- ...wciąż prowadzone są rozmowy na temat złagodzenia sankcji, którym został poddany nasz uniwersytet z powodu podejrzeń o sprzyjanie wywrotowemu ruchowi zwanemu Sojuszem Dla Przywrócenia Republiki. Przypomnijmy, że o jedną trzecią ograniczono dotacje rządowe, przy jednoczesnych naciskach na przyjmowanie mniejszej liczby studentów - przedstawiający wiadomości Twi'lek poruszył lekko jedną ze swych głowomacek na znak dezaprobaty. Tło za nim zmieniło się z budynku uczelni na panoramę lądowiska, z którego startowały dziesiątki statków.
- Imperium odwołało obowiązujący od czterech dni zakaz startów i lądowań na Chandrilli. Gwałtowne ożywienie ruchu spowodowało tłok, z którym borykają się kontrolerzy lotów...
Widok portu kosmicznego zniknął, zastąpiony wnętrzem studia.
- A teraz przechodzimy do pozostałych wiadomości. Wciąż niewyjaśnione jest zniknięcie córki gubernatora, Zeloe T'bira. - W górnym rogu ekranu ukazało się trójwymiarowe zdjęcie Zeloe, powiększone po chwili do naturalnych rozmiarów.- Ostatni raz widziano ją...
Zeloe chwyciła pilota i wyłączyła odbiornik, ale Nessie uruchomiła go z powrotem machnięciem ręki, ledwo zauważając, że odruchowo użyła Mocy. Na szczęście nikt inny też tego nie zauważył.
- ...porcie w stolicy, w towarzystwie dwóch podejrzanych kobiet i młodego mężczyzny, który zidentyfikowany został jako jej narzeczony, Mattis Hener. Policja podejrzewa porwanie. Tego samego zdania jest gubernator.
- Porwanie? - jęknął Mattis. - Zeli, ale narobiłaś!...
Holowizor pokazywał teraz postać zażywnego, lekko łysiejącego mężczyzny, który tłumaczył dziennikarzowi, jak bardzo leży mu na sercu los ukochanej jedynaczki; po chwili zastąpiło go popiersie szefa chandrilskiej policji, obiecującego dołożyć wszelkich starań w celu znalezienia dziewczyny.
- ...niestety, mamy podejrzenia, że wywieziono ją poza planetę skradzionym statkiem gubernatora...
Nessie wyłączyła dźwięk i stanęła przed Zeloe, opierając ręce na biodrach.
- Wyjaśnij nam, co to wszystko ma znaczyć - rozkazała tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Zwialiście z domu, tak?
Zeloe lekko przestraszona wcisnęła się w fotel i pokornie kiwnęła głową.
- Statek wzięłaś bez pozwolenia, zgadza się?
Kolejne kiwnięcie.
- Dlaczego?
- Jej ojciec mnie nie lubi - wyjaśnił lekko zawstydzony Mattis. - Chcieliśmy być razem. Zamierzamy się pobrać na Korelii. Tam podobno nie trzeba formalności...
- A teraz my jesteśmy oskarżone o porwanie - powiedziała Cranberry, stojąca pod ścianą z założonymi rękami. - Po prostu ślicznie.
Zeloe rozejrzała się po wszystkich i nagle wybuchnęła płaczem, uznawszy to widać za najlepszą taktykę.
- Nie chciałam nikomu zaszkodzić, przysięgam!... Wrócimy do domu i wszystko wyjaśnię.
Nessie pokręciła głową.
- Jak już wciągnęli w to policję, to tak łatwo nie pójdzie. Będą szukali winnego już choćby po to, żeby się wykazać, szczególnie, jak sami wymyślili wersję o porwaniu.
- Ale ja im powiem...
- Jasne, a twój ojciec przyzna się przed całą planetą, że mu córeczka z domu uciekła - prychnęła Cran. Spojrzała na Nessie. - Chodź do kokpitu, zastanowimy się, co dalej robić. Nie ruszajcie się stąd!
Wyszły z mesy zostawiając w niej Zeloe i Mattisa, którzy zaczęli się właśnie kłócić, czyj to był pomysł z ucieczką.
Cranberry opadła na fotel i z rozterką przeczesała palcami włosy.
- Aleśmy się wpakowały, Nes. Co robimy?
Nessie potarła twarz dłońmi.
- Masz jakiś pomysł?
- Wyrzucenie ich przez luk bagażowy pewnie nie wchodzi w grę?
Na chwilę parsknęły śmiechem.
- Myślisz, że nikt nie wie, gdzie jesteśmy? - spytała Nessie, poważniejąc.
- W holo mówili, że nie, ale nie muszą ujawniać wszystkiego, co wiedzą, w końcu to policja. Ale gdyby widzieli, to chyba już by tu byli.
- Lądować nie możemy, podałyśmy nazwę statku. Lećmy na Korelię, może nikt za nami nie trafi.
- I tak zostawiamy za sobą ślady jak stado banth - Cranberry ugryzła się w język, zła na samą siebie, że wciąż nie może przestać używać wyrażeń, których jeszcze w dzieciństwie nauczyła się od Anakina. Od pewnego czasu wolała, żeby nie kojarzyć jej z jego osobą.
- Dobra.
Odwróciły się do pulpitu: Nessie wyłączyła autopilota, Cran zaczęła wprowadzać do komputera parametry skoku. Nagle na pulpicie błysnął sygnał wskazujący, że w pobliżu wyszedł z nadprzestrzeni jakiś statek.
Zatrzeszczał komunikator.
- "Kryształowa gwiazda", w imieniu Imperium rozkazuję wam zatrzymać się i przygotować do połączenia w celu przyjęcia na pokład naszych służb. Wszelki opór zostanie potraktowany jako rozpoczęcie walki.
Obie poderwały wzrok znad przyrządów tylko po to, żeby zobaczyć zbliżającą się do nich z boku charakterystyczną trójkątną sylwetkę niszczyciela.
Cranberry była blada jak ściana. Widziała tę scenę w koszmarach, które nękały ją całą ubiegłą noc. Z trudem wystukała na klawiszach ostatnie cyfry.
- Skok wyliczony - powiedziała przez wyschnięte nagle gardło. - Odległość do końca pola planetarnego: jeden i osiem.
Nessie chwyciła mikrofon interkomu.
- Przygotować się do wejścia w nadprzestrzeń!
- "Kryształowa gwiazda", natychmiast wyłączyć silniki i przygotować się do abordażu. Potwierdźcie odebranie rozkazu.
- Całujcie nas w nos - powiedziała przez zęby Nessie, dodając gazu na ile tylko się dało. Na korytarzu rozległ się tupot nóg i do kokpitu wpadli Mattis i Zeloe.
- Co się dzieje?! Dlaczego wchodzimy w nadprzestrzeń?
- Siadać i zapiąć pasy, Imperium nas ściga.
- Imperium?? Nas?? To chyba jakaś pomyłka.
- Właśnie. Czego oni od nas chcą? Dlaczego uciekamy?
- Nie gadać tyle, na miejsca!
- "Kryształowa gwiazda", zatrzymać się!!
- Róbcie, co on każe! - krzyknęła Zeloe, doskakując do fotela Nessie. Jeden gest Cranberry sprawił, że poleciała do tyłu, prosto na kolana Mattisa. Pełnym ciągiem oddalali się od imperialnej jednostki. W ślad za nimi pomknęły strzały z działek laserowych, celne trafienie zakołysało statkiem.
- Osłony?...
- Wytrzymają. Ile jeszcze do skoku?
- Jakieś pięć i pół.
- Co wy robicie? - odezwał się z tyłu wystraszony chłopak. - Zatrzymajcie się, zanim nas zastrzelą!
Drugie trafienie. Urywanie zawył alarm, Zeloe zaczęła piszczeć ze strachu.
- Oszalałyście!! Zabijecie nas!
- Nie ruszać się - warknęła Cran, jednym okiem śledząc wskazania przyrządów. - Teraz!!
Statkiem zatrzęsło; ostatnia salwa z lasera trafiła już w próżnię.
Znaleźli się w nadprzestrzeni, bezpieczni, alarm jednak nadal hałasował, wywołując u wszystkich dreszcze.
- Chyba dostaliśmy - powiedziała Nessie nieswoim głosem. - Raport o uszkodzeniach?...
- Już sprawdzam - Cranberry szybko prztykała przełącznikami. - Zdaje się, że hipernapęd siada...
Jakby na potwierdzenie jej słów statek nagle szarpnął tak potężnie, że tylko pasy bezpieczeństwa uchroniły je przed rozbiciem sobie głów o konsolę. W niekontrolowany sposób wyskoczyli z nadprzestrzeni przy akompaniamencie histerycznego brzęczenia kilku systemów ostrzegawczych naraz. Tylko cud sprawił, że na nic się nie wpakowali.
- No to po hipernapędzie - oznajmiła grobowo Cran. Młodzi z tyłu nie odzywali się, przerażeni tak okropnie, że chwilowo odebrało im głos.
Nessie przygryzła wargę.
- Gdzie jesteśmy?
- Już sprawdzam. Wygląda na to, że nigdzie.
Istotnie, znajdowali się zawieszeni w samym środku najczarniejszej kosmicznej pustki, jaką można sobie wyobrazić. Przyrządy nie wskazywały istnienia w pobliżu żadnych planet.
- Najbliżej mamy układ Anoat - Cran przebiegła wzrokiem pojawiające się na ekranie dane. - Na podświetlnej zalecimy tam... moment... za jakieś sześć, siedem dni. O ile starczy nam napędu.
- Sprawdź, które układy można odciąć bez szkody dla nas. Daj całą energię na silniki. Może to coś pomoże.
Cranberry zagłębiła się w uważnym studiowaniu wskazań komputera.
- Jeżeli zamkniemy wszystkie zbędne pomieszczenia i odetniemy od nich od nich wymianę powietrza, to generator atmosfery będzie mógł działać na połowie mocy. Przestaniemy korzystać z automatycznej kuchni, holowidu i w ogóle wszystkiego... może się uda.
- No to jazda.
- Dlaczego po prostu nie nadamy wezwania o pomoc? - wtrąciła się Zeloe. Cranberry popatrzyła jej prosto w oczy.
- Bo wtedy przyleci tu Imperium - powiedziała cicho i wyraźnie. - A ja raczej właduję się tym statkiem w środek najbliższej gwiazdy niż pozwolę im się złapać.
- A dlaczego Imperium was... - zaczęła dziewczyna, ale Mattis uciszył ją, chwycił za rękę i wyciągnął na korytarz.
Zapieczętowały mesę i wszystkie kabiny z wyjątkiem jednej, w której mieszkali Zeloe i Mattis; same zrobiły sobie legowisko z koców za fotelami w kokpicie, kierując statkiem na zmianę, bo automatyczny pilot zużywał zbyt wiele cennej energii. W warunkach całkowitej pustki czynność ta ograniczała się tylko do utrzymywania właściwego kursu i wykonywać by ją mogła nawet Zeloe, oczywiście, gdyby ktoś miałby odwagę powierzyć jej urządzenie bardziej skomplikowane od otwieracza do konserw.
Tym razem była wachta Cran, ale Nessie i tak nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, odkrywając się i przykrywając na powrót. Ogrzewanie działało w minimalnym stopniu, ale powietrze było duszne i ciężkie, sprawiając wrażenie, że jest gorąco. Wszystkie zbędne systemy były wyłączone, oświetlenie zredukowane o połowę tak, że na statku panował półmrok, który w innych warunkach mógłby być nawet nastrojowy, teraz jednak potęgował wrażenie przygnębienia.
Nessie zwinęła się w kłębek, potem zmieniła zdanie i wyciągnęła się na wznak z rękami założonymi za głową. Na nic. Sen nie nadchodził. Męczyła się tak przez jakiś czas, w końcu wyplątała się z koców, usiadła ze skrzyżowanymi nogami i zaczęła medytację. Doskonale wiedziała, że trans medytacyjny powinien służyć do pogłębiania swoich więzi z Mocą i otaczającym światem, nie zaś jako ucieczka od niemiłej sytuacji, ale innego rozwiązania nie widziała.
Nagle na korytarzu rozległy się kroki i do kokpitu wśliznął się Mattis z bardzo markotną miną.
- Co się stało? - Cranberry podniosła głowę znad pulpitu. Nes otworzyła oczy, ale pozycji nie zmieniła.
- Zeli mnie wyrzuciła z kabiny - wyznał zawstydzony chłopak. - Powiedziała, że nie może na mnie patrzeć.
Cran ruchem ręki wskazała mu fotel. Mattis usiadł; widać było, że czuje się nieswojo - kręcił się i popatrywał to na jedną to na drugą dziewczynę. Nikt się nie odzywał; cisza stawała się coraz gęstsza.
Po pewnym czasie przyszła do nich Zeloe, która najwyraźniej nie mogła wytrzymać w samotności. Albo może nie chciała zostawiać swojego chłopaka w towarzystwie dwóch przystojnych ochroniarek.
- Długo jeszcze będziemy tak lecieć? - rzuciła pytanie gdzieś pomiędzy Nessie i Cranberry.
- Długo - powiedziała Nessie patrząc w przestrzeń.
Zeloe usiadła na wolnym fotelu i przed długą chwilę starannie udawała, że nie dostrzega Mattisa, ale zaczęła na niego rzucać ukradkowe spojrzenia i widać było, że szuka pretekstu, żeby się odezwać.
- Mati?...
Nie odpowiedział. Cranberry przyglądała im się z braku lepszego zajęcia. Nessie oczy miała otwarte, ale widać było, że myślami jest gdzie indziej.
- Mati, wiesz co, już się nie gniewam na ciebie.
- TY się nie gniewasz?! - parsknął chłopak. - Przecież to ty sama wszystko zaczęłaś!
- Ale gdybyś ty nie powiedział, że...
- Dość - przerwała zdecydowanie Cranberry. - Jak chcecie się kłócić, to idźcie do swojej kabiny.
Młodzi wyszli, pogrążeni w zaciekłej dyspucie, kto co powiedział i dlaczego. Drzwi zamknęły się za nimi odcinając większość dźwięków. Spod ściany dobiegło westchnienie ulgi.
Cranberry znów wbiła wzrok w czarny ekran, jakby chciała tam coś zobaczyć.
Dni wlokły się niemiłosiernie. Jedzenia na szczęście mieli pod dostatkiem, ale były to produkty z puszek zamiast wymyślnych potraw z automatycznej kuchni. Zeloe i Mattis kłócili się prawie bez przerwy, dopóki Cran nie wpadła na pomysł wmówienia im, że w ten sposób zużywają zbyt dużo tlenu. Uspokoiło się trochę, ale znudzona Zeloe zaczęła się domagać opowieści "z życia najemników". Dziewczyny opowiedziały jej kilka zasłyszanych tu i ówdzie historii, czasami dodając własne przygody, oczywiście na tyle pozmieniane, żeby nikt nie domyślił się, że chodzi o rycerzy Jedi.
Ani Mattis ani Zeloe nie pytali o przyczynę ich gwałtownej niechęci do Imperium. Być może doszli do wniosku, że wolą tego nie wiedzieć.
Ciasnota dawała im się we znaki. Do dyspozycji mieli tylko kokpit i korytarz, po którym nawet dawało się spacerować - piętnaście kroków w jedną stronę i piętnaście w drugą. Wkrótce obie znały już na pamięć każdy jego centymetr, każdy nit i rysę w ścianie. Nessie czuła się jak zwierzę zamknięte w klatce; wiedziała, że dla jej przyjaciółki jest to również męczarnia, potęgowana jeszcze problemami ze snem. Cranberry nie skarżyła się wprawdzie, przeciwnie, stała się bardzo milcząca, ale bladość i podkrążone oczy mówiły same za siebie.
ciąg dalszy w następnym numerze
|
|
|