W niedzielę, jak to zwykle ostatniego dnia konwentu, jakoś dziwnie trudno było wstać, a jeszcze należało się spakować i opuścić akademik "Olimp" do godziny 10.00. W związku z tym na wykład Romka Pawlaka "Kakatastrofy i wawariactwa ciągle te same, czyli o czkawce historycznej słów kilka" zdążyłam dopiero w połowie, czego bardzo żałuję, gdyż był bardzo ciekawy. Do pewnego stopnia była to dyskusja między Romkiem a Tadeuszem Olszańskim - dyskutowali m.in. o podboju Ameryki Południowej i o ewolucji polityczno-gospodarczej państw afrykańskich. Kiedy skończyli, poszłam posłuchać o innego rodzaju ewolucji, a mianowicie ewolucji istot bajkowych i mitycznych. Opowiadał o niej Antek Goldstein, lekko speszony, jakby była to jego pierwsza w życiu prelekcja. Zaczął od szczegółowej klasyfikacji kolejno elfów (z takimi podgatunkami, jak driady, gnomy, a nawet leprechauny), krasnoludów, trolli i ogrów, omawiając różne ich rodzaje na podstawie wyglądu i zasięgu występowania w geografii i literaturze. Kiedy doszedł do książek Tove Jansson, jak zwykle wypłynęła sprawa prowadzenia się Mimbli (jak słusznie zwróciła uwagę koleżanka z widowni, przez partenogenezę to ona na pewno się nie rozmnażała, zważywszy na istnienie potomków męskich wśród jej dzieci). Zastanawialiśmy się też nad przynależnością gatunkową Joka (Antek uważa, że Jok jest Homkiem) oraz Ryjka. Antek uważa, że Ryjek może być Filifionkiem, ale po krótkiej dyskusji zgodził się na hipotezę, że może jest w ogóle tylko jeden Ryjek (jeden najzupełniej wystarczy ^__*).
Równocześnie w innych salach trwały prelekcje o snajperach oraz spotkanie z laureatami nagrody im. Janusza Zajdla, zaś w barku można było obejrzeć żywego Staszka, co to szybki jest, a nawet z nim porozmawiać. Staszek miał zresztą potem własny punkt programu - wespół z Tomaszem Bagińskim mówił o kręceniu amatorskich filmów s-f. Ja jednak wybrałam prelekcję Mai L. Kossakowskiej o przenikaniu się świata magicznego i realnego. Można było się dowiedzieć paru ciekawych faktów z życia i śmierci szamanów oraz wpływie cywilizacji białego człowieka na wierzenia biednych, niewinnych tubylców. Szczególnie ciekawa była historia tzw. kultu cargo, czyli pewnego plemienia z południowego Pacyfiku, któremu zafundowano coś w rodzaju "Pikniku na skraju drogi". Krajowcy święcie uwierzyli, że jeżeli zbudują dokładną kopię lotniska (oczywiście ze słomy i palmowych liści, bo innymi materiałami nie dysponowali), to i do nich przyleci wielki, biały ptak i wysypie z brzucha piękne i magiczne przedmioty. Kopię zrobili do tego stopnia dokładną, że udało mi się zmylić jednego pilota, podarków jednak nie było... Potem Maja z Oceanii przeniosła się do Ameryki Łacińskiej, mimochodem napomknęła, że być może Aztekowie wyginęli dlatego, że popyt na ofiary z ludzi przewyższył podaż, a następnie zajęła się tematyką nad wyraz odpowiednią na ostatni dzień konwentu, czyli istnieniem zombie. Dowiedzieliśmy się na przykład, że zombie sprawdzają się jako tania siła robocza na plantacjach, ale broń Boże nie wolno takiego poczęstować solonymi orzeszkami, ponieważ sól tak trzeźwiąco na nich działa, że galopem biegną na najbliższy cmentarz i sami się zakopują.
O 13.00 Ania Brzezińska, Feliks W, Kres i Jacek Komuda mieli panel dyskusyjny, którego tytuł sugerował, że będzie coś o możliwości pisania fantasy nie dziejącego się w średniowieczu, większość czasu zeszła im jednak na tłumaczeniu, dlaczego lubią akurat tę epokę historyczną, którą lubią. Ania dość długo i barwnie wyjaśniała, że wolałaby - gdyby musiała - żyć raczej w średniowieczu niż np. w XVII wieku (oczywiście cały czas chodziło o Polskę). Następnie miejsce za katedrą zajął Piotr Cholewa, PWCem zwany, i, zgodnie ze swoimi kompetencjami, opowiedział nam, czym inspirował się Terry Pratchett przy pisaniu kolejnych swoich książek (fantasy, powieść z życia szkoły, powieść o dorastaniu, czarny kryminał policyjny i tak dalej). Czas mu się dość szybko skończył, ale na deser zdążył jeszcze przeczytać nam fragment aktualnie tłumaczonej książki "Muzyka dusz".
I to był w zasadzie koniec. Zamiast na prelekcję o Eganie poszłam z naszymi ludźmi na obiad, a po powrocie zastałam pusty, posprzątany budynek AGH, samochód, do którego właśnie wsiadali Ela, PWC i Misiek, oraz Murgena, Druzilę, Krzyśka i Beatę, siedzących na schodach na stercie plecaków.
Ostatni, którzy wyszli z raju.
Z kapowniczka Achiki: |
(uwaga: jeżeli komuś się wydaje, że jest cwany, bo przeczyta tylko poniższy fragment, to informuję go, ze jest w błędzie, bo wiele smakowitych cytatów poutykałam w tekście reportażu)
Murgen: W recepcji panował burdel, więc nic dziwnego, że ludzie walili drzwiami i oknami.
Na konkursie potterowskim.
Cathia: Wymień zaklęcia niewybaczalne.
Uczestniczka: Avada kedavra, crucio i, eee...
Ktoś z tyłu (nuci marsza imperialnego): Tam tam tam, tam ta dam, tam ta dam...
Cathia: Draco, nie podpowiadaj!!
M. S. Huberath (o zamarzaniu): Wyobraźcie się sobie jako wodę w tej trudnej sytuacji.
RAJ: Dooku wiedział, że Obi-Wan przeżyje.
Achika: Bo oglądał Klasyczną Trylogię.
Cranberry: I stąd wziął dialogi!
RAJ (o uczniach Sidiousa): Diabełek i hrabiątko wcale nie musieli o sobie wiedzieć.
Na prelekcji o chirurgii.
Ewik: Jak głosi podpis, ta igła jest rozmiarów rzeczywistych. (z powątpiewaniem patrzy na slajd wielkości 1,5 m)
Cranberry: Justynka Fruń uczyła swoją córkę czytać na nazwisku Dukaj. Dziecko nie uciekło, bo nie umie chodzić.
Ktoś z widowni: Baśnie Andersena powinny być dla dzieci zakazane.
Achika: Ja się wychowałam na baśniach Andersena i chyba mi to wyszło na zdrowie.
Lukas: Trafiłaś potem do fandomu, więc chyba nie bardzo.
Lukas: W ogóle Pilipiuka się powinno dopuszczać od pewnego wieku. Ja chyba jeszcze tego wieku nie przekroczyłem.
Ewik.: Już późno, chyba się będę ewakuować.
Achika: Ewa się będzie kuować.
Cran (po nocnych zajęciach w podgrupach): To była fajna impreza, chociaż brałam w niej udział raczej jako element wystroju wnętrza.
Ania: To nie jest tak, że mamy tajną i trzymaną w Sejmie... w sejfie!... listę warunków, które książka musi spełniać.
Andrzej Pilipiuk: Ja mniej więcej co dwa tygodnie przychodziłem do redakcji dowiedzieć się, co, do cholery, z moją forsą, a żeby zamaskować prawdziwy cel moich wizyt, za każdym razem przynosiłem im opowiadanie.
Michał: Teraz opowiemy o tym, co teoretycznie każdy archeolog spotyka na pęczki, czyli szalejących mumiach, wstających trupach i tak dalej...
Cranberry: Wstające trupy to były na wczorajszej imprezie.
Michał: Twórcy amerykańskich horrorów jakby się przeszli na Instytut Archeologii, to po pierwsze by stwierdzili, że są tandeciarzami, a po drugie by uwierzyli w to, co piszą.
"Mamy jeden pochówek torfowy, ale jest podejrzenie, że to trzy lata temu mąż pozbył się żony."
"Jak było tysiąclecie Polski, to kazali im coś znaleźć. Coś, co by było wykopaliskiem świeckim. Więc znaleźli rzymską faktorię handlową. Wredny student zszedł do wykopu i podniósł garnek i okazało się, że ma on numery ewidencyjne Muzeum Berlińskiego".
"Profesor X, wielki badacz i twórca stanowisk neolitycznych..."
"Wszyscy oczywiście widzieliście filmy o Indianie Jonesie. Każdy, kto poszedł na archeologię, oglądał to ze 30 razy... w ostatnim miesiącu, oczywiście".
Andrzej Pilipiuk: Nauczenie się języka meroickiego, gdzie jest sześć odczytanych wyrazów, to jest robota na pół godziny.
Ktoś z sali: Ja słyszałem, że na wykopaliskach w Lednej Górze był taki jeden miejscowy, co kradł studentkom majtki.
Michał: E, chłopie! Żeby to jeden!
Na konkursie gwiezdnowojennym:
- Które pytanie?
- Poproszę czwarte.
- Było.
- To piąte.
- Było.
- Siedemnaste?...
- Było.
- To pierwsze wolne.
- Też było!
Cathia: Kto stał za powrotem Thrawna?
Achika: Timothy Zahn?...
Nadal na tym samym konkursie. Do sali wchodzą Kasia, Cran i Ewik.
Achika: Kasiu, uciekaj!! Tu pytają o synów Imperatora!
Kasia (robi zwrot w kierunku drzwi).
"One Sith to rule them all, one Sith to find them..."
Cathia: Przyznam, że nie dałabym tego pytania, gdyby nie zainspirowały mnie sprawozdania z konwentów Achiki. Jaki jest numer próbki, z której sklonowano Luke'a Skywalkera?
(od Achiki: na szczęście to nie ja miałam to pytanie, bo bym się dopiero wkopała! :-))
M. Parowski: Schyłek lata to jest taka pora... nie dotyczy to Jacka Dukaja!
Na konkursie strojów:
Szaman (do strojącego różne pozy Maćka): Nie graj ciałem!
Kasia (bardzo zmęczona marzy o pójściu spać): Jak dojdziemy do pokoju, to Vader tam i Padme.
Cranberry: Uważaj, bo po przebudzeniu możesz znaleźć w swojej głowie cudzy mózg.
Na prelekcji Romka Pawlaka:
Romek: Tadeusz, błagam!!... Dokończę tylko dwa zdania!
Pod drzwiami sali C, w której kończy się prelekcja o ewolucji stworzeń magicznych:
- Czemu ta prelekcja tak długo trwa?
- Może oni tam ewoluują?...
Maja: Duszę można było zgubić w lesie, tak naprawdę. Z duszą nie było łatwo.
Maja: Tubylcy notorycznie wykopywali Amerykanom pewien przekaźnik, który był ustawiony na czubku góry. Ta góra wprawdzie nigdy nic nie robiła, ale doszli do wniosku, że źli Amerykanie ją zatkali, żeby nic nie robiła już na pewno.
Maja: Rytuały kremacyjne wymyślono po to, żeby takiego zmarłego już na pewno odciąć od możliwości powrotu.
Achika: Skuteczne!! Qui-Gon nie wrócił jako niebieski duch!
Maja: Duchy Loa wstępują w człowieka, bo chcą się wyszaleć.
Achika: O, to we mnie taki duch wstępuje chyba regularnie co rok na przełomie sierpnia i września. Po czterech dniach się budzę w obcym mieście, w otoczeniu jakichś dziwnych ludzi...
"Literatura dzieli się na dobrą i złą, ale to jest kryterium historycznie zmienne".
Ania: W średniowieczu był taki zwyczaj, że do łaźni szło się przed każdym świętem. Zważywszy na częstotliwość występowania świąt, wychodzi nam standard higieniczny porównywalny z życiem konwentowym.
|
|
|