Magazyn ESENSJA nr 2 (V)
marzec 2001




poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Jarosław Loretz
  Kaleka istota

Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dla co bardziej wrażliwych, którym łzy cieczą na samą myśl zbesztania polskiego pisarza fantastycznego, a co dopiero kopania go po nerkach, może na wstępie parę łagodnych słów o książce.

Formalnie jest to powieść z gatunku horroru. Piszę "formalnie", bo tak naprawdę jest to zbiór nie powiązanych ze sobą fabularnie opowiadań. Wszystkie historie opowiadają o ludziach mieszkających w dużych miastach. A konkretnie o różnych odmianach psychopatów, schizofreników i szaleńców (włączając w to psy), którzy dążą do zejścia z tego świata w sposób możliwie jak najbardziej spektakularny. A jeśli sami zejść nie mogą, to chociaż pomagają innym.

Historie, mimo że fantastyczne, wyrastają korzeniami z prawdziwych zdarzeń. A przynajmniej tak wmawia czytelnikowi autor książki, podając przed każdym z tekstów kilka odpowiednio brzmiących cytatów z prasy. Jest więc historia złodzieja samochodów, który trafia na demoniczne auto ("Kości ojców"); psa, który kradnie niemowlaki ("Młode Kory"); sporu pracowników energetyki z konsumentem ("Podstacja"); dzieci próbujących scyzoryka na przechodniach ("Jego piękny nóż"); człowieka, który sprzedał własne ciało na przeszczepy ("Interesy"); człowieka, który polubił pleśń ("Pod spodem"); syndromu bałwanka u dziecka ("Zimny strach"); bombiarza i gigantycznych szczurów ("Nocna straż"); starożytnego sarkofagu w piwnicy ("Krypta Pandory"); i wreszcie - umarłych piszących swoją historię krwią ("Kawałek ulicy").

Naprawdę chciałbym polecić któreś z opowiadań, bo jest kilka oryginalnych ("Pod spodem" czy "Zimny strach"), ale, jako że były one już kiedyś publikowane w Fenixie ("Zimny strach" jako "Czas chłodu"), nie ma sensu wyłącznie dla nich kupować książki. Tym bardziej, że reszta tekstów nie jest wolna od mankamentów - czy to fabularnych (miałkie są te fabuły, oj, miałkie), czy to konstrukcyjnych (pośpiech wyłazi na potęgę), czy to ideowych (zrzynało się z innych, i to niewąsko). Na dodatek odstrasza dziwna okładka (łypią z niej absurdalne oczy) i zawiła procedura nabycia książki (żeby ją kupić, na ogół trzeba zawrzeć znajomość z księgarnią wysyłkową, która nie daje się odessać przez długie miesiące). Samo nazwisko autora to trochę za mało, by polecać ten zbiorek.

Teraz może chwilka pastwienia się. Otóż podstawowe błędy popełnione przez autora to:

Po pierwsze - niczym nie skrępowane żerowanie na różnorakich, nie swoich oczywiście, utworach. Szczególną popularnością cieszy się u autora Clive Barker (co Różowa Lula wytknęła na łamach Fenixa), co widać w ogólnej konstrukcji tekstu, jak i w opowiadaniu "Kawałek ulicy". Nie gardzi także Kingiem ("Podstacja"), czy "Twierdzą" Wilsona ("Krypta Pandory") - choć akurat motyw kogoś, kto kradnie wykonane z drogocennego kruszcu pieczęcie, uwalniając tym samym spętanego nimi demona, wykorzystywany był dziesiątki razy zarówno w filmie (kłaniają się zwłaszcza wszelakie mumie), jak i w literaturze. Świeżym pomysłem nie jest też demoniczny samochód z "Kości ojców". Wystarczy spojrzeć na "Wampira z Feratu".

Po drugie - denerwująca pretekstowość fabuły. Może krzywdzę autora moim tokiem rozumowania, ale wydaje mi się, że było tak: Zysk i s-ka oraz Świat Książki ogłosiły konkurs na powieść. Cóż więc zrobić, by wziąć w nim udział? Bierze się jakiś większy tekst do ręki ("Pod spodem" drukowane w 1994 roku w Fenixie) i sprawdza o czym jest. O mieście. No dobra. Nie da się go jednak rozdmuchać do powieści. Trzeba w takim razie dodać parę tekstów o podobnej tematyce. Niestety, przeszukanie archiwum domowego daje skromne rezultaty ("Zimny strach", opublikowany w 1997 jako "Czas chłodu"). Cóż więc zrobić, gdy brak oryginalnych tekstów? Posiłkuje się materiałami wykorzystywanymi na co dzień do pisania artykułów dla różnych - za przeproszeniem - szemranych pisemek ("Nie Z Tej Ziemi" czy "Czwarty Wymiar"), czy - za kolejnym przeproszeniem - gazet poniekąd szmatławych ("Express Bydgoski"). Czyli - bierze się wycinki prasowe z możliwie najdziwniejszymi zdarzeniami (morderstwa, wypadki, etc.) i grupuje je po kilka. A potem troszeczkę przerabia. Jeszcze szczypta cudzych pomysłów, garść dialogów, ze dwa większe opisy mrocznej okolicy, opis bohatera - i zbiór gotowy. Pfuj! Co gorsza - ten pospieszny skład i fabularne brakoróbstwo poważnie dają się we znaki czytelnikowi. Opowiadania są złożone z luźnych fragmentów, odrębnych scen, mają też zachwiane proporcje konstrukcji. Co najbardziej drażni - wada ta występuje również w nienowym przecież tekście "Pod spodem", który nadal niesie wadę swego pierwowzoru - krótkie, pospiesznie naszkicowane zakończenie, które nie równoważy rozbuchanego początku.

Po trzecie - nachalne, tandetne moralizatorstwo. Nie kradnij samochodów - bo przyjedzie czarna wołga i cię zje. Nie bądź zły dla zwierząt, bo się odgryzą. Dbaj o dzieci, bo inaczej albo staną się mordercami, albo nabawią się psychozy bałwankowej. Nie cudzołóż, bo Ci mordę obiją. No i uważaj, jak chodzisz. Oczywiście nie ma w książce takich konkretnie sformułowań, ale podczas lektury narzucają się one jakby samoistnie. To bardzo drażni. Tak jakby Autor, nie mogąc się odegrać w życiu codziennym na bandytach, koniecznie chciał ich zglanować w swoich opowiadaniach. Pewnie, wolno mu. Ale może czytelnik tego nie lubi.

Dlatego twierdzę, że publikacja "Drapieżnika" była fatalnym nieporozumieniem i szkoda na tę książkę wydawać pieniądze. Smuci to tym bardziej, że Tadeusz Oszubski miał doskonały start - wydana w 1992 roku "Sfora" była przecież interesującym i niepowtarzalnym tekstem.


Tadeusz Oszubski "Drapieżnik"
Świat Książki 1999, nr 2351
ISBN-83-7227-346-4
cena 23.00

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

56
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.