Magazyn ESENSJA nr 6 (IX)
lato 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Janusz A. Urbanowicz
  Inny Egan

        Polemika z "Odsieczą pseudonima" z Esensji 5'01.

Dotychczas w dyskusji o fantasy i sf ukazały się:

Janusz A. Urbanowicz "Pokolenie GNU: Od 'Astronautów' do 'Fiaska'"
Jacek Dukaj "Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej"
Janusz A. Urbanowicz "Odpowiedź Jackowi Dukajowi"
Tomasz Pacyński "Rozważania o wyższości"
Janusz Urbanowicz "Spowiedź wielbłąda (odpowiedź Tomaszowi Pacyńskiemu)"
Grog "Odsiecz pseudonima"

Już na wstępie Grog "spieszy z odsieczą" moim poglądom na temat fantastyki naukowej. Więcej, ma mi za złe, że w bitwie o to, co jest "słuszniejsze" - fantasy czy sf, poglądy moje łagodzę.

Tylko, że ja żadnej bitwy nie wydawałem. I nie wycofywałem się z poglądów. W dyskusji nad moim tekstem padły rozmaite słowa, więc w kontrreplikach _doprecyzowywałem_ to, co chcę powiedzieć.

Chciałem rzucić kilka uwag z pozycji w miarę bezstronnego obserwatora. Te kilka ostrych słów które napisałem, skierowane były nie przeciwko fantasy jako gatunkowi, a przeciwko jej fanatycznym miłośnikom. Zdaję sobie sprawę, że gdyby nie byli fanatykami, nie byliby miłośnikami, jednakże czasem przybiera to formy patologiczne.

Kuriozalnymi dla jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji argumentami, są przytaczane przez Groga scenki rodzajowe. Na Boginię, Baxter za mało naukowy?! Facet, który pisze o alternatywnych wszechświatach, o innych wartościach stałych fundamentalnych - to nie jest fantastyka naukowa? Litości. To co nią jest?

Ja rozumiem, że Lem to sf, na jakiej Grog się wychował, ja zresztą też (pierwszą książką stricte fantastyczną, jaką przeczytałem było "Śledztwo"). Ale z naukowością u Lema bywa różnie, czasem są tam takie błędy naukowe czy rzeczowe, że aż zęby trzeszczą. Lem jest wielki. Ale należy wstać z klęczek.

Grog przypisuje sukces fantasy, jako gatunku literackiego, manipulacjom wydawców. Nie jest to prawda. Wydawanie literatury pięknej nigdzie na świecie nie jest przeraźliwie dochodowym zajęciem i wszędzie literatura ambitniejsza jest literaturą niszową. Także u nas rynek pokazał, że drukując ambitniejszą fantasy, ambitniejszą sf utrzymać się nie sposób. Dlatego ukazuje się to, co się ukazuje. Wydawcy nawet chcieliby wydawać rzeczy lepsze. Ale muszą wydawać to, co się sprzedaje. A książka, jako medium, jest w defensywie, na jej miejsce wchodzi film, telewizja, gra komputerowa nowej generacji o złożonej fabule, pięknym wykonaniu i dużo głębszym poczuciu "zanurzenia się".

To zjawisko jest naturalne, nowe formy zastępują starsze, starsze wymierają. Można oczywiście próbować reanimacji, tworzyć coś na kształt zadekretowanego i wspieranego (tylko z czyich pieniędzy?) kształtu 'słusznej' literatury. Tylko czy wyjście fantastyki z "getta" ma przybrać postać przejęcia co większych wypaczeń mainstreamowego życia literackiego? Zresztą fantastyka naukowa nie zginie, ale lata świetności ma już za sobą.

Właściwie czym jest fantastyka naukowa, o której dyskutujemy? Mam wrażenie, że dla Groga sf jest popularyzacją nauki przybraną w fabularne szatki. Jeśli mam tu rację, nie porozumiemy się nigdy, dla mnie drętwe dykteryjki mające ilustrować ten czy inny fragment naukowej wiedzy zawsze wydawały mi się żałosne. I nie da się uczynić ich literaturą. Sam Grog pisze, że od fantastyki takiej, jaka jest teraz, woli ksiązki popularnonaukowe. Może to jest odpowiedź na pytanie, czego Grog potrzebuje. Tylko dlaczego w takim razie chce od fantastyki, by stała się tym czym nie jest?

Dziwi mnie to podejście, bo obaj czytamy Egana. Ale im bardziej wczytuję się w tekst Groga, tym bardziej mam wrażenie, że my czytamy innego Egana. Grog czyta Egana, który swoimi utworami ilustruje naukowe tezy, który rozważa mechanikę kwantową i mechanizmy ewolucji. Egana z "Quarantine", z "Luminous", z "The Planck Dive". To bardzo dobre teksty. Ale ja czytam inne. Te, w których Egan zastanawia się "Co to znaczy być mną, tobą, na czy polega różnica i dokąd zmierzamy". To wielkie pytania i odpowiedzi na nie ludzie szukają od zawsze. Ja czytam Egana piszącego o rozpadających się związkach międzyludzkich, o utracie wiary, o upadku rozumowego postrzegania świata. Egana z "Silver Fire", z "Reasons to be Cheerful", z "Blood Sisters", z "Oceanic", z "Learning to be Me" i "Closer".

     Odezwałem się.
     - Co planujesz robić, jeśli tu zostaniesz? Stworzyć kraj aniołów? Wyhodować swoją małą bioinżynieryjną utopię?
     - Utopię? - Largo zatrzymał się i błysnął w moim kierunku swoim krzywym uśmiechem. - Nie. Nie można stworzyć utopii. Nie ma właściwego sposobu życia, na który po prostu jeszcze nie wpadliśmy. Nie ma takich zasad, takiego wzoru czy systemu. Niby dlaczego powinien być? Z wyjątkiem istnienia stwórcy, i to bardzo przewrotnego, jaka mogłaby być przyczyna istnienia planu doskonałości czekającego na odkrycie?


-- Greg Egan, "Chaff", w: "Our Lady of Chernobyl", MirrorDanse Books, Parramatta - Sydney, Australia, ISBN 0-64623-230-4. S 27-28. Fragment przetłumaczył Janusz A. Urbanowicz.

A reszta to bajer.

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

78
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.