Książkę "Luis Barnavelt i zegar czarnoksiężnika" (autor: John Bellairs) można rozpatrywać i analizować na co najmniej dwa sposoby: jako pozycję samodzielną lub przez pryzmat przygód Harry'ego Pottera. Skąd to porównanie? Jest naturalne z kilku powodów, z których pierwsze rzucają się w oczy już przy zetknięciu z okładką: z przodu biały napis na czerwonym tle głosi "Dla fanów HARRY'EGO POTTERA", z tyłu "Tu znajdziesz przygody przypominające te, które spotkały Harry'ego Pottera... i podobnego bohatera..."; "Magiczny świat Johna Bellairsa musiał zafascynować w dzieciństwie Joannę Rowling" - głosi umieszczony na pierwszej stronie slogan reklamowy Amazon.com.
Tak więc bez szans na samodzielną interpretację. Czytelnik od razu wie, z czym ma do czynienia: młody, osierocony chłopak, magia i normalny świat dookoła. Jednak wraz z pierwszymi akapitami powieści (a dokładniej: pierwszego tomu opowieści) rzucają się w oczy różnice: Harry przyszedł na świat w magicznej rodzinie, wychowywany jest jednak w rodzinie "mugoli"; Luis - dokładnie na odwrót...
Wydatniejszą różnicę widać po przeczytaniu całości: choć akcja jest równie mroczna, Joanne Rowling potrafiła ją ubarwnić, rozwinąć, rozszerzyć, nadać rozmach - zrobić z niej fascynującą Powieść. John Bellairs tymczasem (choć raczej nie tymczasem, a wiele, wiele wcześniej: książka powstała w 1973 roku) całą fabułę streścił w dość cienkiej (160 stron) książeczce. Na plus tej pozycji trzeba jednak zaliczyć coś, czego u Harry'ego nie ma, a bez czego trudno mi sobie wyobrazić książkę dla dzieci: duże, rysowane ciekawą kreską ilustracje.
Przygody Luisa wydaje Amber: kolorowa, ładna ilustracja na okładce przykuwa wzrok, ale z treścią ma niewiele wspólnego. Dość duże litery - takie, jak u wydawanego przez Media Rodzina Harry'ego, ładny papier i niewysoka cena zachęcają do kupna.
Warto to zrobić: jako wstęp, "sondowanie rynku" - jeśli dziecku się nie spodoba, nie trzeba będzie wydawać więcej na Harry'ego. Z drugiej jednak strony, Harry'ego chętnie czytają niejedni rodzice - samym sobie...
Bo wątpię, by Luis stał się jego poważnym konkurentem.
Cóż, wychodzi na to, że brak związku pomiędzy treścią książki a ilustracją na jej okładce jest normą, a nie niechlubnym wyjątkiem... Tym razem jestem jednak skłonny zrozumieć powody wydawcy: gdyby okładka pokazała główną ideę "mrocznego cienia", rodzice nie kupiliby książki swojemu dziecku: po co ma się straszyć horrorami?
Bo druga część przygód Luisa Barnavelta to prędzej horror, niż bajka. To znaczy - byłby horror, gdyby zmianie uległy proporcje treści - w pierwszych 4/5 objętosci tomiku nie dzieje się bowiem praktycznie nic.
Przy okazji - własciwie nie bardzo wiem, do kogo adresowana była ta wydana pierwotnie w 1975 roku książka. Jej bohaterem jest jedenastolatek - ale czy dzieci w tym wieku naprawdę powinny czytać - i oglądać ilustracje - o mrocznych siłach popychających do zła? O tych kryjących się w ciemnościach? O czarnej magii?
I dlaczego wydawnictwo Amber znowu zepsuło lekturę, umieszczając streszczenie książki już na jej pierwszej stronie?
John Bellairs "Luis Barnavelt i zegar czarnoksieznika" (The house with a clock in its walls)
tlum. Maciejka Mazan
Amber 2000
ISBN 83-7245-531-7
cena 14,80 PLN
John Bellairs "Luis Barnavelt i mroczny cień" (The Figure In The Shadows)
tłum. Małgorzata Pogoda
Amber 2000
ISBN 83-7245-536-8
cena 14,80 PLN
|
|