Magazyn ESENSJA nr 2 (V)
marzec 2001




poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Milena Wójtowicz
  Bardzo czarna dziura

        ciąg dalszy opowiadania z poprzedniej strony

Brak ilustracji w tej wersji pisma
ilustracja: Andrzej Diaczuk
     Doktor bezskutecznie próbował odebrać Rissie butelkę. Z której strony nie próbował do niej podejść, zawsze natykał się na Murianę, blokującą przejście.
     - Pacjentka nie powinna pić alkoholu - jęknął desperacko.
     - Boska królowa wie, czego jej potrzeba, lepiej od jakiegoś konowała - oznajmiła niewzruszona dwórka.
     Rissa nie zwracała uwagi na żadne z nich, tylko jednym haustem opróżniła bukłak.
     - W końcu zaczynam czuć się normalnie - zerknęła na kapitana, pogrążonego we własnych myślach. - I co?
     Spojrzał na nią wyrwany z zadumy.
     - Z czym?
     - Z nami. Trzy statki żądają wydania nas. Który nas dostanie?
     - Na razie żaden. Muszę skontaktować się z radą Zjednoczenia. Chwilowo pozostaną panie na pokładzie "Odkrywcy". Każę przydzielić wam kajuty.
     - Do boskiej królowej, imperatorki Dwudziestu Planet, uwielbianej pani swego ludu nie należy mówić w ten sposób - powiedziała mentorskim tonem Muriana. - Do boskiej królowej, imperatorki Dwudziestu planet, uwielbianej pani swego ludu należy zwracać się...
     - Rissa - zakończyła królowa. - To powinno wystarczyć. Gdzie ta kajuta?
     
     Minister nerwowo dreptał po gabinecie wezyra. Ar'chat siedział za stołem z głową wspartą na dłoniach. Przed nim stał sekretarz, wyposażony w czytnik i pliki informacyjne.
     - Przedstawiciele Unii Talaidzkiej właśnie wyruszyli - poinformował sekretarz. - Delegacja Związku Trzech Księżyców jest w drodze od dwóch dni.
     Minister zatrzymał się.
     - Może odłożyć negocjacje? - zasugerował rozpaczliwie. - Albo ogłosić ciężką chorobę królowej?
     - Wykluczone - wezyr pokręcił głową. - Nie będzie już tak sprzyjającego momentu.
     - Ale królowa jest tam - minister machną ręką w stronę, gdzie znajdował się "Odkrywca" - a stolica tam - machnął ręką w przeciwną stronę.
     - A my jesteśmy tu - powiedział z namysłem wezyr. Podniósł głowę i spojrzał na sekretarza. - Poinformujcie Zjednoczenie, że w imię polepszenia stosunków dyplomatycznych...
     - Nie mamy z nimi stosunków dyplomatycznych - minister zamrugał ze zgrozą. - Oni są demokratyczni!!!!
     - Jak mówiłem - ciągnął wezyr - w imię poprawy naszych stosunków dyplomatycznych ze Zjednoczeniem, korzystając z obecności w pobliżu frachtowca "Odkrywca", proponujemy im udział, dość bierny rzecz jasna, w nadzorowanych przez nas negocjacjach. Przekaż stronom negocjującym, że w imię naszej bezstronności zdecydowaliśmy się prowadzić negocjacje w przestrzeni, która zapewni nam konieczny spokój i w obecności przedstawicieli Zjednoczenia - wezyr westchnął z satysfakcją. - To wszystko. Możesz odejść.
     
     Ogromnego kufra Muriana pilnowała jak oka w głowie, nie pozwalając nieść go żadnemu z członków załogi. Osobiście postawiła go na środku przestronnego pomieszczenia. Królowa rozejrzała się po kajucie.
     - Całkiem przytulnie. Zaczyna mi się tu podobać.
     - Przed drzwiami stoją straże - stwierdziła Muriana.
     - Zauważyłam. Ale nie wygląda na to, żeby zamierzali nam przeszkadzać.
     - W czym, milady? Czy planujesz ucieczkę? Czy masz zamiar porwać ten statek i rzucić wyzwanie Zjednoczonym Planetom? Czy zapiszesz swe imię w dumnej historii Imperium jako ta...
     - Na razie, nianiu, to ja się muszę wyspać.
     - Mogłabyś jednak, o boska królowo, chociaż dokonać drobnego sabotażu, by zrozumieli, że nawet słabe i odurzone nie zamierzamy czekać biernie na ślepy los i ich łaskę!
     - Mogłabym? - Rissa spojrzała na nią z bólem.
     - Tak, milady.
     - I nie zamierzamy?
     - Nie, milady.
     - A masz jeszcze jedną butelkę wina?
     
     Kapitan Robert Jones od dwudziestu minut czekał na połączenie z kwaterą główną. Na ekranie uprzejmie migała wiadomość "Proszę czekać i zachować spokój. Każdy dzień może być twoim wielkim dniem!". Obok Movik próbował zbudować domek z mifiańskich kart, które były żelazne, miały nóżki i mikromózgi, w związku z czym rozbiegły się po całej kabinie. Obecnie Movik próbował je wszystkie wyłapać, w czym pomagali mu jeszcze dwaj oficerowie.
     Z ekranu zniknął napis, a pojawiła się bezpłciowa twarz sekretarki.
     - Witamy w kwaterze głównej Zjednoczenia Planet. Każdy dzień może być twoim wielkim dniem. W czym mogę pomóc - wyrecytowała po kolei w trzydziestu dwóch językach.
     Jones nie przerywał jej, świadomy, że doskonale wytresowane sekretarki Zjednoczenia będą powtarzać powitanie tak długo, aż będą pewne, że rozmówca na pewno zrozumiał.
     - Proszę o rozmowę z ekspertem Zjednoczenia do spraw pogranicza nemidzko-imperialnego.
     Sekretarka przetrawiała informacje przez trzy minuty i dwadzieścia dwie sekundy. W tym czasie któraś z kart ugryzła oficera ochrony w palec.
     - Admirał B'er'ach'ta porozmawia z panem za dziesięć, dziewięć, osiem...
     - One zmutowały - wykrzyknął z zachwytem nawigator. - Wybudowały sobie samodzielnie paszczęki! Co za technologia!
     - ...sześć, pięć...
     - Do czarnej dziury z taką technologią - warknął oficer ochrony ssąc palec. - Przyniosę z maszynowni młotek i porozbijamy te małe świństwa.
     - ...dwa, jeden, łączę rozmowę!!!! - ryknęła sekretarka.
     Na ekranie pojawiła się chuda twarz wytatuowana w czerwone róże.
     - Dzień dobry - powiedział życzliwie. - Jestem admirał B'er'ach'ta. Czy mogę w czymś panu pomóc, kapitanie Jones?
     - Mam nadzieję, admirale - odparł kapitan przydeptując jedną z kart. - Dwie godziny temu zderzyliśmy się z wahadłowcem. Chwilę potem skontaktowały się z nami trzy statki, żądając wydania przestępcy, mechanika i królowej. Najwyraźniej chodziło im o tę samą osobę. Pilot i pasażer zresztą to potwierdziły...
     - Zapewne to Rissa Be'er'te'ach're, o ile mogę zgadywać - uśmiechnął się admirał.
     - Pan ją zna?
     - Trzeba panu wiedzieć, że pochodzę z rodu imperatorów Dwudziestu Planet, chociaż odkąd wstąpiłem do Floty Zjednoczenia wykreślono mnie z kronik rodowych. Alchadeldenarissa, bo tak brzmi jej pełne imię, jest moją kuzynką.
     - I piratem?
     - Z punktu widzenia wezyra Ar'chata zbliża się do ideału imperatorki. Ostatnią rzeczą, jaka ją obchodzi, jest rządzenie państwem.
     - Ostatnią?
     - Pierwszą, o ile pamiętam, jest alkohol we wszystkich postaciach - obraz zafalował nagle i zniknął.
     - Kapitanie!!!! - oficer spojrzał z przerażeniem na ekrany. - Wysiada nam napęd, a uzbrojenie zaczyna robić różne dziwne rzeczy.
     - Zaatakowali nas?
     - Nie. Zakłócenia powodowane są od wewnątrz. Z kabiny dwa-piętnaście-ce.
     - To nasi goście - zauważył Movik wbijając młotkiem w podłogę trzy ostatnie karty.
     - Oddział ochrony już tam jest, ale mówią, ze pan sam powinien to zobaczyć.
     - Idziemy - Jones skinął na Movika.
     
     Oddział ochrony stał przy wejściu do kabiny. W środku na kufrze siedziała Muriana patrząc się dumnym wzrokiem w dal, która wypadała akurat na drzwiach do łazienki. Panel ścienny był wyrwany, a przewody porwane i szczepione w dziwny sposób. Pod panelem siedziała imperatorka Dwudziestu Planet próbując ustawić na sobie trzy puste butelki i podśpiewując pod nosem coś o suśle.
     - Co to ma znaczyć? - zapytał surowo kapitan.
     Muriana spojrzała na niego dumnie.
     - My, arystokratki imperium Dwudziestu planet nie godzimy się z jarzmem niewoli.
     Kapitan spojrzał na imperatorkę, która zaczęła chichotać nad przewrócona butelką.
     - Ona jest mechanikiem, tak? Zabrać ją do doktora, niech ją otrzeźwi i dowie się, co zrobiła z systemami. A arystokratkę proszę wepchnąć w wahadłowiec i wysłać na statek imperium. Nie będziemy przetrzymywać jej wbrew jej woli.
     - Nie możecie - galeon poderwał się na nogi.
     - I to już - rzucił na odchodnym kapitan.
     
     W tym czasie Cul, kapitan "Piranii" wyrzucał z siebie setki wyzwisk w kierunku ekranu komunikacyjnego. Na niszczycielu nemidzkim "Baxtr" to samo robił jego kapitan Wchr.
     - Ja ci pokażę ty sterto błota!!! - ryknął Cul. - Zestrzelić ich!!!
     - Pożałujesz, że mnie spotkałeś - wrzasnął Wchr. - Ognia!!!
     
     - Kapitanie, niszczyciel nemidzki i statek piracki ostrzeliwują się wzajemnie - zameldował Movik.
     - Możemy ich jakoś powstrzymać?
     - Nasze systemy ciągle nie działają. Jesteśmy bezsilni.
     - Niech to pochłonie czarna dziura - mruknął kapitan.
     
     Na statku imperialnym Muriana skłoniła się głęboko przed Ar'chatem.
     - Moje serce raduje się, a myśli moje biegną ku dawno nie widzianemu.
     Ar'chat odpowiedział ukłonem.
     - Moje serce wita cię, a myśli wspominają twą zacność.
     - Przepełnia mnie szacunek do wspaniałego domu w którym goszczę.
     - Przepełnia mnie duma z odwiedzin tak wspaniałego gościa - Ar'chat usiadł za stołem. - Czy boska królowa ma się dobrze?
     - Moja pani przebywa w stanie szoku i bez wskazówek nie jest w stanie jeszcze postępować właściwie.
     - Powiedziała im? - skrzywił się wezyr.
     - Demokraci nie są w stanie docenić potęgi imperatorki.
     Do sali wpadł sekretarz.
     - O przeczcigodny, moje serce raduje się, a myśli biegną ku przedtem nie widzianemu, statki Nemidów i piratów strzelają do siebie!!!!
     Sala zatrzęsła się. Muriana straciła równowagę i padła wprost na wątłej budowy sekretarza. Wezyr spadł pod stół. Na ekranie pojawiła się twarz dowódcy.
     - Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianemu, o przeczcigodny, nastąpiło wyładowanie spowodowane strzelaniną, które uszkodziło nasz statek. Uzbrojenie i napęd nie działają.
     
     - Zastrzelcie ich!!! Precz z bagiennymi potworami! - Cul szarpał za drążek sterowniczy.
     - Ekhm, kapitanie - Yol postukał go palcem w ramię. - Możesz przestać się miotać. Napęd i uzbrojenie już nie działają. I tak do niech nie strzelimy.
     - Nie? - zasmucił się Cul.
     - Nie - Yol pokręcił głową.
     - To niesprawiedliwe! - kapitan zaczął walić pięściami w oparcia fotela. - Ja chcę zestrzelić Nemida!!! Dlaczego nie mogę sobie zestrzelić Nemida?!
     
     - Zniszczcie ich! Zmiećcie ich z przestrzeni! Rozbijcie na atomy!!! - kapitan Wchr prawie właził na głowę swojego oficera ogniowego.
     - Kapitanie, hmm - chrząknął drugi oficer. - Obawiam się, że to przekracza nasze możliwości.
     Kapitan wbił w niego spojrzenie szalonych zielonych ślepek.
     - Przekracza?!?! - syknął.
     - Wymiana ognia uszkodziła nasze działa i system napędowy. Nie możemy nic zrobić.
     
     - Wszystkie statki są uszkodzone? - zapytał z niedowierzaniem kapitan Jones.
     - Tak, kapitanie - przyświadczył Movik. - Napęd, broń i parę innych drobniejszych systemów. Przyszedł też rozkaz z dowództwa - wskazał na ekran.
     Jones wpatrzył się w wyświetlone polecenie.
     - Movik - powiedział po chwili głębokiego umysłu. - Może ja mam luki w pamięci, ale kiedy uprzejmie powitaliśmy imperatorkę i w imię pokoju zaofiarowaliśmy jej gościnę i pomoc w negocjacjach?
     - Uprzejmie stanęliśmy na drodze jej rozpędzonego wahadłowca i z całym szacunkiem wzięliśmy udział w zderzeniu, kapitanie - wyjaśnił Movik. - Co do pomocy, to sądzę, że planuje pan zaofiarować ją za pięć minut.
     - Planuję? - westchnął kapitan. - Wywołaj statek imperium, albo nie, najpierw pójdę do imperatorki. A co z naszym statkiem?
     - Poważne uszkodzenia. Zwłaszcza broń.
     - Niech mechanik się tym zajmie w pierwszej kolejności - polecił kapitan.
     - I tu właśnie dochodzimy do drobnego problemu - powiedział smętnie pierwszy oficer. Kapitan spojrzał na niego spode łba. - Mechanik jest, jak pan wie, Txlitem... - kapitan przytaknął, pełen najgorszych przeczuć. - ... i właśnie zaczął pączkowanie. To proces niemożliwy do przewidzenia i samoistny, więc...
     - Niezdolny do służby?
     - Nie jest w stanie poruszyć nawet jedną nibynóżką.
     - A inni?
     - To nowe systemy. Reszta załogi nie jest z nimi tak dobrze obeznana i naprawy mogą się przeciągnąć.
     - Dobrze. Dziękuję. Możesz sobie iść.
     - A pan, kapitanie?
     - Ja się chyba po prostu załamię.
     - Jeśli mogę przypomnieć, miał pan zaproponować imperatorce i jej wezyrowi pomoc przy negocjacjach.
     - Miałem? - zmartwił się kapitan. - To będę musiał to zrobić. Załamanie nerwowe to nie kometa, nie ucieknie.
     


ciąg dalszy na następnej stronie
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

6
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.