nr 9 (XXI)
listopad 2002




powrót do indeksunastępna strona

C. J. Cherryh
  Cyteen: Zdrada

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

2.

     Był zwyczajnie wyglądającym człowiekiem; pojawił się w konferencyjnej Sali Stanu, w codziennym, brązowym garniturze, z teczką, która wyglądała, jakby o jeden raz za dużo nadano ją na bagaż. Corain nie wyłowiłby go z tłumu: szatyn, przystojny, typ wysportowany, nie wyglądający na swoje czterdzieści sześć lat. Ochroniarze otaczali go jednak aż do chwili przejęcia przez żandarmerię, a służący prawdopodobnie robili przy nim wszystko, z wyjątkiem ubierania. Nie było żadnego powodu, dla którego Jordan Warrick miałby przylatywać rejsowym samolotem czy oddawać swoją teczkę na bagaż.
     Emory była Osobą o Specjalnym Statusie. W Reseune były trzy takie osoby, co stanowiło najwyższą liczbę ze wszystkich placówek. Kolejną był ten mężczyzna, który projektował i poprawiał struktury psychologiczne taśm, jak mówili, po prostu w pamięci. Zwykle ten rodzaj pracy wykonywały komputery. Kiedy miał zostać stworzony lub poprawiony jakiś szczególnie ważny program, przekazywano go pracownikom Jordana Warricka, a kiedy problem był tak poważny, że nie był w stanie sobie z nim poradzić ktokolwiek z nich, czy wszyscy razem, przejmował go sam Warrick. I to było wszystko, co rozumiał Corain. Ten człowiek był patentowanym geniuszem i Strażnikiem Stanu. Podobnie jak Emory. Podobnie jak kilkanaście innych Osób o Specjalnym Statusie.
     A skoro Emory chciała nadać ten status dwudziestoletniemu chemikowi z Fargone oraz, jak głosiła plotka, stworzyć stanowisko pozwalające na włączenie go do personelu Reseune i ponieważ wydawało się, że przypisuje temu projektowi znaczenie umieszczając je na szali tuż obok jej ukochanej ekspansji kolonialnej, musiał istnieć ku temu jakiś ważny powód.
     - Ser Lu - rzekł Warrick, potrząsając dłonią, którą podał mu Lu. - Admirale Gorodin. Witam panów. - Spojrzenie wyrażające zatroskanie, lecz raczej przyjazne; spojrzał na Coraina i podał mu rękę. - Pan Radny. Nie spodziewałem się pana.
     Serce Coraina podskoczyło i przyspieszyło. Niebezpieczeństwo - podpowiedziało. Warrick, przypomniał sobie Corain, nie był jednym z tych błyskotliwych typów, którzy poruszali się w jakichś mglistych obszarach abstrakcyjnej logiki kompletnie oderwanej od spraw przyziemnych; był psychochirurgiem, manipulacja była jego pracą, zaś sprowadzanie ludzi do ich motywów było jego specjalnością. Wszystko to ukrywało się pod tym przyjemnym, trzeźwym wizerunkiem i oczami wyglądającymi na należące do kogoś, kto ma mniej niż czterdzieści lat.
     - Mógł się pan domyśleć - rzekł Lu - że chodzi o coś więcej niż pana uprzedzałem.
     Na twarzy Warricka pojawiło się zaniepokojenie.
     - Tak? - rzekł.
     - Radny Corain bardzo chciał z panem porozmawiać - na osobności. Chodzi o sprawę polityczną, doktorze Warrick. To dość ważne. Oczywiście, jeśli wolałby pan raczej udać się na swoją debatę, na którą jest pan już spóźniony dziesięć minut, potrafimy zrozumieć, że nie chce pan sobie zawracać głowy naszymi pytaniami i mam nadzieję, że w takim wypadku przyjmie pan moje osobiste przeprosiny. Sam pan rozumie, że skłonności do intrygi to mój zawód.
     Warrick wziął głęboki oddech, odsunął się na parę kroków od stołu konferencyjnego i położył na nim swoją teczkę.
     - Czy to ma coś wspólnego z Radą? Czy mógłby mi pan to wyjaśnić, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję?
     - Chodzi o projekt ustawy. Przydział budżetu dla Nauki.
     Głowa Warricka uniosła się odrobinę, po czym powiedział:
     - Ach - lekki uśmiech wypełzł na jego twarz. Założył ramiona na piersi i oparł się o stół, przybierając wygląd zrelaksowanego. - O co chodzi z tym projektem ustawy?
     - Co w nim naprawdę jest? - spytał Corain.
     Tajemniczy uśmieszek poszerzył się i zastygł.
     - Chce pan się dowiedzieć, co skrywa? Czy czegoś innego?
     - Czy jest w jakikolwiek sposób powiązany z projektem Hope.
     - Nie. W tym budżecie nie ma nic, co miałoby z nim cokolwiek wspólnego. Nic, o czym bym wiedział. No dobrze, skan SETI. Ale to coś bardzo ogólnego.
     - A jeśli chodzi o powołanie Osoby o Specjalnym Statusie? Czy Reseune jest zainteresowane?
     - Można tak powiedzieć. Chcą się panowie dowiedzieć czegoś ogólnego o Fargone?
     - Jesteśmy zainteresowani wszystkim, co ma pan do powiedzenia, doktorze Warrick.
     - Mogę poświęcić panom dziesięć minut. A chodzi o psychogenezę. Klonowanie umysłów, jak to określa prasa brukowa.
     To nie była odpowiedź, jakiej spodziewał się Corain. A na pewno nie taka, jakiej oczekiwali wojskowi. Gorodin parsknął.
     - A czego jest ona przykrywką?
     - Nie przykrywką - odparł Warrick. - Nie jest to taki proces, jak pojmuje go prasa. To nie są dokładne duplikaty, ale zduplikowane zdolności. Nie miałoby to znaczenia w przypadku, powiedzmy, dziecka próbującego odzyskać utraconego rodzica. Ale w przypadku Osób o Specjalnym Statusie, u których zdolności są czymś, co wolelibyśmy zachować... sprawa prób odtworzenia Bok jest panom znana.
     Estelle Bok. Kobieta, której prace doprowadziły do podróży nadświetlnych.
     - Podjęto próby - odparł Corain - ale nie były skuteczne.
     - Jej klon był inteligentny. Ale to nie była ta sama Bok. Była lepszym muzykiem niż fizykiem i z powodu oczekiwań otoczenia była strasznie nieszczęśliwa. Nie chciała zafundować sobie kuracji odmładzającej, aż skutki stały się widoczne i została do tego zmuszona. Dlatego też zestarzała się, aż wreszcie zmarła w wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat. Przez ostatnie kilka lat życia nawet nie wychodziła z pokoju.
     - Wtedy jeszcze nie mieliśmy takiego sprzętu jak teraz; i zapisów. Prace doktor Emory podczas wojny, jak panowie wiedzą, badania nad uczeniem się i chemią ludzkiego organizmu... Ludzkie ciało ma wewnętrzne systemy regulacyjne, cały kompleks, który steruje sprawami płci, rozwojem i obroną przed infekcjami. W procesie replikacji nie chodzi jedynie o kod genetyczny. Doświadczenie ma wpływ na układ chemiczny ustanowiony przez kod genetyczny. To wszystko jest dostępne w biuletynach naukowych. Mógłbym podać panom dane bibliograficzne...
     - Świetnie panu idzie - rzekł Corain. - Proszę.
     - Powiedzmy, że teraz wiemy o rzeczach, które nie były nam znane, kiedy klonowaliśmy Bok. Jeśli ten program zrealizuje cele, o których marzy doktor Emory, będziemy mogli odtworzyć zdolności na tym samym polu. Wiąże się to z genetyką, endokrynologią, całą baterią testów fizjologicznych i psychicznych; musimy mieć zapisy. Nie wiem wszystkiego. To projekt doktor Emory, jest tajny i prowadzony w innym skrzydle. Ale wiem, że to coś poważnego i nie jest specjalnie dalekie od najnowszych osiągnięć nauki. Szczególnych trudności przysparza pewne ograniczenie: naukowiec musi żyć wystarczająco długo, by mógł wyciągnąć własne wnioski, a doktor Emory nie jest młoda. Każdy eksperyment z azim zajmuje przynajmniej piętnaście lat. Projekt z Rubinem potrwa co najmniej dwadzieścia. Widzą panowie, w czym trudność. Musiała podjąć pewne ryzyko.
     - Kłopoty ze zdrowiem? - spytał Corain cicho, przypominając sobie subtelną zmianę odcienia skóry, utratę wagi. Kuracja odmładzająca wystarczała na bliżej nieokreśloną liczbę lat. Kiedy jej działanie się kończyło, zaczynały się problemy. Starość nadchodziła ze zdwojoną siłą.
     Warrick odwrócił wzrok. Nie miał zamiaru odpowiadać na to pytanie bezpośrednio, uznał Corain, zanim padło choć słowo. Chyba trafił za blisko.
     - Śmiertelność to coraz większy problem - rzekł Warrick - dla każdego w jej wieku, w naszej branży. Jak już wspomniałem: chodzi o czas, jaki zabierają te projekty.
     - A jaka jest pańska ocenia tego projektu? - spytał Gorodin.
     - Jest dla niej bardzo ważny: proszę zrozumieć, wszystkie jej teorie, cała osobista praca, jej badania nad systemem hormonalnym i genetyką, nad psychostrukturami - wszystko do tego prowadzi.
     - Jest Osobą o Specjalnym Statusie. Może zażądać wszystkiego, czego tylko zechce...
     - Z wyjątkiem takiego samego statusu, który ochroniłby jej obiekt badań przed tym, co stało się z Bok. Zgadzam się z nią, że nie należy wykorzystywać nikogo z Reseune. W Reseune będzie klon, ale nie Rubin. Rubin jest młody. To podstawowy warunek. Jest zdolny, urodził się na stacji, więc każdy jego ruch, nawet kupno napoju w automacie, został zarejestrowany w zapisach stacji. Urodził się z wadą systemu odpornościowego, więc istnieją też szczegółowe zapisy medyczne sięgające jego niemowlęctwa. I to jest najważniejsza część. Ari może to zrobić bez poparcia Rady; ale nie może powstrzymać samorządu lokalnego Fargone przed czymś, co mogłoby mieć wpływ na wyniki jej projektu.
     - Czy Rubin o wszystkim wie?
     - Rubin będzie wiedział, że jest kontrolnym obiektem eksperymentu na Reseune. Co więcej, jego klon nie będzie wiedział, że Rubin istnieje, aż osiągnie wiek, w którym Rubin jest obecnie.
     - Czy sądzi pan, że to ważny projekt? - zapytał Corain.
     Warrick milczał przez chwilę.
     - Sądzę, że nie ma znaczenia, czy jeden dorówna drugiemu, korzyści naukowe z tego będą.
     - Ale ma pan zastrzeżenia - podsunął Lu.
     - Uważam, że szkoda dla Rubina będzie minimalna. On jest naukowcem. Potrafi zrozumieć, co to jest kontrolny obiekt eksperymentu. Ale sprzeciwiałbym się ich spotkaniu w przyszłości i to będę podkreślał. Samemu programowi się nie sprzeciwiam.
     - Nie należy do pana.
     - Nie wiąże się on z moją pracą.
     - Pana syn - wtrącił Corain - współpracuje ściśle z doktor Emory.
     - Mój syn jest studentem - odparł bezbarwnie Warrick. - Zajmuje się projektowaniem taśm. Tak czy inaczej miałby kontakt z doktor Emory. To niezwykła okazja. Być może złoży wniosek o posadę na Fargone, jeśli mu się uda. Nie miałbym nic przeciwko.
     Ale dlaczego? - zastanawiał się Corain i żałował, że nie ma śmiałości zapytać. Z ich życzliwym informatorem wiązały się jednak pewne ograniczenia, a o Emory krążyły plotki, których nikt nie potrafił potwierdzić.
     - Student w Reseune to coś więcej niż student na uniwersytecie - rzekł Lu.
     - Na pewno tak - odparł Warrick. Całe ożywienie odpłynęło z jego twarzy. Był teraz całkowicie opanowany, niezmiernie ostrożny w wyrazie twarzy i reakcjach.
     - Jakie są pana odczucia odnośnie projektu Hope? - spytał Corain.
     - Czy to jest pytanie polityczne?
     - To jest pytanie polityczne.
     - Powiedzmy, że unikam polityki, może z wyjątkiem traktowania jej jako przedmiot badań. - Warrick przenosił wzrok z góry na dół, aż spojrzał prosto na Coraina. - Reseune nie jest już zależna od handlu azimi. Możemy całkiem dobrze żyć dzięki naszym badaniom, bez względu na losy innych laboratoriów, które nie zagrożą naszej pozycji. W zbyt dużym stopniu je wyprzedzamy na innych polach. Oczywiście nie moglibyśmy być tak bogaci, ale świetnie byśmy sobie poradzili. To nie ekonomia mnie martwi. Kiedyś powinniśmy o tym porozmawiać.
     Corain zamrugał. Nie tego się spodziewał. Taka sugestia u naukowca z Reseune. Włożył ręce do kieszeni marynarki i popatrzył po pozostałych.
     - Czy doktor Warrick może darować sobie to spotkanie, tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział?
     - Bez problemu - odparł Lu i dodał: - Jeśli doktor Warrick chce podarować sobie to spotkanie.
     Warrick wziął głęboki oddech, a następnie odstawił teczkę na podłogę i odsunął krzesło od stołu konferencyjnego.
     - Chcę - rzekł i oparł się wygodnie.
     Corain usiadł. Gorodin i Lu zajęli krzesła na końcu stołu.
     Twarz Warricka nadal nie miała żadnego wyrazu.
     - Znam tych dżentelmenów - rzekł, prześlizgując się wzrokiem po wojskowych. Znam pańską reputację, panie Corain. Wiem, że jest pan uczciwym człowiekiem. To, co wam powiem, będzie mnie sporo kosztowało. Mam nadzieję, że panowie wykorzystacie to tylko w sposób związany z treścią tego, co powiem i nie będziecie tego przypisywać osobistym urazom. Istnieją pewne kwestie sporne między doktor Emory a mną. Rozumieją panowie - pracując w Reseune musimy podejmować mnóstwo bardzo ważnych decyzji. Naszym materiałem badawczym jest człowiek. Czasem kwestie etyczne związane z daną sytuacją nie mają precedensu. Opieramy się na czymś, co jest naszą najlepszą oceną, a chwilami te oceny się różnią.
     - Rozbieżności między doktor Emory a mną występowały częściej niż zwykle. Pisałem artykuły polemizujące z nią. Nie zgadzamy się w kwestii pewnych aspektów jej działań. Jeśli więc dowie się, że z panami rozmawiałem, uzna, że próbuję działać na jej szkodę. Mam jednak olbrzymią nadzieję, że dacie jej ten program na Fargone. To nie będzie rządu nic kosztować, poza jedną Osobą o Specjalnym Statusie...
     - Powstanie w ten sposób niebezpieczny precedens; nadanie komuś Specjalnego Statusu tylko dla potrzeb projektu badawczego. Tylko po to, żeby utrzymać dostęp do obiektu badań.
     - Chcę, aby mnie i mojego syna przeniesiono z Reseune.
     Corain wstrzymał na chwilę oddech.
     - Jest pan Osobą o Specjalnym Statusie, tak samo jak ona.
     - Nie zajmuję się polityką. Nie mam tyle energii, co Ari. Jeśli ona uzna mnie za ważnego, z tych samych powodów, którym zawdzięczam mój szczególny status - muszę zostać tam, gdzie rząd mnie potrzebuje. Jak dotąd wszystko jest tak ustawiane, żebym był potrzebny w Reseune. Teraz mój syn pracuje przy jej projekcie z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że to jego dziedzina, a ona jest najlepsza; po drugie dlatego, że jest moim synem, a Ari chce mieć na mnie haka. I jeśli chodzi o politykę w Reseune, nic nie jestem w stanie z tym zrobić. Mogę znów spróbować się stamtąd wydostać, a jeśli raz pozbędę się jej nadzoru, mogę zażądać przeniesienia mojego syna do innych projektów z powodów osobistych. To jedna z przyczyn, dla których chciałbym, żeby placówka na Fargone powstała. Dla państwa tak byłoby najlepiej. Dla Reseune też byłoby to najlepsze. Bóg wie, że tak jest.
     - Być może coś zostałoby ujawnione. To pan próbuje nam powiedzieć?
     - Nie rzucam żadnych oskarżeń. Nie chcę, żeby przedostało się to do publicznej wiadomości. Mówię, że Ari ma o wiele za dużą władzę, w Reseune i gdzie indziej. Jej zasługi na polu naukowym są niekwestionowane. Jako naukowiec nie mam o co się z nią spierać. Wiem tylko, jak wygląda polityka wewnątrz i na zewnątrz, gdyż tylko w ten sposób mogę uwolnić się od sytuacji, która stała się coraz bardziej... napięta.
     Trzeba być ostrożnym. Bardzo ostrożnym. Corain nie po to spędził dwadzieścia lat zajmując się polityką, żeby brać wszystko takim, jakim się jawi na pierwszy rzut oka. Czy żeby przestraszyć chętnego do współpracy świadka. Zapytał więc cicho:
     - A czego pan oczekuje, doktorze Warrick?
     - Chciałbym, żeby projekt został doprowadzony do końca. Potem chciałbym się przenieść. Ona będzie próbowała się temu przeciwstawić. Chciałbym poparcia... dla mojego wniosku. - Warrick odchrząknął. Palce miał splecione, pobielałe na końcach. - Naciski w Reseune są znaczne. Przeprowadzka - o niczym innym nie marzę. Powiem panom coś ... Nie zgadzam się z tymi kolonizacyjnymi przedsięwzięciami. Zgadzam się z Bergerem i Shlegey'em, że rozprzestrzenianie ludzkiej rasy na taką skalę, w takim tempie, jest szkodliwe. Właśnie wyszliśmy z jednej katastrofy społecznej; nie jesteśmy już tą samą rasą, która opuściła Ziemię, nie jesteśmy już tym, co opuściło Stację Glory, nie będziemy tym, czego oczekiwali nasi przodkowie; a jeśli wykonamy następny skok, między nami a naszymi potomkami powstanie już olbrzymia przepaść - nie ma żadnego cudu, żadnej Estelle Bok, żadnego wielkiego wynalazku, który by ją zasypał. To jest mój pogląd, ale nie mogę wyrazić go w Reseune.
     - Doktorze Warrick, czy chce pan powiedzieć, że pana możliwości porozumiewania się tam są ograniczone?
     - Mówię panom, że są powody, dla których nie mogę głosić tam moich poglądów. Jeśli coś z tej rozmowy przecieknie do prasy, będę musiał zająć oficjalne stanowisko Reseune.
     - Czy chce pan powiedzieć, doktorze Warrick, że to przeniesienie jest dla pana ważne?
     - Przeniesienie, panie Radny. Ja sam. I mój syn. Wówczas nie musiałbym już obawiać się wyrażania moich poglądów. Rozumieją mnie panowie? Większość z nas w tej branży, którzy mogliby oficjalnie sprzeciwić się projektowi Hope - znajduje się w Reseune. Bez głosów w łonie Nauki, bez opublikowanych artykułów - idee nie wchodzą do obiegu. Ksenologia jest bardzo podzielona. Najbardziej przekonujące argumenty występują u nas. Wy nie macie większości w dziewięciu elektoratach, panie Radny. Musicie pokonać samą Naukę, własny elektorat Ari Emory. Dlatego też projekt psychogenezy jest bardzo bliski jej sercu - jest tak bardzo jej własny, że nie pozwala go realizować swoim asystentom. Znów mamy tu czynnik czasu. Z jednej strony, to tak niewielki ułamek jej życia. Z drugiej - proces, który wiąże się z ludzkim życiem ma tyle przerw i przestojów, że tylko czas może zapewnić jakieś wyniki.
     - Co oznacza, że będziemy musieli mieć z nią do czynienia.
     - Dopóki będzie żyła - tak, będziecie mieli ją w Radzie i będziecie musieli mieć z nią do czynienia. Dlatego właśnie projekt Fargone jest korzystny dla mnie i dla was. Chciałbym zająć stanowisko publiczne, po waszej stronie. Sprzeciw z Reseune, zwłaszcza ze strony innej Osoby o Specjalnym Statusie - może być szczególnie wiarygodny dla Nauki. Ale w obecnym stanie rzeczy tego zrobić nie mogę.
     - Jedno ważne pytanie - wtrącił się Gorodin. - Czy ten projekt z Rubinem się uda? Czy to prawda?
     - Jest bardzo prawdopodobne, że tak, panie admirale. Oczywiście nie jest to większe przedsięwzięcie niż projekt z Estelle Bok. Jak wiadomo, nie tworzy się klonów rutynowo z zestawów genów Osób o Specjalnym Statusie. Nawet nasz materiał genetyczny jest chroniony prawem. Na poziomie praktycznym jest to problem "cienkiej linii" między geniuszem a szaleństwem, jak panowie wiedzą. To nie jest tak całkowicie absurdalne. Kiedy tworzymy azich, klasy Alfa są w o wiele większym stopniu poprawiane i testowane. Statystycznie rzecz ujmując, rzecz jasna. To, co nie udało się w przypadku klonu Bok, równie dobrze mogło się nie udać z samą Bok, gdyby uwzględnić, lub nie, jej osobiste doświadczenia i oddziaływania, o których nie mamy pojęcia. Nasze szanse na odtworzenie obecnie żyjącej Osoby o Specjalnym Statusie są znacznie większe. Lepsze zapisy, rozumieją panowie. Bok przyleciała tu jako kolonistka, jej zapisy odleciały wraz z jej statkiem i należy do odtworzonych; zbyt wiele danych stracono i zbyt wiele nie zostało zapisane. Nie sądzę, byśmy kiedykolwiek odzyskali talent Bok, ale na pewno w bieżącym projekcie takiego planu nie ma. Z drugiej strony, odzyskanie, powiedzmy takiego Kleigmanna, to byłby skok o półtora wieku - to byłaby prawdziwa korzyść.
     - Albo samej Emory - powiedział cicho Corain. - Boże. Czy o to jej chodzi? Nieśmiertelność?
     - Tylko w takim stopniu, w jakim dowolna istota ludzka może chcieć potomstwa podobnego do niej. To nie nieśmiertelność, bo nie ma tam wspólnej tożsamości. Mówimy o podobieństwie mentalnym, o dwóch osobach podobnych do siebie bardziej, niż kiedykolwiek były podobne bliźnięta, i to bez dominującego bliźniaka. Zasadniczo odzyskanie talentu tkwiącego między zestawem genów a tym, co u azich nazywamy taśmą.
     - Wykonane za pomocą taśmy?
     Warrick potrząsnął głową.
     - Tego nie można zrobić za pomocą hipnotaśmy. Przynajmniej nie w przy obecnym stanie nauki.
     Corain przemyślał to ponownie. A potem jeszcze raz.
     - Co znaczy - rzekł Gorodin - że dzięki naszej przewadze w genetyce i psychologii rekonstrukcyjnej, możemy replikować żyjące Osoby o Specjalnym Statusie równie dobrze, jak zmarłych.
     - Istnieje taka możliwość - odparł cicho Warrick - jeśli zostaną zmienione pewne przepisy prawne. Z praktycznego punktu widzenia - byłbym przeciwny. Rozumiem, dlaczego zaczynają akurat od niego. Ale potencjalna możliwość wystąpienia problemów psychicznych jest bardzo duża, nawet jeśli zostaną podjęte kroki, by tych dwoje nigdy się nie spotkało. Nawet w przypadku zmarłych - gdybym to ja był obiektem - martwiłbym się o mojego syna i o tę osobę - która w żadnym sensie nie byłaby jego bratem czy ojcem. Widzą panowie, jakie to wszystko skomplikowane, kiedy mówimy o ludzkim życiu? Dziewiątka dość mocno zainteresowała się przypadkiem Bok. Zbyt mocno. Pod tym względem zgadzam się z doktor Emory: tylko Biuro Nauki , a w szczególności tylko Reseune powinno mieć kontakt z obydwoma obiektami. I tego właśnie ona chce w przypadku Fargone. Nie mówimy tu o biurach czy laboratoriach. Mówimy o enklawie, o społeczności, której Rubin nigdy nie opuści, z wyjątkiem przypadków przypominających moje wyjazdy z Reseune: rzadko i z chroniącą go obstawą.
     - Mój Boże - rzekł Gorodin - Fargone złoży veto.
     - Oddzielna placówka orbitująca. Właśnie to musiała obiecać Harogo. Obszar odseparowany fizycznie. Reseune zapłaci za budowę.
     - Zatem wie pan, jakie interesy załatwiła.
     - Wiem tylko o tym jednym. Mogą być inne. To jest kuszący kontrakt dla niektórych firm budowlanych na Fargone.
     Zabrzmiało to wiarygodnie. Aż do tego momentu. Corain przygryzł wargę.
     - Chciałbym zadać panu jedno trudne pytanie - zaczął. - Gdyby były jeszcze jakieś informacje....
     - Przekazałbym je.
     - Gdyby pojawiły się jakieś informacje...
     - Prosi mnie pan, żebym był informatorem.
     - Człowiekiem obdarzonym sumieniem. Zna pan moje zasady. Wydaje się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Czy Reseune jest właścicielem pańskiego sumienia?
     - Nawet admirał nie był w stanie wymusić na mnie spełnienia nakazu. Jestem kuratorem stanu. Każde miejsce mojego pobytu musi być zatwierdzone przez władze Unii. To jest cena bycia Osobą o Specjalnym Statusie. Admirał panu powie: Reseune uzna mnie za niezbędnego. To automatycznie oznacza pięć głosów Dziewiątki. Co znaczy, że zostaję w Reseune. Powiem panu, co mam zamiar zrobić. Mam zamiar podsunąć admirałowi Gorodinowi prośbę o przeniesienie, natychmiast, gdy tylko zostanie przegłosowany specjalny status dla Rubina, zanim odbędzie się głosowanie nad przydziałem dla projektu Stacja Hope. Oficjalnie - właśnie wtedy się to stanie.
     - Boże! Sądzi pan, że jest pan wart aż tyle?
     - Panie Radny, nie zdobędzie pan głosu Stacji Hope. DeFranco siedzi u Ari w kieszeni. Czy raczej w jej książeczce czekowej, poprzez Hayes Industries. Układ jest taki, że deFranco ma zamiar się wstrzymać, co przynajmniej choć trochę pokaże jej okręgowi wyborczemu, że jeszcze ma kręgosłup. Proszę zapomnieć, że panu o tym powiedziałem. Ale jeśli nie doprowadzimy do tego, że głosowanie pozostanie nierozstrzygnięte i nie odeślemy sprawy do Rady Generalnej, to będzie nieuniknione. Wykupicie mnie i mojego syna z Reseune, panie Radny - a zacznę mówić. Będę wart znacznie więcej, z dala od jej bezpośredniej inwigilacji, w placówce Reseune na Fargone. Ona może dostać Stację Hope. Ale można ją powstrzymać, panie Corain. Jeśli chce pan dostać głos od Nauki, ja mogę nim być.
     Minęła chwila zanim Corain poczuł, że odzyskuje kontrolę nad oddechem. Spojrzał na Lu, na Gorodina, nagle spróbował sobie przypomnieć, jak Lu wmanewrował go w to spotkanie, podejrzewając, że to dwie szare eminencje spośród Dziewiątki, która dokonywała jakichś manewrów pod osłoną tajemnicy.
     - Powinien pan zająć się polityką - powiedział do Warricka i nagle przypomniał sobie, ku swojemu zakłopotaniu, z kim rozmawia: to był psychomistrz z Reseune i jego umysł należał do tej dwunastki, którą Unia uznała za zbyt cenną, by ją stracić.
     - Moja dziedzina to psychogeneza - rzekł Warrick z budzącą zakłopotanie bezpośredniością w spojrzeniu, które przestało już wyglądać na zwyczajne, niegroźne czy przeciętne. - Chcę tylko praktykować nie będąc napastowanym. Jestem w pełni świadom polityki, panie Radny. Zapewniam pana, że w Reseune nigdy nas ona nie opuszcza. Ani my jej. Proszę mi pomóc, a ja pomogę panu. To jest naprawdę proste.
     - To nie takie proste - zaprotestował Corain, ale dla Warricka takie było. Ktokolwiek zwabił go na to spotkanie - czy Lu, czy Gorodin, albo Warrick...
     Nagle ogarnęła go wątpliwość, czy nie była to sama Emory. Można było zwariować, mając do czynienia z potencjałem Osób o Specjalnym Znaczeniu, zwłaszcza tych, które miały do czynienia z samą percepcją.
     Komuś trzeba było zaufać. W przeciwnym razie nic nie dało się zrobić.

powrót do indeksunastępna strona

58
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.