 |
 | Feliks W. Kres trzyma Śląkfę. Śląkfa w ręce lewej, Ela Gepfert w prawej, Puszon luzem) |
W drodze do salki projekcyjnej spotkałem wreszcie Kasię Kokułę, której nie mogłem znaleźć przez cały konwent. Okazało się, iż od Polconu poprzedniego usamodzielniła się do tego stopnia, że to ubiegłoroczny przewodnik musi jej szukać, a nie odwrotnie. I tak zresztą powinno być, inaczej trzeba by prowadzać za sobą rosnące z konwentu na konwent stadko, co przy pewnych wprawdzie zaletach nie wydaje mi się jednak koncepcją do końca udaną. Ale nie było to bynajmniej ostatnie tego wieczora niespodziewane spotkanie. Oto tuż przed samym zejściem do piwnicy, gdzie miał się odbyć pokaz, ujrzałem stojącą wśród niewielkiej grupki postać jakby znajomą, acz sporo niższą niż w rzeczywistości. Rzeczywistości filmowej, postać znałem bowiem z ekranów i widziałem ostatnio kilka godzin wcześniej. Spotkałem mianowicie Małego Rycerza Kinematografii Polskiej, Staszka Mąderka.
Na dłuższe rozmowy nie było jednak wtedy czasu, bo zaczynała się "Katedra". Nie ma sensu jej opisywać, ten film trzeba zobaczyć, jest genialną impresją na motywach "Katedry" Dukajowej, przy czym lepiej nie psuć sobie pierwszego wrażenia podglądaniem jej na komputerowym monitorze. Zwłaszcza, że byłby to podgląd zdobyty psim swędem, bo w Internecie na razie nic nie jest legalnie dostępne. Będzie, ale jeszcze nie teraz, wypada uszanować zamiary autora. Na mnie osobiście największe wrażenie robi scena wypełniania się Katedry światłem podczas wschodu słońca, ale to trzeba widzieć na dużym ekranie.
"Katedra" jednak kończy sie szybko, za to można ją było pokazać kilka razy, co też organizatorzy uczynili, jednak ja wróciłem na górę. Autora, Tomasza Bagińskiego ktoś mi już pokazał wcześniej, toteż miałem komu złożyć wyrazy uznania, aczkolwiek możliwe, że go trochę przestraszyłem. Na wszelki wypadek nie zgłębiałem tematyki różnic między gwiazdami czerwonymi i niebieskimi, chociaż przez moment rozmowa brała taki niebezpieczny obrót, ale udałem się zająć strategiczną pozycję przed rozdaniem nagród Zajdla.
 | Jacek Dukaj odbiera nagrodę Zajdla z rąk pani Jadwigi. W tle statuetki. |
Nagrody, z Bryanem i Szamanem w tle, wręczała pani Jadwiga Zajdel, a otrzymali je, jak wiadomo, Jacek Dukaj za "Czarne oceany" i Andrzej Ziemiański za "Autobahn nach Poznań". Ogłaszający wyniki Lesław Olczak co prawda lekko przesadził z przestrzeganiem regulaminu, bo nie podał początkowo liczby oddanych głosów, która tajna nie jest, ale w drodze natychmiastowej konsultacji interpretacyjnej pomyłka została naprawiona. Ten wynik był zresztą nad wyraz dobry, głosowało niemal dwieście osób, czyli około jednej trzeciej konwentowiczów. Niemało. Niestety, podobno w tradycyjnych kręgach krążyły pytania, czemu wszystkie głosy nie sa jawne. Otóż sprawa jest prosta. Głosy nie sa jawne, żeby nikt nie opowiadał głupot o tym, że przegrał dwoma, bo zwycięzca ma dwóch szwagrów. Skoro rozkład głosów stanowi tajemnicę, sytuacja staje się jasna: każdy kto opowiada, że wie coś takiego, kłamie, bo wiedzieć nie może.
Na marudzenie frustratów mało kto jednak zwracał uwagę, wszyscy rzucili się w wir zabawy. Ewie Pawelec udało się zaanektować Staszka Mąderka, którego już nie wypuściliśmy z rąk aż do końca. Niewątpliwie pomagał w tym fakt, że jest człowiekiem bardzo towarzyskim, nawet w, jak by nie było, obcym środowisku. Aby stało się mniej obce udzieliliśmy mu szybkiego kursu wiedzy o fandomie, ludziach, zwyczajach, a kiedy przetrwał tłumaczenie, co to jest edytor vi, czym się różni od EMACSa i kto którego używa, wiedzieliśmy już na pewno. Staszek Mąderek był nasz.
Tylko Kojer, siedzący obok niego przez trzy godziny, zapytał gdy poszedł już do akademika, co to był za człowiek. Podobno nawet kogoś znajomego mu przypominał. Ale trzeba przyznać, że Kojer brał udział w nieco pobocznym wątku rozmowy, no i było już po północy. Czyli niedziela.
 | Andrzej Ziemiański przygotowuje się do odbierania nagrody. (Maciej Nowak-Kreyer, Andrzej Ziemiański, pół Jacka Dukaja, Tomasz Z. Majkowski, Jadwiga Zajdel, Witold Siekierzyski 'Szaman') |
Dzień ostatni. Rozpoczęty spotkaniem z redakcjami serwisów internetowych, niestety jak zwykle umieszczonym mocno wcześnie i niestety jak zwykle dość słabo obsadzonym widzami. Ale w końcu oni zawsze mogą sobie zajrzeć przez Internet, więc przynajmniej redakcje mogły spojrzeć sobie w swoje szczere i przyjazne twarze. W chwili, gdy zaglądałem do środka akurat przedstawiciel Gildii snuł jakieś martyrologiczne wspomnienia o przeciążonym serwerze. Przeciążonych serwerów widziałem już jednak sporo, więc poszedłem do barku. Od razu rzucał się w oczy niewielki tłumek wokół Staszka Mąderka, który śmieszył, tumanił i przestraszał opowieściami o sposobach działania polskiej produkcji filmowej. W skrócie można powiedzieć, że na cud niekiedy zakrawa fakt, iż filmy zostają zmontowane z zachowaniem jakiegoś ciągu fabuły, ponieważ zdarza się i taki nad tym procesem nadzór reżysera, który odpowiada z grubsza układaniu talii kart przez podrzucenie jej i pozbieranie. Jak się nie ułoży w dobrej kolejności, rzucamy znowu.
Tymczasem w sąsiedztwie odbywało sie spotkanie ze świeżymi laureatami nagród Zajdla. Najbardziej ucieszony był chyba Andrzej Ziemiański, który po dłuższej nieobecności powrócił do linii rzeczywiście w imponującym stylu, chociaż publikację pewnych konwentowych wspomnień mógłby sobie darować. Tym niemniej opowiadania niewątpliwie na nagrodę zasługiwały, zwłaszcza że były o Wrocławiu, co jest rzecz jasna samo w sobie wystarczającym powodem do wyróżniania. Ponieważ jednak nagrodzonych było więcej, niż tylko zajdliści, pisarze ustąpili miejsca filmowcom.
Tytuł "Amatorskie filmy SF" był, jak się okazało, dobrany błędnie, skoro zarówno Staszek Mąderek, jak i Tomasz Bagiński są jak najbardziej zawodowymi reżyserami i montażystami, ale nie wydaje się, żeby ta pomyłka uraziła ich ambicje. Tomaszowi wystarczają najwyraźniej międzynarodowe nagrody za "Katedrę", w tym i takie, które otwierają drogę do oscarowych nominacji, a Staszka wszyscy (z jednym wyjątkiem) rozpoznają na ulicy, obaj więc na nieumyślne posądzenie o amatorstwo mogą pobłażliwie machnąć ręką.
 | Mały Rycerz Kinematografii - zdjęcie tendencyjne z zachowaniem skali (Paweł Ziemkiewicz, Grzegorz Wiśniewski, Stanisław Mąderek, Artur Stępień 'Muczachan') |
Prowadzący Szymon Sokół zaczął spotkanie, zadając na wstępie dręczące wszytskich pytania. Przede wszystkim, okazało się że Staszek jest kawalerem. Po sali poniósł się syk wciąganego przez zęby powietrza. Potem, że z wyboru. Powietrze z jękiem zawodu uciekło ze świeżo sobą napełnionych piersi dziewczęcych, a z szumem ulgi z męskich. Dalszy ciąg był już mniej dramatyczny, przede wszystkim dowiedzieliśmy się o planach pełnometrażowego filmu kinowego, mającego nosić znajomy cokolwiek tytuł "Gwiazdy w czerni". Jego zwiastun już krąży, zresztą został też pokazany na tym spotkaniu i rzecz zapowiada się nienajgorzej. Cóż, kręcić filmy Staszek umie, a pomysłów na scenariusz też mu pewnie nie zabraknie. Trzeba jednak przyznać, że w drugiej połowie spotkania przyćmiła nieco jego osiągnięcia ponownie wyświetlona "Katedra".
Tym razem, w lepszych niż w sobotę wieczorem warunkach, efekt był jeszcze doskonalszy, a po zakończeniu pokazu Staszek Mąderek na środku sali gratulował Tomaszowi Bagińskiemu. Oczywiście "Katedra" i "Stars in Black" to zupełnie inne gatunki, podobnie jak różni są ich autorzy. Tomasz nie mówił dużo, opowiedział trochę o kwestiach technicznych, w przypadku filmu animowanego komputerowo fakt, że szczególniej istotnych, ostatecznie produkcja trwała około dwóch lat. Cóż, szansa na to, że nasz człowiek dotrze do Oscara wydaje się niemała. Dla utwierdzenia się w tym przekonaniu na koniec cała sala zażądała ponownego wyświetlenia "Katedry".
Polcon z wolna dobiegał już końca. Na dworzec wyekspediowaliśmy ze zdobytym poprzedniego wieczora biletem Kaję, Muczachan pojechał nawet na lotnisko, ale z taką walizką, jaką on miał jest to całkiem zrozumiałe. Mnie została godzina, którą wzorem PWC przeznaczyłem na barowe naleśniki. Kiedy Piotr szedł jeszcze na swoje Pratchettowskie spotkanie w korytarzu kłębił się spory tłum. W środku, jak zwykle, stał Staszek Mąderek. Żegnając napotkanych po drodze znajomych wyruszyłem na dworzec, gdzie z megafonów powtarzano wciąż informację o treści zbliżonej do: "Pociąg pancerny do transportu kibiców piłkarskich stoi na peronie piątym". Ja wsiadłem do zwykłego pospiesznego i chwilę później lokomotywa ruszyła.
 | Konwent był udany (Jacek Białołęcki i Anna Borówko) |
Polcon 2002 był udany. Więcej, był jednym z najbardziej udanych konwentów, jakie widziałem, a chociaż mój staż jest w sumie niedługi, trochę ich już zdążyłem zaliczyć. Mimo bolesnej utraty telefonicznego wywiadu ze Stanisławem Lemem (z czym z uwagi na wiek mistrza trzeba się było niestety liczyć) i klubu Rotunda, program udało się zrealizować bez większych zakłóceń, przynajmniej w części umieszczonej w AGH. A łącznie było to blisko dwieście pozycji i podejrzewam, że gdyby w szkole na Kijowskiej coś się rozpadało, rzecz dałaby się odczuć. Ostatecznie wiem jak wygląda organizator, któremu gubią się kolejne punkty programu, widziałem już paru takich.
Jak wspomniałem, podział na dwa dość jednak oddalone z uwagi na przebiegającą między nimi ulicę budynki utrudniał nieco dobór spotkań. Osobiście skupiłem się na tym, co działo się na Wydziale Fizyki i muszę przyznać, że właściwie o tej drugiej części wiem niewiele, choć gdyby odbywała się bliżej znalazłbym i w jej programie kilka ciekawostek. Nie ma jednak sensu czynić z tego podziału zarzutów, pewne rozwiązania ogranizacyjne bywają nieuniknione. Natomiast myślę, że można by powrócić do zwyczaju delegowania na spotkania osób prowadzących. Nie każdy jest Anią Brzezińską, której wystarczy wskazać kierunek, gdzie siedzą słuchacze a następnie po godzinie podziękować; spotkanie z Kiryłem Jes'kowem na przykład bardzo by zyskało, gdyby ktoś je rozkręcił zadając na początku kilka przygotowanych pytań.
Jedną z silnych stron był za to na Polconie dobór gości. O ile krajowi, z całym szacunkiem dla nich, są że tak powiem nieco spowszedniali, zagraniczni zawsze wnoszą lekki powiew egzotyki. Zwłaszcza, moim osobistym zdaniem, cenną zodobyczą był Jes'kow, szkoda tylko że praktycznie całe środowisko tolkienistów stroiło fochy, jakby im Kirył ojca harmonią zabił i udawało, że go nie ma. Cóż, ich strata, bo mogli być stroną w pasjonującej dyskusji, a tak przegrali walkowerem, niestety przy okazji odbierając zwykłym fanom szansę na samą dyskusję. Niewątpliwym natomiast przebojem konwentu był Staszek Mąderek, mimo że pojawił się dopiero wieczorem w sobotę, no i oczywiście, aczkolwiek w nieco innej konkurencji, "Katedra". Następcy będą mieli trudne zadanie.
|
|
 |
|