nr 9 (XXI)
listopad 2002




powrót do indeksunastępna strona

Michał Chaciński
  Bez niestrawności

        "Czerwony smok"

Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Czerwony smok'
Na przykładzie "Czerwonego smoka" bardzo łatwo dałoby się zdefiniować mocne i słabe strony Bretta Rattnera jako reżysera. Do jego najsilniejszych stron należy zmysł dramatyczny - facet po prostu wie, jak efektywnie opowiedzieć historię, choćby nawet nie była najwyższych lotów. I gdyby oceniać "Czerwonego smoka" w oderwaniu od całej kulturowej otoczki, trzeba by powiedzieć, że to dobrze opowiedziany thriller bez dłużyzn i narracyjnych ślepych uliczek.

Rattner ma również wyśmienity gust obsadowy. Po "Hannibalu" wydawało mi się, że nic nie zaciągnie mnie do kina na kolejną historię o Lecterze, tymczasem sama lista aktorów w filmie Rattnera przekonała mnie do seansu. Edward Norton, Philip Seymour Hoffman, Emily Watson, Ralph Fiennes itd. - śmietanka anglosaskiego aktorstwa. To bodaj największa zaleta filmu. Można wprawdzie postawić zarzut, że Harvey Keitel nie miał co zagrać, że Hopkins gra zbyt kabotyńsko, że Norton był może zbyt nieśmiały, ale trzeba przyznać, że po prostu z przyjemnością patrzy się na nich na ekranie. A już sceny w duecie Fiennes-Watson to naprawdę perełki - najlepsze momenty filmu. Zwłaszcza Fiennes świetnie znalazł się w roli psychopaty, który ze zdziwieniem sam odkrywa, że gdzieś w środku ma wciąż kawałek mięsistego serca.

O ile jednak historia i postaci prowadzone są przez Rattnera bardzo przyzwoicie, o tyle film jako całość sprawia bezosobowe, mechaniczne wrażenie. Cokolwiek powiedzieć o poprzednich filmach w cyklu, każdy z nich wyszedł jednak spod ręki reżysera-autora, z konkretnym stylem i podejściem. Nawet nieszczęsny "Hannibal" potrafił zachwycić malarskością pojedynczych scen i ujęć. W porównaniu do Manna, Demme czy Scotta, Rattner jest niestety reżyserem przezroczystym, zupełnie pozbawionym stylu, czy też raczej uprawiającym styl "zerowy". I w tym leży największy problem filmu. Mimo przyzwoitej historii, po filmie nie pozostaje żadne większe wrażenie, żaden pojedynczy obraz.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Reklamowe zdjęcie z żurnalu 'Psycho's Fashion'. Prezentowany model aparatu ortodontycznego rozchodzi się szybciej niż tytanowe brzytwy.
Oczywiście nie można zapomnieć, że film Rattnera nie jest pierwszą ekranizacją "Czerwonego smoka" Thomasa Harrisa. 16 lat temu pierwszą filmową wersję, pt. "Manhunter" (znany u nas jako "Łowca") zaprezentował Michael Mann. W moim odczuciu film Manna nadal broni się bardzo dobrze. Zdążył się oczywiście zestarzeć na tyle, na ile zestarzały się inne filmy z lat 80. - trąci dzisiaj myszką i ta muzyka, i styl realizacji. Niemniej jako psychologiczny thriller film wciąż robi wrażenie. Powiedziałbym, że znacznie większe niż film Rattnera. Przede wszystkim, Mann zdołał lepiej ująć podobieństwa między Grahamem a Dolarhydem. W jego wersji detektyw, grany przez Williama Petersena, naprawdę sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał się załamać psychicznie. Jakby każdy kolejny krok głębiej w psychikę przestępcy sprawiał policjantowi fizyczny ból - niczym odrywanie płatów żywego ciała. Graham Manna odkrywa w sobie rzeczy, których wolałby o samym sobie nie wiedzieć. W filmie Rattnera jest inaczej. Jego Graham sprawia wrażenie człowieka utwardzonego wydarzeniami z przeszłości. Owszem, jest mocno pokiereszowany psychicznie, ale odnosi się wrażenie, że właśnie z tego powodu nie da się już złamać. Najlepszą ilustracją różnic między obydwoma filmami są spotkania Grahama z Lecterem/Lectorem. U Manna Lector (Brian Cox) doskonale wyczuwa, że policjant, prowadząc śledztwo, dłubie palcem w swoich ranach. U Rattnera mamy już tylko intelektualny pojedynek dwóch różnych osobowości, bez rozdrapywania ran, bez wielkiego ryzyka dla Grahama.

Edward Norton jest zbyt dobrym aktorem, żeby przypuszczać, że rola miała być inna, ale nie wyszła. Odwrotnie, podejrzewam, że właśnie takie było założenie Nortona i  Rattnera: pokazać Grahama z nieco innego kąta niż zrobił to Mann. Problem w tym, że ujęcie Manna jest dużo bliższe ujęciu samego Harrisa. A przy tym po prostu znacznie ciekawsze. Przyczyna zmiany punktu widzenia jest oczywista: Rattner musiał sobie jakoś poradzić z problemem, którego nie miał Mann, czyli z gwiazdorstwem Hannibala Lectera. Mann mógł sobie pozwolić na ograniczenie go do intrygującej postaci w tle, tymczasem dla Rattnera Lecter to przecież raison d'etre filmu. Ofiarą tego przesunięcia akcentów stał się m.in. cały wątek rodzinnego dramatu Grahama, który Mann wykorzystał bardzo efektywnie. U Rattnera, zamiast rodzinnego dramatu, mamy więcej Lectera. Niestety, trochę na chybił-trafił - dostajemy np. całkiem niezłą scenę wprowadzającą do filmu (piewsza demaskacja Lectera), ale i zupełnie niepotrzebne mruganięcie do widza na samym końcu (pytanie o zapowiedzianą wizytę agentki FBI). Zmiany akcentów powodują, że opowieść, która u Manna koncentrowała się głównie na tragedii detektywa, u Rattnera zmienia się przede wszystkim w film o przemocy (Rattner pokazuje wszystko co może) i konfrontacji.

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że "Czerwony smok" powstał z tego jednego najważniejszego powodu - dlatego, że mógł (czytaj: znalazły się pieniądze). Z jednej strony Rattner zrobił dużo więcej niż można było się spodziewać - pomimo znanego materiału i konieczności obracania się w mocno zdefiniowanym światku, nakręcił przyzwoity thriller z obsadą, na którą aż przyjemnie popatrzeć. Z drugiej strony, jeśli oceniać oryginalność, "Czerwony smok" przegrywa porównanie z poprzednimi filmami w cyklu przede wszystkim dlatego, że Rattner pozostaje reżyserem bez oryginalnego pomysłu na kino. I taki właśnie jest ten film: zaskakuje tym, jak dobrze się udał i... rozczarowuje, że nie udał się lepiej. Wszystko zależy od tego z której strony spojrzeć. W zasadzie już z tego powodu warto go obejrzeć.



"Czerwony smok" (Red Dragon)
USA 2002
Reżyseria: Brett Rattner
Scenariusz: Ted Tally
Obsada: Edward Norton, Anthony Hopkins, Ralph Fiennes, Emily Watson, Philip Seymour Hoffman
Ocena: 60%
Gatunek: thriller

powrót do indeksunastępna strona

99
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.