Wstał z miejsca, tym razem powoli, owijając się w koc jak w togę. Podszedł do niej, usiadł obok i objął ją ramieniem.
"Co się ze mną dzieje?" pomyślał. "Powinienem ostro przywołać ją do porządku. W końcu to tylko klon i do tego nielegalny. Powinienem wezwać straże i aresztować ich oboje, ją i Yaro. On jest Jedi, razem planowali spisek.... A ja się zachowuję jak gówniarz. Czy te lata spędzone w skórze Vadera można zrzucić jak kombinezon?"
Na samą myśl o tym, że mógłby teraz ją zabić, ujrzeć jej twarz posiniałą z braku tlenu, krew na ubraniu i włosach... Zrobiło mu się niedobrze. Gdyby miał pełny żołądek, chyba by zwymiotował.
- Megan... posłuchaj - szepnął, usiłując zajrzeć jej w twarz. - Powiedz mi, co miałaś na myśli, mówiąc o cenie, jaką jestem gotów zapłacić? Czego ode mnie chcecie?
Cofnęła się, znów otarła oczy.
- Nie wiem, dlaczego poświęciłam Dave'a dla pana, Lordzie Vader. Powinnam była go zabić. Przez moment wyobrażałam sobie, że to on, ale szybko się ocknęłam. Głupie mrzonki, Lordzie Vader. Proszę się odwrócić, ogolę pana i obetnę włosy. Choć może powinnam pozwolić, żeby zrobił pan to sam i wypalił sobie oczy!
- Żałujesz, że się udało? - zdziwił się.
Spojrzała na niego jak na glistę.
- Żałuję? Tak, lordzie Vader, żałuję. Teraz, kiedy ma pan własne ciało, kiedy jest pan tak zdrowy, jak każdy inny młody człowiek, będzie pan jeszcze gorszy. Kalectwo nauczyło pana pokory, przynajmniej wobec nielicznych. Teraz... - urwała. - Gdybym mogła, zabiłabym pana, lordzie Vader... Moc i młodość... Czego trzeba więcej, żeby sięgnąć jak najwyżej?
- Megan... - zaczął, po raz pierwszy od dwudziestu lat absolutnie bezradny. - Megan, nie to maiłem na myśli... I nie nazywaj mnie lordem, ani Vaderem, ani Milordem...
- A jak? - spytała drżącym od łez głosem. - Kim jesteś? Kim się stałeś?
Przymknął oczy, żeby się opanować. Do licha, ona mogła mieć rację...
- Nie wiem - wyznał. - Przy wymienianiu dolegliwości, jakie może spowodować transfer do sklonowanego ciała, nie wspominałaś o kryzysie osobowości.
- Bo o nim nie wiedziałam - odparła. Uspokoiła się trochę po tym wybuchu, choć wciąż jeszcze płakała. - Nie przewidziałam go.
- Ty?
- Nieważne. Nie przypuszczaliśmy... Cóż, podobne rzeczy się zdarzają po operacjach plastycznych, po ciężkich urazach... do licha! - wstała i podeszła do komputera. - Powinnam pana przebadać, ale nie mogę.
- Dlaczego? - podniósł na nią zdziwiony wzrok.
- Bo nie mam pana danych. Dave nigdy nie istniał w zapisach, Lord Vader umarł... przynajmniej fizycznie. Wprowadzić pana nie mogę. Skąd mam wiedzieć, czy za miesiąc ktoś tu nie zacznie grzebać? Popełniliśmy przestępstwo. Sklonowaliśmy człowieka, do tego bez jego wiedzy i zgody. Na razie ukrywamy pańską śmierć... Nie chcę skończyć w którymś z luksusowych kurortów Imperatora.
- Uratowaliście mnie.
Żachnęła się.
- Sama nie wiem, dlaczego. Był pan... taki bezradny w obliczu śmierci. Poza tym to pański klon. Pańskie ciało. Oddaliśmy panu to, co pożyczyliśmy.
- Rozumiem - spuścił głowę i poddał się jej zabiegom kosmetycznym. Milczała, jakby miała zamiar wsadzić mu znienacka nożyczki w ucho. Vader także milczał. Przypomniał sobie, jakiemu celowi pierwotnie miało służyć ciało klona i teraz bardzo chciał zadać jej jedno pytanie. Chciał, ale nie miał odwagi. Bez maski, bez peleryny, bez miecza, w śmiesznym puchatym kocu czuł się mniej Vaderem, niż kimkolwiek na świecie.
- A co z waszym planem? Zabicia mnie i podstawienia robota na moje miejsce? - wypalił w końcu, czując, że krążenie wokół tematu mija się z celem.
Wzruszyła tylko ramionami. Była piękna. Podobała mu się. Chciał coś dla niej zrobić, ale ona najwyraźniej go nienawidziła.
- Mówiłaś o jakiejś cenie i nic się więcej od ciebie nie mogłem dowiedzieć - zagaił znowu. - Możesz mi to wyjaśnić dokładniej?
- Chyba nie. To zbyt skomplikowane - odparła.
- Może zrozumiem.
- Chodzi o to ciało... - zagryzła wargę tak mocno, że pokazała się kropelka krwi.
- Chodzi o to, że formalnie jesteś nowym człowiekiem. Nie jesteś Anakinem Skywalkerem, bo on zginął dawno temu z rąk Obi-Wana Kenobiego. Nie jesteś Darthem Vaderem, który leży w chłodni razem ze swoimi implantami. Nie jesteś anonimowym klonem - odezwał się głos od drzwi.
Obejrzeli się oboje. Yaro, mocno zmęczony, ale pogodny, opierał się o framugę i uśmiechał.
- W rzeczywistości jesteś nimi wszystkimi, ale nie ma takiej siły, która zmusiłaby cię teraz do wyboru. Musisz go dokonać sam, w odpowiednim dla siebie czasie. Właśnie to próbowała powiedzieć ci Megan, ale chyba miała z tym problemy. Więc mówię ci to ja: Co zamierzasz zrobić z tym nowym życiem, Lordzie Vader, Anakinie, Dave? Czy masz zamiar znów włożyć czarną maskę i pelerynę, i klęczeć przed Imperatorem?
Vader zafascynowany obserwował starego Jedi. Poczuł się tak, jak dwadzieścia lat temu, kiedy siedzieli z Kenobim w jego kajucie i rozmawiali o tym, czym się stał. "Ciemna Strona upaja, daje siłę i potęgę, która spala jak pierwszy lepszy narkotyk. Strzeż się jej, bo spłoniesz w tym ogniu, Anakinie." Kenobi... Zabił go własnymi rękami, ale nie dlatego, że był taki dobry, tylko dlatego, że Ben pozwolił mu się zabić. Odebrali mu Padme, syna... A on na to pozwalał. Imperator uczynił z niego narzędzie swej woli, a on się nie sprzeciwił. Czy o to chodziło Obi-Wanowi, kiedy go ostrzegał? Że nigdy nie będzie panem siebie, nawet po Ciemnej Stronie? Że zawsze znajdzie się ktoś, kto pchnie go w tym czy innym kierunku? Ktoś, kto zadecyduje za niego? Pokręcił głową.
- Nie. Przerabiałem to już. Pozwoliłem zbyt wielu osobom na zbyt wiele. Teraz ja tu rządzę.
Yaro pokiwał głową.
- Co zamierzasz ze sobą zrobić?
Vader westchnął. Również ogromnie miłe uczucie, jeśli przez dwadzieścia lat maszyna oddychała za ciebie.
- Nie wiem. Najchętniej spróbowałbym tego, co straciłem w dniu, kiedy stałem się Darthem Vaderem. Spokoju. Wiem, że to głupie, ale to ciało jest takie... młode, takie czyste. Gdyby Imperator dowiedział się o nim, znów próbowałby mnie od siebie uzależnić. Jeszcze niedawno chciałem go zdławić i zająć jego miejsce... Jak by to teraz wyglądało?
Miał ochotę rozłożyć ręce, ale w porę przypomniał sobie o kocu, więc tylko wzruszył ramionami.
- Nie chcę tam wrócić... Chcę przez parę miesięcy żyć sam. Oczyścić się z wszystkich wspomnień i spróbować od nowa. Otarłem się o śmierć i to nie w walce. Na razie wystarczy.
Skulił się, jakby nagle przeszedł go dreszcz.
- Możesz to zrobić - szepnął Yaro.
Vader uśmiechnął się blado.
- Więc Darth Vader musi umrzeć... Symbol siły Imperium umiera na nowotwór mózgu... Paranoja! - pokręcił głową. - Co będzie, jak Vader zniknie?
- Rebelianci odetchną z ulgą. Nie ma i nie będzie drugiego takiego skutecznego narzędzia - odparł Yaro. - Imperator będzie musiał szybko szukać sobie zastępcy.
- Xizor - westchnął Vader. - Xizor i Czarne Słońce. Do imperialnego terroru dorzucić jeszcze mafię. Wyborne. Jesteś pewien, że ta galaktyka to wytrzyma? Vader nie może umrzeć. Trzeba zachować bodaj pozory tego, co jest, bo inaczej ten obleśny jaszczur wejdzie na moje miejsce!
W duchu jednak myślał o całkiem innych konsekwencjach własnej śmierci: Imperator, pozbawiony narzędzia nie zwróci się do Xizora, który poza feromonami nie ma żadnej mocy, lecz zacznie polować na ostatniego Jedi, jaki się uchował w galaktyce. Sam będzie nadzorował budowę drugiej Gwiazdy, ale z każdą chwilą coraz bardziej będzie potrzebował pomocnika... Ma pod ręką Xizora. Głupi, ale skuteczny, a Czarne Słońce ma długie ręce. I nie lubi Luke'a. Luke Skywalker zostanie sam, pozbawiony oparcia ojca, na którego liczy pomimo wszystko i będzie łatwym łupem dla Imperatora. A potem...
- Nie chcę, żeby mój syn poszedł w moje ślady i został pełzającym niewolnikiem... Choćby w najbardziej efektownym mundurze - powiedział cicho, a na głos dodał. - Vader musi żyć..
Jedi milczał. Przez kilka minut żadne z nich się nie odzywało. Vader przesunął dłonią po krótko ostrzyżonych włosach, pogładził policzki, które pod warstwą kremu odzyskały gładkość i niepewnie spojrzał na Megan.
Potem spojrzał na zmięty kombinezon, wciąż leżący w kącie sali.
Potem na swoje nagie, szczupłe ramiona. Będzie musiał coś z rym zrobić, wygląda fatalnie. Właściwie, co ma do stracenia? Uwolnił się od Imperatora, od czarnego hełmu i aparatury. Uwolnił się od poczucia porażki, gniewu, bólu... A może rzeczywiście zapomniał je przygotować do transferu? A skoro tak, to widocznie może bez nich żyć...
Przypomniał sobie Luke'a, jego przerażenie, ból, rozpacz... Czy tak powinien reagować chłopak na widok ojca? Wytęsknionego, ukochanego ojca?
Ciekawe, jaki on jest? Jaki jest ten młody bohater, wspaniały pilot, zbawca księżniczek w tarapatach... Młody Jedi? Ciekawe, czy trudno byłoby zawojować jego zgłodniałe rodzicielskiej miłości serce?
I uchronić przed Palpatine'em. Przede wszystkim przed nim, a potem przed cieniem Dartha Vadera. Ostrzec go...
Co?
Vader podniósł głowę. Uczucie wolności, z jakim przyjął nowe ciało, zdławiło wszystkie inne: lojalność wobec Imperatora, dumę, zazdrość o Xizora... Niech to! Nie potrzebuje ani jego, ani nikogo innego... oprócz Luke'a.
- Posłuchajcie mnie - rzekł powoli, z rosnącą determinacją. - Vader umarł. Nikt nie może się o tym dowiedzieć, ale niech mnie supernova, jeśli dam się na powrót wcisnąć w tę skorupę. Brak Vadera jest niebezpieczny, jego śmierć może zatrząść nie tylko Imperium, ale i Rebelią. Nie możecie na to pozwolić. Zdaje się, że mówiliście coś o jakimś robocie? - z nadzieją spojrzał na Megan. Dziewczyna ze skamieniałą twarzą obserwowała go jak próbkę pod mikroskopem, która nagle zaczęła tańczyć.
- Jest robot... - odezwał się Yaro. Spojrzenie, jakim Vader obdarzał Megan, nie uszło jego uwadze. Stary Jedi nie urodził się wczoraj.
- Jak długo muszę tu pozostać, żeby Vader, cały i w miarę zdrowy, mógł wrócić do pełnienia obowiązków?
- Nie więcej, niż kilka dni. Tyle potrzeba, aby odpowiednio zaprogramować naszego robota. Będzie pan nam musiał w tym pomóc, Milordzie - odparł Yaro, z promiennym uśmiechem wracając do ceremonialnej formy.
Vader uśmiechnął się lekko. Jak miło jest się uśmiechać - tak, aby to wszyscy widzieli.
- Nie Milordzie... Dave. Dave R., jak... powiedzmy, jak Randall. A teraz - spojrzał na Megan, podniósł rękę i delikatnie przesunął palcem po jej policzku - czy dostanę coś do ubrania? Byle nie czarny kombinezon...
|
|