 |  | 'Cienie wyobraźni' | Krzysztof Winiecki wydał "Cienie wyobraźni" własnym sumptem (wspierała go firma budowlana, której nazwy nie podam, bo reklamy bez opłaty nie uprawiamy). Przeczytałem tę książkę i waham się, waham się podwójnie. Po pierwsze, nie chcę jej szczegółowo opisywać, bo autor nic mi osobiście nie zrobił (poza tym, że musiałem "Cienie wyobraźni" przeczytać). Po drugie, nie wiem, czy odradzać jej czytanie - jest to knot morderczy w swej kiepściźnie - czy też polecać ją jako lekturę obowiązkową każdemu, kto ma fajny pomysł, w związku z czym marzy mu się skreślenie na ten temat kilkuset zdań i nazwanie ich literaturą. Opiszę jednak "Cienie wyobraźni", ponieważ a) dobrowolnie się do tego zobowiązałem, b) analiza tego skrajnego przypadku pokazuje elementy, których zlekceważenie sprawia, że powieść jest niedobra. Na początek trzeba powieść uczynić strawną. Czytelnik musi ją przeczytać, nie może więc czuć się odrzucony po pierwszych zdaniach, w których autor stara się zasugerować niezmierzone głębie wyobraźni i intelektu leżące u podstaw dzieła. Filozofowanie wymaga sprawnego pióra - słów, które budzą w czytelniku ciekawość, a nie powodują ziewanie, i zdań, które uderzają, zamiast głaskać do snu. Należy jasno i wyraźnie mówić, a nie bleblać. Dalej - ważne jest opisanie świata, w którym toczy się akcja. Nie zawsze - ale w przypadku fantasy, które karmi się, między innymi, innością świata, jego zagadkami i niezwykłymi prawami, warto z tej możliwości skorzystać. Niedopracowanie tego elementu owocuje niespójnością (w najlepszym wypadku) lub wykoślawieniem fabuły, a w konsekwencji znudzeniem. Bo co może się zdarzyć, jeżeli bohater może wszystko? Ale nie wiadomo, dlaczego może? A jak czasem czegoś nie może, to nie wiadomo, dlaczego akurat tego nie może? A co najważniejsze - po co on to robi? "Ale ossso chozi", że zacytuję piątą zmianę? Problem następny. Bohaterowie - tak to jest stworzone - mają być interesujący. Poprzez swoje zachowanie, motywacje, niezwykłe moce, cokolwiek. Wybór jest tu dość szeroki, homo sapiens to ciekawy gatunek, zadziwiający mnogością swoich ześwirowań. Jest z czego korzystać; można swoje postacie malować i kreślić miriadami barw, ale trzeba to zrobić. Jeżeli jednak bohater z życia wewnętrznego ma co najwyżej tasiemca, a swoje najgłębsze problemy wyraża w bełkotliwych monologach, to przykro mi, ale czytelnik odpada. Męczy się biedak, bo bohater jest niewiarygodny i nudny, a jedyne, co interesuje odbiorcę, to szybkie zakończenie przygód. Aha, zakończenie. Ma wynikać z fabuły i stanowić jej podsumowanie. Nie może być jedynie ucieczką, chytrym sposobem na postawienie ostatniej kropki i uporanie się z mordęgą, jaką niewątpliwie jest proces twórczy. Krzysztof Winiecki zgwałcił wszystkie te zdroworozsądkowe zasady. I biada mu, bo owocem tego występku jest nienadający się do czytania koszmarek, z którego czasem jedynie da się wyłowić cień dobrego pomysłu i wielkiej autorskiej wyobraźni. Najlepiej nie czytać. A jeśli już, to ostrożnie i na własną odpowiedzialność.
Krzysztof Winiecki "Cienie wyobraźni" ISBN 83-914124-07 |
|