Magazyn ESENSJA nr 8 (XI)
październik 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Paweł Laudański
  Wiatr ze Wschodu

        edycja 10 - październik 2001

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Holm Van Zaitchik
1. XIII wiek. Sartak, syna chana Batyja, spadkobiercy tronu Złotej Ordy, jednoczy pod swymi rządami Świętą Ruś i Ordę. Jakieś sto lat później, gdy Chińczycy wzniecili udaną rewoltę skierowaną przeciwko obcej im mongolskiej dynastii Juan, zchińszczeni Mongołowie i wiążący swe losy z administracją juanską wykształceni Chińczycy znaleźli schronienie w ojczyźnie potomków Sartaka. Przybysze wnieśli do i tak już różnorodnej nowej ojczyzny swą wiedzę, kulturę, zwyczaje i wiarę. Wraz z ich przybyciem zaczął się prawdziwy rozkwit państwa leżącego na styku Europy i Azji. Nabrał on jeszcze większego tempa po śmierci pierwszego dyktatora z chińskiej dynastii Min, kiedy to targane niepokojami i stojące na skraju wojny domowej Chiny ratunek przed upadkiem znajdują w przyłączeniu się - na zasadach federacji - do bogatego sąsiada. Powstaje najpotężniejszy organizm państwowy świata, który, wciąż się rozrastając, wodzi rej również na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia. Tym państwem jest Orduś.

Orduś rozpościera się od gorących Indochin, aż po zimne wody Zatoki Fińskiej. Ogromne przestrzenie, wiele ludów, spojonych w jedno społeczeństwo naukami Konfucjusza, świątynie którego znaleźć można w najmniejszym nawet mieście imperium. Orduś to kraj o wielowiekowych tradycjach kulturowego, religijnego, etnicznego i politycznego pluralizmu, kraj wielu religii: prawosławie, islam, buddyzm, taoizm i judaizm egzystują ze sobą w spokoju i ładzie, w czymś, co nazwalibyśmy zapewne duchem ekumenizmu.

Orduś jest federacją, w skład, której wchodzi Państwo Środka (czyli Chiny) oraz otaczające je siedem ułusów (okręgów). Ma trzy historyczne stolice: Chanbałyk na wschodzie, Karakorum w centrum i Aleksandrię Newską (nawet niezbyt uważny czytelnik bez trudu rozpozna w tym mieście Petersburg) na północnym zachodzie. Wysoka kultura materialna i duchowa stworzona przez pracowitych obywateli Ordusi pozwala traktować im mieszkańców reszty świata jako nieokrzesanych barbarzyńców. Tu nie ma złych ludzi, a poważne przestępstwa popełniane są jedynie wtedy, gdy z problemami gnębiącymi jednostkę nie jest w stanie poradzić sobie ani ona sama, ani jej bliscy; zło bowiem zawsze przychodzi do człowieka z zewnątrz, wykorzystując jego chwilowe słabości.

Tak pokrótce można opisać świat, który narodził się w wyobraźni Holma van Zaitchika. W czyjej wyobraźni natomiast narodziła się postać Holma van Zaitchika - nie jest wiadome.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Holm Van Zaitchik - Sprawa Chciwego Barbarzyńcy
Van Zaitchik urodził się podobno w 1911 roku, w rodzinie holenderskiego oficera artylerii. Dzięki stosunkowo szybko opanowanej znajomości języków: chińskiego, japońskiego i malajskiego już w wieku dwudziestu lat rozpoczął karierę dyplomatyczną na Formozie (obecnie - Tajwan). Bohaterska śmierć ojca próbującego powstrzymać niemieckie wojska kroczące przez terytorium Holandii i Belgii na podbój Francji odcisnęła swe piętno na umyśle trzyletniego Holma; pod wpływem tego wydarzenia van Zaitchik stał się wyznawcą kultu walki z agresją i nienawiści do wszelkich przejawów imperializmu.

Kierowany idealistycznym porywem ducha został agentem radzieckiego wywiadu (używał kilku pseudonimów, m.in. "Wilk", "Puszysty"). Wypełniając rozkaz Centrali, po ataku japońskich militarystów na Chiny wystąpił o azyl polityczny w Japonii, przyjął chińskie obywatelstwo w okupowanej przez Japonię Mandżurii i został radzieckim rezydentem w Hiroszimie. Należał do grupy Richarda Sorge, ocalał po jej likwidacji jedynie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Jego wkładu w dzieło zwycięstwa w II wojnie światowej nie sposób przecenić. Dla przykładu: wziął aktywny udział w bitwie o Midway, przyczyniając się do klęski Japończyków poprzez zamianę w japońskich samolotach bomb na torpedy, dzięki czemu samoloty te zatopiły cztery własne lotniskowce.

Mniej więcej w tym samym czasie van Zaitchik wkroczył na drogę nauki, pisząc rozprawy i eseje na temat tajemniczych tendencji w historii i geopolityce Dalekiego Wschodu. Jednocześnie stała się głośna jego kolekcja lakowych pudełek na odpadki z okresu dynastii Heian, które zbierał przez wiele lat, angażując w to zarówno każdą chwilę wolnego czasu, jak i znaczną część swoich skromnych zasobów finansowych. Niestety, kolekcja ta została unicestwiona w błysku atomowej zagłady, która zmiotła z powierzchni ziemi Hiroszimę. Tego barbarzyńskiego czynu van Zaitchik nie wybaczył amerykańskiemu imperializmowi do końca swych dni.

Po zakończeniu drugiej wojny światowej van Zaitchik wziął czynny udział w chińskiej rewolucji po stronie Mao. Na początku lat pięćdziesiątych, gdy stan jego zdrowia znacznie się pogorszył, wraz ze swymi pięcioma żonami i licznymi dziećmi osiadł na chińskiej prowincji, gdzieś w zachodniej części prowincji Shandun, gdzie założył rodzinne gospodarstwo-komunę specjalizujące się w produkcji znakomitej, nie mającej sobie równych kapusty.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Holm Van Zaitchik - Sprawa niezależnych derwiszy
W tym mniej więcej czasie van Zaitchik doszedł do przekonania, że ten, kto opanuje Eurazję, będzie miał w ręku klucz do objęcia kontrolą całego świata. Z tego też powodu stał gorącym piewcą idei przyjaźni i współpracy pomiędzy dwoma krajami, które traktował jako swe ojczyzny, czyli Chińską Republiką Ludową i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Bardzo przeżył zerwanie stosunków pomiędzy oboma krajami, fakt ten wpędził go w ostry alkoholizm, z objęć którego udało mu się wyrwać - po długiej i ciężkiej walce - jedynie dzięki intensywnym staraniom trzech najmłodszych żon.

To w tym właśnie czasie zajął się pisarstwem, tworząc m.in. cykl zatytułowany "Nie ma złych ludzi", noszący podtytuł "Euroazjatycka symfonia". Łącząc doświadczenia historyka, geopolityka i pisarza przedstawił w nim swoją wizję stabilizacji osi euroazjatyckiej. Dzieła te weszły do kanonu współczesnej literatury chińskiej, choć nigdy nie zostały oficjalnie opublikowane, obrosły legendą wśród tych, którzy nie tylko nie byli w stanie zapoznać się z tekstem w wersji oryginalnej, lecz i wśród tych, którzy nie zdołali dotrzeć do nielicznych wydrukowanych egzemplarzy książki, a utwory van Zaitchika znali jedynie ze słyszenia.

Na początku 1991 roku van Zaitchik zniknął na dobre; są pewne poszlaki, że schronił się w trudno dostępnych rejonach Tybetu. Po kilku latach świat uznał go za zmarłego. Jednakże zbyt pochopnie: oto na przełomie 1999 i 2000 roku Eustachy Chudenkow, rosyjski tłumacz z chińskiego, otrzymał tajemniczy e-mail. List składał się z trzech słów: "Nadszedł czas. Holm". Do listu załączony został plik z pierwszą powieścią cyklu "Nie ma złych ludzi", zatytułowaną "Dieło żadnogo warwara" (czyli "Sprawa Chciwego Barbarzyńcy"). No i się zaczęło...

Jak dotąd opublikowana została pierwsza trylogia ze wspomnianego cyklu. Poza "Sprawą Chciwego Barbarzyńcy" - "Dieło niezalieżnych dierwisziej" ("Sprawa niezależnych derwiszy") oraz "Dieło o połku Igoriewie" ("Sprawa pułku Igora").

Ktoś przywiązany do szufladkowania miałby poważne problemy z określeniem gatunku reprezentowanego przez dzieło van Zaitchika. Powieść detektywistyczna? Historia alternatywna? Political fiction? Fantastyka socjologiczna? Satyra? Raczej wszystkiego po trochu. Akcja wszystkich trzech powieści bowiem rozwija się wokół śledztw prowadzonych przez dwóch przyjaciół: Bogdana Ruchowicza Oujancewa-Sju oraz Bagatura Lobo. Obaj znakomicie się uzupełniają: pierwszy, wyznawca prawosławia, jest klasycznym inteligentem, sprawującym funkcję będącą skrzyżowaniem zawodów sędziego i prokuratora, spokojnym, opanowanym, trochę ciamajdowatym, drugi - wyznającym buddyzm, porywczym, nad wyraz sprawnym fizycznie mistrzem walki na miecze, wlewającym w siebie hektolitry piwa "Wielka Orduś" i amatorem ergotou, wysokoprocentowego trunku rodem z Mosyke (jakoś dziwnie przypominającej Moskwę) funkcjonariuszem policji. W "Sprawie Chciwego Barbarzyńcy" panowie muszą rozwiązać zagadkę kradzieży prawosławnej relikwii, w "Sprawie Niezależnych Derwiszy" - odnaleźć zaginionego podczas wyprawy do prowincjonalnego Asłaniwu (moim zdaniem chodzi o Ukrainę) francuskiego naukowca, który wybrał się tam w poszukiwaniu legendarnego rękopisu średniowiecznego geniusza, i ustalić, czy, a jeśli tak, to jakie związki z tym zaginięciem maja tytułowi derwisze, pragnący oderwania Asłaniwu od Ordusi, w "Sprawie Pułku Igora" wreszcie - muszą powstrzymać tajemniczych spiskowców, którzy przy wykorzystaniu inżynierii genetycznej chcą wymusić uchwalenie wygodnej dla siebie ustawy, a w dalszej perspektywie - doprowadzić do rozpadu całej Ordusi.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Holm Van Zaitchik - Sprawa pułku Igora
Interesująca jest konstrukcja całego cyklu, poszczególne powieści połączone są ze sobą bowiem nie tylko postaciami głównych bohaterów. W pierwszym tomie otóż w jednej z ważniejszych scen pojawiają się Niezależni Derwisze, którzy będą negatywnymi bohaterami drugiej części. W tomie drugim w ręce Baga wpada na krótką chwilę książka "Słowo o połku Igoriewie" ("Słowo o wyprawie Igora na Połowców"), która będzie miała bardzo ważną rolę do spełnienia w części trzeciej (interesujące, czy w tomie trzecim pojawiło się coś, co będzie miało istotne znaczenie dla akcji następnej trylogii?).

Ta książka to jeden z wielu smaczków cyklu. Istnieje ona i w naszej rzeczywistości, stanowi najznakomitszy zabytek literatury staroruskiej (powstała w latach 1185-1187). "Słowo..." to epos bohaterski, opisujący tragiczną w skutki wyprawę księcia nowogrodzko-siewierskiego Igora przeciwko wojowniczym Połowcom. Anonimowy autor "bolejąc nad nieszczęściami zwalającymi się ciągle na kraj, podkreślał konieczność zaprzestania walk wewnętrznych, ustanowienia silnej władzy centralnej, jedności działań i celów" (podaję za "Historią Rosji Ludwika Bazylowa, PWN, Warszawa 1985, t. I, str. 21). W świecie powołanym do życia przez van Zaitchika istnieje inna wersja "Słowa..."; w ogóle nie mówi się w niej o wojnie z bratnimi sąsiadami. W nielegalnych, ręcznie przepisywanych kopiach krąży jednakże "nasza" wersja, krąży, by siać ferment i mącić w umysłach...

Skomplikowanie intrygi może nie jest zbyt wielkie, w zasadzie przed bohaterami nie są stawiane przeszkody - przynajmniej na pierwszy rzut oka - nie do sforsowania, akcja toczy się dość potoczyście, człowiek ani się obejrzy, a ma problemy z oderwaniem się od śledzenia przygód dwóch dzielnych towarzyszy. Sądzę, że nie mogło być inaczej, skoro bowiem w Ordusi nie ma (z założenia) złych ludzi, to ci, którzy obowiązujące prawo jednak naruszają, nie mogą sprawić być wiele kłopotów służbom właściwym do egzekwowania stosowania tego prawa.

Jest cykl van Zaitchika historią alternatywną - nikt chyba z czytających te słowa nie ma co do tego żadnych wątpliwości. W wyniku odmiennego niż u nas rozwoju wydarzeń powstał zupełnie nowy twór społeczny. Obywatele Ordusi stosują w praktyce nauki Konfucjusza, z wszelkimi tego konsekwencjami. Są pracowici, życzliwi współbraciom, mają refleksyjny stosunek do życia. To nie tylko nie są źli ludzie, oni są po prostu dobrzy. Są oczywiście wyjątki, ale owe czarne owce, sprawiedliwie ukarane, pojmują swe błędy i podejmują usilne starania, by więcej z jedynie słusznej drogi nie zboczyć.

Trylogia jest wreszcie po prostu zabawna, chwilami potrafi wręcz ubawić do łez. I, co najważniejsze, nie wali swym humorem prosto między oczy, lecz czyni to delikatnie, subtelnie wręcz. Bag Lobo dający nauczkę swemu niewłaściwie zachowującemu się sąsiadowi, Bogdan Ruchowicz podejmujący się - służbowo oczywiście - zadania, które będzie oznaczało konieczność wyspowiadania się i odbycia ciężkiej pokuty, kot Baga o dźwięcznym imieniu Sędzia D (Sędzia Dredd?), popijający miast mleka piwo prosto z miski i wybawiający swego pana z niejednej opresji, papuga, natarczywie dopytująca się, czy czci się Koran...

Cykl "Nie ma złych ludzi" wywarł na mnie wielkie wrażenie. Ostatni raz przydarzyło mi się to chyba jeszcze w czasach szkolnych przy okazji odkrywania dzieł Kurta Vonneguta. Jego lektura działała na mnie uspokajająco, wyciszająco, ginęły gdzieś bez śladu troski i niepokoje... Dzięki van Zaitchikowi czułem się lepszy, bardziej otwarty na ludzi i świat; pozostaje żałować, że stworzony przezeń świat tak naprawdę istnieje tylko i wyłącznie na kartach jego książek.

Van Zaitchik przewietrzył solidnie zastałe nieco powietrze fantastycznego światka. Jego sława wykroczyła już poza granice naszego getta - w Rosji czytają "zajączka" prawie wszyscy (oczywiście spośród tych, którzy jeszcze cokolwiek czytają), a szaleństwo na jego punkcie zaczyna zakreślać coraz szersze kręgi.

Na zakończenie - dobra wiadomość. Chętni na odbycie wycieczki do Ordusi mogą zrobić to choćby zaraz. Wystarczy zajrzeć na poświęconą jej stronę http://orduss.ru, gdzie - poza zgłoszeniem chęci przyjęcia obywatelstwa tego państwa - zapoznać się można m.in. z opiniami na temat książki oraz z obszernymi fragmentami wszystkich trzech części serii i pierwszego tomu drugiej trylogii.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sergiej Łukianienko - Tańce na śniegu
2. Garść wieści z krainy rosyjskiej fantastyki:

  • Nagrody "Zwiezdnyj Most-2001", przyznawane na konwencie o tej samej nazwie odbywającym się w Charkowie, otrzymali: Holm van Zaitchik za cykl "Płochich ludiej niet", Marina i Siergiej Diaczenko za powieść "Magam możno wsie" oraz Fiedor Bierezin za debiutancką książkę "Piepieł".
  • Nagrody "Strannik-2001" otrzymali: Julij Burkin za powieść "Cwiety na nasziem pieple", Aleksander Gromow za nowelę "Wyczislitiel" oraz Siergiej Łukianienko za opowiadanie "Wieczernaja biesieda s gospodinom osobym posłom".
  • Najciekawsze nowe książki: A. i S. Abramowie - "Ubiej strach", A. Daszkow - "Zmiejenysz" (dwie powieści, wzn.), Marina i Siergiej Diaczenko - "Dolina Sowiesti" (nowa powieść!), A. Łazarczuk - "Kiesarewna Otrada mieżdu sławoj i smiertiu" (powieść, wzn.), S. Łukianienko - "Tancy na sniegu" (nowa powieść mistrza rosyjskiej fantastyki, tym razem to space opera skierowana przede wszystkim do młodych czytelników), H. L. Oldi - "Bogadiel'nia" (nowa powieść), Andriej Walientinow - "Oko siły" (wzn.), Władimir Wasiliew - "Wrag nieizwiestien" (powieść, wzn.) oraz antologia "Naszi w gorodie", czyli zbiór humorystycznej fantastyki.

  • 3. Tradycyjnie na koniec - lista najlepiej sprzedających się książek sf&f w internetowej księgarni "Ozon".

    W sierpniu nadal najlepiej sprzedawały się dwie pierwsze powieści z cyklu o Harrym Potterze. Wysoką pozycją utrzymały powieści: z pogranicza (Tołstaja) i fantasy (Pierumow), do łask wrócił Maks Fraj oraz Siergiej Łukianienko z cyberpunkowymi "Fałszywymi zwierciadłami". Dużo nowości - Cooka i Asprina pominę, "Pstryk!" to wybór opowiadań Jewgienija Łukina, niektóre z nich napisane zostały jeszcze z Ljubow, zmarłą kilka lat temu żoną pisarza, Proszkin zaś to autor, którego dwie (o ile mnie pamięć nie myli) dotychczas wydane powieści narobiły sporo szumu w fantastycznym literackim światku. "Miechanika wiecznosti" to jego najnowsza powieść.

    sierpień 2001
    12J. K. Rowling - "Harry Potter i kamień filozoficzny"Rosmen-izdat 2000
    21J. K. Rowling - "Harry Potter i komnata tajemnic"Rosmen-izdat 2001
    3-J. Łukin - "Szcziełk!"AST 2001
    4pS. Łukianienko - "Fałsziwyje zierkała"AST 1999
    55N. Pierumow - "Odinocziestwo maga"EKSMO-Press 2001
    6-J. Proszkin - "Miechanika wiecznosti"EKSMO-Press 2001
    74T. Tołstaja - "Kys'"Podkowa+Inostranka 2000
    8-G. Cook - "Soldiers Live"AST 2001
    9pM. Fraj - "Łabirint (Czużak)"Armada+OLMA-Press 1999
    10-R. Asprin - "Potroszitieli wriemieni"AST 2001

    We wrześniu - znów sporo nowości. Pierwsza pozycja najnowszej powieści Siergieja Łukianienki nie powinna nikogo zaskoczyć. Dziwi natomiast obecność w pierwszej dziesiątce aż pięciu książek z importu. Tego to chyba jeszcze nie było.

    wrzesień 2001
    1-S. Łukianienko - "Tancy na sniegu"AST 2001
    21J. K. Rowling - "Harry Potter i kamień filozoficzny"Rosmen-izdat 2000
    32J. K. Rowling - "Harry Potter i komnata tajemnic"Rosmen-izdat 2001
    4-Ant. - "Dalekie horyzonty"AST 2001
    57T. Tołstaja - "Kys'"Podkowa+Inostranka 2000
    6-W. Gibson - "Neuromancer"AST 2000
    7-F. Herbert - "Diuna"AST 1999
    8pS. Łukianienko - "Łabirynt otrażienij"AST 1999
    94S. Łukianienko - "Fałsziwyje zierkała"AST 1999
    10-W. Gołowaczew - "Kriptozoj"EKSMO-Press 2001



    (c) Paweł Laudański, 2001

    poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

    67
    powrót do początku
     
    Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
    redakcja@esensja.pl }

    (c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
    Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.