nr 02 (XXIV)
marzec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Autor Ewa Pawelec
  Wróg mojego wroga

        Raymond E. Feist, William Forstchen "Honoured Enemy"

Zawartość ekstraktu: 80%
'Honoured Enemy'
'Honoured Enemy'
Dawno, dawno temu, w bardzo odległej galaktyce... Eeee, to nie ta bajka. Dość dawno temu, kiedy po raz pierwszy w Polsce pojawiło się kilka znanych cykli fantasy, podjęliśmy błędną decyzję. Decyzja brzmiała "Jest Feist i Jordan, nie stać nas na obu, kupujemyyyyyy... Jordana". Przez chwilę wydawało się to decyzją nienajgorszą, cykl szedł w górę, teraz nie powiem, co z niego zostało, bo się nie będę wyrażać.

Z Feistem był od początku problem, bo i tłumaczony bywał różnie, i zacinał się niekiepsko (nie pamiętam, na czym w tej chwili stoi polskie tłumaczenie, chyba wreszcie dotarło do końca "Serpentwar"). Zaczęlimy go czytać pożyczanego i rychło po okolicy poszedł warkot, bo cykl się okazał być ciekawy, często niebanalny (doskonałe "Rise of a Merchant Prince"), a pochodzenie świata Midkemii z gry RPG było raczej plusem niż zawadą - był przynajmniej świetnie obmyślany i z sensowną częścią tak polityczną, jak i ekonomiczną.

Niestety, po "Shards of the Broken Crown" cykl wziął i siadł. Feist dopisał nowelizacje kilku gier, niestety klasycznie nowelizacjowe i ogólnie płytkie (nie zalecam czytania, lepiej pograć), na kontynuację, pomimo wyraźnie do niej wiodącego zakończenia ostatniego tomu, jakoś długo przyszło mi czekać.

Już wzdychałam smętnie nad lubianym światem, kiedy nagle w Amazonie pokazała mi się nowa książka, podpisana dwoma nazwiskami. Mogłam do niej podejść nieufnie, ale nie podeszłam - cykl pani Norton, gdzie od dłuższego czasu czytalne są tylko książki podpisane dwoma nazwiskami, nauczył mnie, że nowy autor często nadaje zużytemu cyklowi nową świeżość. A u Feista i tak najlepszy był cykl kelewański, napisany z Janny Wurts, więc raczej mnie zaciekawiło, jak to z tym Forstchenem mu pójdzie.

"Honoured Enemy" to historia z czasów Riftwar. Klasyczna potyczka grupy midkemijskich "komandosów leśnych" z oddziałem kelewańskim nieco się komplikuje, kiedy jedni i drudzy wpadają na oddział moredheli, znanych ze swojej, powiedzmy, barwnej wyobraźni co do tego, co można zrobić ze schwytanym człowiekiem (zanim takowy umrze, oczywiście). Uprzedzenia są mocne, rany głębokie, ale czasami rozsądek sprawia, że nawet zaprzysięgli wrogowie muszą chociaż przez chwilę współpracować. Jak długą chwilę? Ba, oto jest pytanie. I żeby tak jeszcze co do odpowiedzi na nie wszyscy byli zgodni...

Na książce wyraźnie widać wpływ nowego autora i jest to dobra rzecz. Historia jest ciekawa, napisana w innym stylu niż "wojenne" książki samego Feista, mam wrażenie, że wykazuje większą wiedzę o rzeczywistej, przyziemnej wojnie. Takiej codziennej, czasami absurdalnej, czasami brudnej, czasami już całkiem niezrozumiałej. Mającej własne życie... Sama o Forstchenie w życiu nie słyszałam, ale z recenzji wynika, że jest on znanym "militarystycznym" autorem, chyba nawet z doświadczeniem osobistym. To procentuje.

Książka denerwuje tylko jednym - redakcją. Nie zazdroszczę jej przyszłemu tłumaczowi, któremu z nagła żona głównego bohatera zmieni imię w pewnej scenie. Aż wracałam do wcześniej przeczytanych stron, żeby sprawdzić. Jest tego więcej - zdania, w których brakuje słów, niezgrabności stylistyczne, ogólnie wygląda, jakby ktoś książkę wydarł autorom z zębów i puścił pośpiesznie. Być może po tych dość paskudnych nowelizacjach gier, o których pisałam poprzednio, uznano, że trzeba "Honoured Enemy" wydać jak najszybciej, żeby zatrzeć dotychczasowe wrażenie? Nie wiem. W każdym razie pomimo tych problemów mogę książkę z czystym sumieniem fanom polecić jako kawałek dobrej roboty. Bardzo dobrej nawet.

Z ostatnich wiadomości na temat cyklu - oprócz "Riftwar Legacy" i "Legends of the Riftwar" - pojawiła się na horyzoncie nowa saga, "Conclave of the Shadows", sądząc z informacji sieciowych, kontynuacja. Szczerze powiedziawszy gubię się w tych nowych cyklach i podcyklach - "Honoured Enemy" jest raz wpisywane w "Legends of the Riftwar", czasem w "Riftwar Legacy", czasem zgoła w "Tales of the Riftwar"; ktoś tu się całkiem na fanów uwziął. Na okładce, w każdym razie, napisane jest "Legends of the Riftwar" i będę tego bronić jak niepodległości.

A nową sagę też pewnie kupię. Ciężki jest los fana...



Raymond E. Feist, William Forstchen "Honoured Enemy"
Imprint by HarperCollinsPublishers
Published by Voyager 2002
ISBN 0-00-648388-7

powrót do indeksunastępna strona

69
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.