Magazyn ESENSJA nr 5 (VIII)
czerwiec 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Najważniejsza jest symbioza

        Urodzony 15.12.1970 roku w Siedlcach. Mieszka w Łodzi. Ukończył Wydzial Grafiki i Malarstwa łódzkiej ASP. Obecnie przygotowuje się do realizacji dyplomu.
Zajmuje się malarstwem, grafiką, ilustracją, komiksem i rzeżbą. Współpracuje z wieloma wydawnictwami i sieciowymi agencjami reklamowymi. Tworzy scenografie telewizyjne.
Jest jednym z animatorów działaności środowiska twórców komiksów w Polsce. Współorganizator festiwalów komiksu w Łodzi i Warszawie.
Zdobywca GrandPrix Festiwalu Komiksu w Łodzi w 1993 roku, wyróżnienia w kategorii najlepsza praca w czerni i bieli, wyróżnienia w kategorii pomysł, nagrody publiczności, nagrody wydawnictw oraz nagrody plebiscytów KKK w latach 1997-99 oraz nagrody Euroconu 2000 dla najlepszego grafika.
Wystawiał w Łodzi, Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Toruniu, Bielsku-Białej, Poznaniu, Katowicach, Frankfurcie (Międzynarodowe Targi Książki), Paryżu, Angouleme (Międzynarodowy Festiwal Komiksu w 2000 i 2001 roku) i w chorwackiej Berijece.
Ważniejsze publikacje: Antologia Komiksu Polskiego, Czas Komiksu, Świat Komiksu, AQQ, Komiks Forum, Talizman, Fenix, Fantastyka, Magia i Miecz, Bikeboard, Gazeta Wyborcza, Katastrofa, Machina, Plastik, Ślizg.
Jego prace reklamuję produkty takich firm, jak Nescafe (Superhipernescafemen), POP (Pre-paid GSM), KRON, Pepsi, Algida, Delfy, Nestle.
W niniejszym numerze Esensji prezentujemy piętnastostronicowy komiks Autora - "Pasażer".

Przemysław Truściński
Przemysław Truściński
Esensja: - Jak wspominasz swoje początki, pierwszy opublikowany komiks, pierwszą nagrodę na Festiwalu Komiksu w  Łodzi? Jak oceniasz swoje komiksy sprzed lat?

Przemek Truściński: - Kłopotliwe pytanie, bo jem dużo masła i mam problemy z pamięcią. Najważniejsze, że to wszystko wspominam bardzo mile. Cieszę się, że pewne rzeczy działy się naturalnie w moim życiu twórczym. Kiedyś wymysliłem, że będę robił komiksy i mój upór doprowadził właśnie do tego, o czym powiedziałeś: nagród i pozytywnego odbioru u czytelników. Cieszę się też, że to co sobie kiedyś wymyśliłem dziś ma sens. Te wszystkie nagrody, publikacje nadają sens temu, co teraz robię. Jestem wdzięczny losowi, że to wszystko jakoś działa. I co tu dużo mówić, działa w sposób bardzo dobry. Nie mam na co narzekać. A nagrody są bardzo miłe, łechczą próżność, ale oczywiście nie można też za bardzo się nimi przejmować. To po prostu dalsza motywacja. Nagrody i odbiór czytelników powodują, że chce się to wszystko dalej robić. I tak to pięknie trwa już kilkadziesiąt lat.

Pamiętasz kiedy wymyśliłeś, że będziesz robił komiksy? Co spowodowało, że taką decyzję podjąłeś?

Zaczęło się od tego, że kiedyś mama wywiozła mnie na wakacje do rodzinnego miasta, do Siedlec. Musiała mnie zostawić na miesiąc u babci. Ja oczywiście, jak to bachor, rozbeczałem się, jak ten głupi. Mama - nie wiadomo skąd wpadła jej ta myśl - poszła do kiosku i kupiła mi komiks. A był to Relax. Pamiętam do dziś ten numer, z świetną okładką Rosińskiego, kiedy Thorgal walczy z Neandertalami. Można powiedzieć, że ta ilustracja przyczyniła się do tego, że poszedłem bardzo podobna drogą. No i od tego mniej więcej się wszystko zaczęło. Jeszcze jednym przyczynkiem był fakt, że za komunizmu w Polsce trudno było dostać komiksy. Biegałem po księgarniach i nigdzie ich nie było, bo już wszystkie wykupili - nie to co dziś. Wtedy komiksy były spod lady. I to też jakoś działało na mnie. Myślałem, że też kiedyś chciałbym robić takie fajne rysunki, takie historie fantastyczne wymyślać.
Potem zaczęło się to robić bardziej dojrzałe, ponieważ świadomie, czy nieświadomie zmierzałem w tym kierunku.
Nauczycielka od plastyki z podstawówki kazała mi zdawać do liceum i wtedy można mówić o czymś, co zakrawa już na poważniejsze podejście do sprawy. To dzięki moim kolegom z klubu UFO Zenek. Wtedy się okazało, że w tym łódzkim liceum jest pełno kolegów, którzy tworzą komiksy. To po prostu raj. Zacząłem też sensownie myśleć, żeby samemu robić komiksy, a nie tylko odbierać je i nie rysować wciąż scenki batalistyczno-indiańsko-drugowojenne. Ale żeby tę grafikę w formę komiksu złożyć, odważyć się, zrobić komiks. Tak to zaczęło się w liceum plastycznym. Na uczelni, to już wiadomo, dorosły chłop, do pewnych spraw podchodziłem o wiele bardziej dojrzale. Zresztą, jak już się dostałem to już miałem na koncie pierwsze konwentowe nagrody.
Natomiast ja wewnętrznie potrzebuję pewnych doznań wyrafinowanych. Takiej plastycznej poezji. Tego surrealizmu.
Tu główną rolę odegrała uczelnia. Potwierdziła też, że można, między innymi właśnie w komiksie, realizować siebie, jako człowieka i artystę.
Po uczelni pojawił się jeszcze etap, gdy się wszyscy rozpisywali, że Truściński siedzi w tej Warszawie, zarabia po tych agencjach i sprzedaje się... Nikt nie myśli o tym, że bardzo ważne jest też doświadczenie podejścia komercyjnego.
Reklamy wydają się być prymitywne i proste, ale to nie jest wina twórcy, tylko odbiorców. Odbiorcy innych reklam nie skumają i może fajnie byłoby zdać sobie z tego sprawę. Oczywiście trochę upraszczam, ale nie jest to czas, aby mówić o reklamie. Natomiast praca w reklamie, nauka myślenia pewnymi kategoriami jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Tutaj też wszystko traktuje się w kategoriach prób i błędów. Tak więc pierwszy numer Krona dla mnie był błędem, błędem była decyzja tworzenia komiksu w 2 dni. 11 plansz to też chyba niezły wynik, fakt, że nie jest to rekord świata, a nawet ma mnóstwo błędów.
Z kolei drugi numer wrył mi się nieprzyjemnie w psychikę. Jeśli ktoś będzie miał szansę zobaczyć kiedyś moje oryginalne czarno białe plansze, to nie pozna tego komiksu. Bo poligrafia całkowicie spieprzyła odbiór tego komiksu. Po prostu dostałem kasę za coś, czego nie widać, bo w komiksie wydrukowanym nie widać mojego rysunku...
Dzieją się jednak też rzeczy bardzo pozytywne, choćby kampania dla Nescafe z Superhipernescafemenem, którą tworzymy z Rafałem Skarżyckim i miejmy nadzieję, że dalej będzie kreowana. To jest ogromny sukces i dla klienta i dla nas artystycznie również. Specjalnie podkreślam słowo artystycznie, ponieważ to, co dokładnie chcieliśmy stworzyć, reklama nam umożliwiła. Jedynym efektem ubocznym jest, że trzeba gdzieś wspomnieć o kawie Nescafe Classic, ale tu duży ukłon w stronę klienta, który powiedział, chłopaki zaszalejcie, my chcemy mieć fajna kampanię, młodzieżową, dobrą kampanię.
Jeśli chcemy tworzyć komiksy czy jakiekolwiek inne dzieła, musimy dowiedzieć się, jaki jest nasz odbiorca. I tę wiedzę można wynieść z reklamy. Myślę, że to powoli przynosi efekty. I nie chodzi tutaj tylko o moją osobę, ale również o wielu innych. Cała czołówka rysowników, że tak powiem, siedzi w Warszawie, pracuje w reklamie i dla różnych wydawnictw itd. Na szerszym rynku w Polsce komiksiarze są bardzo poszukiwani.

Czyli na co dzień zajmujesz się pracą dla agencji reklamowych. Wiemy, że istnieje pewna liczba podkładek Nescafe. Możesz powiedzieć, ile ich jest?

(Śmiech)

Pytam, ponieważ dla wielu osób mają już one wartość kolekcjonerską...

To jest niezła jazda. To jest coś, na co w ogóle nie zwróciłem uwagi. Ale ostatnio, kiedy spotkałem się z klientem z Nescafe, z Pawłem Gorczycą w bardzo przyjemnej atmosferze, to dałem mu znać, że kilka godzin wcześniej usłyszałem dokładnie takie właśnie pytanie. To pytanie zadawane jest przez wiele osób. On też się strasznie z tego uśmiał, ale odpowiedział mi zaraz konkretnie, że jest ich pięć. Ale część - w jakiejś mniejszości - z jakimiś znaczkami, tak więc mogą być bardzo w cenie, jeśli ktoś je dorwie. To już kwestia poligraficzna, nad którą nie mam żadnej kontroli, część podkładek została wydrukowana w mniejszej ilości czy coś takiego. Ale podobno w sumie jest ich pięć.

Jako człowiek, który ma w swoim dorobku również wiele ilustracji do opowiadań, okładek itd, wolisz grafikę ilustracyjną, czy komiks? W czym czujesz się lepiej?

Muszę powiedzieć, że ja w ogóle siebie nie nazywam komiksiarzem, bo ja już tak szeroko podchodzę do tworzenia, że szukam tylko środków wyrazu. A komiks jest między innymi środkiem wyrazu, który jest pochodną ilustracji, a ilustracja jest pochodną działań malarskich, graficznych, rysunkowych. Ja tak naprawdę najmniej narysowałem właśnie komiksów. A doceniany jako twórca jestem najbardziej właśnie na tym obszarze. To bardzo miłe. Natomiast ja głównie działam w branży ilustratorskiej.
Z drugiej strony muszę powiedzieć, że wszystko zaczęło się od komiksu. Komiksy w dzieciństwie inspirowały mnie do tworzenia ilustracji. Ale to komiks później popchnął mnie i do liceum plastycznego i do tego w końcu, że facet, który zaczynał jako bachor od komiksów skończył uczelnię plastyczną. I nie tylko tworzy komiksy, ale i malarstwo, rzeźbę, grafikę, rysunek itd.

Jaki gatunek komiksu preferujesz? Mam tu na myśli tematykę, klimat...

To różnie. Najbardziej lubię rzeczy, które nazywam agresywnym surrealizmem. Surrealizm to oczywiście po to by krytycy wiedzieli w ogóle o co chodzi, bo przecież oni mają swoje wytyczone ramki. Natomiast co do agresji... Agresja zawsze się u mnie pojawia i to jest związane z emocjami. Nie należę do osób najspokojniejszych i to wiążę się też ze sztuką. Działam na szerokim obszarze czegoś, czego określenie fantastyką jest nie do końca właściwe. Dlatego używam określenia surrealizm. Coś, co jest związane z wyobraźnią. Światy, które kreuję nie do końca są prawdziwe, są związane z moją fantazją. Nie fantastyką, ale fantazją. Przybiera to bardzo różnorodne kształty - i tematycznie i formalnie, od strony plastycznej. Ci, którzy znają moje prace, wiedzą, że czasami trudno jest za mną nadążyć...

Właśnie, czy nigdy nie spotkałeś się z opinią, że rysujesz albo opowiadasz historie niezrozumiale?

Szczerze mówiąc tego rodzaju pytania i zarzuty otrzymywałem jedynie w kategoriach czytelności fabuły. I to jest coś, o co ociera się każdy twórca komiksu. Ponieważ, żeby opowiedzieć fabułę trzeba się ostro namęczyć. I mieć ogromną wiedzę. Czasami zwyczajnie się nie udaje. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, a staramy się, by to co robimy, wychodziło coraz lepiej.
Kiedyś oczywiście w początkowym okresie spotykałem się z zarzutami, że rysunek jest nieczytelny, fabuła jest niezrozumiała. Ale po to żyję i po to dalej tworzę, żeby to jakoś szlifować. Mam nadzieję, że wychodzi to coraz lepiej. A ocena - jak zwykle - należy do odbiorcy.

Skąd czerpiesz plastyczne inspiracje?

Inspiracją jest głównie sztuka. Malarze, graficy na przestrzeni wieków. Od nazwisk, które wszyscy znamy, które znaleźć można w podręcznikach historii sztuki po nazwiska, które gdzieś tam zauważyłem. Jeżeli coś jest dobre, to zawsze będzie to jakoś na ciebie działało. I świadomie, czy też podświadomie będziesz starał się zawrzeć te oddziałowujące na ciebie elementy w tym, co sam robisz.
Specjalnie unikam nazwisk, bo jest ich naprawdę dużo. I nie uciekam przy tym, co jest modne, od inspiracji polskimi twórcami, głównie XVIII-XX wiek. Myślę, że wprawne oko wypatrzy w moich pracach nazwiska artystów, których prace musiałem kiedyś oglądać. Nie będę się też odżegnywać od stwierdzenia, że wszyscy twórcy, dokładnie wszyscy muszą się czymś inspirować. Ale co warto dodać, że inspiracją nie jest tylko sztuka. Może być to film. Jestem dzieckiem popkultury, nie tylko poprzez to, że tworzę komiksy i czytam je, ale przez to, co mnie otacza. Czyli między innymi film, który jest dla mnie ogromną inspiracją. Jestem dzieckiem Gwiezdnych Wojen, tak więc też wiadomo, że archetypowo odcisnęło się to na mojej prostej psychice. Ale nie chodzi tu tylko o tego rodzaju kino, każdy dobry film, choćby kina moralnego jak i niemoralnego niepokoju działa inspirująco, jak i wiele innych filmów nie związanych z fantastyką, obyczajowych. Podobnie dobry komiks, dobra książka. Książek nie można bagatelizować, choćby przez to, że mamy tu do czynienia ze słowem, jakże ono rozwija wyobraźnię. I też żeby to nie był argument dla przeciwników komiksów, że obrazek spłyca słowo, to też jest bzdura. Wszystko wynika w wykreowania dobrego dzieła. I nie jest ważne, czy to komiks, książka, czy muzyka.
Muzyka też jest bardzo inspirująca. Nie potrafię rysować bez muzyki. Jak się to połączy z agresywnym surrealizmem, to można się domyślać czego słucham... A poza tym bardzo często używam nazw zespołów jako tapet do różnych scenografii, przemycam je w niektórych komiksach.

Będziemy szukać... Zostałeś kiedyś nazwany beniaminkiem polskiego komiksu. Jak myślisz, na ile trafne jest to określenie?

Do dzisiaj jestem obserwatorem ligi polskiej, choć w coraz mniejszym stopniu, ale do dziś nie wiem, jak zinterpretować określenie beniaminek. Zawsze kojarzyło mi się to z taki zespołami, które dopiero wchodzą do ligi i dostają w dupę. Nie wiem, czy to jest dobre określenie w związku z tym. Natomiast chyba chodzi o to, że do tych wszystkich tuzów komiksu polskiego gdzieś zaczyna się dopisywać nazwiska tych tzw. młodych.
Po przekroczeniu trzydziestki zacząłem co prawda się powoli zastanawiać, jak to jest kurczę z tą moją młodością. Ja i pokolenie moich rówieśników od kilku lat tworzymy nowy wizerunek polskiego komiksu. To jest nowe zjawisko, które pojawiło się z konkretnymi osobami. Tak więc z tych dzieciaków, które praktycznie kończąc dopiero co liceum plastyczne zaczynały organizować pierwsze konwenty w 1991 roku, wyrosło nowe pokolenie polskiego komiksu. A kto by przypuszczał, że to, że zaczynamy robić konwenty i inne rzeczy razem, przyczyniło się do tego, że komiks w ogóle przetrwał te ciężkie czasy?
Jesteśmy animatorami zupełnie nowego ruchu. Jesteśmy częścią historii. Trzeba sobie z tego zdać sprawę na przyszłość, bo to duża odpowiedzialność. Osiadanie na laurach, których tak naprawdę wciąż jeszcze nie ma, i popuszczenia tempa, może źle się skończyć, bo teraz to my jesteśmy pokoleniem kreatywnym. Ale nadchodzą kolejne pokolenia. Wciąż spotykam się z młodymi twórcami, którzy właśnie kończą licea, a którzy już jakieś rzeczy rysują. Tak więc będzie coraz lepiej. Jak tylko nadąży rynek wydawniczy, to będzie pięknie...

I odbiorca...

A odbiorca bardzo szybko się uczy, bo z Kaczorów Donaldów wyniki sprzedaży wskazują, że już teraz przerzucają się na te rzeczy bardziej inteligentne. Thorgal, który jest dalej hitem, uniwersalnym, ale to jest jakby fenonem społeczno-artystyczno-socjologiczny oraz inne komiksy, inne serie, które mamy w księgarniach. Są już konkretne wyniki sprzedaży, wyniki finansowe, które powodują, że wydawcy puszczają następne komiksy. I jak widzimy nie są one stricte artystyczne, choć na nie przyjdzie niedługo też czas. Najpierw musimy wychować społeczeństwo.

A jakie mamy zasoby rysowników, którzy są w stanie podołać rynkowi, jakie są możliwości odbiorcy, a jaka rola wydawców? Obserwujesz to z innego punktu widzenia...

Najważniejsza jest symbioza. Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że wszyscy - twórcy, wydawcy, krytycy, dziennikarze, media - wszyscy jesteśmy potrzebni, żeby rynek zaczął działać. No i oczywiście odbiorca, bo to dla niego wszystko jest robione. Ale wszyscy powinni zdawać sobie sprawę, że jeśli któryś z tych czynników zawodzi, to nic nie osiągniemy. Możemy sobie teraz wynaleźć jakiś stosowny termin na to wszystko i powiedzieć, że jesteśmy obserwatorami udanej reanimacji polskiego rynku komiksowego, który załamał się w latach 80. Ale wtedy w połowie lat 80 to były odgórne decyzje i nie mieliśmy nic do gadania.
Natomiast to wszystko, co dzieje się teraz jest ważne i powinniśmy z tego korzystać. Nie na zasadzie animozji i innych kretynizmów. Ale zacząć to wszystko ubierać w jakieś skoordynowane działania. Takie działania wykazują duże wydawnictwa, jak Egmont czy Siedmioróg, ale i te mniejsze, i AQQ i Krakersy i Produkt, który jest fenomenem na rynku. To też się wyraża w konkretnych wynikach finansowych. Przecież my jesteśmy od tego, żeby coś dla odbiorcy tworzyć, a odbiorca od tego, żeby nam za to zapłacić. I to jest normalny układ.
A z pojęć underground itp. to wyrosłem w liceum, kiedy przestałem koguty nosić. Natomiast co jest ważne to mamy swoje pasje, i chcemy je robić coraz konkretniej, profesjonalnie, jakkolwiek to zwać i do tego właśnie potrzebni są scenarzyści, profesjonalni scenarzyści, profesjonalni rysownicy, profesjonalni wydawcy i profesjonalni odbiorcy.
A pomiędzy wydawcami i odbiorcami jest oczywiście grupa krytyków, dziennikarzy, którzy są w stanie albo coś wypromować albo zniszczyć. To też jest bardzo ważny aspekt. Tutaj taki apel do dziennikarzy, żeby zdawać sobie sprawę ile jest warte jedno zdanie, ile ono może wyrządzić dobrego lub złego. Starajmy się jak najbardziej obiektywnie patrzeć na wszystkie komiksowe wydarzenia w Polsce. Nie skupiać się do końca na swoich osobistych osądach, tylko na tym, jak można wpływać na odbiorcę, wskazywać mu pewne drogi. Dziennikarz mówi o swoim własnym guście, który jest mniej lub bardziej obiektywny i ma ogromną siłę oddziaływanie przez słowo. Można wyrządzić komuś krzywdę, bo gustów jest wiele. Najważniejsze by wskazać, że taka rzecz się ukazuje, mam o tym takie a nie inne zdanie, ale i tak zapraszam do lektury.
Bo to teraz wszystko się rozgrywa. Właśnie toczy się batalia o reanimację komiksu w Polsce i powinniśmy odczuwać pewną odpowiedzialność za to wszystko, co robimy. Wychowujemy kolejne pokolenia, które mam nadzieję, że staną się w przyszłości odbiorcami tego, co będziemy dalej tworzyć. A krytycy będą musieli dalej coś opisywać i tak to się wszystko potoczy.
Kondycja twórców polskich, jak słyszę, jest bardzo dobra. Mamy do czynienia z profesjonalną kadrą, zajmują się robieniem komiksów i robią to bardzo dobrze. To niekoniecznie są ludzie szkoleni w liceach plastycznych, w akademiach sztuk pięknych, ale i ludzie, którzy żyją pewną pasją i robią to profesjonalnie.
Co jest jednak bardzo ważne, większość tych twórców jest faktycznie wyszkolona, są to bardzo dobrzy artyści z dużą wiedzą na temat warsztatu, tego, co chcą robić i jak coś widzą. To też widać na konwentach, gdy co roku na festiwal przychodzą prace stu czy ponad stu twórców. Wiadomo, że statystyka jest taka, że 10 % ma szansę wypłynąć na rynek, ale to i tak dobry wynik.

Czyli Twoim zdaniem wszystko jest na dobrej drodze...?

Tak, trzeba tylko pamiętać, żeby na to wszystko pracować i to wspólnie, bo jeśli nadal będę obserwował jakieś pieprzone animozje pomiędzy środowiskami, twórcami, to jest to tylko okazywanie kretynizmu.
O zinach w Polsce ciężko już mówić, jeśli ukazuje się on w nakładzie 1000, 2000 sztuk z kolorowymi wkładkami. No to już nie są ziny, tu mamy do czynienia z profesjonalnymi wydawnictwami. I dalej ma tak to iść.
Rozmawiając z wieloma twórcami, widzę, że wszyscy mają jakieś plany wydawnicze, i bardzo dobrze. Oczywiście tak jak Witek Tkaczyk na łamach swojego magazynu AQQ, zastanawiam się czy nie zrobi się tego za dużo. Może i będzie za dużo, ale nie ma co rozpieszczać siebie i rynku. Słabsi odpadną, to normalne, tak jest w przyrodzie. Nie zmienimy tego, a co za tym idzie, to coraz większa gonitwa ku coraz lepszym rzeczom. I chyba o to chodzi. Gdziekolwiek się nie obejrzymy wszędzie jest dokładnie ta sama zasada.

A powiedz mi jak myślisz jak serwisy internetowe mogą pomóc komiksowi w Polsce?

To jest element konieczny, od którego nie mamy już ucieczki i nie ma zresztą po co uciekać. Debilizmami są dyskusje czy to dobre, czy to złe. To zmienia po prostu nasze życie. A jak zwykle wszystko zależy od człowieka, jak to interpretuje i jak się w związku z tym zachowuje. A internet, zwłaszcza, jeśli chodzi o twórców, i są na to konkretne dowody, bo w życiu byśmy nie zawędrowali do Malezji, czy krajów orientalnych, czy słynnych Ameryk tak szybko jak właśnie przez internet. I są twórcy, którzy nawet w nie do końca profesjonalny sposób zrobili sobie stronę w internecie i wylądowali na wystawie w Nowym Jorku. To służy świetnie promocji autorów, to jest globalny wynalazek, który ma globalne znaczenie. I tak to się ma dziać, i od tego jesteśmy już uzależnieni. Ja też planuję strony internetowe swoich komiksów.
Widzę bardzo dużo pozytywów związanych z tym genialnym, czy też diabelskim, jak zwał tak zwał, wynalazkiem. Dla mnie internet jest kolejną możliwością na przyszłość. A wy, Esensja, jesteście na to dowodem, że przez internet można docierać bardzo szybko do ludzi, którzy może nie poszliby do tej księgarni, nie zwrócili by uwagi... Trzeba w bardzo profesjonalny sposób docierać do nowych ludzi, którzy może zaczną kupować komiksy. Trzeba im wskazywać twórców, wydawców etc. I wszystko to, co znajdzie się w prasie, musi się znaleźć również w internecie. Ponieważ jest to takie same medium, tak samo ważne, jeśli nawet nie najważniejsze teraz.

A nad czym obecnie pracujesz?

Jako autor komiksów pracuje teraz nad wieloma seriami. Między innymi nad nowelami, na które mam pełno pomysłów. Należy się zastanowić, ile lat będę potrzebował na zrealizowanie ich wszystkich.
Natomiast co jest ważne, i z czym mamy do czynienia nie tylko na rynku komiksów, ale w mediach... Jesteśmy wychowywani na pewnym schemacie serialowym i nie da się od tego uciec. Oczywiście wiemy, jakie mamy seriale, ale są też seriale lepsze, które oglądam i nie będę się tego wstydzić, bo są to dobrze opowiedziane historie. Ale głównie chodzi o pewien schemat twórczy. Jak również pewien schemat społeczny. To jest coś, co odbiorca lubi, ceni. Trzeba sobie wziąć do serca ten schemat i zastanowić się nad nim. I ja się nad tym zastanowiłem i pracuję teraz nad serialami, nad bohaterami, których losy śledzimy na przestrzeni iluś tam stron komiksu. Co tu dużo mówić, wykreowałem postacie, które niektórzy już znają i zmiana, która teraz nastąpi dotyczy scenariuszy, którymi zajmą się teraz Benek Szneider i Jakub Rebelka.
Pracuję też nad historiami do albumów o Noman'ie, ruszamy dalej z produkcją tego, i z tego, co mi Błażej Kronic opowiadał to bardzo apetycznie się to zapowiada.
Mam zamiar dalej rozwijać historię związaną z Łowcą, do scenariusza Tomka Kołodziejczaka, który pracuje nad kolejnymi epizodami, co również zapowiada się ciekawie, a ponieważ postać jest już jakoś wykreowana to myślę, że można już nawet myśleć o albumie.
Rozmawiałem też Piotrem Alchimowiczem na temat scenariusza do nowej postaci, którą wymyśliłem, czyli Industrial Man, też bardzo ostra jazda się kroi. Jest bardzo ciekawy scenariusz.
No i czas wreszcie kończyć pewne epizody związane z Niebajką, co mam nadzieję, nastąpi już na festiwalu w Łodzi w październiku.
Pracuję też nad postaciami do kilku serii stripów, szykują się też - mam nadzieję - kampanie związane z Superhipernescafemenem, ze scenariuszem Rafała Skarżyckiego.
Dalej jakieś reklamy, z których jestem zadowolony. Czyli np. paski z Marianem Kurierem, dotyczące warszawskiej firmy kurierskiej. No i wiele, wiele innych rzeczy, których teraz nawet chyba nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
Co najważniejsze, i co chyba wszystkich twórców dotyczy, widać to po tym, co powoli ukazuje się teraz na rynku w Polsce, trzeba kreować konkretne postaci i ich przygody. Trzeba związać czytelnika z nimi, a wtedy - jak choćby na przykładzie Thorgala - wszystko zaczyna się kręcić. Trzeba doprowadzić do sytuacji, nie mówię tu o sobie tylko rzecz jasna, kiedy faktycznie nasi czytelnicy zaczną poszukiwać naszych albumów, bo będą chcieli dalszych przygód. To jest normalne. I tak właśnie ma wyglądać rynek. Oczywiście nie można rezygnować z tego, co dotąd robiliśmy, czyli etapu krótkich form komiksowych, bo to też jest bardzo ważne, przecież ile doskonałych komiksów dzięki temu powstało. I ilu twórców dzięki temu poznaliśmy. Ale teraz kolejnym krokiem jest to, że trzeba tworzyć konkretne postaci. I one się tworzą albo latami albo niektóre z nich teraz właśnie powstają. Latami to choćby Jeż Jerzy, Produkt teraz kreuje kolejne wyraziste postaci na swych stronach, i dla nich właśnie można już kupować pismo. Oby tak dalej...

Dziękuję za wywiad.



W imieniu Esensji rozmawiał Artur Długosz

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

88
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.