Magazyn ESENSJA nr 7 (XIX)
sierpień-wrzesień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Achika & Cranberry
  [GW] :  Druga strona Mocy

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

15

     W pokoju było ciemno, tylko przez odsłonięte okno wpadał odległy blask świateł miasta. Darth Beyre klęczała na jedno kolano, z pochyloną głową oczekując rozkazów. Imperator stał przy oknie, tyłem do niej. Nie odzywał się długo, ale była na to przygotowana. Wiedziała, że lubi kazać swoim poddanym czekać. W końcu powie, o co chodzi. Wezwał ją tu osobiście, tylko ją. To musiało być coś ważnego.
     - Beyre.
     - Tak, panie?
     - Na tej planecie przebywa kilku Jedi. Co najmniej dwóch. Wiesz, gdzie są?
     - Nie, panie - serce zabiło jej gwałtownie, ale nawet jeżeli mistrz wiedział, że kłamie, to nie dał tego po sobie poznać.
     - Nie szkodzi. Odnajdziesz ich i zabijesz. Wszystkich.
     Zaschło jej w gardle; szybko przełknęła ślinę.
     - Tak, panie.
     - Jakieś pytania?
     - Nie, panie.
     - Możesz odejść.
     Skłoniła się głęboko i wyszła. Imperator patrzył przez szybę na nocne miasto. Na jego wargach pojawił się leciutki uśmiech. Ale tego Beyre nie widziała.
     
     ***
     
     Cranberry klęczała na podłodze swojego pokoju. Oczy miała przymknięte, jej ręce leżały nieruchomo na kolanach, otwartymi dłońmi do góry. Ale oddychała szybko, urywanym oddechem, a na czole pojawiły się kropelki zimnego potu. Szukała rozpaczliwie odpowiedzi. Co się z nią stanie, jeżeli nie wyjawi swej tajemnicy Lordowi Sith. Co się stanie, jeżeli ją wyjawi.
     
     Jej mistrz, klamra, nie widzi oczu. Coś mówi.
     - Beyre.
     Beyre, Beyre - odbija się echo w jej głowie.
     Dwaj rycerze, w walce sprawni jak jeden. Gest złożony z gestem jak w tańcu. Czarne płaszcze podświetlone czerwienią mieczy. Jedna Moc, ten sam cel, pragnienia. Niezbędni sobie nawzajem do ich realizacji i niezbędni swojemu mistrzowi.
     Beyre, Beyre...
     Skrzyżowane miecze różnych barw. I to samo uczucie jedności. Z kim ja walczę? Ale trzeba atakować i uciekać. Zawrotne tempo piruetów. Oślepiający blask broni wciąż zasłania twarz przeciwnika. Kogo ja chcę zabić.
     - Więcej cierpliwości, młody padawanie. Zwolnij, Cran. - Mace Windu styka opuszki palców w zamyśleniu.
     Beyre.
     Qui-Gon schyla się nad jej krwawiącym ramieniem. Rozrywa nadpalony rękaw. Pod jego ciepłymi dłońmi ból znika, jak dobrze.
     "Rycerz Ciemnej Strony ma zawsze przewagę nad Jedi, bo korzysta z tego, co w człowieku najstarsze, najgłębiej ukryte i najsilniejsze - z gniewu."
     Qui-Gon i Obi-Wan w oknie, za nimi miasto. Znowu się kłócą. A wewnątrz Rady spory. Którego z nich mam słuchać. Jak mam ich szanować.
     Majestatyczna postać mistrza, a ona klęczy przed Lordem Sidiousem na jedno kolano.
     Obi-Wan spycha ją z krawędzi i spadają oboje trzy piętra w dół. To kiedyś było. Nad nimi chemiczna fabryka przemytników wybucha od ich własnych strzałów. Uderzenie o ziemię. Oboje cali.
     - Po co ci była ta brawura! Mogłaś nas zabić!
     ...gorszych od siebie, gorszych od siebie...
     Delikatne, cienkie przeguby rąk Nessie, trzymających czasem miecz z siłą stali. Jasne kosmyki, uśmiech błądzący po wargach. A później... Rozbite drzwi, ludzie w mundurach. I Amidala... Amidala!
     Mistrz, twarz pod kapturem. Klęczy u jego stóp, nie, leży, widząc jego buty.
     Beyre, Beyre...
     Co on mówi, gdzie ja jestem, trzask i wybuch niebieskiego światła.

     
     Cranberry jęknęła i upadła na dywan zupełnie bezwładnie. Jej ciałem wstrząsały dreszcze podobne do ataku padaczki. Posunęła się za daleko, nie powinna. Nie powinna w ogóle wchodzić w trans, skoro nie umie.
     Drgawki powoli ustępowały, ale świadomość nie wróciła tak od razu. I wciąż nie było odpowiedzi.
     
     ***
     
     Imperator cicho mówił do Vadera:
     - Jest niepewna. Stanowi zagrożenie. Wolę mieć was dwóch, niż żeby ona zdradziła. To, co powiedział nam Maul, jest niepokojące. Musiała się z nimi kontaktować.
     - Też tak sądzę, panie. Maul ma rację.
     - Weź mały oddział. Pójdę z tobą.
     - Mogę pójść sam.
     - Chcę tego dopilnować, my young apprentice.
     - As you wish, my lord.
     
     ***
     
     Czekali tylko na rozkaz startu.
     Z promu wyszedł szturmowiec i rozglądał się niepewnie wokół, aż jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. W końcu rozpoznał sylwetkę dowódcy po przeciwnej stronie łąki. Żołnierzowi nie podobała się ta planeta, nie rozumiał jej.
     - Lordzie Vader.
     Odwrócił się powoli.
     - Lordzie Vader, mamy zdjęcia z satelity. Na jednym jest statek.
     Sith gwałtownie wszedł na pokład i odsunął szturmowców od monitora. Patrzył uważnie.
     - Lordzie Vader, Imperator...
     Vader już stał w zasięgu kamery i mówił:
     - Znaleźliśmy kryjówkę tych trojga Jedi.
     Chwilę potem dał sygnał do rozpoczęcia wcześniej planowanej akcji. Powtarzał ostatnie rozkazy Imperatora.
     Zupełnie zapomniał o tym, co go zastanowiło. Dlaczego ten statek był akurat nubiański.

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

25
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.