nr 10 (XXII)
grudzień 2002




powrót do indeksunastępna strona

Magda Masny
  Sklepik "Nastroje"

        Autorka pisze o sobie:
Jest to moje 3 opowiadanie, nigdy wcześniej nie publikowałam swoich prac. Przez wiele lat pracowałam w telewizji, teraz jestem specjalistką PR w firmie odzieżowej, więc zawodowo zajmuję się słowem pisanym. Tworzenie opowiadań (mam nadzieję, że na tym nie skończę) jest dla mnie odpoczynkiem od życia wśród haseł reklamowych i jednocześnie niezwykłą przyjemnością.

Wersja light - bez ilustracji
     W życiu małych miasteczek rzadko zachodzą zmiany, przepływają z jednego dnia w drugi, a czas pachnie tam słońcem i niedzielnym ciastem. Zimą zapadają w sen i marzą o kolorowych neonach oraz tętniących życiem ulicach. Sny sączą się przez okna spowite błękitnym światłem, wypływają na ciche ulice, gdzie porywa je wiatr i niesie zbyt daleko, by ktokolwiek mógł je złapać.
     W takim właśnie miasteczku, na bocznej od rynku uliczce, powstał któregoś dnia sklepik. Malutkie drewniane drzwi z miodowymi szybkami ukrywały za sobą nieduże, ciemne wnętrze. Jako pierwsze nowy sklep zauważyły dwie nieodłączne kumoszki, Stasikowa i Bulska, od lat okupujące tę samą ławkę na rynku. Starsze, tęgie kobiety, które całe dnie spędzały na krytykowaniu młodzieży i obmawianiu sąsiadek. Szczególnie upodobały sobie wiotką, delikatną Amelię i jej zamiłowanie do książek i pisania wierszy. Ona zaś chodziła po miasteczku, nic sobie nie robiąc z tego, że Stasikowa z Bulską sapią na jej widok jak dwa stare parowozy. Obie kumoszki nie mogły pogodzić się z faktem, że ich krytyka - dobitna, trzeba powiedzieć - nie robi na Amelii spodziewanego wrażenia. Wyglądało na to, że Amelia je po prostu lekceważy.
     Problem Amelii i jej braku zasad był jednak niczym w porównaniu z najnowszą sensacją - nowym sklepikiem na bocznej uliczce. Stasikowa siedziała nieporuszona na ławeczce i nie mogła pojąć, kto mógł w miasteczku mieć tyle odwagi i pieniędzy, by założyć sklep. Nawet taki mały! Znała tu wszystkich mieszkańców, nikt niczego przed nią nie mógł ukryć, wiedziała o każdej najdrobniejszej sprawie! Nawet o kochanku, którego Jurkowa miała w innym mieście. A tu nagle coś takiego! To musiał być ktoś spoza miasteczka, ktoś obcy.
     Stare, czujne oczy Stasikowej gorączkowo próbowały wypatrzyć coś za miodowymi szybkami sklepiku. Na drzwiach wisiała dumna tabliczka "otwarte" i Stasikowa zastanawiała się, czy może tak po prostu wejść na teren Obcego. Tym bardziej, że od dłuższego czasu jej uwagę zaprzątała inna myśl - co właściwie można kupić w tym sklepie? Szyld był równie piękny co tajemniczy: NASTROJE. Cokolwiek to było, zdecydowanie Stasikowej się nie podobało.
     Postanowiła działać. Szybkim krokiem ruszyła do sklepu, pchnęła miodowo połyskujące drzwi i oniemiała. W ciemnym wnętrzu całe ściany wypełnione były półkami, na których stały szklane i ceramiczne pojemniki. W powietrzu czuć było cierpki zapach i unosił się lekki dymek. W kąciku na ladzie płonęły świeczki, nad nią delikatnie wibrowały maleńkie witraże. Za ladą stał niemłody mężczyzna, prawie staruszek. Z kimś rozmawiał przyciszonym szeptem. Stasikowa w pierwszej chwili nie rozpoznała swej przyjaciółki Bulskiej, teraz jednak wstrząśnięta jej brakiem lojalności podeszła do lady. Bulska właśnie odbierała z rąk sprzedawcy śliczną paczuszkę.
     Stasikowa odczekała chwilę, po czym wycedziła:
     - Dzień dobry.
     - Dzień dobry - odpowiedział dźwięcznym głosem sprzedawca. - Czym mogę służyć?
     Bulska nerwowo pakowała zakupy do siateczki, ale Stasikowa postanowiła całkowicie ją zignorować. Zwróciła się do sprzedawcy z wyższością:
     - Czym właściwie tu się handluje, przyprawami?
     - Nie - sprzedawca uśmiechnął się ledwie widocznie - to nie są przyprawy. Chociaż dużo się pani nie myli, sprzedajemy tu przyprawy życia - emocje, uczucia - a przyzna pani, że to coś więcej niż zwykła sól i zioła.
     
     Amelia od rana miała zły nastrój. Gdzieś w głębi serca czaił się lęk i bolała ją głowa, gdy czesała swoje piękne długie włosy. Zawsze była smutna i, odkąd pamiętała, nie zdarzyło się w jej życiu nic, co mogłoby ten stan zmienić. Każda miłość, rozczarowanie lub sukces napawały ją melancholią, która powoli wieczorami zamieniała się w wiersze. Przy małej lampce pozwalała smutkom rozpłynąć się w powietrzu pokoju, przesyconym zapachem kadzideł. Pozwalała im żeglować pod sufitem i chować się w ciemnych zakamarkach. Wiedziała, że wrócą i przytulą się do papieru na jej stole, że jutro będą gotowym wierszem.
     Ale dzisiaj Amelia poczuła nadzieję, może będzie inaczej, odkryła bowiem sklepik na bocznej uliczce. Sprzedawca pokazał jej małe, perłowe pudełeczko, wyszeptał do ucha słowa nadziei:
     - To radość, możesz ją kupić za niewygórowaną cenę. Możesz poczuć ją w sobie. Spróbuj.
     Amelia uciekła wtedy ze sklepiku, a za nią frunął zapach świec i starego drewna.
     Wróciła do domu i zaczęła pisać coś na kartce papieru. Potem założyła swoją najlepszą liliową sukienkę i wyszła. Był już wieczór.
     
     W całym mieście panowała radość. Do małego sklepiku ustawiały się kolejki, sprzedawca uśmiechał się łagodnie i każdemu cicho coś tłumaczył. Jego delikatne palce zwinnie pakowały maleńkie pudełeczka. Każdego wchodzącego witał spojrzeniem mądrych oczu. Opuszczający sklep mieli na twarzach uśmiech, nieśli go do domu jak wielki skarb.
     Tygodnie mijały bezszelestnie i spokojnie. Tłumy pod sklepem malały.
     Całe miasteczko chodziło szczęśliwe, choć skończyły się pogaduszki pod delikatesami i kłótnie pod maglem. Pijaczkowie już nie stali w bramie na rynku i nie prosili o wsparcie na piwo. Nie było słychać płaczu, kłótni ani dźwięku tłuczonych talerzy. W miasteczku panowała dziwna cisza. W małym okienku Amelii od długiego już czasu nie świeciło się światełko nocnej lampki. Stasikowa z Bulską nie miały nic do roboty, żadnych skandali ani awantur rodzinnych. Każdy przyjezdny, który zawitałby do miasteczka, zauważyłby dziwną, obezwładniającą nudę, jak mgła krążącą po zaułkach rynku, cierpki zapach świeczek i chłód.
     Mały sklepik w bocznej uliczce nie przyciągał już klientów. Mijał dzień za dniem, noc za nocą w cichym miasteczku. Wszyscy obojętnie mijali drzwi z miodowymi szybkami.
     Pewnego dnia na oknie wystawowym pojawiła się ogromna płachta papieru z czerwonymi literami: WYPRZEDAŻ.
     Nic to jednak nie zmieniło.
     
     Stary sprzedawca zrozumiał, że jego sklepik z nastrojami nie przyniesie mu więcej dochodu. Powoli zaczął zdejmować z ciemnych drewnianych półek malutkie pudełeczka i skrzące się słoiczki. W płomieniu świec jego ręce zdawały się drżeć.
     Nagle otworzyły się drzwi i światło zagrało na miodowych szybkach. W ciemnym prostokącie pojawiła się wysoka postać i powoli podeszła do lady. Młoda dziewczyna o pustych pięknych oczach.
     - Jestem Amelia - powiedziała bezbarwnym głosem - Kupiłam u pana to.
     Podała sprzedawcy perłowe pudełeczko.
     - Namawiał mnie pan i uwierzyłam. Chciałam mieć trochę radości w życiu. Teraz ją mam, ale...
     - Ja nie przyjmuję żadnych reklamacji - sprzedawca zamachał rękami, jakby chciał odgonić robaka - żadnych reklamacji!
     - Pan nie rozumie - Amelia nawet o ton nie zmieniła brzmienia głosu - zawsze pragnęłam radości, bo nie wiedziałam, czym ona jest. Teraz już wiem. I wiem, że jest nie dla mnie. Moje smutki mnie opuściły, nie przychodzą wieczorem. Mój dom jest pusty. Nie mogę pisać wierszy.
     Oczy Amelii nie miały żadnego wyrazu.
     - Dwa dni temu - ciągnęła - obcięłam moje piękne długie włosy. Chciałam poczuć żal. Pomimo tego nadal nic nie czuję.
     Sprzedawca dopiero teraz podniósł wzrok i zauważył, że Amelia obcięła włosy na zapałkę, miejscami prawie do gołej skóry.
     Rozejrzał się po prawie pustym sklepie. Wszystkie słoiki były już zapakowane w kartony, nad ladą migotało tylko kilka witraży.
     - Och, Amelio - westchnął - teraz wszystko muszę rozpakować i poszukać czegoś dla ciebie.
     Szeleścił kartonami, aż spośród papierów wydobył zgniłozielone pudełeczko i kilka matowych słoików. Wręczył je Amelii.
     - Masz - powiedział - smutek, żal, tęsknota. Tylko tyle mi zostało.
     - Dziękuję - wyszeptała Amelia i wybiegła ze sklepu. Dopiero po chwili sprzedawca zauważył na ladzie perłowe pudełeczko radości.
     - Nie, nie - zaczął krzyczeć w chłodną noc - nie zostawiaj tego tutaj! Nawet nie wiesz, ile wysiłku kosztowało mnie pozbycie się tego daru! Ja zawsze chciałem być poetą, a jestem tylko marnym sprzedawcą...
     Ale nad miasteczkiem panowała chłodna, mglista cisza. Nic nie poruszało się w ciemności. Wszyscy spali ogłuszeni bezmyślną radością i tylko w oknie Amelii świeciło delikatne przytłumione światło, rzucając na uliczkę migoczący cień.

powrót do indeksunastępna strona

32
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.