Magazyn ESENSJA nr 7 (XIX)
sierpień-wrzesień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Achika & Cranberry
  [GW] :  Druga strona Mocy

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

14

     Dziś kazał jej walczyć z Maulem. Bała się tego w głębi duszy, widziała go w starciu z Vaderem: był straszny. Nie sądziła, żeby dała radę go pokonać. Jak dotąd zresztą nie wygrała ani jednej walki.
     Zepchnął ją z pomostu. Wylądowała na nogach, ale potknęła się i upadła na kolano, podpierając się lewą ręką. Kątem oka pochwyciła ruchomy, czarny cień i w tej samej sekundzie obcas Maula spadł na jej rozpostartą na betonie dłoń. Z bólu aż pociemniało jej w oczach. W prawdziwej walce już by ją zabił - przez kilka sekund była całkowicie odsłonięta. Kiedy podrywała się z powrotem na nogi, dostała butem w zęby. Potoczyła się po podłodze i znów wstała, już bardzo chwiejnie. Zamrugała powiekami, żeby odpędzić wirujące jej przed oczami plamy. Tylko nie leżeć, kołatało jej się po głowie. Aby tylko nie leżeć, bo ten sukinsyn mnie zatłucze.
     Stanęła w rozkroku, zdrową ręką ściskając miecz świetlny; rękawem drugiej otarła krew z rozciętej wargi. Gdyby to był trening Jedi, dawno już by przerwali. Ale oni nie byli Jedi. Walka kończyła się wtedy, kiedy jedna ze stron nie miała już siły wstać z podłogi. Albo, kiedy Imperator dawał sygnał do zakończenia. Beyre jednak wiedziała, że nie da: będzie chciał sprawdzić, ile ona wytrzyma.
     Ogarnęła ją rozpacz. Vader, z wyjątkiem tamtego pierwszego treningu, nigdy nie bił jej do nieprzytomności. Ale z Maulem to co innego. Wiedziała, że jej nienawidzi i nie będzie jej oszczędzał. Powstrzymać go mógł tylko rozkaz Lorda Sidiousa, a na to nie mogła liczyć. Po Ciemnej Stronie nie było litości dla słabszych.
     Patrzyła na Maula, który zbliżał się, okrążając ją, swoim leniwym krokiem drapieżnika. Znienacka skoczył, bez trudu przełamał jej paradę i wytrącił miecz, podciął jej nogi, a kiedy upadła, złośliwie po raz drugi przydeptał zranioną rękę. Nie zdołała powstrzymać krzyku.
     Jak przez mgłę zobaczyła nad sobą jego szyderczo uśmiechniętą twarz i nagle zbierająca się w niej wściekłość eksplodowała. Jak on śmie się nad nią znęcać. Dosyć tego.
     Gwałtownym gestem wyciągnęła przed siebie drugą rękę i zaatakowała Mocą, wkładając w to całą swoją nienawiść i gniew. Maul poleciał daleko w tył, upadł, przetoczył się, szorując plecami po betonie. Przez szum w uszach Beyre usłyszała zadowolony pomruk Imperatora, ale zaraz potem z wyczerpania zakręciło jej się w głowie, osunęła się na brudną podłogę. A tamten już wstał i zbliżał się do niej, groźny jak polująca bestia.
     Koniec. Nie miała siły się bronić. Wcisnęła twarz w ziemię i zasłoniła łokciem głowę, czekając na ciosy. Czarny but szurnął po betonie, nabierając rozpędu do kopnięcia.
     - Zostaw ją, Maul.
     Sith posłusznie odsunął się, pozwalając Beyre wstać. Dźwignęła się z trudem na jedno kolano i tak została, widząc, że Lord Sidious zbliża się w jej stronę. Poczuła jego rękę na ramieniu.
     - Dobrze, bardzo dobrze. Robisz postępy. Jestem z ciebie zadowolony.
     Ośmieliła się podnieść głowę i spojrzeć na niego. Uśmiechał się pod kapturem.
     - Wstań, Darth Beyre.
     Nigdy przedtem nie zwracał się do niej pełnym imieniem. Zebrała resztki sił i podniosła się na nogi, zaciskając zęby, żeby nie syczeć z bólu.
     Wyszli ze strzelnicy razem. Po raz pierwszy czuła, że jest jedną z nich.
     
     ***
     
     Lekarz oglądał pod światło zdjęcie rentgenowskie.
     - Pęknięcie kości śródręcza. Nic szczególnie poważnego, nie będziemy nawet zakładać na stałe gipsu. Ma pani szczęście, że to lewa ręka. Przez kilka tygodni trzeba będzie ją oszczędzać.
     Patrzyła na niego bez zrozumienia. Szczęście? Mieczem świetlnym walczy się obiema rękami.
     Nie słuchała, co do niej mówił. Odmruknęła coś ni w pięć ni w dziewięć i wyszła z gabinetu, ponuro zamyślona.
     
     ***
     
     Telefon zadzwonił w czwartek wieczorem. Nie używali już komunikatorów: od kiedy Cranberry powiedziała im o obecności kanclerza, na wszelki wypadek przestrzegali ścisłej ciszy radiowej.
     - Nes? Nie obraź się, ale nie mogę być w ten weekend na treningu. Jadę... jedziemy do Krakowa, całą grupą z naszego roku. Jak wrócę to zadzwonię. Niech Moc będzie z tobą.
     Trzask odkładanej słuchawki, jakby bała się, że usłyszy jakieś pytania.
     - Niech Moc będzie z tobą, Cran - powiedziała cicho Nessie do buczącego po drugiej stronie sygnału.
     
     ***
     
     Osobowy do Zakopanego wlókł się niemiłosiernie, na miejsce dotarła prawie o północy. Ale wreszcie była razem z nimi, siedzieli w kuchni pod upstrzonym przez muchy abażurem, jedli kolację - naleśniki, które zrobili Nessie i Obi-Wan. Niewiele rozmawiali, bo nie było wesołych tematów do rozmowy, ale cieszyli się swoją obecnością. Nessie głaskała łaciatego kota gospodyni, który wskoczył jej na kolana, dopominając się o resztki.
     Qui-Gon nie zapytał, dlaczego nie ma z nimi Cranberry, a ona nic nie powiedziała.
     
     ***
     
     Dla Jedi trans jest spokojem, wyciszeniem, a dla Sitha - chaosem przemieszanych wizji. Przeszłości, przyszłości, czyichś marzeń, twoich strachów. Trzeba dużo wiedzieć, żeby wyciągnąć z niego prawidłowe wnioski. Właściwie, żeby w ogóle nad nim zapanować. A tego Cranberry nie umiała.
     
     Próbowała częściej medytować, ale musiała przestać. Jej wizje były piękne, dawały siłę i wewnętrzny spokój, ale kończyły się nagłym koszmarem. Wybuchem przerażających uczuć. Za każdym razem budziła się i siłą woli zmuszała do zapomnienia tego, co widziała w transie. I zapominała. Ale zostawał strach. I przekonanie, że idzie po cienkim lodzie. Było tyle rozwiązań, tyle możliwych wersji wydarzeń. Większość, może wszystkie, nigdy nie będzie miała miejsca, co najwyżej jedna. Która?
     
     Niszczyciel "The Shadow" wracał z misji. Zlikwidowanie prawie pustej bazy rebeliantów nie trwało długo. Teraz czekali aż okręty opuszczą układ planetarny, żeby móc wejść w nadprzestrzeń.
     Lady Beyre stała na mostku, patrząc nad głowami oficerów na salę pełną analityków schylonych nad migającymi kolorowo ekranami.
     Podobnie jak na bliźniaczym niszczycielu, "Executorze", dystans między dowódcą a podkomendnymi wynikał nie tylko z rangi. Były w Imperium trzy osoby, których się tak bano. Mówiło się też o czwartym rycerzu, ale on nie zajmował się armią. Jego rola polegała na czymś bardziej mrocznym. Podobno kogoś tropił, zabijał...
     - Admirale - głos Lady Beyre wyrwał go z zamyślenia.
     Stała na schodach, kilka stopni nad nim. W ten sposób wyrównywała różnicę wzrostu i zmuszała go do patrzenia w górę. Często tak robiła. Założone na piersi ręce miała schowane w rękawach. Było w niej coś, co przypominało admirałowi gubernatora Tarkina, jej bliskiego współpracownika. Bardzo żałowała, kiedy...
     - Lady Beyre - lekki ukłon.
     - Gdy dotrzemy na Coruscant, należy... - nagle urwała.
     Rozejrzała się gwałtownie wokół siebie. Admirał zrobił to samo. Nic. W oknach ciemność utkana gwiazdami.
     To trwało mgnienie oka.
     - Natychmiast wejść w nadświetlną! Bez ustalania współrzędnych!
     Nawigatorzy nie zdążyli podnieść głów w niemym zdziwieniu, admirał nie powiedział "Ależ, pani...", Darth Beyre nie opanowała dezorientacji i strachu, które przemknęły przez jej twarz. Nie mieli czasu.
     Flota Rebelii wyszła z nadprzestrzeni tuż za ostatnim okrętem, za "The Shadow". Ogień ciężkich dział nie został zatrzymany przez pole siłowe, wyłączone na czas skoku.
     Pierwszy strzał zmiótł mostek. Później eksplodował reaktor.

     
     ***
     
     Miała nad Maulem przewagę, dopiero teraz to zrozumiała. Cofała się w tanecznym prawie rytmie, robiąc uniki instynktownie i idealnie wtedy, kiedy trzeba. Krążyła wokół niego, jakby się z nim drażniąc, trzymała go na dystans. Ciosy pięści trafiały w próżnię. Nie pomagała jego piekielna szermiercza sprawność ani fizyczna siła. Uderzenia mieczy stawały się coraz szybsze, wirowali w szalonym tempie, nie odrywając wzroku od oczu przeciwnika.
     "Nie patrz w oczy. Uważaj na ręce, na stopy, inaczej cię oszuka." Tak kiedyś, dawno, mówił Kenobi. Ale ona nie musiała pilnować dłoni Maula. Wiedziała, co zrobi teraz, za moment, za chwilę. Po prostu wiedziała.
     Nagłe, zwodnicze cięcie w nogi. Beyre przefrunęła nad mieczem Maula, obróciła się w zgrabnym piruecie i uderzyła z boku, zmuszając Sitha do początkowo niezbyt skoordynowanej obrony.
     Uśmiechnęła się kpiąco. Nawet nie była za bardzo zmęczona. Była spokojna, głęboko spokojna. I miała mnóstwo czasu.
     
     - Przyjrzyj się jej uważnie, mój uczniu. - powiedział Lord Sidious do Vadera - Ona nie lubi sobie brudzić rąk. Ale żeby tak walczyć, trzeba mieć dosyć Mocy. I ona ma. Twoja rada była dobra, przyjacielu.
     Vader skłonił się głęboko.
     
     Beyre, widząc narastającą wściekłość Maula, wykorzystała siłę kolejnego uderzenia, odbiła się od miecza i przeleciała nad głową Sitha popisowym podwójnym saltem. Wylądowała daleko za przeciwnikiem.
     Wypuściła z ręki miecz, pozwoliła mu upaść na posadzkę.
     Maul rzucił się ku niej pewien łatwego zwycięstwa.
     Chodź, chodź, z bliska bardziej boli.
     Czerwone ostrze prawie jej dotknęło. Beyre wyciągnęła ręce przed siebie. Maul uderzył plecami o podłogę z taką siłą, że na chwilę stracił oddech. Beyre odepchnęła go kilka metrów. Miecz wyrwał mu się z dłoni i poleciał na bok.
     Lady Sith okrążyła Maula, wciąż przytrzymując go na ziemi. Uwolniła go na chwilę, gdy sięgała do tyłu po miecz. Ale nim zdążył wstać, przed jego twarzą zawirowało podwójne laserowe ostrze. A ona się śmiała, złym, paskudnym śmiechem.

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

24
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.