Magazyn ESENSJA nr 4 (XVI)
kwiecień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Andrzej Filipczak
  Hitalia :  Eva

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Delilah obudziły krzyki na polanie. Wszyscy biegali podnieceni między naprędce rozpalonymi ogniskami. Przez mętlik myśli przebijała się jedna: Szpieg Federacji! Wśród nas był szpieg! Natchniony odkrył szpiega!
     Powoli podeszła do ogniska na środku polany, wokół którego wszyscy się skupili. Obok przemawiającego donośnym głosem Kaktusa stała związana rudowłosa kobieta. Delilah pamiętała ją. Jedna z wolontariuszek, które pomagały przy rannych w szpitalu. Cicha, spokojna dziewczyna, która nigdy nie rzucała się w oczy. Nawet nie pamiętała jej imienia.
     Przecisnęła się bliżej. Rudowłosa była ranna. Wielki skrzep krwi matowo połyskiwał w świetle ogniska.
     - Przesuńcie się, do cholery! Muszę ją opatrzyć! - wrzasnęła ściśnięta miedzy ludźmi. Posłusznie rozstąpili się. Także Kaktus ją zauważył.
     - Delilah, dobrze że jesteś. Sprawdź, czy ten świrus, Natchniony, czegoś jej nie uszkodził. Mamy do tej panienki kilka pytań i dobrze by było, gdyby była w stanie udzielić na nie odpowiedzi.
     Ludzie wykorzystali moment przerwy w przemowie Kaktusa, by znów rozpocząć harmider.
     - Cisza!!! - wrzasnął Kaktus, a jego oczy zalśniły złotym blaskiem. - Cisza, mówię! Nie wiemy, co udało się jej przesłać do Federacji. Natchniony zbyt dokładnie zniszczył nadajnik. Miejmy nadzieję, że niewiele. W swej naiwności sądziliśmy, że nic nie wiedziano o wyprawie "Feniksa". Ale najgorsze jest to, że sami wcześniej jej nie zdemaskowaliśmy. Przecież tu, na Hitalii, przy wszechobecnej telepatii, myśli powinny natychmiast ją zdradzić. Nie wiem jakich metod użyto w Federacji, ale najwidoczniej wiedziano o tej właściwości planety i odpowiednio do tego przygotowano agentów. Tak, agentów. Sądzę, że Federacja nie poprzestałaby na jednym szpiegu. Nie wiem, być może inni zginęli podczas katastrofy "Feniksa"... Lepiej jednak dmuchać na zimne. Kedlaw, weź kilku ludzi i ustaw posterunki przy przejściach przez zeribę.
     W tłumie znów rozpoczęło się zamieszanie. Kaktus wykorzystał je, by zwrócić się do Delilah.
     - I jak?
     - W porządku - kiwnęła głową kończąc bandażowanie. - Może mówić.
     Twarz brodacza zasępiła się.
     - Może, ale czy będzie? Nie znajdzie się u ciebie coś ....
     - Zobaczę - przerwała mu. - Na skopolaminę nie masz co liczyć, ale może jakieś narkotyki... Chociaż na to pewnie też ją przygotowali.
     - Pewnie tak, ale nie zaszkodzi spróbować.
     Przesłuchanie trwało do rana. Tak jak przewidywała, zarówno konwencjonalne metody, jak i narkotyki nie przyniosły żadnego rezultatu. Także próby wniknięcia do umysłu zatrzymanej spełzły na niczym. Rudowłosa dziewczyna milczała.
     Dalsze przesłuchanie odłożono do wieczora. Do tego czasu przywiązano szpiega do drzewa i przydzielono jej strażnika.
     Delilah w końcu przypomniała sobie imię dziewczyny. Eva, czy jakoś tak. Przekazała to Kaktusowi i zmęczona położyła się spać. Nie minęła godzina jak Juliette obudziła ją do plującego krwią rannego. Zapowiadał się ciężki dzień...

*

     Tej nocy znów miał problemy z zaśnięciem. Przyczyną jak zwykle byli państwo T'ai, którzy z podziwu godną wytrwałością starali się o potomka. Kalen głośno westchnął i zanurzył się w marzeniach.
     Obudził się o wschodzie słońca. Sen o dziewczynie pomógł mu podjąć decyzję. Wzywała go... Był jej potrzebny... Wyszperał ze swoich rzeczy kartkę papieru i skrawek ołówka. Zaczął pisać. Po chwili położył swoje dzieło na środku stołu. Litery były koślawe. Odwykł już od pisania.
     Miał nadzieję, że Judith go zrozumie. Wytrzymają bez niego tych kilka dni. Przecież wróci, i to nie sam. Postanowił znów wziąć los we własne ręce...

*

     Na niewielkiej polance leżał nieprzytomny człowiek. Khorst z trudem rozpoznał w nim dumnego mężczyznę, który próbował zająć stołek, a raczej kamień, Kaktusa. Russo jęknął, gdy pułkownik go odwracał.
     - Jezus, ale go załatwili - syknął ze wściekłością. To pewnie ta jego parszywa banda.. Rzucili się na niego, skatowali i zostawili na pewną śmierć. Rozejrzał się. Z polanki odchodziły dwa tropy: jeden, pojedynczy ślad prowadził w głąb lasu. Drugi, znacznie świeższy wiódł na sawannę.
     Podniósł nieprzytomnego i zarzucił go sobie na plecy. Miał do wyboru: polana ze szpitalem Delilah lub obóz rolników i Judith. Rolnicy byli nieco bliżej i to zadecydowało.
     Russo nagle zadygotał i zwymiotował na bluzę jego munduru. Zaklął. Położył rannego na ziemi. Szpakowaty miał otwarte oczy.
     - Khorst... - wychrypiał. - Musisz ich ostrzec... - wstrząsnął nim gwałtowny kaszel.
     Pułkownik pochylił się nad leżącym. Russo znów tracił przytomność, jednak w dalszym ciągu próbował mówić. Dobiegły go jedynie strzępy myśli, niektóre rozpoznał: Sahm... Shogun... broń... Alex... jednak w dalszym ciągu nie rozumiał treści ostrzeżenia. Wzruszył ramionami. Podniósł nieprzytomnego i załadował go sobie na plecy. Nie interesowało go, co zaszło na polanie. Nie darzył też zbytnią sympatią Russo... Ale był to człowiek i należało mu pomóc.

*

     Silny wiatr uderzył bez uprzedzenia. Gdzieś z oddali dobiegł groźny pomruk. Kalen postawił kołnierz. Zmierzchało, a na dodatek burza wydawała się wisieć w powietrzu. Przyśpieszył kroku. Pierwsza kropla deszczu spadła mu na długi nos.

*

     - Sahm, a jeżeli nas usłyszą?
     Trzech mężczyzn przedzierało się przez kolczaste zarośla.
     - Shogun, nie panikuj. Nie usłyszą nas, nawet mentalnie. Myślisz, że po co was ciągnąłem w te skałki? Zanim do was dołączyłem, zabiłem kilka stworów tej cycatej dziwki Lanton. Rozumiecie? Te hełmy są z ich czaszek i nie przepuszczają myśli. Zresztą tam, na polanie, mają w tej chwili inne zmartwienia.
     - Tak?
     - Spójrz w niebo, Shogun. Widzisz, za chwilę zacznie się burza. Głowa do góry, bogowie są po naszej stronie.
     Druga kropla deszczu spadła na kark milczącego od rana Cloudaca.

*

     Błyskawica rozdarła ciężką warstwę chmur. Odgłos gromu przetoczył się po niebie.

*

     Nie mógł w to uwierzyć. Jego dziewczyna ze snu - szpiegiem? Piękna, rudowłosa Eva - szpiegiem Federacji? Z pewnością zaszła jakaś pomyłka. To niemożliwe. Przylepiony ciasno do pnia obserwował, jak skryci za zeribą ludzie gorączkowo krzątają się po polanie, chowając swój skromny dobytek przed lejącym się z nieba deszczem. Pracy nie ułatwiała szybko zapadająca noc.
     Błysk i huk były prawie jednoczesne. Blisko, stanowczo za blisko, pomyślał ocierając mokry nos.

*

     - Panowie, nadeszła nasza chwila. Widzicie ten wielki stos pod szarą płachtą? To nasza przepustka do przyszłości. Pamiętajcie; bierzemy tylko broń i amunicję. Po resztę przyjdziemy innym razem. Gotowi? No to jazda!!!
     Zamieszanie na polanie powiększyło nagłe pojawienie się trzech wyjących dzikusów, którzy wrzeszcząc i wymachując drewnianymi pałkami rzucili się na pilnujących "skarbca" strażników. Stracił ich z oczu.
     Teraz albo nigdy, pomyślał. Strażnik przy najbliższym przejściu przez zeribę gdzieś zniknął. Szybko wbiegł na polanę. Niewiele widział, ale coś prowadziło go na lewo, do wielkiego, rozłożystego drzewa. To tam. Jest. Ona... Eva... Patrzy na niego... Wzywa go...
     Pośliznął się na mokrej trawie. Wstał, opierając się o nieruchome ciało. Widział tylko ją. Patrzyła mu w oczy. Nie pamiętał, jak udało mu się rozplątać krępujące ją sznury. Nie pamiętał, kiedy i jak uciekali. Utonął w jej oczach. Wszystko inne przestało dla niego istnieć...

*

     Siedzieli w małej jaskini. Kalen po raz pierwszy od dłuższego czasu był naprawdę szczęśliwy. Wziął los we własne ręce i uwolnił ukochaną kobietę. Nie wierzył w te brednie o szpiegu. Wszystko się wyjaśni. Najważniejsze, że są razem. Ona i ja... Jej długie palce gładziły go po twarzy. Westchnął. Było mu z nią tak dobrze. Dadzą sobie jakoś radę. Odejdą stąd. Będą razem mieszkać, rozmawiać, kochać się. Zbuduje jakiś dom. Nauczy się polować. Będzie im naprawdę dobrze. Zamruczał z rozkoszy, gdy szczupła dłoń spłynęła mu na szyję...
     Nie było żadnego ostrzeżenia. Dłoń nagle stwardniała i zacisnęła się na gardle. Zakrztusił się. Z niedowierzaniem spojrzał w zielone oczy. Nigdy nie przypuszczał, że śmierć może być taka piękna...
     Parsknęła. Śmierć. Przesadzał, jak wszyscy faceci. Rano obudzi się jak nowonarodzony. No, może przez kilka dni nie będzie mógł mówić, ale... Śmierć, też coś...
     Pocałowała go delikatnie. W końcu ją uratował. Jej dzielny rycerz. Szkoda tylko, że to nie ta bajka. Musiała go tu zostawić. Ryzyko, że usłyszą jego myśli i odszukają ich, było zbyt duże. Może gdyby gra szła o niższą stawkę... Może...

*

     - No i jak? Mówiłem, że się uda.
     - Sahm, jesteś geniuszem - łysol uśmiechnął się szeroko, prezentując w całej okazałości dziurę po wybitych dziś zębach. - Mamy walizę Rodrigueza z całym zapasem semtexu. Jakiś pistolet, kusza ze strzałami. Na początek wystarczy. Szkoda tylko Cloudaca...
     - Ej, Shogun, nie rozklejaj się. Te cioty nic mu nie zrobią. Zresztą to nie był prawdziwy sukinsyn. Nie pasował do nas.
     - Tak, może i masz rację. Tylko, że... Cholernie mało nas się zostało z całego Legionu. Cholernie mało...
     - Przestań! Legion, też coś. Jak nazywał to Russo? Legion Pieprzniętych. Za kim tak tęsknisz? Za przemądrzałym Russo, który zgrywał twardziela, a w sumie dał się załatwić jak dziecko? Za tym wiecznie pocącym się grubasem, Cloudacem, czy też za tym szurniętym gówniarzem, Aleksem? Swoją drogą wciąż nie rozumiem, co on wtedy zrobił. Ten krzyk...
     Rasista wzdrygnął się.
     - Lepiej nic nie mów. Na samą myśl o tym łeb mi pęka. Nie wiem, co się wtedy stało. To wszystko przez ten kamienny krąg. To jakieś przeklęte miejsce... Aleksowi zdawało się wtedy, że zobaczył tam swojego misia, Kleofasa... Nie śmiej się. Nie chcesz, to nie będę opowiadał.
     - Przepraszam - mruknął Sahm pod nosem. Minęły chyba wieki, gdy po raz ostatni wypowiedział to słowo. - Mów dalej. Chociaż musisz przyznać, że brzmi to zabawnie. Miś Kleofas. Tak, to podobne do tego świra, Briscowa, by zamiast podręcznego bagażu wziąć ze sobą zabawkę.
     - To było chyba coś więcej niż zabawka. Zresztą, cholera wie, to i tak nie ma znaczenia. Kleofas dostał się w szpony Natchnionego i wątpię, by coś z niego zostało. Bądź co bądź, Aleksowi wydawało się, że go tam zobaczył. Owszem, coś tam się majaczyło na leżącym w środku kamieniu. Ale Kleofas... Russo miał rację. Gówniarzowi odbiło. Zaczął się szarpać i bełkotać. Myśleliśmy już, że trzeba go będzie związać na noc, aby nie poleciał po swojego wyimaginowanego misia. Ale nie, uspokoił się i zapadł w jakiś dziwny trans. Zresztą sam widziałeś. I tak było aż do wczoraj... Brrr...
     - Ciekawe, naprawdę ciekawe. Pomyśl, Shogun. Gdyby jakoś udało się uzyskać kontrolę nad Briscowem, to...
     - Nie, Sahm. Nic z tego. Nie chcę przeżywać tego drugi raz. Dobrze, że poszedł sobie w cholerę. Niech się tam wykrzyczy. Ja tam wolę konwencjonalne środki. Broń, dobry nóż, ewentualnie materiały wybuchowe. Powiedz jaki masz plan. Bo jestem pewien, że masz jakiś plan...
     - Później, Shogun, później. Najpierw musimy spotkać się z pewną osobą...
     - Barbarzyńca? Jezu, Sahm, ty chyba nie myślisz o nim?
     - Dlaczego nie? To konkretny facet. Sądzę, że się dogadamy. O co chodzi? W końcu sam dopiero co jęczałeś, że jest nas tak mało. Zobaczysz, Shogun, jeszcze będą o nas śpiewać pieśni....

*

     Kobieta uśmiechnęła się, rozbawiona. Przerwała mentalny podsłuch. Sygnał był wyjątkowo słaby i gdyby nie fakt, że rozmówcy znajdowali się gdzieś w pobliżu, to nawet ona ze swoimi psionicznymi talentami nic by nie usłyszała. To właśnie te zdolności zapewniły jej interesującą i dobrze płatną pracę w wywiadzie Federacji. Gdyby nie one, pewnie w dalszym ciągu gniłaby na tej zapyziałej planetce na skraju galaktyki. Pewnie wyszłaby już za mąż i miała gromadę dzieci... Okropność....
     Przyśpieszyła kroku. Dziwnie czuła się na planecie, gdzie wszyscy byli telepatami. Na szczęście dopiero uczyli się posługiwać Siłą. Jej samej zrozumienie istoty i przynajmniej częściowa kontrola Psi zajęło blisko dwadzieścia lat, a mimo to wciąż się uczyła. Dlatego też przyjęła tę misję. Była ciekawa, jak zadziała na nią powszechna telepatia. Niestety, jedynym efektem było nieznaczne wzmocnienie jej zdolności. Jednak czuła, że to nie wszystko, że jakaś większa tajemnica kryje się właśnie tutaj, na tej dziwnej planecie. Może to właśnie ten kamienny krąg, o którym wspominali ci dwaj idioci?
     Zastanawiała się, co teraz zrobić. Została zdemaskowana, więc powrót do osadników był wykluczony. Korciło ją, by udać się do kamiennego kręgu, gdzie mały Alex Briscow uzyskał swoje nadzwyczajne zdolności. Gdyby mogła go chociaż dostać w swoje ręce, sprawdzić, co tak naprawdę się stało, uzyskać kontrolę... Byłby wspaniałą bronią dla Federacji.
     Jednak to za bardzo przypominało taniec na skraju przepaści. Należało natychmiast zakończyć eksperyment. Sprawy zaczynały wymykać się spod kontroli. Nie wiedziała, na ile było to spowodowane wpływem środowiska, a na ile przypadkowym doborem materiału badawczego, ale takiego rozwoju sytuacji nie przewidywał żaden scenariusz. Zbyt wielu tu było indywidualistów, outsiderów i zwykłych świrów, których nie dawało się kontrolować. Do tego ci ludzie byli inteligentni. Zbyt inteligentni jak na materiał badawczy. Wkrótce zaczną sobie zadawać pytania... Tak, dobór materiału był fatalny. I tym ludziom dano do ręki Siłę! Równie dobrze można było dać wariatowi do ręki głowicę atomową. Do tego jeszcze ten kamienny krąg, dziwne termity Natchnionego... Tak, eksperyment stawał się stanowczo zbyt niebezpieczny... Na badania tajemnic planety będzie miała czas po zamknięciu projektu. Teraz musi dostać się do zapasowego nadajnika. Musiała powiadomić Federację, o tym co się tu dzieje...

*

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

15
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.