Oślepiające białe światło zdawało się przenikać bezpośrednio przez ścianę pokoju. Jonathan czuł, że w żaden sposób nie może się poruszyć. Jego ciało wibrowało w rytm dziwnego, buczącego dźwięku dochodzącego znikąd i zewsząd na raz.
Poczuł, że unosi się do góry i leci, sparaliżowany, w kierunku okna. Unosiła go jakaś dziwaczna, niewytłumaczalna siła, a za oknem, obok unoszącego się w powietrzu spłaszczonego talerza będącego źródłem białego światła, ujrzał dwie dziwne niskie sylwetki z wielkimi, zdeformowanymi głowami.
Następnych kilka - dni, godzin, miesięcy? - było dla niego bezczasowym koszmarem. W pewnej chwili zobaczył pochylającą się nad nim jajowatą, opiętą szarą skórą głowę z parą wielkich spodkowatych oczu, poczuł dziwne dotknięcie i stracił przytomność.
Obudził się z krzykiem. Leżał na łóżku. To był tylko potworny sen. Chyba. Nie był do końca pewien - to było takie... realne.
***
- Musiałem zabrać mojego człowieka do homologa.
- A co się stało?
- Znaczył teren domu psignaturą, wredne bydlę. Nie wiem co mu nie odpowiadało w telewizorze, ale go prawie nie oglądał.
- Oj, przecież to nie jego wina, wiesz że nie robił tego specjalnie...
- No, niby tak, ale i tak potem nie mogłem się pozbyć jego ontomarkerów. Więc mu musiałem wyciąć psideterminant. Czuję się teraz trochę winny.
- Nie przesadzaj, przecież to bezbolesny zabieg.
- Wiem, ale chyba się przestraszył, jak go wynosiłem poza wymiar...
|
|