Magazyn ESENSJA nr 8 (XI)
październik 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Paweł Dębek
  Wszyscy zabójcy księcia

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     ***
     
     - Jesteś pewien, że powiedziałeś apartament, a nie alkowa? - spytał Gomez, niepewnie rozglądając się po pokoju, w którym stół musiał mieć wystawioną za okno część blatu, przez co okiennice nie domykały się.
     - To najlepszy lokal w mieście, szefie.
     - I nazywa się Speluna. Więc jak się nazywa najgorszy? Rynsztok?
     - Nie, Speluna 7 - odparł Vorner.
     - Nieważne - Gomez pokręcił głową. - Jeśli wszystko się powiedzie, już wkrótce będę miał znacznie ładniejsze sypialnie.
     - Mówisz o zwycięstwie w turnieju? - Horner uniósł w górę sześcionożne stworzonko, które zagnieździło się na jego sienniku.
     - Nie, mówię o czymś znacznie bardziej intratnym, znacznie bardziej - Gomez roześmiał się w sposób zarezerwowany wyłącznie dla czarnych charakterów w niskobudżetowych produkcjach fantasy.
     
     ***
     
     A wszystko zaczęło się dwa miesiące wcześniej i jakiś miesiąc po zakończeniu "Poezji władzy".
     - Tatku, nudzę się - księżniczka oderwała wzrok od tańczących różowych smoków i przeniosła go na księcia.
     - Córeczko, kocham cię, ale teraz jestem zajęty, więc porozmawiaj z mamą - odrzekł książę starając się trafić lotką w środek tarczy.
     - Mamo!
     Z komnat księżnej dobiegł odgłos zamieszania, jaki zazwyczaj wydają dwórki, spędzające czas w bardzo niepożyteczny sposób, któremu towarzyszył męski okrzyk:
     - połamiesz mi go!
     i w oknie ukazała się księżna, starając się poprawić zsuniętą na bok perukę.
     - Co się stało, kochanie?
     - Nudzę się, mamo.
     - A Landar?
     - Poszedł z kumplami na miasto.
     - W takim razie wezwij straż i każ go sprowadzić.
     - Mamo!
     - No dobrze... To może... weźmiesz skakankę i pobawisz się sama?
     - Nie! Ja chcę turniej!
     - Co! - książę nerwowo wypuścił lotkę i rozległ się ryk wkurzonego różowego smoka.
     - Hm... to całkiem niezły pomysł - księżna podskoczyła do góry, kiedy coś w komnacie uszczypnęło ją. - Mam teraz ważne spotkanie z ambasadorem Wschodniego Księstwa, więc zajmij się wszystkim, kochanie. Dobrze...? Dobrze?!
     - Tak, najdroższa - odparł potulnie książę i zrezygnowany powlókł się do swoich komnat.
     
     ***
     
     - Turniej! Turnieju im się zachciało! Ale wszystko na mojej biednej głowie.
     - Jeśli chodzi o koronę, to mogę potrzymać - zaoferował się szef policji, stając w gabinecie obok perorującego księcia.
     - A najgorsze, że zaraz będziemy tu mieli mnóstwo zboczeńców: za honor i ojczyznę, giń psie! - książę zrobił niewyraźny ruch ręką.
     - Możemy zrezygnować z nagrody.
     - Tak, tak... a wtedy moja małżonka zażąda rozwodu i będę musiał wrócić do wypasania świń. Już trudno. Roześlij wieści, że będzie turniej rycerski.
     - Zwycięzca bierze księżniczkę za żonę?
     - Zwariowałeś?! Czy ja potrzebuję jakiegoś Schwarzeneggera w rodzinie? Nagrodą niech będzie jakaś sumka i... powiedzmy... uścisk dłoni księcia.
     - Hm...
     - No dobrze, poklepię jeszcze zwycięzcę po plecach. Albo gdziekolwiek będzie chciał.
     I w ten sposób do Tor - Linu zaczęli ściągać na turniej żądni męskich pieszczot rycerze.
     
     ***
     
     Karczmarka postawiła przed elfem piwo i przez moment przypatrywała mu się z uwagą, po czy rzuciła pod nosem:
     - Musiałam dziś za dużo wypić - i wróciła za kontuar.
     Sam sączył powoli piwo i obserwował drzwi do apartamentu na pierwszym piętrze. Przyzwyczaił się już do tego. Wystarczyło, że po prostu wysunął twarz z cienia, a każdemu śmiałkowi chęć walki przesuwała się zaraz jelitami w dół. Sam był po prostu...
     Ale oto drzwi do apartamentu na piętrze otworzyły się i trzech rycerzy zaczęło schodzić. Szli statecznie, jak przystało wysokiej szlachcie w  tak plugawym miejscu, dopóki ostatni nie poślizgnął się na kocie i cała trójka stoczyła się na sam dół schodów. Tam dopiero Gomez przerwał krępujące milczenie:
     - Vorner, zejdź ze mnie.
     - Nie mogę, szefie, bo na mnie leży Horner.
     - Horner, zejdź z niego.
     - Nie mogę, szefie, bo na mnie leży kot.
     Sam przystąpił do działania. Wymknął się drzwiami i okrążył budynek. Pod dokładnie wyliczonym oknem nasunął rękawiczki i sprawnie wspiął się po murze. Pchnął okiennice i wkroczył do ciemnego wnętrza.
     - Kto tu?! - krzyknął szef policji, zrywając się z łóżka.
     - A co?! - krzyknęła kurtyzana Emma, spadając na podłogę.
     - Eee... - Sam starał się dociec, gdzie się pomylił w obliczeniach. - Deratyzacja pomieszczeń.
     - O w pół do trzeciej w nocy?
     - Mieliśmy pilne wezwanie. Jakiś karaluch-ludożerca grasuje w okolicy.
     - Tu go nie ma.
     - Na pewno?
     - Może pan być spokojny. Biorę go na siebie.
     - Każdy tak mówi, a potem kręcą Szczęki IX. No, to do widzenia.
     Sam wyszedł i zamykając za sobą okno, usłyszał jeszcze:
     - Jeżeli będziemy musieli zacząć wszystko od początku, policzę ci podwójnie.
     Przesunął się po gzymsie i pchnął okiennice sąsiedniego pokoju. Po blacie stołu wpełznął do wnętrza. Najpierw przerzucił wszystkie rzeczy w poszukiwaniu zapałek, a potem w poszukiwaniu kuferka, który był już przerzucił podczas pierwszego przerzucania.
     Kuferek oczywiście był zamknięty, ale Sam był w końcu specjalistą od zabezpieczeń. Rzucił go parę razy o podłogę, aż pękło denko. Wtedy podniósł tajemniczy przedmiot owinięty atłasem.
     I wówczas drzwi otworzyły się i stanął w nich Horner.
     - Ja... - zająknął się - przyszedłem po zapałki.
     - Nie ma sprawy. Naprawdę, nie gniewam się. Wręcz przeciwnie: ja tu deratyzuję. A zapałki, o tu...
     - Aha. Dziękuję
     Horner wziął zapałki i wyszedł. Zszedł na dół i podał je Gomezowi.
     - Wiesz, na górze był jakiś facet i deratyzował twój skarb, który... - zaczął.
     - Słucham? - Gomez bardzo chciał w tej chwili cierpieć na omamy słuchowe. - No to łapcie go, to złodziej! Nie do pokoju, bałwany! On jest już na zewnątrz. Szybciej, na Termona, boga skradzionych zegarów ściennych! Chcę go mieć martwego lub bez głowy, wszystko jedno. I macie odzyskać mój skarb! - Gomez dopiero po chwili zorientował się, że Hornera i Vornera już nie ma. Za to cała sala bardzo uważnie go słuchała.
     
     ***
     
     Sam ruszył ciemnymi ulicami Tor - Linu, gdy nagle usłyszał za sobą:
     - Stój, bo będę cię gonił!
     Przycisnął silniej ukradziony skarb i zaczął biec. Teoretycznie miał przewagę, ponieważ goniący go nie znali miasta. Tyle tylko, że on też już zdążył się zgubić. Niespodziewanie jednak, przynajmniej dla siebie, wbiegł pomiędzy drzewa. Przystanął zdumiony:
     - Las w mieście?
     - Nie, to tylko park. To niby takie nowoczesne - poinformował go usłużny głos z ciemności i dodał: - kogo gonią ci dwaj faceci z mieczami?
     - Mnie.
     - Nawet trudno byłoby cię dostrzec, gdyby nie ta nalepka fosforyzująca na plecach. Nazywam się Landar.
     - Ja jestem Sam.
     - Elf? Nigdy nie widziałem...
     - Jeżeli robi ci to różnicę, to już sobie pójdę.
     - Nie, nie. Poza tym ci goście już tu biegną.
     Zza rogu wynurzyła się para zziajanych rycerzy. Zobaczyli elfa i przystanęli, żeby złapać tchu. Potem, starannie ukrywając zadyszkę, ruszyli w jego kierunku.
     - Ten elf - rzekł jeden - ma coś naszego.
     - Obawiam się, że to nie wasze mózgi, musieliście je zgubić już w dzieciństwie.
     - Nie wtrącaj się chłopczyku, to nic ci się nie stanie - warknął Vorner i wysunął do przodu ostrze miecza.
     - Gdybym chciał być niegrzeczny, powiedziałbym to samo. Ale nie chcę. Więc proponuję rozsądzić spór pokojowo.
     - Jak...??? - Horner wybałuszył oczy.
     - Najpierw zobaczmy tę rzecz.
     Sam rozejrzał się czujnie dookoła, na wypadek, gdyby obok dwóch, pragnących poderżnąć mu gardło zbirów, czaiło się w pobliżu coś groźnego i wyciągnął zza paska podłużny przedmiot.
     Landar wziął go i rozpakował. Przyglądał się przez chwilę, a im dłużej to robił, tym bardziej jego twarz wykrzywiał grymas, który w końcu osiągnął stadium wręcz masochistycznego obrzydzenia.
     - To nasz szef - rzekł Horner.
     - I kurtyzana Emma - dodał Vorner.
     - To perwersja - przyznał Sam.
     - To absolutnie bezwartościowe - stwierdził Landar.
     - Co??? - spytali wszyscy.
     - To obrazomontaż - Landar wzruszył ramionami. - Trzeba być chorym, żeby się na to gapić.
     - No, no! - pokiwał mieczem Vorner.
     - No właśnie - poparł go Horner.
     - Tak czy inaczej powinno się dobrze sprzedać - rzekł Sam.
     - Nic z tego. Zabieramy to.
     - Jakim prawem? - Landar bawił się sygnetem.
     - To zostało skradzione, prawnie należy do naszego pana - poskarżył się Horner.
     - Przykro mi. Z racji zajmowanego przez siebie stanowiska na dworze książęcym, ja tutaj jestem jedynym reprezentantem prawa i nie uznaję waszej skargi - Landar podrzucał sygnet.
     - W taki razie olewamy prawo - rzekł Vorner i uniósł w górę ostrze miecza.
     - A to już inna para obuwia - stwierdził filozoficznie Landar i z krzaków wyłoniły się cztery postacie. - Ale jeżeli przyjmiemy, że prawo ma ten, kogo jest więcej, to w takim wypadku znowu musicie się pogodzić z porażką.
     Vorner, w przeciwieństwie do Hornera wiedział, kiedy należy powiedzieć do widzenia.
     - Do widzenia - powiedział, ciągnąc za sobą Hornera, - ale ostrzegamy, że będziemy składać apelację.
     - Co będziemy robić? - Horner pozwolił się odciągnąć.
     - Wrócimy w większej kupie - wytłumaczył koledze Vorner i obydwaj szybciutko zniknęli za rogiem.
     - Jestem pod wrażeniem - odezwał się Sam. - Ładną gadkę im wcisnąłeś.
     - Ależ skąd - zaprzeczył Landar. - Jestem nadwornym wizjonerem, szefem lokalnego gangu dla nieletnich i jestem również na jak najlepszej drodze, żeby stać się następcą tronu przez wżenienie się. To wszystko prawda.
     - Jeżeli mógłbym coś dla ciebie zrobić - w ciemności błysnął rząd białych zębów Sama, - a właściwie dla was...
     - Och... my po prostu czasami pomagamy zbłąkanym turystom. Ale... możesz chyba postawić nam po kuflu piwa. Szczególnie, że tuż obok jest taka milutka knajpka, nazywa się...
     
ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

7
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.