Magazyn ESENSJA nr 3 (VI)
kwiecień 2001




poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Artur Biernat
  poezje

        Artur Biernat (rocznik 1976), którego wielką pasją jest historia, tworzy wiersze, stanowiące próbę zrozumienia świata. Pisze o sobie i o tym, co przeżywa. Poezja jest, jego zdaniem, najlepszym sposobem wyrażenia ludzkich uczuć, lęków i wizji. Do tej pory pisał tylko do szuflady.

Czy wierzę w Boga?
Trudne pytanie moja pani
tym bardziej że zadane w
obcym języku

Spieszę się i nie mam czasu
przeglądać całego swojego życia
w poszukiwaniu jego śladu
A może to pułapka
w mieście setki kościołów
pytać o Boga na ulicy
W co wierzę?
Może gdybym wiedział
Nie byłoby mnie tutaj

Czuję piękno
Lecz za nim idzie opętanie
Kocham ludzi
Lecz tylko nielicznych
Głęboko poruszają mnie kościoły
Lecz nie podczas komunii
I jak każdy często marzę
o cudzołożeniu

Jeśli to kuszenie
to zbyt późno
Jeśli ostatni sakrament
to mam nadzieję za wcześnie

Mówisz że Bóg jest dobry
Czy tak dobry jak ludzie?
A może lepszy...
Mówisz że Bóg jest w każdym
z nas
Boje się bo wiem kto mieszka
razem z nim
W nas...

Muszę już iść
choć mam dużo czasu
Męczy mnie ta rozmowa
pod otwartym niebem
Całkiem tak jakby ktoś na mnie
patrzył...
z politowaniem


                                  Tuż przed Świętem Zmarłych
                                          Wrocław 2000


ilustracja: Łukasz Matuszek
ilustracja: Łukasz Matuszek
Cóż można powiedzieć
o podróży
Nie potrafię wyrazić
zapach wiatru
jaki uderza w moje nozdrza
gdy wystawiam głowę
przez okno jadącego pociągu

Nazwy miejscowości nijak
nie oddają wschodów słońca
nad jeziorem
które podziwiałem z pomostu
lekko pijany i szczęśliwy

Bilety kolejowe
mają wprawdzie zapisaną
ilość kilometrów i trasę
lecz nie ma na nich
widoków za oknem i
mijanych dworców
Mimo to zbieram je
by stały się podporą mojej
kulejącej pamięci

Zdjęcia również pozostawiają
niedosyt
zawsze wydaje mi się
gdy je przekładam z pietyzmem
że najważniejsze i najpiękniejsze
kryje się tuż za ostrą krawędzią
papieru

Opowieści jakie powtarzamy
przy każdej okazji
są tylko nikłym echem
prawdziwych szalonych wieczorów
na plaży
ciężkich poranków w pustych
knajpach
Pobrzmiewają w nich
pogłosy stukotu kół
ale coraz dalsze i trudne
do rozróżnienia

Nawet przedmioty siłą zabrane
z właściwych im miejsc
nie mogą zapanować
nad czasem
Wiem to gdy trzymam w dłoniach
kamień z plaży w Sopocie który
przestał być fioletowy
i odprysk bruku z ulicy miasta
o dziwnej obcej nazwie

Jedyne co można zrobić
to jak najszybciej wybrać się
w podróż
albo uczynić podróżą całe swoje życie
i już nigdy z niej nie wrócić

                                          13 czerwiec 1999
                                           pociąg Wrocław-Warszawa
                                           gdzieś w Łodzi



Ile mojego życia
wsiąkło w te szare
wychodzone kamienie
Przemierzane przez nomadów dworca
ciągnących swe domy
na wózkach bagażowych
Tutaj nie świeci słońce
i nie pada deszcz
Pogodę przynoszą na sobie
pociągi
raz białe i zmarznięte
raz mokre i ubłocone
raz rozedrgane gorącem
Wypluwają na kontynenty peronów
swój ludzki wieloręczny wielonożny
ładunek
który rozpełza się wnikając
w szpary podziemnych przejść
i za listwy tramwajowych przystanków
Ciężka syzyfowa praca
ruchomych schodów napełnia
przestrzeń skrzypem
Po przejściu Potworów pozostają
ślady
Do cna wczytana gazeta
puste kokony butelek i odchody niedopałków

Poranki gdy kawa smakuje
zgniłymi liśćmi
A świat śmierdzi mokrym ulicznym
kundlem

Wiecznie czujne zegary mrugają
przeskakującymi cyframi
potem rozkazują odjechać
pociągom po transport powietrza
bez którego udusilibyśmy się
I po wspomnienie przestrzeni
bez którego zgniotłyby nas ściany

A u korzeni którymi to wrosło
w twarz ziemi
W labiryncie mroku kwitnącego
stalowymi szynami
śpi wiele pijanych minotaurów
spokojnych bo Tezeusze
wymarli

To wszystko trwa
i nie zamierza się skończyć
Teraz gdy wiem to wszystko...
miałbym stąd odejść?

                                 26 luty 1999




ilustracja: Łukasz Matuszek
ilustracja: Łukasz Matuszek
Kim jesteś człowieku?
Tyle już razy zadane pytanie

Wiecznie pijanym dzieckiem
nie pogodzonym ze światem
które za nic nie chce uwierzyć
w religie przyczyny i skutku

Zmęczonym starcem z
oczami pełnymi opowieści
Powracającym o świcie
nad ranem do swego kota
samotności i wiernych słuchaczy
przedmiotów

Młodym łowcą w blasku
głodnego płomienia
Snującym historię polowania
zasadzek ucieczek i krwi na trawie
Silnym szybkim pewnym swej
ręki i zupełnie niemym

Podróżnym zapatrzonym w
ciemną jamę tunelu
w oczekiwaniu na snopy świateł
Pod tykającym zegarem
zapowiadającym długie być może
bez końca czekanie

Matką wypatrującą z okna
na parterze dziecka które
nie wraca zbyt długo
A noc już zapada nad
wielkim labiryntem miasta
pełnym zasadzek

Uciekinierem wiecznie oglądającym się
przez ramię
W poszukiwaniu pogoni
która być może nie wyruszyła
Zdyszanym i przerażonym
po odkryciu że to co go ściga
jest w nim
I nie ma żadnego bezpiecznego miejsca

Kim jesteś człowieku?

Dziecko nie trzeźwieje...
Starzec nie umiera...
Łowca nie odchodzi od płomienia...
Podróżny wciąż czeka...
Matka boi się coraz bardziej...
Uciekinier kluczy ulicami...

Jestem nimi i tobą i sobą
I wszystkimi których spotkam
I wszystkimi których spotkałem
Nikim i każdym po trochu
Człowiekiem...
Wydanym na pastwę swoich snów

                                               12 czerwiec 2000
                                                         peron III Dworzec Centralny


Liryki  

Kobieta i mężczyzna

Jest już po wszystkim

Twoje rękawiczki jeszcze
leżą na stole
samotne i puste
niczym porzucone dłonie
Odcisk Twoich ust
pozostał na szklance
z niedopitą herbatą
tak wyraźny i purpurowy

Jest już po wszystkim
Tak już pozostanie
Umyję szklanki
drętwymi dłońmi
mechanicznym  ruchem
Schowam rękawiczki
na dno nieużywanej szafy

Na razie jednak nie mogę
tego zrobić
Siedzę i patrzę na puste
krzesło
które jeszcze pamięta Twój kształt
Wdycham powietrze w którym
pozostało odrobinę Twego zapachu

Porażony niemocą
nie potrafię i nie chcę
wybiec za Tobą na schody
Choć wiem że celowo
zwalniasz kroku i długo
trzymasz palce na klamce

Nie podejdę również do okna
Doskonale wiem że teraz
stoisz pośrodku podwórka
i patrzysz czekając ruchu
firanki
A potem pochylasz głowę
i odchodzisz
Jeszcze tylko w ramach ostatniej
szansy przepuszczasz dwa autobusy
na przystanku

Niepotrzebnie
Nie wstanę od stołu
Nie zawrócę Cię z drogi
Za jakiś czas ciężko podniosę się
i umyję szklanki
potem do świtu będę stał
przy oknie
Czekając na dzwonek telefonu

Ale Ty oczywiście nie zadzwonisz

                                     1996/2000




ilustracja: Łukasz Matuszek
ilustracja: Łukasz Matuszek
Obudziliśmy demony
niech więc tańczą
kreślą figury
na stole z poczerniałych desek
między pustymi szklankami

Nieopatrzna to była rozmowa
późno w nocy
na wyklęte z pamięci tematy

Nie dziw się więc
mojej skamieniałej nagle twarzy
nie dziw się że milczę
gdy obserwuję ich wściekłe pląsy

Uwolniliśmy je z miejsc
do których zazwyczaj je
spychamy
Wychynęły z samego dna duszy
i wzięły moje myśli we
władanie

Mój strach nie powinien Cię
dziwić
Gdy na stole bawią się
Twoje i moje upiory
Więcej mamy rzeczy wspólnych
niż byśmy chcieli
I czasem siła to słabość

Jedna tylko myśl jest
bardziej straszna
niż ten balet
duchów naszej pamięci
Jak często przez nasze usta
przemawiają one zamiast nas
Jak często szepczą nam do
ucha jad
nasz własny jad

Jak często gdy my zamilkliśmy
przerażeni sobą
One mają swoje święto

                                 20 sierpień 2000
                                  Wrocław-Warszawa

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

15
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.