nr 9 (XXI)
listopad 2002




powrót do indeksunastępna strona

Autor Eryk Remiezowicz
  Nie mam już pomysłów, ale wciąż chce mi się kręcić

        "Zemsta"

Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Zemsta'
Uff, z wolna zaczyna wyczerpywać się zasób naszych klasyków, a przynajmniej klasyków filmowalnych. Stado sponsorów i reżyserów zagonione ogniem i mieczem pogalopowało swego czasu za panem Tadeuszem, z nadzieją dotarcia na łąki wyłożone zielonymi, a dziś... no cóż, dziś z całego owczego pędu pozostało im jedynie beczeć. Przemija wreszcie czas ułatwiania życia szkolnym leniom niechętnym lekturze, jeden Jerzy Hoffman próbuje jeszcze połączyć wiedźmina z Chmielnickim w "Starej Baśni". Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta - kasa się nie zgadzała, nawet wycieczki szkolne nie pozwalały się zaganiać na szkolne ekranizacje i mecenasi powiedzieli "stop". Można by również twierdzić, że taki stan rzeczy spowodowała ostra krytyka wspólnych płodów Wielkich Pisarzy i Wielkich Reżyserów, ale pozwolę sobie wątpić co do skuteczności zawartych w gazetach opinii.

Jednym z ostatnich podrygów martwego olbrzyma poczętego z mariażu literackiej klasyki z kinem jest "Zemsta". Przyznam się bez bicia - mnie się widziane do tej pory ekranizacje podobały, choć martwiło mnie, że robią to wszyscy naraz, bez rozwagi, z nadzieją, że się uda. Mamy w Polsce dobrych aktorów i zazwyczaj to oni byli w stanie wygrać to, co w scenariuszu najlepsze. A za najbardziej udaną uważam ekranizację "Pana Tadeusza". Kinowa zajawka wabiła skutecznie, reżyser ten sam, aktorzy niezgorsi... A co mi tam. Pójdę.

Nie było aż tak źle. Zgrabna lekka komedyjka, ze znakomitym tekstem, świetnie zagrana (wyjątki później) bez trudu porwała mnie na dwie godziny. Nadszedł niestety koniec, który reżyser spieprzył koncertowo wręcz i obudzony we mnie krytycyzm zaczął wygłaszać swoje tezy i zapytania. Po pierwsze: a na cholerę Ogrodzieniec*? A na cholerę ta zima? Przez pierwszy kwadrans, kiedy Papkin brnie przez śnieg do tej ruiny, kiedy szanowni państwo szlachta brną między kurami do swych odrzwi, powarkując na siebie spod wąsa, myślałem, że Wajda postanowił zrobić komedię opartą o absurd. Bo też Cześnik z Rejentem walczący o te ruiny ruin jawią się dwoma kogutami drącymi pióra o zaszczytne miejsce nakupie gnoju.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Albert! Wychodzimy!'
Nic z tego. Już zaczynało mi się podobać, a tu nagle "Zemsta" wróciła w koleiny sztuki teatralnej. Dialogi, nie powiem, niczego sobie, ale kiedy Polański zaczął do siebie monologować, czułem się rozczarowany. Okazało się, że poszedłem do kina na wyjątkowo wystawny teatr telewizji. Dyzgust rósł we mnie tym większy, im sztywniej Polański grał Papkina. Później rozkręcił się, po scenie z Klarą staje się prawdziwą ozdobą filmu. W przeciwieństwie do Seweryna, który rejenta Milczka zagrał źle od początku do końca. Przeforsował, włożył w to za wiele zapału, jego Milczek jest przejaskrawiony, za mało w nim... Milczka właśnie, za dużo pozera i jawnego wręcz oszusta.

Jak już raz do teatru weszliśmy, tośmy w nim zostali. Do końca, kiedy w reżyserze przebudził się lew i innowator i postanowił rozwalać mur. Scena już założenia była nadęta i wydumana, ale fruwające w powietrzu poliuretanowe bloki dodały jej żałosności. Na wierzch wylazł kompletny brak pomysłu na zrobienie czegokolwiek z "Zemstą".

Mówiąc krótko: dobra ekranizacja. Zabawna. I absolutnie do zapomnienia pół godziny po seansie.



* Nie uwierzycie, ale te drewniane balustradki były z pianki. Sam macałem.

"Zemsta"
Polska 2002
Reżyseria: Andrzej Wajda
Obsada: Janusz Gajos, Andrzej Seweryn, Roman Polański, Agata Buzek, Katarzyna Figura, Rafał Królikowski, Daniel Olbrychski
gatunek: komedia

powrót do indeksunastępna strona

98
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.