 | 'Ewangelie ot Afranija' |
I. JESZCZE O KIRYLLE JESKOWIE SŁÓW KILKA.
Jednym z gości honorowych tegorocznego Polconu był Kirył Jeskow, przez organizatorów nazywany z uporem godnym lepszej sprawy Kiryłem Jeśkowem. Pal ich sześć, choć to "swojej" wersji bronić będę do upadłego, bo przekonsultowałem ją z dwoma osobami będącymi niekwestionowanymi autorytetami w tej dziedzinie, czyli Ewą Skórską i Geniem Dębskim. Pomyślałem sobie zatem, że przyjazd tego autora do naszego pięknego kraju będzie dobrą okazją do poświęcenia mu raz jeszcze choć części kolejnego WzW.
Nim jednak przejdę do dania głównego, czyli omówienia jego powieści Ewangelie ot Afranija, parę słów o nim samym. Jeskowa miałem okazję poznać nieco wcześniej od pozostałych uczestników Polconu, to ja bowiem pośredniczyłem w pierwszych kontaktach pomiędzy nim a organizatorami konwentu (mam nadzieję, ze nie zdradzam jakiejś tajemnicy!), a następnie pomagałem jemu i jego żonie w przesiadce z pociągu do Warszawy w pociąg do Krakowa. Kirył długo nie zastanawiał się nad propozycją przyjazdu do Polski, był bowiem już u nas na początku lat dziewięćdziesiątych, w Krakowie zresztą, zachował z tego pobytu bardzo miłe wspomnienia, i wyglądało na to, że chętnie przypomniałby sobie stare dzieje. W Warszawie, jako że do odjazdu ekspresu do Krakowa pozostawało prawie dwie i pół godziny, udaliśmy się we troje na małą wycieczkę po najbliższych okolicach Dworca Centralnego. Dotarliśmy na Nowy Świat, gdzie sieciową znajomość umocniliśmy spożywając po szklance produktu Browarów Warszawskich (pamiętałem dobrze, że Kirył jest smakoszem piwa), a potem w okolice uniwersytetu, gdzie u stóp pomnika Kopernika gość z Moskwy złożył pierwsze po przyjeździe do Polski autografy. Nieco okrężną drogą wróciliśmy na dworzec, skąd Jeskow wyruszył do Krakowa, a ja - do domu z plecakiem wypchanym przywiezionymi przez niego na moje zamówienie książkami. Tak, tak, przyznaję się niniejszym do niecnego wykorzystania naszego gościa do roli zaopatrzeniowca...
A potem był już Polcon. Mam nadzieję, że kto chciał porozmawiać z Kiryłem, ten nie miał z tym większych problemów.
Gdy jechałem w piątek na jedno ze spotkań z nim, miałem rozgrzebaną lekturę jego debiutanckiej powieści, wspomnianej już wyżej Ewangelije ot Afranija (Ewangelia wg Afraniusza), czyli kolejnego apokryfu , tym razem na tematy biblijne. Przyznać się muszę do tego, że początkowo z trudem przedzierałem się przez karty tej niewielkiej w gruncie rzeczy objętościowo książeczki. Rzecz przez długi czas wydawała mi się strasznie ciężka i niezbyt zrozumiała, jakież zatem było moje zaskoczenie, gdy w pewnym momencie zorientowałem się, że nie mogę się od jej lektury oderwać.
Ewangelije... składa się z dwóch jakże niepodobnych do siebie - poza objętością -części. Pierwsza z nich, ciężkawa, niełatwa w odbiorze, może zniechęcić do dalszej lektury czytelnika spodziewającego się czegoś w rodzaju Ostatniego Władcy Pierścieni; przyznać muszę, że i ja dopiero przy trzecim podejściu zdołałem przez nią przebrnąć. Druga część diametralnie się od niej różni; wprost trudno uwierzyć, że w jednym utworze można pomieścić aż tak różne sposoby pisania, i żeby utwór ten zachował przy tym aż taką spójność. Kto dotrwa do tego momentu, ten już z całą pewnością dopłynie z autorem do ostatniej strony.
W pierwszej części Jeskow poddaje analizie prawdopodobieństwo wydarzeń związanych z ukrzyżowaniem Chrystusa, opisanych w Piśmie Świętym, to wszystko, co owo ukrzyżowanie poprzedzało i to, co nastąpiło wkrótce po nim. Autor przyznaje na samym początku, że robi to z pozycji jak najbardziej ateistycznych, co w tym wypadku ma stanowić nie lada zaletę, bo badacz nie obciążony pewnymi dogmatami wynikającymi z wiary w treści w owym Piśmie podane ma szansę spojrzenia na nie obiektywnym okiem. Jego zdaniem treści owe, delikatnie rzecz ujmując, kupy się nie trzymają i niewiele mają ze zdrowym rozsądkiem. Niezrozumiałe, niewytłumaczalne, nielogiczne - to tylko niektóre przymiotniki, które przychodzą na myśl czytelnikowi jeskowowych wywodów. Za mało jestem biegły w tych sprawach, żeby móc ocenić, czy zarzuty stawiane przez Jeskowa rzeczywiście są zasadne i na tyle poważne, by mogły podważyć przekazy ewangelistów. W każdym bądź razie jedno trzeba autorowi przyznać - jest naprawdę przekonujący, czasem nie można wręcz zrozumieć, jak ktokolwiek choć trochę myślący może przyjąć treść takich przekazów za prawdy objawione.
Wywodów owych nie czyta się łatwo; brak w nich, co oczywiste, najmniejszego choćby śladu jakiejkolwiek akcji. Gdyby cała powieść wyglądał w ten sposób, to zapewne znalazłaby jedynie bardzo wąski krąg odbiorców. Ale wystarczy dotrwać do początku części drugiej, by nagle przyszło oświecenie: jakkolwiek by to nie zabrzmiało zaskakująco, część pierwsza jawi się jedynie jako przydługi może, lecz jakże niezbędny wstęp do części właściwej, czyli raportu naczelnika tajnych służb przy prokuraturze Judei, wojennego trybuna Afraniusza. Raport ten odkryty został ponoć w jednej z jaskiń nieopodal Jerozolimy przez speleologów z Uniwersytetu Ben-Guriona, i teraz, dzięki Jeskowowi, po raz pierwszy podany do powszechnej wiadomości.
Raport ów napisany jest jak najlepsza powieść sensacyjna, ze sporą dawką humoru, z reguły czarnego jak najczarniejsza noc. Jego treść jest naprawdę sensacyjna; okazuje się otóż, że wszystkie (no, prawie wszystkie...) wydarzenia poprzedzające ukrzyżowanie, jak i te, które nastąpiły po nim, zainspirowane zostały przez rzymski wywiad, pragnący zdobyć kontrolę nad różnymi buntowniczymi ruchami w podbitej, choć nie do końca ujarzmionej Judei. Akcja pod kryptonimem "Ryba"... Słyszeliście? Nie? A to dziwne... I to właśnie lektura wspomnianego raportu przynosi nam odpowiedzi na pytania zadane w części pierwszej Ewangelii...; wszystko staje się w pełni zrozumiałe, wszystkie wątpliwości - rozwiane.
A najbardziej zaskakujące w tym wszystkim jest chyba nie to, że chrześcijaństwo narodzić by się miało z inspiracji rzymskiej, lecz to, że narodziło się, bo nie wszystko poszło rzymskiemu wywiadowi tak, jak to sobie pierwotnie zaplanował.
Dziwne jakieś nurtuje mnie przekonanie, że gdyby Ewangelije ot Afranija ukazało się w polskim przekładzie, mogłoby narobić jeszcze więcej szumu niż Ostatni Władca Pierścienia, choć z zupełnie innych powodów. Czy to jednak kiedykolwiek nastąpi? Hm... Słyszałem, że powieść została już na polski przetłumaczona; co z tego, skoro ponoć już czterech wydawców, po początkowej euforii związanej z otrzymaniem tekstu autora o uznanym nazwisku, nagle, ni stąd ni zowąd, traciło cały zapał i rezygnowało z tego ambitnego zamierzenia.
I w takiej właśnie sytuacji dedykacja, którą Kirył umieścił w moim egzemplarzu powieści pod warszawskim pomnikiem Kopernika - "Pawłowi, obywatelowi katolickiego kraju, od obywatela kraju prawosławnego" - nabiera jakże symbolicznego znaczenia.
 | 'Zwiezdnaja doroga' 5-6'02 |
II. ZWIEZDNAJA DOROGA.
Poprzednią edycję WzW poświęciłem w dużej części omówieniu dwumiesięcznika wydawanego i redagowanego przez Borysa Strugackiego o dźwięcznej nazwie Połdien. XXI wiek. Teraz przyszła kolej na przedstawienie innego pisma, próbującego choć trochę uszczknąć z rynku opanowanego niepodzielnie przez bezkonkurencyjne - przynajmniej jak dotąd - Jesli. Okazja ku temu zdarzyła się znakomita, bo oto dzięki uprzejmości Kiryłła Jeskowa w ręce me wpadł majowo-czerwcowy numer miesięcznika (dziwnie to trochę zabrzmiało; no, ale w końcu mamy do czynienia z pismem fantastycznym) Zwiezdnaja doroga.
Kilka razy wspominałem już na łamach Esensji o tym projekcie, i to z reguły niezbyt pochlebnie. Z docierających do mnie informacji mogłem wysnuć wniosek, że pismo było robione po amatorsku, drukowało opowiadania powtórkowe lub po prostu nieciekawe, a o słabości merytorycznej grupy ludzi odpowiedzialnych za jego poziom świadczyć miały takie kwiatki jak przekręcone nazwiska autorów na okładce. Nic zatem dziwnego, że po kilku numerach całe ambitne zamierzenie dostało widocznej zadyszki, czego skutkiem było zniknięcie na kilka miesięcy tytułu z kiosków.
ZD okazuje się być jednak żywotniejsza od pierwszego kolektywu nad nią pracującego. Próbę reanimacji z lekka już nieświeżego nieboszczyka podjął jeden z niekwestionowanych autorytetów w rosyjskim fantastycznym światku, Aleksander Rojfe. Po pierwszym opracowanym przezeń numerze (to ten podwójny, przywieziony przez K.J.) widać znakomicie, że czeka go niełatwa droga, choć kilka elementów wchodzących w jego skład pozwala mieć nadzieję, że droga ta nie wiedzie donikąd.
Co my tu mamy? Na początek najważniejsze, czyli proza. O Jewgieniju Proszkinie sporo ostatnio dobrego słyszałem, dwie czy trzy jego najnowsze powieści narobiły dużo pozytywnego szumu w światku rosyjskiej sf. Gdy zatem przeczytałem w odredakcyjnym wstępie, że jego Ewakuacija napisana jest w dickowskiej manierze, tym większą zapałałem ochotą na jej przeczytanie. I tym większe, niestety, było moje rozczarowanie. Punkt wyjściowy tekstu jest nawet interesujący - co się stanie, gdy nagle wszyscy wokół staną się przesadnie dobrzy? Pomysł ten jednak został fatalnie wykorzystany, a jeszcze gorzej - opisany. Opowiadanie sprawia wrażenie, jakby stanowiło brudnopis pisarza, a nie finalny produkt jego wysiłków, niejednokrotnie trudno połapać się, o co tak naprawdę autorowi chodzi. O zakończeniu lepiej w ogóle nie wspominać...
Płato wsiech stichij niejakiego Dmitrija Jankowskiego, jak dotąd specjalizującego się w serialach fantasty raczej niezbyt wysokich lotów, ma ponoć świadczyć o jego niebywałym talencie. Może rzeczywiście facet ma talent, jednakże trudno to poznać po tym krótkim tekście, będącym de facto jedynie impresją na tematy kosmiczne.
Konan i Smiert' Aleksandra Zoricza to gratka dla fanów herosa z Cimmerii. Tytuł mówi wszystko albo prawie wszystko - tak, to ostatnia przygoda Conana. Chociaż w jego akurat przypadku nie jest to takie znowu pewne...
 | 'Gospoda gusliarcy' |
Wielu znanych twórców stworzyło lub właśnie tworzy opowieści dla swych dzieci. Do tej grupy, jak się okazuje, zalicza się również ukraiński duet Marina i Siergiej Diaczenko. Opowiadanka powstały dla ich kilkuletniej córki, a opisują przygody dzielnej Maszy Michajłownej, bez pomocy której poczciwy Major Milicji poległby niechybnie w nierównej walce ze światem przestępczym. Historie te, jak to z reguły bywa, zainteresują nie tylko dzieci; sporo zadowolenia wyniosą z ich lektury również dorośli, z innych zresztą zapewne powodów niż ich latorośle.
Część literacką numeru dopełnia opowiadanie Roberta Younga Goddess in Granite.
Dział krytyczny to przede wszystkim wywiad z Andrzejem Łazarczukiem i jego żoną Irą Andronati; przyczynkiem do rozmowy była opublikowana kilka miesięcy temu pierwsza wspólna powieść tego małżeńskiego duetu Za prawo lietat'. Do tego garść recenzji, dwa teksty krytyczne oraz kilka informacji ze świata sf&f i okolic.
Dużo to czy mało? Raczej nie za wiele. Jak na razie wygląda na to, że pozycja lidera, okupowana przez Jesli, jest jak na razie nie zagrożona. Choć, kto wie, jeśli gromkie zapowiedzi rednacza ZD się spełnia ..?
Jedno wydaje się być pewne. Konieczne będzie zwiększenie nakładu, niewielkiego nawet jak na nasze warunki, a co dopiero w realiach kraju, gdzie średni nakład nowej książki sf waha się w granicach 10.000 sztuk... Jaki to nakład? Ano, 1.500 egzemplarzy. Prawda, że nie za dużo?
 | 'Spiektr' |
III. WIEŚCI.
1. W drugim numerze dwumiesięcznika Połdien'. XXI wiek znalazły się utwory Igora Pronina, Andrieja Łazarczuka, Swiatosława Łoginowa, Jewgienija Beniłowa, Szimuna Wroczka, Ałana Kubatijewa i Jeleny Chajeckiej. Zawsze to ciekawe, jakich autorów promuje Borys Strugacki...
2. Jeszcze jedna nagroda dla Doliny sowiesti Mariny i Siergieja Diaczenków. Tym razem za najlepszą powieść ubiegłego roku uznali ją uczestnicy odbywającego się w Charkowie konwentu Zwiezdnyj Most.
3. Zmarł Aleksander Kazancew, u nas prawie nieznany (jedno z jego opowiadań, napisane zresztą wspólnie z niejakim Sijaninem, opublikowały w latach siedemdziesiątych Problemy, drugie weszło w skład antologii Galaktyka I), w Rosji, a wcześniej w Związku Radzieckim, jednak z kluczowych postaci tamtejszego fantastycznego rynku. Niestety, raczej niezbyt pozytywna (delikatnie rzecz ujmując; dał się mocno we znaki między innymi braciom Strugackim), ale to już zupełnie inna historia.
4. Najciekawsze nowości książkowe ostatnich miesięcy: Bułyczow K. - Gospoda gusliarcy (zbiór nowych opowiadań ze znanego cyklu), Łukianienko S. - Spiektr (długo oczekiwana nowa powieść niekwestionowanego mistrza rosyjskiej sf; tym razem - space opera), Skiriuk D. - Park piermskowo pierioda (zbiór opowiadań, reklamowany jako gratka dla fanów opowieści guslarskich Kira Bułyczowa) oraz antologia Prozracznyje mirażi (drugi już zbiorek tekstów, akcja których toczy się w Głębinie, świecie stworzonym przez Siergieja Łukianienkę w cyklu zapoczątkowanym znaną już polskiemu czytelnikowi powieścią Labirynt odbić).
(c) Paweł Laudański, 2002
|
|