nr 9 (XXI)
listopad 2002




powrót do indeksunastępna strona

Paweł Laudański
  Wiatr ze Wschodu

        edycja 17 - listopad 2002: G. L. Oldi

AUTORÓW POWINNO BYĆ ZAWSZE DWÓCH
CZYLI
WYWIAD Z G. L. OLDIM

Brak ilustracji w tej wersji pisma
G. L. Oldi
Przed Wami - kolejny ekskluzywny (specjalnie dla "Esensji"!) wywiad z jedną z gwiazd współczesnej rosyjskojęzycznej fantastyki, ukraińskim duetem ukrywającym się pod pseudonimem G. L. Oldi. Czytelnicy miesięcznika Science Fiction wiedzą już, o kogo chodzi, dzięki bowiem wrześniowemu numerowi tego pisma i cyklowi Rosyjska czytanka mieli okazję poznać sylwetkę i twórczość Oldiego (nie jestem pewien, czy pseudonim ten, z przyczyn podanych poniżej, podlega zwykłym regułom odmiany nazwisk; mimo to reguły te w stosunku do naszych gości postanowiłem zastosować).
Tym, którzy Science Fiction nie czytują, należy się choć kilka słów wprowadzenia.
G. L. Oldi to nie tylko ukrywający się pod pseudonimem duet pisarski Dmitrij Gromow & Oleg Ładyżienskij, to cała instytucja ukraińskiej fantastyki. Tak, właśnie ukraińskiej, bo choć obaj wymienieni piszą po rosyjsku, to żyją i pracują w Charkowie. I Gromow, i Ładyżienskij urodzili się w 1963 roku, i to na dodatek w tym samym miesiącu (marzec). Pierwszy z nich z wykształcenia jest inżynierem chemikiem, drugi - reżyserem teatralnym. Poza twórczością literacką Oldi aktywnie uczestniczy w życiu tamtejszego fandomu, wspomagając początkujących pisarzy i opracowując sieciowe Oldnews, niezastąpione źródło wiedzy o rosyjskojęzycznej sf&f. To on założył twórczą pracownię "Wtoroj blin", w skład której wchodzą pisarze, redaktorzy, tłumacze, ilustratorzy, specjaliści od techniki komputerowej i składu książek oraz drukarze, zajmującą się promocją szeroko pojmowanej fantastyki. Jak dotąd przy współudziale "Wtorowo blina" ukazało się kilkaset książek.
W swojej prozie Oldi porusza stare jak świat tematy: życie i śmierć, dobro i zło, natura władzy, twórczości i sukcesu. Sami pisarze dzielą swą twórczość na trzy etapy: pierwszy to poszukiwanie własnego stylu i wzajemne "docieranie się". W tym okresie, trwającym przez jakieś dwa lata, powstały powieści Witrażi patriarchow, Żiwuszczij w posliednyj raz, Strach, Wojti w obraz, Doroga i jakieś dwie dziesiątki opowiadań. Docieranie w końcu się skończyło, autorzy znaleźli swój styl, nazwany przez nich samych "filosofskim bojewikom", co można przetłumaczyć jako "filozoficzna powieść akcji", i zaczął się drugi etap - eksploracja dopiero co odkrytej literackiej przestrzeni. I tak w latach 1992-3 powstały powieści Sumierki mira, Ożidajuszczij na pieriekriestkach, Wosstawszije iz raja oraz Biezdna gołodnych głaz, spajająca w jedną całość wszystkie wymienione utwory. I wreszcie trzeci okres, nazwijmy go "dojrzałym", rozpoczęty powieścią Gieroj dołżien byt' odin (1995), w czasie którego powstały kolejno: Put' miecza (1996), Pasynki wos'moj zapowiedi (1996), Miessija ocziszczajet disk (1997), Dajtie im umieret' (1997), trylogia Cziernyj Bałamut [Groza w Bieznaczal'ie (1997), Siet' dlia Mirodierżcew (1998), Idi kuda chocziesz (1998)], Ja woz'mu sam (1998), Rubież (1999, napisany do spółki z Mariną i Siergiejem Diaczenko oraz Andriejem Walentinowem), Nam zdies' żit' (1999, do spółki z Andriejem Walentinowem), Noperapon, ili po obrazu i podobiju (1999), Mag w zakonie (2000), dylogia Odissiej, syn Laerta [Cziełowiek Nomosa (2000), Cziełowiek Kosmosa (2001)], nowela Czużoj sriedi swoich (2001, Bogadiel'nia (2001), zbiór opowiadań Wasz wychod (2002) oraz Ordien Swiatowo Biestsiellera, ili wyjti w tiraż (2002). W dużej części powieści trzeciego okresu twórczości stanowią mieszankę demonologii z powieścią historyczną, z oryginalnymi pomysłami, pięknym, soczystym językiem i z barwnymi, zapadającymi w pamięć postaciami, w centrum których znajduje się główny problem: wzajemne stosunki ludzi i bogów. Zadziwia znajomość realiów i mitologii opisywanych światów; nie powinno to jednak zbytnio dziwić, jeśli zważy się, że do pisania Oldi dokładnie przygotowuje się od strony merytorycznej, wiele czasu spędzając nad książkami tyczącymi danego okresu. I czy to będzie świat starożytnej Grecji, średniowiecznych Chin i Indii czy osiemnastowiecznych Niemiec, Rosji i Ukrainy, czuć, że autor dobrze wie, o czym pisze.
A teraz oddajmy głos Oldiemu, który opowie o sobie, swej pracy, rosyjskiej i ukraińskiej fantastyce i wielu, wielu innych, ciekawych, jak sądzę, sprawach.


ESENSJA: Jak narodził się pisarski duet Dmitrij Gromow & Oleg Ładyżienskij?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Czużoj sriedi swoich'
G. L. OLDI: Po raz pierwszy spotkaliśmy się w studiu literackim Pałacu Pionierów. Potem nasze drogi przecięły się w szkole karate. Zajmowaliśmy się tradycyjnym okinawskim karate - Goju-ryu. Tak na marginesie - w Charkowie jest bardzo silna szkoła karate, z długimi tradycjami. Oleg był wtedy instruktorem-stażystą, a Dmitrij dopiero zaczynał zajęcia. Później Dmitrij Gromow przyniósł do studyjnego teatru "Pelikan", którym Oleg kierował i jednocześnie był w nim reżyserem, swoją sztukę Dwaj z Ziemi. Obecnie Gromow, co oczywista, rozumie: to była standardowa kosmiczna przygodówka. Dwóch Ziemian - radzieckiego uczonego i amerykańskiego gangstera - porywają Obcy, którymi, jak miało się okazać, steruje jakaś trzecia siła. Ziemianie pomagają Obcym wyzwolić się spod kontroli i tak dalej. I nad taką to sztuka reżyser Ładyżienskij zdrowo się naznęcał, nie decydując zresztą się na jej wystawienie. Ale Dmitrij został już w studiu w charakterze aktora; grał, między innymi, Wagę Koło w sztuce Trudno być bogiem. I tak to się dalej potoczyło: Oleg wystawiał spektakl o Francois Villonie, a Dmitrij grał jednego z poetów przy dworze Karola Orleańskiego; wystawiał Obiknowiennoje czudo - Dmitrij grał Premiera... Było takich sytuacji z kilkanaście. A Oleg równolegle pisał wiersze, utwory dramatyczne; Dima - opowiadania fantastyczne (co robił już w czasach szkolnych...). Zaczęli wymieniać się tekstami i komentarzami, zażarcie dyskutować, potem odkryli, że ze sporów rodzi się nie tyle nowy sens, ile przynajmniej nowe teksty. W ślad za tym pojawiła się myśl o współautorstwie.
Dzień narodzin właściwego Oldiego - 13 listopada 1990 roku (prawdopodobnie był to piątek). Napisaliśmy pierwsze wspólne opowiadanie Kino do groba i... . O wampirach, które przejmują studio w Hollywood i kręcą w nim filmy. I bardzo im się to podoba.
Kiedy pojawiła się u nas perspektywa pierwszej poważnej publikacji - w zbiorze serii "Pieriekriestok" zamierzano wydać nasze powieści Witrażi patriarchowŻiwuszczij w posliednij raz - od razu przyszło nam zastanowić się nad tym, co zrobić, aby czytelnik nie miał problemów z zapamiętaniem nazwisk autorów. Nieźle być Kingiem - nazwisko krótkie i dobrze brzmiące. A takich Wojskunskiego i Łukiodianowa - wybaczcie, ale kto to był w stanie zapamiętać... Inna rzecz ze Strugackimi - żadnego problemu, bo to bracia. Albo z małżeństwem Diaczenko, z ojcem i synem Abramowymi... A my nie jesteśmy ani braćmi, ani małżeństwem, ani ojcem i synem... Dlatego postanowiliśmy wybrać jakiś krótki pseudonim. Ułożyliśmy anagram z imion - i w ten sposób uzyskaliśmy Oldiego. Zaraz potem jednak oburzył się wydawca: "A gdzie inicjały?! Tak to nie nazwisko pisarza wychodzi, lecz imię dla psa!". Mieliśmy zostać wydani w jednym zbiorze z Kuttnerem i Howardem, i bez inicjałów - jak bez krawata! Wzięliśmy pierwsze litery naszych nazwisk - i macie G. L. Oldiego. No a kiedy wydawca już całkiem nas zamęczył, domagając się wymyślenia normalnych imion, w oparciu o kluczowe litery naszych nazwisk zestawiliśmy imiona - Henry Lion. Ach, gdybyśmy tylko wiedzieli, czym to się może skończyć... Oldi został zauważony, literacka mistyfikacja wspaniale się rozwinęła, zaczęto plotkować: któż to, skąd się wziął? Jeśli z zagranicy, to dlaczego cytuje Gumiliewa? Przebiegły Anglik sir Henry milczał, naród się burzył, a kolejne książki były pisane i czytane. Z czasem mosty same spłonęły, a i wydawcy oraz czytelnicy przywykli. Odmieniać nawet zaczęli: "Oldiego, Oldiemu, Oldiami"... Pewnego razu Dmitrij Gromow podczas samotnego spaceru usłyszał za plecami:
- Patrzcie, chłopaki, Old przeszedł!
I wszak przeszedł...

Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Idi kuda chocziesz'
E.: Dlaczego, choć jesteście Ukraińcami, piszecie po rosyjsku?

O.: Obaj swobodnie posługujemy się językiem ukraińskim, tak się już jednak złożyło, że Oldi urodzili się i wyrośli w rosyjskojęzycznych rodzinach. Dzięki temu myślimy po rosyjsku. I w takim też języku piszemy.

E.: Na czym polega Wasza współpraca? Jak pracujecie nad swymi utworami? Jak przygotujecie się do pisania?

O.: Pracujemy mniej więcej tak. Na początku rodzi się pomysł. Oczywiście, nie u obu jednocześnie, lecz u jednego z nas. Jakiś czas pomysł ten poddawany jest myślowej obróbce, i kiedy przybiera on dającą wyrazić się słowami postać, to ten, któremu przyszedł do głowy, pojawia się u współautora z butelką wina (dwiema butelkami piwa, gin-toniku, coca-coli - w żadnym jednak przypadku nie wódki albo koniaku!) i referuje. Potem zaczyna się długa dyskusja. Pomysł się rozwija, odcinane są poboczne warianty, pojawiają się zaczątki akcji... Dużo się spieramy, lecz za każdym razem dość szybko znajdujemy zadowalające nas obu rozwiązanie. Generatorem pomysłów z jednej strony, sceptykiem z drugiej jesteśmy na przemian; dzieje się to najzupełniej spontanicznie. Dyskusja ta może trwać od tygodnia (minimum; zdarza się to rzadko) do dwóch miesięcy (maksimum; to zdarza się częściej). W większości przypadków na ugadywanie nowej rzeczy schodzi miesiąc. Powtarzamy: na ugadywanie między nami. O zbieraniu materiałów można mówić długo, tak długo, jak trwa owo zbieranie. Czasami - lata. Dlatego też lepiej zrobimy, jeśli wrócimy do omówienia konkretnego procesu powstawania tekstu, i uznamy, że materiał został już zebrany. W momencie, w którym koncepcje: fantastyczna, filozoficzna i moralna już się ukształtowały, znany jest mniej więcej zarys akcji, ustalone zostały główne i część drugoplanowych postaci - zaczyna się dzielenie.
Odbywa się ono dość prosto: "Ja chcę pisać ten oto rozdział (część, fragment)!", "A ja - ten!". Wszystko całkiem dobrowolnie. "Wyrywanie z rąk" albo odmowy pisania jakiegoś kawałka nie zdarzają się. Nigdy. Jeśli opowieść toczy się z punktu widzenia różnych postaci, to każdy bierze sobie jedną lub dwie i pisze w ich imieniu. Przy tym niektóre indywidualne cechy autorskiego języka i myślenia przekazywane są bohaterowi, a jako że różnimy się sporo pomiędzy sobą, to i postaci wychodzą nam całkiem różne. I to, jak sądzimy, dobrze. Tak, na przykład, było w przypadku Sumieriek mira. Dmitrij pisał Solli, a Oleg - Sigurda. Albo Mag w Zakonie, gdy Oleg odpowiadał za Rachelę i Fedora, Dmitrij zaś - za Druca i Akulkę. To, oczywiście, z pewnym przybliżeniem, gdyż regularnie włazimy sobie nawzajem w... eeee... w kawałki. I zmieniamy, przestawiamy, czyścimy...
Gdy kończymy fragmenty - wymieniamy się, każdy czyta to, co napisał drugi, poprawiamy (styl, błędy, literówki), łączymy, znów bierzemy po kawałku i piszemy dalej. Kiedy zakończony jest większy fragment (część, księga powieści), robimy trzy dni przerwy przed napisaniem kolejnego, drukujemy tekst i jeszcze raz obaj czytamy, wyławiając przepuszczone wcześniej usterki. Równolegle jak najdokładniej staramy się omówić kolejny fragment. I znów zasiadamy do pisania. Opisane powyżej procedury powtarzają się dość regularnie do końca powieści. Pracujemy zazwyczaj pięć (rzadko - sześć) dni w tygodniu. Niedziela jest dniem wolnym.
Kiedy powieść jest zakończona, dokonujemy ostatnich poprawek, robimy "półczysty" wydruk i jeszcze raz obaj go czytamy. Znów poprawiamy (skreślamy zbędne akapity i zdania, wyłapujemy błędy, literówki itp.), po czym robimy już wydruk na czysto. Który zazwyczaj również przeglądamy (tym razem już, zapewne, nieco mniej uważnie, gdyż do tego czasu już całkiem znudziło nas czytanie ciągle tego samego sześć, siedem razy pod rząd, nawet samych siebie, ulubionych!), starając się wyłapać pozostałe "pluskwy" - i tekst można przedstawić wydawcom. Tak oto pracujemy.
Aha, oczywiście, w czasie gdy pracujemy nad jedną powieścią, krążą w naszych głowach pomysły na jeszcze jeden, dwa, trzy utwory. Nie wszystkie są później rozwijane, ale przynajmniej część jest realizowana.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Ja woz'mu sam'
E.: Skąd czerpiecie pomysły?

O.: Gdybyśmy tylko znali miejsce, skąd się biorą pomysły, dawno już byśmy je opatentowali i stali się bogatsi od Billa Gatesa.

E.: A skąd się wzięło zainteresowanie mitologią?

O.: Nam samym trudno jest ustalić, skąd biorą się nasze osobiste zainteresowania. Formułują się one przecież przez całe życie, najczęściej - nieświadomie. Być może mit stawia nas w ogólnokulturalnym kontekście, możliwe, że wszyscy do tej pory żyjemy w określonej mitologicznej rzeczywistości; być może nie posiadamy historii, lecz jedynie zbiór mitów... Sięgnijmy lepiej do artykułu filozofa A. Kiriejewa "FILOZOFICZNA MITOLOGIA FANTASTYKI, albo Rozmyślania o świecie Henry'ego Liona Oldiego...":
"Mit to w słowach odlana cudowna osobista opowieść... Mit to rozwinięte magiczne imię, schwycone w swym absolutnym bycie..." (A. F. Łosiew, "Dialektyka mitu", 1927-29).
W tym przypadku mit występuje nie tyle jako coś historycznie przeżytego przez ludzkość, lecz jako historyczna konieczność Przyszłości, ten "punkt Omega" (Tejar de Chardin, "Fenomen człowieka"), w którym schodzą się wszystkie milionletnie, fantazyjnie pokręcone drogi kreacji i rozwoju Osobowości... Albo jak pierwsza w historii Ludzkości - i zdecydowanie nie ostatnia - próba "uporządkowania Chaosu", wyrównywania "tu-i-teraz" Człowieka... A połączenie tych dwóch postaci Mitu - przeżytej i przyszłej - oznacza wejście w świat "twardej nieodwracalności" Czasu, przy którym Przeszłość i Przyszłość "ściśnięto" w punkt Teraźniejszości. I jeśli w naturalnej sferze działania nieklasycznej nauki - przyrodoznawstwa, o czym pisał filozof i historyk nauki Borys G. Kuzniecow, ów świat jest w pełni zrozumiały i nawet może być zdekodowany pod postacią mniej lub bardziej surowych hipotez, to w sferze ludzkiej nawet istnienie samej możliwości wyjaśnienia jest wielce wątpliwe. Przede wszystkim dlatego, że w roli podstawy wyjaśnień, albo hipotezotwórczego systemu, przychodzi zwrócić się do Etyki i Filozofii. Ale, z drugiej strony, właśnie tu rozpościera się bezgraniczna przestrzeń możliwości, ocenę których i wybór urzeczywistnia najbardziej zagadkowy spośród mechanizmów ludzkiego myślenia - twórcza intuicja. A sformułowanie wybranego wachlarza możliwości, rozpościerającego się z Przeszłości w Przyszłość poprzez Teraźniejszość, i jego rozszyfrowanie do postaci pewnych filozoficzno-etycznych hipotez zdolna jest przeprowadzić, jak by to nie było dziwne, tylko i wyłącznie Fantastyka.
...A na razie - dźwięczą w rozmowie Błyszczące, ostrożnie, żeby nie uszkodzić delikatnych, lekko rannych Przydatków, odcinając to guzik, to kosmyk włosów... i odpowiada im dziecięcy dźwięczny głosik: "Małych krzywdzą!" - czy to Herakles krzyczy, czy też Ifikles, nieważne, gdyż to już Człowiek krzyczy, nie Bóg... I z zupełnej już oddali echem dobiega dźwięk strun starej cytry i pieśń "...szedł mnich po jałmużnę...".
I krążą po arenie biesy nieśmiertelne, umierając dla rozrywki wyższych kast - tych, którym darowana jest śmierć. I kreśli dwa hieroglify, tylko dwa - "czyste" i "brudne" - przyszły mesjasz, a na razie ni czego nieświadomy kucharz-mnich klasztoru Shaolin. I skomplikowanym wzorem rytmicznych poruszeń splata pajęczynę niezliczonych przeistoczeń aktor i komediant Noperapon - człowiek bez twarzy... albo o tysiącach twarzy?..
Nie uznajcie tego za pretensje do jakiegoś wszechogarniającego traktatu o światach i mitach Henry'ego Liona Oldiego. Prędzej to tylko szkice poprzedzające właściwe badania... albo coś podobnego w tym duchu. Dlatego, że - niech wybaczą mi wszyscy autorzy wstępów i posłowi do książek Oldiego! - w żadnym z ich tekstów nie odbiło się właśnie to: wieczna po-graniczność oldiewskiej Prozy, i ta jej pierwotna wielowymiarowość, przy której już nie "zjednoczenie odległych", a ich "nierozdzielność-niezlewalność" wiążą w jedną całość wszystkie części naszego wiecznego "Tu-i-Teraz-istnienia"...
I przemyślany Mit staje się Tu już nie metaforą, a meta-morfem, stawającym, jak miecz, "jeden przeciwko Niebu" nad Przepaścią Głodnych Oczu...".

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

108
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.