Zapalił lampę, stojącą obok jej fotela i przekręcił abażur tak, aby jak najwięcej światła padło na jej twarz. Nie chciał stracić ani jednego drgnięcia.
- Pierwsza dwójka z matematyki? - zapytał. - W szóstej klasie podstawówki, twierdzenie Pitagorasa. Ulubiona książka w dzieciństwie? "Tajemniczy ogród", przeczytany w Boże Narodzenie dwa tysiące dziesięć. Kolor sukienki, którą dostałaś na dwunaste urodziny? Zielony. Imię najładniejszej lalki, tej z czarnymi włosami? Aniuta. Rozmawiałaś z nią tylko po francusku. Wiem o tobie wszystko, wszystko obserwowałem. Twoje szkolne przyjaźnie. Rozczarowania. Złe stopnie z matematyki. Szkolna miłość. Zawód. Zerwana przyjaźń, odrzucenie przez chłopaka..
- Wszystkie nastolatki to przeżywają i zawsze wygląda to tak samo - broniła się, mrużąc oczy - Najlepsza kumpelka z chłopakiem, który miał być wierny aż po grób. Wszystkie nastolatki przeżywają to przynajmniej raz.
- Płakałaś długo w nocy i napisałaś w pamiętniku, że nie chcesz więcej żyć.
- Jak wszystkie...
- Bo rejestrowaliśmy również każde słowo, które tam napisałaś. Pamiętam ten wiersz na cześć przyjaciela twojej matki. Byłaś zła, że traktuje cię jak dziecko, przecież kochałaś się w nim, był przystojny jak aktor, tak napisałaś...
- Wszyscy o tym wiedzieli, oprócz mojej matki.
Odchrząknął. Sama tego chcesz, niewierna, pomyślał.
- Nigdy się nie dowiedziała o tym, co się stało, kiedy musiała wyjść wieczorem do chorego.
Kobieta zerwała się z fotela, nagłym ruchem ręki przewracając lampę. Postawił ją z powrotem i czekał.
- Nikt o tym nie wiedział - powiedziała wreszcie.
- Oczywiście, że nikt. Mógłby zostać oskarżony o uwodzenie nieletnich. Tobie było wstyd, bo to przecież ty go uwodziłaś.
Kobieta usiadła z powrotem i sięgnęła po szklankę. Jej ręka drżała. Wpatrzyła się w kropelki wody na szkle. Odstawiła naczynie, wytarła dłoń o oparcie fotela. Podniosła szklankę jeszcze raz i znów ją odstawiła. Opuściła ręce na kolana.
- Byłem z tobą w każdym momencie życia - ciągnął niewzruszenie - nawet w tych najbardziej intymnych chwilach. Wtedy, kiedy stałaś w łazience z pudełkiem w ręce. Pudełko było po czekoladkach, ale w środku były pastylki na sen podkradane z apteczki twojej matki. Połykałaś jedną za drugą, aż pudełko zrobiło się puste. Wtedy zaczęłaś płakać i włożyłaś palec w gardło. Czy teraz mi wierzysz?
Wyciągnął rękę i podniósł jej dłoń, zimną i wilgotną. Kobieta odwróciła głowę w stronę okna, nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy, wiedział jednak, że wystarczy sięgnąć po notes, aby go tam odnaleźć. Zamiast tego wpatrywał się jednak w jej drżące palce.
- Wierzysz mi teraz?
Nie odpowiadała przez dłuższą chwilę, nareszcie spojrzała na niego i wysunęła dłoń z jego dłoni.
- Mam rozumieć - powiedziała - że przez cały czas - przez całe moje życie - byłam obserwowana?
- Właśnie to usiłuję wytłumaczyć pani od początku - odparł chłodno.
Wstała z fotela i zaczęła chodzić po pokoju.
- Całe moje życie - wszystkie porażki...
- I sukcesy - czuł się w obowiązku dodać.
- Wszystkie dobre i złe chwile. Jakim prawem - stanęła przed nim i spojrzała oskarżycielsko wilgotnymi, błyszczącymi oczyma - jakim prawem i w jakim celu wdzieracie się w moje życie?
Był zaskoczony tym wybuchem.
- Nie rozumiem pani zdenerwowania - powiedział. - Nasze przedsięwzięcie ma na celu pozostawienie następnym pokoleniom fantastycznej pamiątki. Większość Obiektów Obserwowanych przyjęła nadzwyczaj pozytywnie informację o eksperymencie. Nie dziwi mnie to. Zyskują przecież swego rodzaju nieśmiertelność, ucieczkę od nicości...
- Wolałabym - odpowiedziała ona z namysłem - wolałabym nicość od tej wieczności. Wieczności na oczach całego świata... wieczności narzuconej mi, przymusowej...
- Proszę mi wybaczyć, lecz istota eksperymentu wykluczała możliwość uzyskania zgody obiektów, zarówno ze względu na ich młody wiek, jak i dlatego, że żaden z nich nie mógł mieć świadomości bycia obserwowanym. To wypaczyłoby ideę eksperymentu.
- Obiekty - powiedziała ona. - Mówi pan o nas - podniosła głos - jak o rzeczach, z którymi można obchodzić się w dowolny sposób; rzucać o ścianę, formować wedle własnego upodobania, postawić wreszcie na środku miasta, dla uciechy gawiedzi, na pośmiewisko.
- Przepraszam bardzo, ale mówimy o poważnym eksperymencie naukowym, a nie o przedstawieniu dla hołoty. Pozwalam sobie przy tym przypomnieć pani o Zasadzie Nieingerencji, która wyklucza jakiekolwiek "formowanie" Obiektu z naszej strony. - Głos mężczyzny był chłodny i odrobinę kpiący.
- Nie zmienia to faktu, że nikt mnie nigdy nie pytał, czy w tym eksperymencie chcę uczestniczyć. Uznano to za tak oczywiste, jak to, że aby żyć, muszę oddychać.
- O to, czy chce być pani powołana na ten świat - zauważył - również pani nie pytano.
- Niech pan nie ironizuje. Zresztą, nikt mnie nie pytał, czy chcę zaczynać życie, ale w mojej woli leży, czy chcę to życie kontynuować i jak je mam kształtować. Pański Instytut nie daje mi żadnego wyboru.
- W dalszym ciągu - powiedział - nie rozumiem, co tak panią wzburzyło. Przecież nie wpływaliśmy na pani życie w żaden sposób. Miała pani wolny wybór. Zasada Nieingerencji nie została ani razu naruszona.
Usiadła na fotelu i spojrzała na niego poważnie, wyłączając lampę.
- Pan jednak mało mnie zna, pomimo trzydziestoletniej obserwacji.
- Co pani ma na myśli?
- Jedną z zasad, które uważam za istotne w moim życiu - powiedziała - jest coś, co pan określiłby zapewne jako Zasadę Sekretności. Poczucie sekretności, prywatności. Jestem osobą skrytą, nigdy nie lubiłam się zwierzać przyjaciółkom czy nawet mężczyznom, z którymi byłam. Jakaś cząstka mnie samej miała pozostać znana tylko mnie, jakaś część mojego życia - jedynie moją własnością. Myśli, którymi nie dzieliłam się z nikim, uczucia przeżywane jedynie w samotności. Miałam to wszystko - do dzisiejszego wieczora. Może nigdy tego nie miałam - zastanowiła się. Pan odebrał mi - bezpowrotnie - moją prywatność. Całe moje życie, cała moja osoba, cała ja - wszystko to jest w pana pamięci, w pamięci waszych komputerów. Nic nie jest już moje - wyłącznie moje. To bolesne doznanie. I nie pocieszy mnie myśl, że oto staję się zabytkiem muzealnym dla przyszłych pokoleń. Nie ma już mojej Sekretności. Odebrał mi ją pan. Czuję się obnażona - do kości, odarta z każdej chwili, którą przeżyłam.
- Czy to aż takie ważne? - zapytał on - Ludzie ciągle się obnażają, zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Opowiadają światu swoje sekrety i przeżycia, nawet te najbardziej intymne. Odsłaniają przed innymi swoją psychikę. W naszych czasach nikogo to już nie dziwi.
- Przez całe moje dotychczasowe życie - odpowiedziała ona - broniłam się przed tym "obnażaniem". Moja Sekretność była odpowiedzią na ów odrażający zwyczaj, by niczego, żadnego, nawet najbardziej drastycznego czy najbardziej intymnego przeżycia nie zostawiać tylko dla siebie. Moja Sekretność była buntem przeciwko Obnażaniu się. Ale, za pańską sprawą, moja Sekretność okazała się złudna, ot tak, jak ta mgiełka na ulicy.
Spojrzał. Żółte światła za oknem, nie widać gwiazd. Tylko kurz, rozwiewany przez wiatr, rozpraszany w powietrzu. Kontrolne spojrzenie w lustro, spojrzenie, które ona podchwyciła i za którym sama podążyła wzrokiem.
- A więc i tutaj jestem obserwowana - powiedziała półgłosem - pan zawczasu sobie wszystko przygotował.
Nie odpowiedział.
- Zastanawiałam się właśnie - dodała - dlaczego teraz, po trzydziestu latach udanych obserwacji, nagle decyduje się pan o wszystkim mi powiedzieć. Przecież tak, jak pan powiedział, świadomość bycia obserwowanym wypacza ideę eksperymentu. A może i to jest jego częścią? - zapytała po chwili - kolejnym punktem programu. Sprawdzić, jak Obiekt reaguje, kiedy ktoś podaruje mu świadomość bycia obserwowanym... Obiekt. Jak królik doświadczalny. To samo robili pisarze. Wymyślali charakter, wpisywali go w określone społeczeństwo, konkretne sytuacje i obserwowali jego zachowanie. Ale oni pracowali nad postaciami, bądź co bądź, fikcyjnymi.
- Jesteśmy obserwowani przez całe życie, rodzice, koledzy ze szkoły, sąsiedzi, partnerzy...
- Mając tego świadomość, a jednocześnie mogąc temu zapobiegać. Nie muszę nikomu spowiadać się ze swoich uczuć, mam prawo schować twarz w dłoniach, kiedy płaczę.
- Nie zrozumiemy się - powiedział on po chwili - pani nie docenia idei, jaka przyświecała założycielom Instytutu i którą ja uważam za szczytną. Inne są wartości, które wyznajemy.
- Nie zrozumiemy się - odpowiedziała ona - ponieważ przez większość życia staliśmy po różnych stronach. Gdyby miał pan być tak, jak ja byłam, pod ciągłą kontrolą, bez możliwości przeciwstawienia się jej, miałby pan zapewne inny pogląd na tę kwestię. Szczytne idee, mówi pan - dodała po chwili - skądże pan wie, jakim celom służą pańskie obserwacje? Jest pan pionkiem, jednym z urzędników. Pan nie ma pojęcia tak samo, jak i ja, dokąd zawędrowało moje życie i czemu lub komu będzie służyć za materiał badawczy.
Podeszła do okna i patrzyła na ulicę. Nagle ukryła twarz w dłoniach.
- Jeśli nie w okiennej szybie, to w firance. Jeśli nie w firance, to w domu naprzeciwko. Może nawet w moich dłoniach, w paznokciach, we włosach. Jesteście pewnie wszędzie, przygotowani na każdą ewentualność. Cokolwiek zrobię, jest wam wiadome. Nie mogę się ukryć?
- W żaden sposób - odparł cicho - Nasi technicy są niezawodni.
Kobieta usiadła w fotelu, jej ręce opadły na poręcze. Na twarzy miała ślady łez, ale była spokojna.
- Hieny żywiące się cudzym życiem - szepnęła po chwili.
- Czy sądzisz, że moja praca była samą przyjemnością? - obruszył się on.
- A tak - odparła, ocierając oczy wierzchem dłoni - Zwłaszcza, jak się domyślam, obserwowanie moich związków z mężczyznami musiało być niezwykle ciekawe.
- Tu właśnie chybiłaś. Nie przyszło mi to łatwo: patrzeć, jak pakujesz się w związki bez przyszłości, w ramiona mężczyzn, którzy nie byli ciebie warci.
Ona spojrzała na niego, nagle zdziwiona.
- Tak, moja droga - odpowiedział on - trzydzieści lat to dość czasu, by przywiązać się do Obiektu obserwowanego. Obserwatorom Prowadzącym niezwykle trudno jest wypełniać obowiązki bez łamania Zasady Niezaangażowania Emocjonalnego. Cóż dopiero mówić o Zasadzie Nieingerencji.
- Widziałeś wszystko - powiedziała nagle - dlaczego mnie nie zatrzymywałeś?
- Wtedy, kiedy ty i oni... Zasada Nieingerencji jest podstawą eksperymentu. Wpływanie na życie obiektu wypacza ideę...
- Na życie - odparła ona podniesionym głosem - a na śmierć? Nawet to umiecie sprzedać, wiem o tym doskonale. Moja przyjaciółka postanowiła skończyć z sobą, rzucając się z mostu, ktoś to zarejestrował, pięć minut później, zanim jeszcze zdążyła wydać ostatnie tchnienie, już cały świat mógł sobie obejrzeć jej upadek. Kiedy sama zechciałam umrzeć, zamknęłam się w łazience; a ty nawet tam się wdarłeś przy pomocy swoich urządzeń, patrzyłeś chłodno, bezstronnie, okiem znudzonego widza - otruje się, czy się nie otruje, ta smarkata?
- Źle mnie oceniasz - odpowiedział on cicho - ale nie patrzyłem chłodno, jak widz. Złamałem wszystkie zasady i nawet zastanawiano się, czy mnie nie przesunąć na inne stanowisko. Bo byłem już w drodze do twojego domu. My, Obserwatorzy, też mamy swoje uczucia. I przekonania. Byłem już w drodze do twojego domu. Ale ty postanowiłaś żyć.
Patrzyli na siebie przez moment. Kobieta potrząsnęła głową. - Nie wierzę ci. Nie wierzę.
Wstała i podniosła rękę do ust, zanosząc się płaczem.
Mężczyzna podszedł do lustra i zasłonił je serwetą ściągniętą ze stołu. Potem podszedł do kobiety i objął ją. Wtuliła twarz w jego marynarkę.
Świt rozjaśnił pokój hotelowy. Kobieta obudziła się. Powoli wracała do niej świadomość i wspomnienie poprzedniego wieczora. Dziwny grymas przebiegł przez jej twarz, która jednak szybko nabrała obojętnego wyrazu. Jeszcze tylko ten uśmiech wyuczony i fałszywy dla mężczyzny, który leżał obok i właśnie się obudził.
- Dokąd idziesz? - zapytał.
- Do łazienki - odpowiedziała. - Zaraz wracam.
Podniosła z podłogi torebkę i zniknęła w drzwiach.
Mężczyzna czekał. Długo. Zasnął znowu. Obudził go dziwny dźwięk.
Zanim odzyskał świadomość i dobiegł do łazienki, kobiety już tam nie było.
Jej ciało leżało na chodniku, otoczone wiankiem gapiów.
|
|