Magazyn ESENSJA nr 4 (VII)
maj 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Konrad R. Wągrowski
  O dwóch takich, co nie wiedzieli kiedy skończyć

Jestem ciekaw, jak wielu czytelników "Esensji" pamięta "Świat Młodych", pismo wydawane w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w dość oryginalnym cyklu - trzy razy w tygodniu: we wtorek, czwartek i sobotę. Pomimo pewnej roli propagandowej w krzewieniu przewodniej roli partii i umacnianiu przyjaźni z bratnimi krajami socjalistycznymi, było to chyba jedno z najbardziej popularnych pism wśród ówczesnej młodzieży. Nie decydował jednak o tym ani humor rysunkowy w numerach czwartkowych, ani krzyżówki i zabawy logiczne w numerach sobotnich, ani artykuły popularnonaukowe w numerach wtorkowych, ani "niebieski pasek", czyli listy do redakcji nastolatków przeżywających pierwsze zawody miłosne, ani nawet pojawiające się od czasu do czasu artykuły o "Gwiezdnych wojnach" i innych obrazach science fiction okraszane fotosami z filmów (sam mam nadal cały zeszyt z powklejanymi zdjęciami, wycinanymi ze "Świata Młodych"). Najważniejsza była ostatnia strona. To dla niej kupowano pismo, a, jak podejrzewam, wielu czytelników nie czytało nic więcej niż ową ostatnią stronę (pismo nie było rozcinane fabrycznie, co tym bardziej utrudniało dostęp do środka). Owa strona zawierała zawsze odcinek albumu komiksowego, a obok wcześniejszych i krótkotrwałych raczej "Relaxów" i albumów z serii "Kapitan Żbik" oraz "Podziemny front", było to praktycznie jedyne miejsce, w którym można było zapoznać się z komiksami. Wiele osób wycinało te ostatnie strony, tworząc z nich własne albumy. Takie albumy można było nawet znaleźć w bibliotekach, co trudno sobie chyba obecnie wyobrazić.

W pierwszych latach istnienia "Świata Młodych" znaleźć można było głównie polskie komiksy, najczęściej humorystyczne. Królował "Tytus, Romek i A'Tomek", pojawiali się również "Kajko i Kokosz", "Kleks" Szarloty Pawel, "Binio Bill", dość jednoznacznie kojarzący się z pewnym zachodnim cyklem komiksowym o kowboju o wprawnej ręce... Z czasem jednak profil się zmieniał - zaczęły się pojawiać albumy zachodnie, najczęściej o tematyce fantastycznej - opowieści o Lutzu, zwalczającym najazd z kosmosu i odkrywającym nowe światy, komiksowa wersja "Zapomnij o Ziemi", a także pierwszy album z serii "Yans" Rosińskiego (rysunek) i Duchateau (scenariusz), która to właśnie jest tematem niniejszego tekstu (dużo czasu zajmuje mi dochodzenie do sedna, nieprawdaż?).

W latach osiemdziesiątych takie komiksy (może poza pierwszym "Thorgalem" w "Relaksie") do Polski nie docierały. Zachodni komiks, nie humorystyczny, raczej dla starszego czytelnika - to była absolutna nowość, przyznam, że lektura "Jana - przybysza znikąd", bo taki tytuł nosiło wydanie tego albumu w "Świecie Młodych", zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Zaryzykuję stwierdzenie, że pierwszy "Yans" czy "Jan", był najlepszym komiksem niehumorystycznym, opublikowanym w tym piśmie i jednym z najlepszych, które można było przeczytać w Polsce w latach osiemdziesiątych. Co ciekawe, z bliżej niewiadomych powodów, album ten ukazał się w wersji koszmarnie pociętej, usunięto chyba połowę wszystkich obrazków, co nie pozostało bez znaczenia dla opowieści, a co gorsza tłumacz zaprezentował wiele radosnej twórczości, nie oszczędzając nawet imion głównych bohaterów - Yans stał się Janem (co może było w miarę uzasadnione, ale o tym dalej), Orchidea - Anną. Pomimo tego, fantastyczno naukowa historia, z genialnym, choć klasycznym zawiązaniem akcji - bohater z utratą pamięci w tajemniczym świecie, z zaskakującymi zwrotami, z rozbudowaną, ciekawą scenerią i bez happy - endu robiła ogromne wrażenie. Aż do wydania "Wiecznej wojny" Marvano, żadna komiksowa historia mnie tak nie poruszyła. Razem z Janem/Yansem odkrywałem prawdę o sobie, poznawałem Ziemię zniszczoną przez konflikt nuklearny, uczyłem się reguł panujących w ponurym, ostatnim Mieście, poznawałem tajemniczą Annę (czyli Orchideę), niepokorną buntowniczkę tego świata. Przygody historyka z 2061 roku, rozbitka w roku 2027 odkryły przede mną nowe oblicze komiksu.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
"Jan - przybysz znikąd" sprawiał też wrażenie historii zamkniętej, Jan przypadkowo pojawiał się w świecie roku 2027, powracając do swej epoki, wbrew swej woli, w ostatnich scenach komiksu. Wówczas sądziłem, że nic nie da się dodać do tej opowieści, tym większe było moje zaskoczenie, gdy druga część serii pojawiła się w "Fantastyce". Wkrótce "Komiks - fantastyka" wznowił część pierwszą, tym razem pod tytułem "Yans - przybysz z przyszłości" i mogliśmy się przekonać jak okaleczył album ten wcześniej "Świat Młodych". Historia nabrała rumieńców i nadal robiła wrażenie. Jan stał się Yansem, co jest o tyle zaskakujące, że w oryginale nazywał się Hans. Czyżby wydawcy przestraszyli się, że takie imię, kojarzące się chyba z niemieckimi oficerami z II wojny światowej, spowoduje, że czytelnik nie polubi bohatera? Tak czy inaczej seria zyskała w Polsce nazwę pośrednią pomiędzy wersją ze "Świata Młodych", a tytułem oryginalnym.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
Druga część, "Yans - więzień wieczności", miała jedną podstawową wadę - opowiadała już o innym świecie niż "Przybysz z przyszłości". Zniszczona przez kataklizm nuklearny, samotna, pustynna Ziemia z jednym, jedynym miastem, okazała się być jedną z wielu zamieszkałych planet, a resztki cywilizacji ludzkiej mogły poszczycić się pięknym (choć fatalnie strzeżonym) kosmodromem i statkami międzyplanetarnymi. Pomimo tego, że w części pierwszej twierdzono, że świat roku 2061 to świat sprawiedliwych rządów, to później okazało się, że reżim Paktora był niczym wobec reżimu Valsary'ego. Autorzy zrezygnowali też z zakończenia bez happy-endu, ratując Orchideę i, przeniósłszy ją do przyszłości, łącząc ją ponownie z Yansem. Niestety, nawet pomijając te zarzuty, "Yans - więzień wieczności" jest albumem słabym. Ulotnił się gdzieś nastrój części pierwszej, fabuła stała się liniowa i nieskomplikowana. Czemu zepsuto wrażenie po albumie rozpoczynającym serię?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
Część trzecia, "Mutanci z Xanai" to jedna z dziwniejszych części. Z bliżej niewiadomych powodów Yans, który jest na Ziemi więźniem, zostaje dowódcą oddziału zwiadowczego na planecie Xanai, choć nikt w oddziale nie ma zamiaru go słuchać. Mniejsza z tym - wszystkie nieścisłości i nielogiczności rekompensuje finał - wspinaczka Yansa i Xanajczyka Kylala na Czarną Górę. Wspinaczka, w trakcie której budzi się między nimi szacunek i przyjaźń. Choćby dla tej sceny warto ten album przeczytać.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
"Gladiatorzy", część czwarta opowiada o nieuchronnym konflikcie między Miastem, rządzonym przez Valsary'ego, a Czarną Górą, na której sprawiedliwe rządy zaprowadził oczywiście Yans. Starcie kończy się oczywiście zwycięstwem historyka, który w międzyczasie stał się kimś w rodzaju superbohatera, a album jest ciekawy, dynamiczny i jedyny zarzut jaki wobec niego mam, to tradycyjne chyba dla tej serii wyciągnięcie z kapelusza wiedźm, o których oczywiście nie było nic w poprzednich częściach. Zapomniano też raczej o translatorze, służącym do podróży w czasie, dotychczas dość ważnym i przydatnym elemencie.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
"Prawo Ardelii", cześć piąta, nie jest, jak twierdził Maciej Parowski, najlepszym albumem serii, gdyż to miano przynależy bezapelacyjnie "Przybyszowi z przyszłości", ale jest komiksem dobrym, ciekawie rozgrywającym wojnę tym razem między Miastem rządzonym przez Yansa, a planetą Ardelią. Album wyjaśnia też zagadkę relacji pomiędzy Yansem i Valsarym (w mało oryginalny sposób - "Imperium kontratakuje" było jednak wcześniej) i domyka wszelkie wątki. Bardzo dobry album kończący dobrą serię.

Niestety, autorzy po raz drugi już popełnili błąd, rozwijając zamkniętą historię. Tym razem udało im się jeszcze gorzej...

Zanim przejdę do najnowszych albumów, kilka słów podsumowania pierwszych pięciu części wydrukowanych w ramach "Komiksu-fantastyka". O scenariuszu już pisałem -poziom jest nierówny, po rewelacyjnym początku, słaby środek i dobra końcówka. Świat jest jednym z ciekawszych i oryginalniejszych światów, jakie zdarzyło mi się widzieć w komiksach, ale do złożoności i spójności świata z najlepszych czasów Thorgala jest mu daleko. Irytuje zwłaszcza wprowadzanie bez uzasadnienia całkiem nowych, czasami sprzecznych elementów tego świata. Rysunek - Rosiński w dobrej formie, aczkolwiek trochę chyba mniej przykładający uwagę do szczegółów, z manierą, której nie znoszę - karykaturalnego przerysowywania negatywnych postaci. Pomysł graficzny postaci Yansa jest prosty - przystojny blondyn o smukłej sylwetce. Brawa za odwagę przy tworzeniu Orchidei - nareszcie postać kobieca w komiksie o oryginalnej urodzie, nagana dla Rosińskiego za niedbałość - Orchidea czasem wygląda pięknie, czasem rysowana jest paskudnie. Wspomnieć wypada też o Kylalu i Aurorze - rysownikowi udało się stworzyć nieludzi o sympatycznym wyglądzie. Dodam, że już od "Prawa Ardelii" z Rosińskim zaczął współpracować Zbigniew Kasprzak, który później przejął całkowicie rysowanie serii "Yans".

Powróćmy więc do straszliwego błędu autorów - kontynuowania serii pomimo tego, że została zakończona. Z konsekwencjami owego błędu mogliśmy się zapoznać najpierw na łamach "Świata Komiksu", a obecnie w albumach wydawanych przez Egmont.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
"Planeta czarów" to album, którego mogłoby w ogóle nie być. Yans i Orchidea lądują na tajemniczej planecie, są atakowani przez ludzi królowej Ardelii, ale chroni ich sama planeta - czujący i potężny organizm. Koniec. Nic ciekawego się tu nie wydarzyło i właściwie bez tego albumu seria by nie ucierpiała. Jest to też album słaby, daleko mu do thorgalowych albumów, które przedstawiają osobne historie. Po co więc powstała "Planeta czarów"? Odpowiedź - zapewne dla pieniędzy. Szkoda tylko, że Duchateau chciał je zarobić bez wysiłku.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka albumu
Siódma część, "Dzieci nieskończoności", przenosi nas znów do Miasta. Niestety, to także bardzo nieudany album. Fabuła sprowadza się do porwania córki Yansa i Orchidei przez pozamiestnych i jej odbicia przez rodziców. Córka jest ważna dla Miasta, bo, rzekomo, stała się skarbnicą wiedzy o tajemnicach Miasta. Skąd taki nonsensowny pomysł i jeszcze bardziej pozbawione sensu wyjaśnienie? W jaki sposób Yans mógł pomylić swą córkę z inną dziewczynką, tylko dlatego, że była uderzona w twarz? Dlaczego oddział z Miasta używa łuków, choć wiadomo z poprzednich albumów, że broń laserowa była na porządku dziennym już w roku 2027? Szansą dla tego albumu było podjęcie tematu serii a rebours - tym razem Yans rządzi w Mieście i musi zmagać się z pozamiestnymi, których żądań nie można po prostu zignorować, jako, że i Yans był kiedyś taki jak oni. Niestety przywódca buntowników jest wredny, kłamie, bije dzieci i w żaden sposób nie wygląda na postać dwuznaczną czy skomplikowaną. I szansa stracona. Na domiar złego, wszystko wskazuje na to, że fabuła będzie zmierzała w kierunku poszukiwań przez Yansa i Orchideę spokojnego miejsca do życia wraz z córeczką. Deja vu? Czy nie znamy tego czasem z innej, wspominanej tu już, serii komiksowej?

Dokąd zmierzasz Yansie?

Z ostatniej chwili - pojawił się już najnowszy, ósmy album przygód Yansa. Wrażenia w następnym numerze "Esensji".




Yans
scen. Andre Paul Duchateau, rys. Grzegorz Rosiński, Zbigniew Kasprzak
1. Przybysz z przyszłości (Komiks Fantastyka 1988)
2. Więzień wieczności (Komiks Fantastyka 1988)
3. Mutanci z Xanai (Komiks Fantastyka 1988)
4. Gladiatorzy (Komiks Fantastyka 1989
5. Prawo Ardelii (Komiks Fantastyka 1990
6. Planeta czarów (Świat Komiksu 1998)
7. Dzieci nieskończoności (Egmont 2001)

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

30
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.