 | Plakat imprezy |
17. Warszawski i jednocześnie drugi Międzynarodowy Festiwal Filmowy, był przytłaczający. Tak, to jest najlepsze określenie dla tegorocznego festiwalu. W ciągu 10 dni w 8 salach kinowych pokazano rekordową liczbę ponad 120 filmów, w tym około 100 nowości oraz retrospektywę filmów Françoisa Truffaut i Tima Burtona. Najwięcej pokazów odbyło się w Kinotece, zastępującej kino Skarpa, pod którym co roku ustawiała się sławetna kolejka po bilety. W tym roku obejrzałam 55 filmów, czyli 5 lub 6 filmów dziennie, siedząc w kinach Bajka, Relax i pięciu salach Kinoteki od rana do wieczora. Na szczęście tegoroczny sponsor "Nescafe" częstował kawą oraz gorącą czekoladą i dzięki temu udało mi się jakoś przeżyć i nie przysypiać na nudniejszych seansach. Ale nie samym kinem żyje człowiek... Czasem trzeba było jednak coś zjeść. Ponieważ pomiędzy seansami nie było zwykle dość czasu, by pójść na obiad do restauracji, żywiłam się głównie moimi ulubionymi grillowanymi kanapkami (firmy nie wymienię, bo byłaby to kryptoreklama). Pomyślałam, że to świetny sposób na to, żeby schudnąć! A oto przepis na moją "dietę cud":
Dzień pierwszy (piątek)
9:00 rano, Kinoteka, "Disco Pigs" Kirsten Sheridan (Irlandia). Pierwszy film festiwalu i pierwsze rozczarowanie. To historia dziewczyny i chłopaka, który mają wyraźne zaburzenia emocjonalne, a nawet psychiczne. W końcu ona dusi go na plaży, choć wcześniej nie powstrzymywała jego wybryków, a sama znika w morzu. Szkoda gadać, bo nie ma o czym. Lepiej miłosiernie spuśćmy zasłonę milczenia.
11:00, Kinoteka, "Waydowntown" Gary'ego Burnsa (Kanada). Bohaterowie zakładają się, że przez miesiąc ani na chwilę nie opuszczą klimatyzowanych pomieszczeń. Jak się później okazało był to jeden z lepszych filmów tegorocznego festiwalu, o pracownikach wielkiej korporacji, którzy stają się tylko trybikami w maszynie. Ten film mógłby mieć tytuł "Strzeż się yuppie!" lub "Strzeż się, yuppie!", w zależności od tego, po której stronie barykady stoimy. Mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem, jak jest po drugiej stronie :)
12:30, konferencja z panią Agnieszką Holland, która opowiada o swoim najnowszym filmie "Strzał w serce".
13:30, nadal Kinoteka, "Purpurowe rzeki" Mathieu Kassovitza z Vincentem Casselem i Jeanem Reno (Francja). Parę miesięcy temu wybrałam się na niego w Budapeszcie, czyli po francusku z węgierskimi napisami. Mimo, że nie jestem masochistką, teraz poszłam na niego drugi raz, żeby się przekonać, czy wszystko dobrze zrozumiałam. Ale w trakcie najbardziej drastycznej sceny, czyli sekcji zwłok, wyszłam z projekcji i poszłam na poczęstunek zorganizowany po konferencji z panią Agnieszką Holland. Po jakichś 15 minutach wróciłam na salę, by zobaczyć dwie najlepsze sceny: pojedynek Vincenta Cassella ze skinami i jego "spotkanie" z prawdziwym ojcem aktora. Co prawda nie mieli żadnego wspólnego dialogu, ale w jednej ze scen wystąpili razem: kiedy Vincent wraz z Jeanem Reno znajdują rozpostarte na oknie zwłoki doktora granego przez Jean-Pierre'a Cassella. Dla tych dwóch scen warto zobaczyć ten makabryczny, podobny do "Siedem" Davida Finchera film, choć jest to kino dość nietypowe dla Kassovitza. Niestety, u nas ten film pojawi się tylko na kasetach wideo.
16:00, Relax, "Obietnica" Seana Penna z Jackiem Nicholsonem, Robin Wright Penn, Beniciem del Toro, Vanessą Redgrave, Mickey'em Rourke i Samem Shepardem (USA). Kolejny zawód, bo choć aktorzy byli świetni i w dość nietypowych dla siebie rolach, to całość jednak rozczarowuje i po raz kolejny nasuwa się pytanie: po co?
18:30, Bajka, "Angel Exit" Vladimira Michalka (Czechy). Totalna pomyłka, choć miało być nowatorsko i metafizycznie. Wolę po raz kolejny obejrzeć "Pi" Darrena Aronofsky'ego. To jest metafizyka i nowatorstwo! :)
21:00, Relax, "Amelia" Jeana-Pierre'a Jeuneta z Audrey Tautou, Mathieu Kassovitzem i Rufusem (Francja), czyli otwarcie sekcji "Francja 2000/2001". To niewątpliwie najlepszy film festiwalu. Bajeczna opowieść o Amelii, która odmieni Twoje życie!
 | Elias Koteas, Sam Shepard i Giovanni Ribisi jako bracia Gilmore ("Strzał w serce" Agnieszki Holland) |
Dzień drugi (sobota)
9:00 rano, Kinoteka, "Strzał w serce" Agnieszki Holland z Eliasem Koteasem i Samem Shepardem (USA). Bardzo ciekawy film o tym jak rodzina i nasze dzieciństwo wpływa na to, kim jesteśmy, a także o karze śmierci i o mormonach. Po filmie dyskusja z panią Agnieszką, która opowiada o okolicznościach powstania filmu.
11:00, Kinoteka, "Wit" Mike'a Nicholsa z Emmą Thompson (USA). Obraz powolnego konania chorej na raka profesorki literatury staroangielskiej i degradacji, jakiej jako pacjentka doświadcza w szpitalu.
13:30, Kinoteka, "Kolacja z przyjaciółmi" Normana Jewisona z Andie MacDowell, Dennisem Quaidem, Gregiem Kinnearem i Toni Colette (USA). Ciekawe spojrzenie na relacje między ludźmi i próba odpowiedzi na pytanie, czy można na prawdę poznać drugiego człowieka? A może karmimy się zawsze tylko naszym wyobrażeniem o nim?
16:00, Kinoteka, "Arturo Sandoval Story" Josepha Sargenta z Andym Garcią i Glorą Estefan (USA), czyli ostatni dziś film z cyklu "HBO prezentuje". Film bliski każdemu, kto także mieszkał w totalitarnym kraju. Nigdy nie uda się tego wytłumaczyć tym, którzy sami tego nie przeżyli.
18:30, Bajka, "Żelazne damy" Youngyooth Thongkonthun (Tajlandia). Zabawna i oparta na faktach komedia o drużynie siatkówki złożonej głownie z transwestytów. Na koniec widzimy prawdziwych bohaterów tej historii.
21:00, Kinoteka, "Klasyk", Kariego Väänänena (Finlandia). Jeden z tych dość zabawnych filmów, o którym zapomina się zaraz po wyjściu z kina. Zapamiętuje się tylko odwieczną prawdę, że mężczyźni kochają szybkie samochody.
Dzień trzeci (niedziela)
11:00, Bajka, "Amatorzy" Pala Sletaunego (Norwegia). Bardzo śmieszna komedia o porywaczach-amatorach i o liderze grupy rockowej, który przechodzi z rąk do rąk. Ale to taki bufon, że nie ma go co żałować. Zresztą ostatecznie wszystko dobrze się kończy :)
13:30, Bajka, "Włoski dla początkujących" (Dania), czyli Dogma 12. Przezabawna komedia nakręcona według zasad Dogmy '95. Przygody i miłostki grupy ludzi, którzy spotykają się na lekcjach języka włoskiego. To dla nich jedyna rozrywka i sposób na to, by zapomnieć o swoich problemach. Na koniec wszyscy jadą do Wenecji! :)
 | "Włoski dla początkujących" |
16:00, Relax, "Pianistka" Michaela Hanekego z Isabelle Huppert (Francja-Austria). Całkowita porażka. Tym filmem wypada się zachwycać, ale dla mnie było to kolejne wielkie rozczarowanie. Słyszałam o nim same pochlebne opinie, więc spodziewałam się arcydzieła, tymczasem ten szokujący ponoć obraz nawet mnie nie zbulwersował. Do połowy był nawet interesujący, ale w końcu zaczął zmierzać w dziwnym kierunku i ostatecznie całkowicie zobojętniałam wobec tego, co działo się na ekranie. A dla filmu, który miał być skandalem czy wydarzeniem filmowym, obojętność to najgorsza rzecz. "Funny Games" wcisnęło mnie w fotel, bo oglądanie tego filmu dosłownie boli. Ale "Pianistka" to nie "Funny Games" i tym razem miałam jedynie poczucie, że tracę czas.
18:30, Bajka, "Kiedy noce robią się długie" Mony J. Hoel ze Zbigniewem Zamachowskim (Norwegia). Kolejny, 19 już film nakręcony według zasad Dogmy '95. Jeden z wielu filmów na tym festiwalu opowiadających o skrywanych rodzinnych tajemnicach. W trakcie Świąt Bożego Narodzenia, spędzanych w rodzinnym gronie, ujawnia się wiele win i nie zabliźnionych ran z przeszłości. A przecież nasze dzieciństwo nas ukształtowało!
21:00, Kinoteka, "Schyłek lata" Anh Hung Trana (Wietnam-Francja). Bardzo nastrojowy i poetycki obraz z przepięknymi zdjęciami, z którego jednak niewiele zrozumiałam, gdyż główne bohaterki był tak do siebie podobne, że wkrótce przestałam je rozróżniać :)
Dzień czwarty (poniedziałek)
11:00, Bajka, "Poniedziałek" Sabu (Japonia). Idealny film na rozpoczęcie nowego tygodnia. Skacowany bohater budzi się rano w hotelu i powoli przypomina sobie zdarzenia poprzedniej nocy. Ten pacyfistyczny w swej wymowie film mógłby nosić tytuł "Nie lubię poniedziałku" lub "Alkohol szkodzi zdrowiu" :)
13:30, Kinoteka, "Dog Eat Dog" Moody'ego Shoaibi (Anglia). Przezabawna komedia o czwórce bezrobotnych przyjaciół, którzy imają się różnych zajęć, przeważnie z opłakanym dla nich skutkiem. Uwielbiam brytyjskie poczucie humoru! No, może z wyjątkiem programów Benny Hilla :)
16:00, Kinoteka, "Party na słodko" Alana Cumminga i Jennifer Jason Leigh z ich udziałem oraz Kevinem Klinem i Gwyneth Paltrow (USA). Wciągająca opowieść o pewnym małżeństwie i gronie ich znajomych, którzy spotykają się na niezapomnianych dla nich przyjęciu. To chyba pierwszy film na tym festiwalu, po którym nie spodziewałam się zbyt wiele, a który miło mnie zaskoczył. Pozytywna odmiana po tylu rozczarowaniach :)
18:30, Kinoteka, "Ed Wood" Tima Burtona z Johnnym Deppem, Martinem Landauem i Patricią Arquette (USA). W tym wypadku warto było poświęcić jedną projekcję, w trakcie której mogłam zobaczyć jakąś nowość, na nadrabianie zaległości. Szczególnie, że poza festiwalem widziałam jeszcze "Blow" Teda Demme'a z Johnnym Deppem, Penelopą Cruz i Franką Potente (USA) oraz "Zbuntowaną" Karyn Kusamy (USA). "Blow" to historia człowieka, który rozwinął narkotykowy rynek w Stanach i który zarobił krocie na kokainie. Dziś siedzi w więzieniu, a my oglądamy bardzo "wybieloną" wersję jego przygód i mamy go żałować. Natomiast "Zbuntowana" to bardzo "romantyczna" opowieść o dziewczynie uprawiającej boks, by wyładować wściekłość, którą żywi do ojca i która uznaje, że jej chłopak ją szanuję, gdy ten walczy z nią na ringu jak równy z równym :)
21:00, Kinoteka, "Cool and Crazy" Knuta Erika Jensena (Norwegia). Wspaniały, mądry i ciepły dokument o męskim chórze z małej portowej miejscowości. Członkowie tego chóru są w bardzo różnym wieku i często mają odmienne spojrzenie na życie, ale łączy ich pasja i miłość do śpiewu. Po takich filmie aż chce się żyć! :)
 | "Amelia" |
Dzień piąty (wtorek)
11:00, Kinoteka, "W piasku" Françoisa Ozona z Jacquesem Nolot i Charlotte Rampling (Francja). Kolejne, podwójne rozczarowanie. Po pierwsze uwielbiam kinematografię francuską, a na tym festiwalu z 9 filmów, które widziałam, tylko dwa mogły jej bronić, a ten niestety do nich nie należał. Po drugie miał to być nastrojowy film o kobiecie, którą opuszcza bliska jej osoba i która próbuje zrozumieć, dlaczego do tego doszło. Sama byłam akurat w podobnej sytuacji, myślałam więc, że ten obraz będzie dla mnie, jeśli nie odpowiedzią, to chociaż swoistym katharsis. Tymczasem film okazał się irytującym studium pogłębiających się neurotycznych stanów bohaterki.
13:30, Kinoteka, "Śmiertelny układ" Jeana-Jacquesa Beineixa z Jeanem-Hugues Anglandem (Francja). Nieudana próba zgłębienia "wyższych stanów ludzkiej świadomości", ujęta w formę kryminału. Czy to jest jakaś epidemia panująca teraz we francuskim kinie? Już gorzej chyba być nie może :)
16:00, Kinoteka, "Tanie papierosy" Renosa Haralambidisa (Grecja). Świeży powiew po dwóch nieudanych raczej filmach francuskich. Trochę nierealna opowieść o młodych Grekach oraz ich smutkach i radościach. Poetycki i w rezultacie dość optymistyczny film, nastrojem przypominający trochę późne filmy Krzysztofa Kieślowskiego.
18:30, Kinoteka, "Buty z Ameryki" Arkadiya Yakhnisa (Ukraina-Rosja-Niemcy). W katalogu podano, że to film ukraiński, więc zaskoczona i ucieszona tym, że na Ukrainie ktoś jeszcze robi filmy, musiałam go zobaczyć, licząc na to, że posłucham sobie trochę melodyjnej ukraińskiej mowy. Tymczasem film nakręcił Rosjanin, co prawda na Ukrainie, bo tam taniej, ale po rosyjsku i za niemieckie pieniądze. Na szczęście sam obraz był dość ciekawy, o bohaterach traktujących religie w bardzo dosłowny sposób, podobnie jak w najnowszym filmie Yurka Bogayevicza, "Boże skrawki". Ostatecznie więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :)
21:00, Kinoteka, "Alaska.de" Esther Gronenborn (Niemcy). Z pewnością najgorszy film festiwalu. Żaden inny mnie tak nie zdenerwował swoim łopatologicznym podejściem i nie wywołał tak skrajnie odmiennej od zamierzeń twórców reakcji. Ten film powinien nosić tytuł "Jeżeli kogoś zabijesz, powiedz po prostu: przepraszam, nie chciałem, to był wypadek".
Dzień szósty (środa)
9:00, Kinoteka, rysunkowe "Mutanty z kosmosu" Billa Plymptona (USA). Całkowita porażka i strata czasu. Żałowałam, że w ogóle wstałam z łóżka, zamiast się porządnie wyspać. Chyba jestem już jednak za stara na to, by zaczynać o 9:00 rano i kończyć około 23:00 :)
11:00, Bajka, "Szczekające psy nie gryzą" Joon-ho Bonga (Korea Południowa). Tak, to się nazywa dobre azjatyckie kino: trochę zabawne, a trochę smutne, ale zawierające dużo prawdy o życiu. No i ta azjatycka kuchnia! Potrawka z psa? Palce lizać! :)
13:30, Kinoteka, "The Low Down" Jamiego Thravesa (Anglia). Brytyjskie kino ma jednak coś w sobie! Na tegorocznym festiwalu bardzo pozytywnie się wybijało, zarówno w przypadku świetnych komedii, jak i w tego typu opowieściach o życiu. Jest chłopak, jest dziewczyna, spotykają się i zaczynają się bliżej poznawać. I znów zadajemy sobie pytanie: czy takie poznanie jest możliwe? Na czym opiera się związek dwojga ludzi, na iluzji?
 | "Golasy" |
16:00, Bajka, "Towar i kasa" Cristiego Pulu (Rumunia). Kolejna, po pseudo-ukraińskim filmie, ciekawostka. Kino rumuńskie bardzo rzadko do nas dociera i chyba nie najlepiej się kojarzy. A szkoda, bo oglądając filmy z danego kraju, możemy przyjrzeć się żyjącym tam ludziom i spróbować ich zrozumieć. Dla mnie ten film był bardzo świeży, bo zaprzeczał utartym stereotypom, przede wszystkim filmowym. Wciąż wydawało mi się, że wiem, czego się za chwilę spodziewać, ale okazywało się, że moje przypuszczenia są błędne, a film dużo bliższy życiu.
18:30, Relax, "Przekleństwa niewinności" Sofii Coppoli z Kathleen Turner, Jamesem Woodsem Dannym de Vito i Kirsten Dunst (USA). I znowu miła niespodzianka. O tym filmie słyszałam same złe rzeczy: że debiutująca reżyserka, córka Francisa Forda Coppolli, jest niedoświadczona i zrobiła film tylko dzięki sile nazwiska, a opowiadana przez nią historia bez sensu. Tymczasem zobaczyłam ciekawy, dojrzały film o pięciu siostrach z purytańskiej, amerykańskiej rodziny, które powoli lecz konsekwentnie dążą do samounicestwienia. Nie był to film wesoły, gdyż znów poruszał temat trudnych stosunków rodzinnych, ale przynajmniej zmuszał do myślenia.
21:00, Kinoteka, "Marta, Marta" Sandrine Veysset (Francja). Podobnie jak w poprzednim filmie, przyglądamy się tu kolejnej zdegenerowanej rodzinie. Matka powoli traci zmysły i widać, że jej choroba się pogłębia, a jej ciężko doświadczana córka też nie będzie raczej zdolna do stworzenia w przyszłości normalnej rodziny. Wizja społeczeństwa, w którym rodzina przestała być oparciem, nie jest zbyt optymistyczna, ale niestety prawdziwa.
Dzień siódmy (czwartek)
9:00, pierwsze odstępstwo od zaplanowanej diety. Nie wstałam na "Hedwig & the Angry Inch" Johna Camerona Mitchella (USA). Podobno mam żałować. Według znajomego z redakcji był to najlepszy film festiwalu.
11:00, Kinoteka, "Wszystko w porządku, idziemy" Claude'a Mouriérasa z Michelem Piccoli, Miou-Miou, Sandrine Kiberlain, Natachą Régnier i Hubertem Koundé (Francja). Następny pesymistyczny francuski film z doborową obsadą, ale bez polotu. Historia trzech sióstr i ich chorego na Altzheimera ojca, który pojawia się nagle po latach nieobecności, dotyka znów tematu dzieciństwa i skrywanych ran z tego najważniejszego okresu naszego życia. Powoli zaczynam się zastanawiać: czy tylko ja miałam szczęśliwe dzieciństwo? :)
13:30, Bajka, "Przyrzeczenia" Justine Shapiro, B.Z. Goldberga i Carlosa Bolado (USA). Film dokumentalny o dzieciach z Jerozolimy, które także nie mają szczęśliwego dzieciństwa. Cały czas żyją w strachu o swoje życie i od dziecka uczą się nienawiści do swoich rówieśników, którzy wyznają inną religię. Mimo, że mieszkają w jednym mieście, to żyją w zupełnie innych światach. W filmie widzimy przepaść jaka dzieli muzułmańskie dzieci, młodych ortodoksyjnych Żydów i nastoletnich mieszkańców Izraela, których należałoby nazwać Izraelijczykami. Twórcy filmu doprowadzają do spotkania dzieci z izraelskiej i palestyńskiej strony, ale zawiązana przez nich nić przyjaźni musi się urwać. Być może teraz właśnie walczą przeciwko sobie po dwóch przeciwnych stronach barykady. Powstał bardzo ciekawy dokument, ale wydaje mi się, że takie wpływanie przez filmowców na rzeczywistość jest nadużyciem.
16:00, Kinoteka, "69" Pen-Eka Ratanaruanga (Tajlandia). Tragikomedia zainspirowana kinem Quentina Tarantino. Wiadomo, że pieniądze szczęścia nie dają, szczególnie brudne pieniądze, które spowodowały śmierć tak wielu osób, ale dlaczego na koniec bohaterka nie wyjedzie jednak za granice i nie zacznie nowego życiu. Po tak makabrycznym i surrealistycznym filmie, aż się prosi o happy end :)
18:30, Relax, "Człowiek, którego nie było" Joela Coena z Billym Bobem Thorntonem i Frances McDormand (USA). Duże zaskoczenie, choć w tym przypadku trudno mówić o rozczarowaniu. Po prostu spodziewałam się kolejnego filmu z typowym dla braci Coen poczuciem humoru. Tymczasem ten czarno-biały film jest całkiem na serio i opowiada o nieuniknionym przeznaczeniu i o karze śmierci, która jest zapłatą za popełnione winy.
21:00, Bajka, "Le Placard" Francisa Vebera z Danielem Auteilem, Gérardem Depardieu, Thierrym Lhermitte, Jeanem Rochefortem i Michele Laroque (Francja). Typowa francuska komedyjka pomyłek o urzędniku, który udaje homoseksualistę, żeby jego firma nie mogła go zwolnić z pracy, gdyż było by to politycznie niepoprawne. Bohater "wychodzi z ukrycia" (czyli z tytułowej szafy) i całkowicie odmienia swoje życie. Zabawne, ale płytkie.
 | "Pianistka" |
Dzień ósmy (piątek)
9:00, drugie odstępstwo od zaplanowanej linii. Zamiast pójść na "Żyłę złota" Michaela Winterbottoma wolałam się wyspać, a film przełożyłam na 13:30. Zrezygnowałam jednocześnie z "England!" Achima von Borriesa (Niemcy).
11:00, Bajka, "Pokusy serca" Sylvii Chang z Takeshim Kaneshiro i Karen Mok (Hongkong), czyli z aktorami znanymi z "Upadłych aniołów" Wonga Kar-Waia. I chociaż tym razem reżyserem jest kobieta, to nie przynosi wstydu kinematografii z Hongkongu, znanej na świecie głównie dzięki filmom Kar-Waia. Ten piękny i nastrojowy film o miłości trojga ludzi składa się z wielu małych fragmentów, które powoli układają się w spójną całość. Dzięki temu zaczynamy rozumieć co popychało naszych bohaterów do podejmowania właśnie takich, a nie innych decyzji życiowych. Ach, gdybyśmy tak mogli z tak wielu perspektyw spojrzeć na własne życie!
13:30, Kinoteka, "Żyła złota" Michaela Winterbottoma z Millą Jovovich i Nastassją Kinski (Anglia-Kanada). Porządne męskie kino. Panom ten film z pewnością się podobał, a na koniec pewnie jeszcze współczuli głównemu bohaterowi, który najpierw sprzedał swoją rodzinę, a potem wszystko stracił. Moim zdaniem jednak zasłużył sobie na taki koniec i właściwie dobrze mu tak. Trudno współczuć dorosłemu facetowi, który zachowuje się jak małe dziecko: najpierw buduje wielkie miasto z klocków, a potem sam je niszczy. A przesłanie filmu, że pieniądze szczęścia nie dają i liczy się tylko miłość było znów zbyt łopatologiczne i ubliżające mojej inteligencji.
16:00, Kinoteka, "Na samym dnie" Scotta McGehee z Tildą Swinton i Goranem Visnijcem (USA). Ten serbski aktor zajął miejsce George'a Clooneya w serialu "Ostry dyżur" i podobnie jak jego poprzednik stawia swoje pierwsze kroki w kinie. Niestety, nie zaczął zbyt fortunnie. Historia szantażysty, który zaczyna współczuć swojej ofierze, a nawet zrzeka się swojej części doli, wydaje się bardzo mało prawdopodobna. Poza tym szarpanina nadopiekuńczej mamuśki działała mi na nerwy. Jak ktoś popełni błąd, to musi za niego zapłacić, nawet jeśli to nasze dziecko, a cena może być bardzo wysoka, bo inaczej niczego się w życiu nie nauczy. Na liście trzech najgorszych filmów festiwalu, ten z pewnością znalazłby się na drugim miejscu, zaraz za "Alaska.de".
18:30, Kinoteka, "Planeta małp" Tima Burtona z Markiem Wahlbergiem, Timem Rothem, Heleną Boham Carter i Krisem Kristoffersonem (USA). Po co po raz kolejny odgrzewać ten sam kotlet? Przecież wiadomo, że świeży jest najsmaczniejszy, a po kolejnym odgrzaniu ledwo daje się przełknąć. I co z tego, że efekty specjalne i charakteryzacja są znakomite, a sam film chwilami zabawny, skoro siła pierwszej części, która miała w dodatku pacyfistyczną wymowę, tkwiła w zaskakującym zakończeniu? Pewnie dlatego tym razem zmieniono zakończenie, wykorzystując tylko pomysł zamiany ról, a przesłanie zmodyfikowano. Teraz brzmi ono "Silniejszy wygrywa, czyli prawo dżungli". Wygląda na to, że rzeczywiście cofamy się w rozwoju, do epoki kamienia łupanego!
21:00, Kinoteka, "Przekroczyć rzekę" Yoichi Higashiego (Japonia). Miało być o przełamywaniu własnych słabości, nostalgicznie i z morałem, a wyszło nudno i powierzchownie. I jeszcze ta symbolika dla ubogich, czyli maski, za którymi kryjemy swoje prawdziwe oblicza. Gdyby nie ta kawa, na pewno bym zasnęła.
Dzień dziewiąty (sobota)
9:00, trzecie i ostatnie odstępstwo od zaplanowanej diety. Nie wstałam na "Lovely Rita" Jessici Hausner (Austria). Tutaj zdania są podzielone. Większość mówi, że reżyserka nie dorównuje swojemu mistrzowi, czyli Michaelowi Hanekemu, za którym jak już wiadomo nie przepadam. Ale znajomy Francuz powiedział, że to był jeden z lepszych filmów, jakie widział na tegorocznym festiwalu.
11:00, Bajka, "Siostry" Sergieja Bodrowa Juniora (Rosja). Nareszcie coś swojskiego, a jednocześnie ciekawego i oryginalnego. Kto widział "Brata" i "Brata 2", musiał zobaczyć "Siostry". Tym razem Sergiej Bodrow Junior grający główną rolę w obu częściach "Brata" pojawia się tylko w epizodzie, gdyż ten film to jego całkiem udany debiut reżyserski. Historia dwóch przyrodnich sióstr, przedstawicielek zupełnie różnych światów, daje pełen obraz współczesnej, rozdartej Rosji, która dzieli się na część biedniejszą, ale przywiązaną do tradycji oraz tę bogatą, ale pozbawioną korzeni i swojego miejsca na świecie. Odwieczny konflikt: "być czy mieć" i rozdarta rosyjska dusza dają znać o sobie.
13:30, Bajka, "Zagubieni zabójcy" Dito Tsintsadze (Niemcy). Kolejna pomyłka, czyli zamiast wciągającego i prawdziwego filmu o emigrantach w Niemczech mamy wydumaną i wulgarną historyjkę, pełną dziwacznych postaci, czyli raczej stereotypów emigranta. A przecież los emigranta to właśnie rozważania nad tym "czy być, czy mieć", czyli sens poprzedniego filmu. Na emigracji wybieramy sferę materialną, a sferę duchową zostawiamy w domu, mając nadzieję, że kiedyś będzie lepiej i znów uda się nam osiągnąć niezbędną do życia równowagę.
 | "Nigdy nie jest za późno" |
16:00, Relax, "Amores perros" Alejandra Ggonzáleza Inárritu (Meksyk). Kolejne wielkie rozczarowanie. Kiedy latem tego roku na festiwalu w Kazimierzu Dolnym zobaczyłam reklamę tego filmu, wiedziała, że muszę go obejrzeć. To typowy przykład wyższości reklamy do filmu nad nim samym, gdyż okazał się nudnawy i stanowczo za długi. Gdyby reżyser nie upychał trzech historii do jednego wora, ale zrobił trzy osobne filmy, to przynajmniej dwa z nich mogłyby być wybitne. Niestety, nie każdy jest Quentinem Tarantino, a "Amores perros" od "Pulp Fiction" dzieli przepaść rozmiarów Wielkiego Kanionu Kolorado. To mocno przereklamowany towar.
18:30, Bajka, "Bad Luck Love" Olliego Saarela (Finlandia). I znów miła niespodzianka. I tak na zmianę: raz rozczarowanie, a raz miłe zaskoczenie. Tutaj spodziewałam się młodzieżowego filmu wychwalającego szalone życie, zmontowanym w stylistyce MTV, ale się pomyliłam, bo zobaczyłam bardzo dojrzały obraz o dorastaniu. Główny bohater uczy się odpowiedzialności, zyskując przy tym nasz szacunek, bo w jego dobrowolnie wybranej słabości tkwi siła, która przeciwstawia się przemocy.
21:00, Bajka, "Ostatnie zamówienie" Freda Schepisi z Michaelem Cainem i Bobem Hoskinsem (Anglia). Mimo, że to taki film dla kilkudziesięciolatków, to jednak wciąga i bardzo dobrze się go ogląda. Przy okazji pogrzebu jednego z bohaterów, przyglądamy się całemu jego życiu. Jego przyjaciele wiozą jego prochy nad morze, by je tam zgodnie z jego życzeniem rozsypać i wspominają najważniejsze momenty ich znajomości. I tak tworzy się mozaikowy portret zwykłego człowieka, który żył i umarł tak jak każdy z nas.
Dzień dziesiąty (niedziela)
9:00, Kinoteka, "Szybki numer" Sergieja Bodrowa z Jennifer Jason Leigh i Sergiejem Bodrowem Juniorem (USA-Anglia), czyli rosyjskie kino "made in the USA". Sergiej Bodrow Junior zagrał drugoplanową rolę u Sergieja Bodrowa Seniora, który po sukcesie "Więźnia Kaukazu" trafił do Hollywood, by nakręcić historię Rosjanina w Stanach. Główny bohater to szef rosyjskiej mafii, który chce się zrzec swoich obowiązków i przejść na emeryturę. Niestety, w jego otoczeniu oznacza to początek walki o władze, a dla niego samego niechybną śmierć. Tylko kto i kiedy wykona na nim wyrok? A może gdy spotka normalną dziewczynę, w której się zakocha, wszystko da się jeszcze odkręcić? W końcu miłość ponoć czyni cuda... Ale za pieniądze można kupić wszystko.
11:00, Kinoteka, "Nigdy nie jest za późno" Saula Metzsteina (Anglia). Takie filmy lubię: raz jest wesoło, a raz smutno, tak jak w prawdziwym życiu. I problemy młodych bohaterów też są prawdziwe: kłopoty z partnerem, z pracą, z przyjaciółmi. A ostatecznie wszystko dobrze się kończy, choć wydawało się, że happy end jest niemożliwy, bo za wiele się wydarzyło i za dużo zostało powiedziane. Ale przecież każdy może popełnić błąd, ważne jest tylko czy szczerze tego żałuje. Niestety, życie jest jeszcze trochę bardziej skomplikowane.
13:30, Kinoteka, "Joint Security Area" Chan-wooka Parka (Korea Południowa). Drugi świetny film z Korei Południowej, naprawdę poruszający i świetnie zrobiony. Poznajemy dzieje zakazanej przyjaźni, jaka się nawiązuje pomiędzy czterema żołnierzami pilnującymi granicy oddzielającej Koreę Południową od Północnej i na odwrót. W końcu dochodzi do tragedii, a bohaterowie próbują za wszelką cenę nawzajem się ochraniać. To samo zapewne czuli podzieleni murem berlińskim Niemcy, Polacy w czasie Stanu Wojennego, czy wreszcie każdy, kto w bratobójczej walce musiał stanąć oko w oko ze swoim rodakiem. A my nadal nic nie rozumiemy i historia wciąż się powtarza.
 | "Amores perros" |
16:00, Bajka, "Spóźnione wesele" Dovera Kosashvili (Izrael). Miałam iść na "Król tańczy" Gérarda Corbiau, ale znajomy Francuz namówił mnie na zamianę, twierdząc, że "Spóźnione wesele" to najlepszy film na tym festiwalu. No cóż, może w gusta panów trafia film o wiecznym kawalerze, który ulega wreszcie presji rodziny i żeni się z niekochaną kobietą, odchodząc od tej kochanej, ale ja zapamiętałam z niego tylko jedno mądre zdanie: "Żadna szanująca się kobieta nie wiąże się z młodszym mężczyzną". Chyba muszę zacząć bardziej się szanować :)
18:30, Bajka, "Zakochany Tomasz" Pierre-Paula Rendersa (Belgia-Francja). Najbardziej nowatorski film tego festiwalu ("Angel Exit" może się schować :) Główny bohater Tomasz Tomasz od 8 lat nie wychodzi z domu, a ze światem kontaktuje się tylko poprzez monitor komputera połączonego z wideofonem. Ani razu nie widzimy twarzy Tomasza, słyszymy tylko jego głos i widzimy, co dzieje się na ekranie jego komputera. Tymczasem Tomasz szuka porady u swego psychologa, jest nękany przez matkę, zleca naprawę odkurzacza, uprawia cyberseks przy pomocy specjalnego kombinezonu, poznaje kobiety, które wybiera za niego komputer, aż w końcu się zakochuje. Dla swojej wybranki gotów jest nawet wyjść z domu, ale ten spacer kończy się w szpitalu. Wydawać by się mogło, że to odległa wizja przyszłości, tymczasem taka na poły wirtualna rzeczywistość jest bliżej niż mogłoby się nam wydawać. Chociażby czat czy zakupy przez internet. Właściwie już dziś Tomasz mógłby w ogóle nie wychodzić z domu, ale na pewno zawsze szukałby kontaktu z drugim człowiekiem.
21:00, Kinoteka, "Saint-Cyr" Patricii Mazuy z Isabelle Huppert (Francja), czyli "Szkoła dziewic" (kolejne "zgrabne" tłumaczenie :). Niefortunnie zaczęłam i niefortunnie skończyłam. Ten obraz zajął trzecie i ostatnie miejsce na mojej liście najgorszych filmów tegorocznego festiwalu. Przede wszystkim nie lubię filmów kostiumowych, a jedynym wyjątkiem, potwierdzającym zresztą tę regułę, jest "Królowa Margot" z Isabelle Adjani. Poza tym ostatniego dnia diety, około godziny 22:00, organizm jest już tak wyczerpany, że chce mu się już tylko spać. Oczywiście nie jest to możliwe, bo kawa wciąż trzyma na nogach :) Wtedy pozostaje jedynie rozwiązanie, czyli przeczekanie i doczekanie do końca filmu. I nawet tak świetna aktorka jak Isabelle Huppert nic tu nie pomoże, o czym przekonałam się już oglądając "Pianistkę". Szkoda, że tak się zawiodłam na francuskich filmach, szczególnie że w tym roku nie odbędzie się Festiwal Filmów Francuskich i ta sekcja "Francja 2000/2001" to jedyny wybór najnowszych filmów znad Sekwany, jaki w tym roku dotarł nad Wisłę. Może za rok będzie lepiej?
Dzień jedenasty, ostatni (poniedziałek)
20:30, Relax, ponownie "Ostatnie zamówienie" Freda Schepisi i podsumowanie festiwalu. W tym roku sprzedano aż 61 tysięcy biletów, czyli 16 % procent więcej niż w roku ubiegłym. Trudno było zagłosować na najlepsze filmy, gdyż moim zdaniem nie było trzech szczególnie wyróżniających się propozycji, które zasłużyłyby na laury. Muszę przyznać, że wiele filmów mnie rozczarowało, a tylko nieliczne okazały się miłymi niespodziankami. Okazało się, że bardzo wiele zależy od nastawienia i pokładanych w nich nadziei. Jedynym filmem, który mnie nie rozczarował była "Amelia". Niestety nie mogę tego powiedzieć na przykład o "Pianistce" czy "Amores perros". Może za dużo sobie po nich obiecywałam? Ostatecznie widzowie wybrali 7 tytułów, które od pozostałych dzielił znaczny dystans. Ta ścisła czołówka to:
1. "Włoski dla początkujących (Dogma 12)" Lone Scherfig (polski dystrybutor: Kino Świat)
2. "Amelia" Jean-Pierre'a Jeuneta (polski dystrybutor: Gutek Film)
3. "Golasy" Witolda Świętnickiego (film nie ma jeszcze polskiego dystrybutora)
4. "Pianistka" Michaela Hanekego (polski dystrybutor: Best Film)
5. "Nigdy nie jest za późno" Saula Metzsteina (film nie ma jeszcze polskiego dystrybutora)
6. "Amores perros" Alejandro Gonzáleza Inárritu (polski dystrybutor: Vision)
7. "Przyrzeczenia" Justine Shapiro, B.Z. Goldberg i Carlosa Bolado (film nie ma jeszcze polskiego dystrybutora)
 | "Przyrzeczenia" |
A jeżeli o mnie chodzi... No cóż, może nie schudłam za wiele, ale przynajmniej nie przytyłam! Nawet po przyjęciu zorganizowanym na zakończenie festiwalu. Może dlatego, że oparłam się pokusie zjedzenia kawałka tortu, na którym były piękne, jesienne liście (swoisty symbol festiwalu). Wypiłam za to strumień piwa, a to podobno też tuczy. Od razu rozwiązał mi się język i zaczęłam rozmawiać z Nikiem Powellem, przewodniczącym Europejskiej Akademii Filmowej. Nad ranem postanowiliśmy przenieść się większą grupą, włącznie z organizatorami festiwalu, do innego lokalu. Niestety, okazało się, że jest zamknięty, więc rozjechaliśmy się do domów. I tak zakończył się tegoroczny festiwal. Mimo iż wciąż zmienia on swoje oblicze, to nie wyobrażam sobie bez niego życia. Przyszłoroczny 18. Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy odbędzie się w dniach 3-14 października 2002. Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia za rok!
|
|