Magazyn ESENSJA nr 2 (XIV)
luty 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Olga Stefańska
  Wyspy na niebie

        Atlantyda, utopie, antyutopie...

Łatwiej jest coś stworzyć niż naprawić. Stąd popularność wysp i obcych planet wśród autorów science fiction. Obie scenerie pozwalają zbudować od początku fantastyczne społeczeństwo. Literatura i film obfitują więc w szczęśliwe wyspy i przeklęte planety. W latach pięćdziesiątych XX wieku te dwa nurty się połączyły. Zaowocowało to w 1956 roku filmem "Zakazana planeta", opartym na szekspirowskiej "Burzy". Rozbitków na wyspie zastąpiono astronautami, czarodzieja naukowcem. Smutne. Jedynie zastępujący Kalibana Robbie, archetypiczny robot z blachy, daje nam coś w zastępstwie magii: uśmiech.

Izolowane przestrzenie mają fantastyczne właściwości. Utopie są z samej nazwy wyspami. Utopia, czyli Niemiejsce, to jak wiadomo, neologizm Thomasa More'a oraz fragment tytułu jego dzieła z 1516 roku. Pełny tytuł brzmi: "Książeczka zaiste złota i niemniej pożyteczna jak przyjemna o najlepszym ustroju państwa i nieznanej dotąd wyspie Utopii". Czy chcielibyśmy w tym najlepszym ustroju żyć, jest sprawą osobną. Na Utopii panował komunizm koszarowy.

Koncept utopii jest starszy niż nazwa. Za jego źródło uważa się oczywiście Atlantydę. Najsłynniejsza utopia na wyspie powstała na przełomie V i IV wieku p.n.e. Żadne późniejsze dzieła nie pobudziły tak masowej wyobraźni. Głucho o Panchai Greka Euhemera. Nie słychać nic o Hyperborejczykach Hekateusza z Miletu. Nawet Celci z ulubionym przez fantastykę Avalonem zostają daleko w tyle. Tymczasem o Atlantydzie wciąż się mówi. Mniej popularna od chupacabry, ruchomych trumien z Barbados, Yeti oraz samozapłonu, Atlantyda dorównuje popularnością Roswell. To nie żart. To statystyka.

Atlantyda inspirowała Helenę Bławatską, Tolkiena, Roberta E.Howarda, chanellerów i twórców gier z serii "Atlantis". Z idealnego ustroju Platona nikt już nic nie pamięta, za to wszyscy wiedzą, że na Atlantydzie było dobrze, a to, co dobre, to się gwałtownie kończy. Atlantyda stała się utraconym rajem.

Co do raju na ziemi, istnieje kilka szkół. Pesymiści zakładają, że wszelka mądrość zaginęła razem z Atlantami. Była to mądrość duchowa i możemy teraz tylko za nią wzdychać.

Szkoła druga jest optymistyczna i renesansowa. Wyspy szczęśliwe są współczesne twórcom i można do nich trafić. Leżą zwykle w okolicach Ameryki jak Utopia i wspaniale opisana przez Bacona Nowa Atlantyda. Z kolonizacją Ameryk utopie przeniesiono do Australii. Siedemnastowieczni pisarze wierzyli nie w mądrość duchową, ale w technologię i inżynierię społeczną. Efektem był zalew utopii. Zdrową nań reakcją są "Podróże Guliwera": na Lapuicie, latającej wyspie, trwają eksperymenty nad zamianą gówna w jedzenie.

W wieku zdobywania nowych lądów wielu ludzi doszło do wniosku, że utopie możemy urządzić sobie tu i teraz. W tym celu udawali się na odległe lądy, do Ameryk. Pierwsi byli mennonici w obenym Lewes w Delaware. Wiele utopijnych społeczności stworzyli pietyści i shakerzy. Świeckie komuny datują się od 1825 roku. Rewolucyjność powstałej wówczas Nowej Harmonii sprowadza się do darmowego przedszkola, szkoły podstawowej, zawodówki i biblioteki. Nowa Harmonia upadła, ale pokazała innym, że można. Zaczęto więc wcielać w życie także inne pomysły. Do najciekawszych należy falanster Fourriera: 1620 osób (nie mniej, nie więcej) tworzących samowystarczalną społeczność. Każdy człowiek wykonywać ma jednocześnie wiele, do czterdziestu, zawodów, zmieniając zajęcie kilka razy dziennie. Taka praca miała być czystą rozkoszą. Instytucja rodziny w falansterze miała zostać zniesiona. W ten sposób znikało źródło zazdrości, niezdrowej rywalizacji i kompleksu Edypa. Ewentualny brak partnerów rozwiązywał zakon kobiecy wędrujący na orgie z falansteru do falansteru. Fourrier był olśniony własnym pomysłem. Oczekiwał, że falanstery według jego przepisu rozwiążą wszelkie problemy ludzkości. Między 1841 a 1859 rokiem na terenie Stanów powstało około dwudziestu ośmiu falansterów. Powstała też kolonia ikaryjska, inspirowana fantastyczną powieścią "Podróż do Ikarii" Cabeta.

Zapewne najbardziej ekstrawagancka jest wspólnota Oneida perfekcjonistów zwanych biblijnymi komunistami, założona w 1841 roku przez Johna Humphreya Noyesa. Jej osobliwością był system wspólnych żon i mężów, oraz wspólne wychowywanie dzieci. Życie seksualne, a zwłaszcza kwestia, komu pozwolić na poczęcie dziecka, była surowo kontrolowana. Inną praktyką były sesje krytycyzmu. Oneida upadła po odrzuceniu zbiorowego małżeństwa w 1879 roku.

Zapewne powstawanie żywych utopii w rodzaju falansterów spowodowało, że pojawiać się zaczęły antyutopie. W 1920 roku ukazują się "My" Jewgienija Zamiatina. Z pozoru wszystko tam jest fajnie. Szklane domy, nikt nie ma przed nikim tajemnic, nauka i sztuka kwitną. Ulicami maszerują uczestnicy zbiorowego spaceru. Ale w życiu D-503 pojawia się ona, I-330. Okazuje się, że mur otaczający świat D-503 nie tyle odgradza oazę szczęścia od pustyni barbarzyństwa, ile obywateli utopii od wolności właśnie. Zmiana perspektywy.

Przemiana bohatera dzięki kobiecie i ostateczna jego klęska, nawrócenie na wiarę wroga (u Zamiatina dzięki operacji wycięcia fantazji) sprawiają, że lekturze "My" towarzyszy deja vu. Orwell jeszcze w 1946 roku napisał recenzję "Nas". Podobieństwo "Roku 1948" jest uderzające.

Zamiatin wskazał drogę. Komunistyczne utopie pojawiają się jeszcze w XX wieku, potem już głownie w demoludach - istnieje ogromna fantastyka radziecka, a i nasz Lem z "Astronautami" i "Obłokiem Magellana" o tym świadczą. Jednak od czasu "Nas" jeżeli w fantastyce mówi się o życiu w koszarach i zorganizowanym odgórnie czasie, mamy do czynienia zwykle z antyutopią. Od enklaw wieje grozą. Doskonale widać to w filmach. Na wyspach mieszkają szaleni doktorzy w rodzaju Doktora No, "Ucieczka z Nowego Jorku" i "Ucieczka z Los Angeles" pokazują zamknięte społeczności ogarnięte anarchią. Na zewnątrz jest państwo wyznaniowe.

Co ciekawe, o ile w antyutopii łatwo rozpoznać kraj, gdzie się rozgrywa - na przykład po roztrzaskanej bądź zakwefionej Statule Wolności, placu Charing Cross zamienionym na Charing T  - o tyle współczesne państwa zamienione w utopie dają się zidentyfikować tylko z rzadka. Ostatnią utopią dziejącą się w Polsce są "Ludzie ery atomowej" (1957) Romana Gajdy (bardzo dydaktyczne, a jakie naturalne dialogi! Polecam). Długo ciągnęła też utopijny wątek fantastyka radziecka. Generalnie jednak obowiązuje reguła: im bliżej współczesności, tym mniej konkretna staje się fantastyka. Daty bądź przesuwają się coraz dalej (ostatni tom "Odysei kosmicznej" rozgrywa się już w 3001 roku), bądź przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. W jakich wymiarach biega barbarzyńca z mieczem? Przeszłość to, przyszłość, czy takie sobie bajeczki?

Fantastyczne krainy nie są już dla nas wzorem. Telewizor i teleport raju nie czynią. Z czasem zaczęliśmy żyć w swojej własnej przyszłości. I tylko czasem oglądając "Odyseję kosmiczną" odczuwamy żal, że wirujące w rytm Straussa wyspy na niebie stały się historią alternatywną.

Na przekór wszystkiemu w zbiorowej wyobraźni trwa Atlantyda, mniej popularna niż Trójkąt Bermudzki i Nessie zatopiona wyspa mądrości. Mądrość ta nigdy, niestety, nie istniała.

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

62
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.