nr 8 (XX)
październik 2002




powrót do indeksunastępna strona

Milena Wójtowicz
  (Nie)Szczęśliwy traf

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     - Lubię znać statystykę, żeby wiedzieć jak bardzo ci wszyscy mędrcy się mylą.
     - A jak często się mylą? - spytał, w głębi duszy żałując swojego pytania.
     - Prawie zawsze.
     - Aha - słusznie żałował. - Szczerze mówiąc niskie prawdopodobieństwo istnienia wiedźm, czarowników i innych osób uprawiających podobne... zawody zostało udowodnione w rozprawie niejakiego Paluszka...
     - "Dlaczego czary y magia są nieprawdopodobne?"
     - Czytałaś? - zdziwił się książę.
     - Sama to napisałam - uśmiechnęła się. - Niewiele jest rzeczy tak przyjemnych jak mieszanie w głowie bandzie mędrców, którzy myślą, że wszystko wiedzą.
     Książę zastanowił się jak wiele jego książek było tego typu żartami. Może na przykład Napiniusz Trzeci, autor "Prawd na temat istot mitycznych", był pradziadkiem Amadeusza, który postanowił nabić paru ludzi w butelkę, zanim ich zje? To mu przypomniało o zaniedbanej dotąd kwestii.
     - Czy on je ludzi? - spojrzał podejrzliwie na Amadeusza, który właśnie próbował złapać motylka.
     - Nie.
     - A smoki ogólnie, jedzą ludzi?
     Iskierka zastanowiła się chwilę.
     - Niektóre.
     - I zjadają księżniczki? - w umyśle Lanfreda na chwilę pojawiła się wizja Lucilli wpychanej na siłę do paszczy jakiegoś smoka.
     - Nie, to tylko zmyłka. Księżniczki są anemiczne. Chodzi o ściągnięcie jak największej liczby idiotów... To jest, chciałam powiedzieć, walecznych książąt, najlepiej przy kości.
     Lanfred pokiwał w zadumie głową. Właśnie postanowił sobie, że nigdy, przenigdy nie da się wypchnąć na walkę ze smokiem. Obojętnie jak piękna, inteligentna i milcząca byłaby księżniczka. Po zastanowieniu dodał do tej listy jeszcze olbrzymy, gnomy i, na wszelki wypadek, wilkołaki. Po uczynieniu tych zobowiązań powrócił do świeżo rozpoczętych badań naukowych.
     - Jak zostaje się wiedźmą?
     Iskierka spojrzała na niego, lekko zdumiona.
     - Po prostu się jest.
     - Trzeba być dzieckiem wiedźmy? Urodzić się przy pełni księżyca?
     - Trzeba urodzić się wiedźmą.
     - Więc jak poznać, że ktoś jest wiedźmą?
     Iskierka zastanowiła się chwilę.
     - To chyba wtedy, kiedy zamieniłam wujka w srokę.
     - I co?
     - Co "co"?
     - Co z wujkiem.
     - Gdzieś sobie lata - wzruszyła ramionami.
     - Jak to: gdzieś sobie lata?
     - Najpierw nie umiałam go odczarować, a potem już nie chciał. Zawsze lubił błyskotki.
     - Uczyłaś się magii z książek?
     - Nie, tam są same bzdury. Jest tylko jedna dobra metoda nauki.
     - Jaka?
     - Nazywa się "metoda prób i błędów". Wierz mi, można osiągnąć oszałamiające rezultaty.
     Lanfred dodał do swoich postanowień jeszcze jedno - nigdy nie wchodzić w drogę uczącej się wiedźmie. Po namyśle stwierdził, ze jeśli kiedyś spisze swoje postanowienia, to to podkreśli jakieś dziesięć razy. Może nawet jedenaście, dla pewności.
     Nagle coś przed nimi przeleciało z sykiem i złośliwym, przejmującym chichotem. Lucilla zaczęła krzyczeć, kiedy "coś" wyrwało jej parę piór w ogona.
     - Potwór! Ratunku! Chce mnie zjeść!
     - Przydało by się - mruknął Stokrotka, który zaczynał mieć dość towarzystwa papugi. Zaczął nawet zastanawiać się, czy nie wyświadczyć księciu przysługi i nie namówić któregoś ze swoich krewnych do zjedzenia jej.
     Lanfred niechętnie sięgnął po miecz, ale powstrzymała go Iskierka.
     - To tylko Syk. Jesteśmy już blisko.
     - Jaki syk? - spytała podejrzliwie papuga.
      - Bożek szaleństwa wojennego - wyjaśnił Stokrotka. - Jest trochę... no wiecie...
     - Szurnięty - dokończyła Iskierka. - Czasem ma dziwne pomysły.
     - Jak oskubywanie papug? - zapytała zgryźliwie papuga.
     - To wcale nie taki dziwny pomysł.
     Latające coś przeleciało nad nimi jeszcze parę razy, po czym znikło w ogromnej grocie.
     - To tu - Iskierka zeskoczyła ze smoka, który zaczął radośnie wymachiwać ogonem.
     - Co mu się stało?
     - Cieszy się. Bardzo lubi odwiedzać tatusia.
     Smok popiskując radośnie wbiegł do groty i zniknął w ciemnościach. Echo niosło odgłosy jego skoków i pisków.
     - Nic mu nie będzie? - zmartwił się Herbert.
     - Zna drogę - uspokoiła go Iskierka. - Idziemy.
     - Tam? - Lanfred spojrzał na dużą, ponurą grotę. - Bez pochodni? W grotach są rozpadliny i przepaście...
     - Dojdziemy bezpiecznie - Stokrotka położył mu łapę na ramieniu. - Najważniejsze to mieć dobrego przewodnika. Najlepiej takiego, który umie posługiwać się ogniem - wskazał na Iskierkę, która właśnie wchodziła do groty. W jej wyciągniętej dłoni pojawiał się pulsująca kula ognia, która uniosła się w powietrze i zawisła przed wiedźmą. Iskierka odwróciła się do towarzyszy.
     - Idziecie, czy nie?
     Herbert ochoczo podążył za nią z przerażoną, ale zdeterminowaną papugą na ramieniu. Lanfred i Stokrotka poszli za nimi.
     - Nie boisz się? - spytał książę wilkołaka. - Iskierka mówiła, że boisz się własnego cienia.
     - Bb-bo się bb-boję - odparł ponuro wilkołak. - Ale ww-wierz mi, o ww-wiele bb-bezpieczniej jj-jest zzz nią www nn-najgłębszej ci-ciemności, niż zz-zostać na zz-zewnątrz i nn-narażać się nn-na ww-wygłupy Ss-syka.
     - Syk jest w środku - zauważył Lanfred.
     - Ii-iskierka tt-też.
     Książę podejrzliwie spoglądał na skryte w ciemności skały. Przed sobą, na tle świecącej kuli, widział cienie Iskierki, Herberta i papugi.
     Nagle wszyscy troje znikli. Książę i wilkołak znaleźli się w jasno oświetlonej sali, pełnej uzbrojonych po zęby wojowników. Wilkołak jęknął i schował się za plecami księcia.
     - Uu-umie-esz pp-posługiwać się tt-tym mm-mieczem? - zapytał, wyglądając trwożliwie zza jego ramienia.
     - Nie bardzo - przyznał książę.
     Na czele wojowników stał niewysoki, bardzo brzydki człowieczek, przypominający trochę jaszczurkę. Zanosił się złośliwym śmiechem.
     - Tt-to Ss-syk - powiedział smętnie wilkołak. - Mm-ma dd-dobry hum-mor.
     - To dobrze?
     - Tt-to ff-fatalnie. Ll-lepiej u-uciekać.
     - Którędy? - książę rozejrzał się po sali. Z lewej strony znajdowały się drzwi. Zamknięte, ale prawdopodobnie zdołałby je wyważyć. Wystarczyło tylko podbiec.
     - Na lewo, do drzwi - szepnął do wilkołaka. - Biegniemy na trzy. Gotowy? Jeden, dwa...
     - Następny przypadek kompletnie beznadziejny - rozległ się tuż obok niego czyjś głos.
     Wojownicy znikli. Na środku sali pozostał tylko Syk, który przestał się śmiać i miał bardzo niewyraźną minę. Uśmiechnął się, jakby przepraszająco, pomachał im i rozpłynął się w powietrzu.
     Książę odwrócił się w stronę z której dochodził głos. Na kamiennych stopniach siedział potężny mężczyzna. Miał ciemne włosy i czarną brodę. Ubrany był w kolczugę, przy pasie miał ogromny miecz. Lanfred nawet nie biorąc go do ręki wiedział, że nigdy nie zdołałby go podnieść. Mężczyzna był wyraźnie niezadowolony. Patrzył na Lanfreda z wyraźnym żalem.
     - Taka krew. I takie marnotrawstwo.
     - Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - drzwi otworzyły się szeroko i do sali weszła Iskierka, a za nią Herbert i Lucilla. - Ten łobuz, Syk, znów zaczął rozrabiać. I nie mogę znaleźć Amadeusza. Nie wiesz przypadkiem...
     - Demoluje skarbiec - mężczyzna skinął głową w stronę, z której dochodziły pobrzękiwania i posapywanie. - Wiesz jak bardzo lubi bawić się złotymi zbrojami. Ma to po przodkach.
     Herbert wyjrzał zza pleców Iskierki.
     - To jest Tygrys?
     Bóstwo spojrzało na niego spod ciemnych brwi.
     - W całej okazałości.
     - Nie powinieneś mieć tak... ze dwa razy więcej wzrostu? - spytał podejrzliwie chłopiec.
     - To niepraktyczne. Nie mieściłbym się w żadnych drzwiach.
     Herbert zastanowił się chwilę, a potem pokiwał głową.
     - A jesteś humorzasty?
     Tygrys spojrzał groźnie na Iskierkę i Stokrotkę. Wilkołak schował się za księciem, a wiedźma śmiało popatrzyła wojownikowi w oczy.
     - Przecież to prawda - odwróciła się i skierowała do wyjścia. - Muszę nakarmić Amadeusza, zanim znowu zje jakąś zbroję. To mu szkodzi.
     - A ja?! - upomniała się Lucilla. - Jesteś tym starożytnym bogiem?
     - Jestem - przyznał Tygrys, spoglądając na nią z czymś w rodzaju złośliwego rozbawienia.
     - Więc odczaruj mnie!
     - Nie.
     - Jak to "nie"? - zdenerwowała się papuga.
     - Widzisz, ja po prostu jestem wredny - uśmiechnął się rozbrajająco.
     Iskierka wychyliła głowę zza framugi wrót.
     - Za kilka miesięcy odzyskam dawną moc. Wtedy spróbuję cię odczarować - pomachała im i poszła szukać smoka.
     - Kilka miesięcy?! A mój ślub?! - papuga zaczęła wpadać w histerię. - To nie w porządku, to nie fair, to nie jest sprawiedliwe! - zemdlała.
     Stokrotka podniósł ją z podłogi.
     - Chodź, powiedział do Herberta. - Na zewnątrz jest źródełko, może uda się ją ocucić. Chociaż może lepiej nie...
     W pomieszczeniu zostali tylko Tygrys i Lanfred.
     - Nawet taki zdegenerowany intelektualista nie zasługuje na taką jędzę.
     - Ale ktoś ją chyba odczaruje.. Nie chciałbym, żeby męczyła się dalej jako papuga.
     - Iskierka to zrobi. Ale nie teraz. Teraz zmieniłaby ją w ćwierkającą ropuchę albo coś takiego.
     - Ćwierkającą... - powtórzył Lanfred.
     - Miłą odmiana - stwierdził Tygrys. - Teraz strasznie skrzeczy.
     - To ta chrypka - odruchowo wyjaśnił Lanfred. - A jak ja już odczaruje?
     - Lepiej znajdź do tego czasu jakiś powód, żeby się z nią nie żenić.
     - Mógłbym ożenić się z inną - niepewnie stwierdził Lanfred.
     Tygrys popatrzył na niego w zadumie.
     - Nie - powiedział krótko.
     Lanfred usiadł na stopniach.
     - Świetnie. Spotkałem kobietę, która jest piękna, utalentowana..
     - Zna się na czarach - uzupełnił Tygrys.
     -... ma poczucie humoru...
     - Trochę dziwaczne.
     -... jest mądra...
     - Nie zawsze.
     -... troszkę zbyt złośliwa...
     - O wiele za złośliwa.
     -...niezwykła...
     - Nieprzewidywalna i apodyktyczna.
     - Myślisz...?
     - Lepiej wróć do swoich książek.
     - Na pewno nie miałbym szans?
     - Na pewno.
     - Ona kogoś ma?
     - Ma - stwierdził z grobową miną bóg wojny.
     - Aha. Chyba już wrócę do domu. Mam masę roboty. Tylko Herbert..
     - Mógłby zostać - zaproponował Tygrys. - Wreszcie ktoś z potencjałem. Miła odmiana po złośliwych wiedźmach, tchórzliwych wilkołakach, zwariowanych bożkach i uczuciowych smokach.
     - A Lucilla?
     - Zabierz ją ze sobą. Syk powyrywałby jej wszystkie piórka i nie wiadomo, jakby to wpłynęło na jej wygląd najpiękniejszej kobiety świata.
     - Skąd wiesz, że to najpiękniejsza kobieta świata?
     - W końcu jestem bogiem - Tygrys rozłożył ręce.
     - I rzeczywiście była...?
     - Tak. Rzecz jasna, dopóki nie otworzyła ust.
     Lanfred uśmiechnął się.
     - Wszyscy bogowie są tacy ludzcy?
     - Bardziej niż ludzie. Weź ze sobą Stokrotkę. Obawiam się, że w obecności broni robi się nerwowy.
     Lanfred wyszedł z sali, zabrał Herbertowi worek z nieprzytomną Lucillą. Wysłał chłopca z powrotem do sali, wywołując jego donośne okrzyki radości.
     - Syk nie będzie przeszkadzał nam w wyjściu?
     Stokrotka pokręcił głową.
     - Nie wtedy, gdy Amadeusz chce się bawić.
     Jakby na potwierdzenie tych słów z głębi groty rozległy się piski przerażenia, radosne posapywanie Amadeusza, karcące okrzyki Iskierki:
     - Amadeusz, tyle razy mówiłam, żebyś go nie aportował!
     Echo przyniosło śmiech Tygrysa i pytanie Herberta:
     - To co z tym haremem?
     
     Droga powrotna upływała spokojnie. Żadnych smoków, wiedźm, potworów. Lucilla chrapała w worku, a Stokrotka, wyraźnie cieszący się z faktu, ze świątynia została za nimi, pogwizdywał radośnie. Przenocowali w tej samej gospodzie co poprzednio, tak samo pustej, bo Stokrotka zapomniał wsadzić kaptur na głowę. Gospodarz nawet nie był zbytnio niezadowolony. Wpadł na odkrywczą myśl inkasowania należności z góry i wizyty wilkołaka zaczęły mu się opłacać. Nawet planował zatrudnić go na stałe.
     Następnego dnia dotarli do zamku, gdzie król właśnie dyrygował swoją armią, szykując ja do wymarszu. Był tak zajęty popędzaniem żołnierzy, że nie zwrócił uwagi na fakt, że zamiast Herberta na drugim koniu siedzi wilkołak. Jednym okiem zarejestrował za to brak czegoś istotnego.
     - Gdzie księżniczka?
     - W worku - odparł książę.
     Król zmarszczył brwi w ogromnym wysiłku myślowym, próbując oderwać się od spraw swojej armii.
     - Jakim worku?
     - Tym - pokazał książę.
     - Nie ciasno jej tam?
     - Nie, śpi spokojnie.
     - A, to dobrze - ucieszył się król. - Powiedz matce, ze wracam za tydzień. A może - zapytał, tknięty nagłą nadzieją. - Pojedziesz z nami?
     - Raczej nie - książę zsiadł z konia i zabrał worek z papugą.
     Odprowadził Stokrotkę do kuchni, gdzie kucharka z radością powitała kogoś, kto przedkładał posiłek nad wojny czy czytanie książek. Lanfred udał się do swojej komnaty, wygrzebał spod sterty książek stojak, posadził na nim pochrapującą papugę i wylał na nią kubeł zimnej wody.
     - Księżniczko, ponieważ masz przed sobą jeszcze trochę czasu jako papuga, należy spożytkować go użytecznie. To - wskazał na tablicę - Jest algorytm. Jeśli do wieczora zdołasz go pojąć, to dostaniesz krakersa.

powrót do indeksunastępna strona

14
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.