru; Aguerre City jest wystarczająco małe. Od swych narodzin poddane konwencji architektury trójwymiarowej - gdzie żaden z kierunków nie jest dyskryminowany z uwagi na wektor grawitacji i niedoskonałość technologii materiałowych - miasto wykształciło tradycję podróży po ścieżkach łączących dowolne dwa punkty znajdujące się pod jego dyfuzyjną półsferą powietrzną. Węższe i szersze ścieżki z najszybszego, czarnego, wysokoenergetycznego żywokrystu rosną pomiędzy budynkami ze średnią prędkością 3 km/h; jeszcze szybciej kruszą się potem do piezoelektrycznej sadzy. Fazę aktywności miasta można osądzić po jednym rzucie oka: jak gęsta jest sieć dróg powietrznych. Dłuższe spojrzenie pozwala na precyzyjniejszą ocenę: punkty zagęszczeń, zbiegów opadających i wznoszących się alejek, wskazują - niczym w strukturze zmarzliny, w schemacie polimeru - centra krystalizacji, miejsca, gdzie najmocniej bije puls miasta. Teraz nie ma wątpliwości, iż uwaga metropolii skupia się na Aguerre Tower: żywokrystny ziggurat otacza ciasna rozgwiazda czarnych wstęg, niektóre jeszcze rosną, niektóre już się rozpadają, i to przeważnie poczynając od końców odleglejszych od wieży - to znak, iż wciąż więcej gości przybywa, niż opuszcza komnaty planetodzierżcy. Sieć owa jest w tej okolicy tak gęsta, że należy uznać za cud, iż nagłe wybicie przez Miaso grawitacyjnej dziury nie naruszyło konstrukcji żadnej z alejek. Jedną ma pod sobą, jedną po lewej, jedną na poziomie fioletowego słońca - ta prowadzi od Strażnicy, najwyższego budynku miasta, opadając ku balkonowi sześćdziesiątego drugiego piętra Aguerre Tower (jeszcze doń nie dorosła). Mężczyzna w białym garniturze i kobieta w granatowej sukni z odsłoniętymi piersiami przystanęli na niej, oparli się o poręcz, spoglądają na Scillę; kobieta unosi ku niemu w niemym toaście asymetryczny kielich-konchę. Miaso ich ignoruje - jest już w Iluzjonie.
     W Iluzjonie/Open/Aguerre00 panuje tłok czterokrotnie większy. Na obchody rocznicy przybyło ponad milion gości, głównie z Ziemi, lecz także nieproporcjonalnie wiele z kolonii. Zaproszeni są bowiem w większości (w ten czy inny sposób) powiązani z ICEO lub wręcz z OHX. Teraz tłoczą się na widokowych instalacjach miasta, kaskadowych tarasach, żywokrystnych dróżkach powietrznych, glinnych i iluzyjnych. Dla gości iluzyjnych lewitujący xenotyk stanowi większą atrakcję: troje stojących na alejce za parą w wieczorowych strojach wskazuje Scillę palcami, kobieta z kielichem tłumaczy im coś przez ramię. Miaso nie zwraca na to uwagi, jest już w Iluzjonie/Open/Aguerre00/Personal/Track07. Ściągnięte przez Stróża nagranie sprzed kilkunastu minut nakłada się na obraz czasu rzeczywistego. Morderca wyskakuje przez okno z Aguerre Tower - ale nie jest xenotykiem i sztuka Rzeźby czasoprzestrzeni jest mu obca, więc i jego strategia inna: wyskoczył, obrócił się w locie, przywarł do ściany, wisi na palcach. Miaso przygląda mu się z uwagą. Mężczyzna jest wysoki, szczupły, ma długie ręce i długie nogi, czarne włosy splecione w warkocz; twarzy nie widać, przyciśnięta do muru. Jasnoszary garnitur marszczy się i zwija - na kolanach, na ramionach, w pasie. Morderca szybko strąca ze stóp skórzane mokasyny - lecą w przepaść. Nogi wyszukują punkty podparcia. Nie ma skarpet i teraz widać, co się dzieje z jego palcami: wydłużają się, wykrzywiają, grubieją. Scilla mierzy tempo metamorfozy: rząd sekund. Tak brutalna RNAdycja wymaga gęstej sieci nanowodów energochłonnych na poziomie komórkowym, potężnych zapasów szybkich analogów ATP... Zabójca musi być ciężko znanocyborgizowany.
     Budzi się w Scilli nagłe pragnienie: złapię tego artystę dla Aguerre.
     - To Kameleon - odpowiada swemu suwerenowi.
     Kameleon, metamorficzny asasyn, zakończył już optymalizację fenotypu (genotyp optymalizuje błyskawicznie) i teraz schodzi po elewacji wieży w tempie kondygnacji na sekundę. Miaso przesuwa sobie spektrum odbieranych fal elektromagnetycznych w lewo: widzi pozostawianą przez Kameleona smugę ciepłego powietrza, gorączkę jego ciała. Temperatura organizmu asasyna utrzymuje się tuż pod progiem denaturacji białka.
     Na pięćdziesiątym drugim piętrze Kameleon skręca ku balkonowi, odwraca się i skacze w przepaść - znajdowała się tam żywokrystna ścieżka, której teraz już nie ma. Miaso wywołuje ją w Iluzjonie. Kameleon biegnie po niej stałym rytmem niezmordowanego sprintera, na ciągłym długu tlenowym, w biegu od nowa się RNAdytując, błękitny termowarkocz za nim.
     Oczywiście, gdyby Scilla chciał prześledzić poczynania mordercy lorda Amiel w skali czasowej 1:1, nigdy by go nie dopadł - zawsze o ten kwadrans w tyle. Toteż przyspiesza projekcję do 1:4, 1:10, 1:20. Dojdzie go w minutę. Miaso odpala NavigatoraXG i rozpoczyna się pościg - Pies i Kameleon w Mieście Chaosu, pod zimnymi gwiazdami.
     Raz, dwa, trzy; co krok, to nowa rzeźba czasoprzestrzeni. To już są szybkości i precyzje niedosiężne dla nagich umysłów, nawet jeśli xenogenetycznych; milisekundy, milimetry, ugięcia pola grawitacyjnego co do 0.00001 g - a i tak niechlujne i pospieszne w porównaniu z Rzeźbą wielkoskalową, chlebem codziennym bezsennych. Tutaj to zaiste spacerek. Raz, dwa, trzy; co krok, to kilkadziesiąt metrów, po wysokich łukach, między plątaniną czarnych ścieżek, przez zawieszony w nocnym powietrzu tłum, glinny i iluzyjny, przez światła, muzykę i śmiech, w furkocie białej tkaniny, w obłoku cienia, zawsze spadając, zawsze "w dół", ku kolejnemu węzłowi, też zaraz się rozwiązującemu - i tak od studni do studni, czarny Pies w siedmiomilowych butach. A gdzie spojrzy, tam ogień, a gdzie przejdzie - po niewidzialnych mostach nocy, setkę metrów nad ziemią - tam nagle wszystko nieważkie: mijani zbyt blisko glinni goście łapią się poręczy, kolorowe trunki uciekają z poruszonych przez nich naczyń, ich ubiory marszczą się w przeciwnych zamierzonym kierunkach. Raz, dwa, trzy; za duchem Kamelona przez kolorowe Aguerre City. Dopada go na placu Wielkiego Atraktora.
     I bynajmniej żadnych tu bojów, żadnych zmagań efektownych, pompatycznego mano a mano. Kameleon jest w stanie wyRNAdytować sobie gruczoły produkujące najzłośliwsze zarazy, jady ultratoksyczne, nie musi dotknąć, by zabić; lecz Scilla to przecież xenotyk, glej w jego żyłach, glej w jego genach: by zabić, nie musi nawet znajdować się na tej samej planecie.
     Odpala ze wszczepki jedną z wersji Cage'a, szybkie makro NavigatoraXG. Kamelon przecina właśnie rondo, przeskakuje powolne gąsienice transportowego żywokrystu - i po kolejnym skoku po prostu zawisa w powietrzu. NavigatorXG odpowiednio zmniejsza moc zafiksowanego przez Cage'a węzła, który zniwelował pęd mężczyzny, i teraz znajduje się on w punkcie zerowego bilansu grawitacyjnego, subtelna Rzeźba dookolna więzi go w ciasnym bąblu nieważkości. Z tej klatki nie ma ucieczki: nawet nagły odrzut go nie uratuje, NavigatorXG natychmiast zoptymalizuje Rzeźbę, wszelki ruch będzie ruchem pozornym.
     Miaso opuszcza Iluzjon i spada na bezludny Wielki Atraktor Gliny. Zatrzymuje się kilkanaście metrów od Kameleona, trochę wyżej od pochwyconego. Asasyn obrócił się w powietrzu, spogląda na czarnoskórego xenotyka wielkimi oczyma barwy miodu. On na Scillę, a Scilla patrzy na Kameleona - powoli rośnie dookoła zabójcy aureola złotego blasku. Kameleon dyszy głośno przez wpółotwarte usta, gęsta ślina ścieka mu na brodę. Nie opuszcza wzroku. Wydawałoby się, że powinni sobie coś teraz powiedzieć, wytłumaczyć, zapytać, przekląć; ale żaden nie mówi nic.
     Scilla przechyla głowę. Klatka zaczyna się wznosić. Zabójca podciąga kolana pod brodę, kuli się do pozycji fetalnej. Miaso przeczuwa jakąś potężną RNAdycję, lecz nie jest w stanie jej zapobiec - więc tylko gotuje makro sejfu atmosferycznego, ClosedCircuit.
     Szybują w ciszy.
     Pół minuty później, gdy zbliżają się ponad AC do Zamku, Kameleon płonie już w podczerwieni błękitną żagwią. Gdy zaś lądują na górnym tarasie, ów sekretny nowotwór dociera do jego skóry i martwy asasyn na oczach Scilli Miaso rozpada się, rozpływa w kupę gorącego djenajowego błota.


ciąg dalszy na następnej stronie
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

14
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.