nr 02 (XXIV)
marzec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Literackie porażki i sukcesy 2002

        O polskich książkach w minionym roku rozmawiają: Tomasz Kujawski, Wojciech Gołąbowski, Eryk Remiezowicz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski i Janusz 'Alex' Urbanowicz

'Extensa'
'Extensa'
Tomasz Kujawski: Rok 2002, a zwłaszcza jego koniec, okazał się dla polskiej fantastyki rokiem znaczącym przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, w przeciągu kilku miesięcy otrzymaliśmy nowe powieści największych gwiazd polskiej fantastyki (Białołęcka, Brzezińska, Dukaj, Kres, Sapkowski). Po drugie, przełamany został monopol wydawnictwa SuperNowa, dość opieszałego i bardzo hermetycznego, jeśli chodzi o nowych autorów. Odnotować tu warto udany start obsadzonej silną żeńską załogą Agencji Wydawniczej Runa oraz to, że Wydawnictwo Literackie, publikujące z fantastyki do tej pory tylko Lema, zainteresowało się Jackiem Dukajem.

Wojciech Gołąbowski: No i sukces Andrzeja Pilipiuka. Jego trzy wydane w Fabryce Słów tomy opowieści o Jakubie Wędrowyczu skutecznie pociągnęły skład wagonów, w których zasiedli i znani pisarze, jak Rafał A. Ziemkiewicz czy Eugeniusz Dębski, i początkujący, jak Paweł Siedlar.

TK: Ukazały się debiutanckie powieści Marka Utkina i Iwony Surmik. Nową książkę wydał też Tomasz Pacyński. Zawrzało również na rynku prasowym - do "Nowej Fantastyki" i "Science fiction" dołączyły trzy tytuły: "SFinks", "SFera" oraz "Fantasy Click!". Wszystko to nam, czytelnikom, bardzo dobrze wróży na przyszłość. Zapowiedzi książkowe na ten rok prezentują się równie imponująco. Zanim jednak będzie dane nam je przeczytać, spróbujmy podsumować najważniejsze, naszym zdaniem, dokonania literackie zeszłego roku.

Eryk Remiezowicz: Rynek nam się rozbudowuje i zmienia. Jest gdzie wysłać, jest więcej do czytania, a zarazem rośnie różnorodność polskiej fantastyki. Nie ma jednego znaczącego trendu, nie ma wielkich, pokoleniowych problemów. Nie da się zdefiniować żadnej literackiej generacji. Jak to jest - czy każdy autor mieszka w swoim wewnętrznym kraju i woli się nie wychylać na naszą rzeczywistość? Czy, za wyjątkiem wspomnianych RAZ-a i Tomasza Pacyńskiego, polska fantastyka przestała się interesować rzeczywistością, a miejsce fantastyki socjologicznej zajęła eskapistyczna?

Joanna Słupek: Nie lubię takiego stawiania sprawy - czy jeśli literatura nie zajmuje się tym, co nas otacza tu i teraz, to od razu musi być eskapistyczna? Według mnie - absolutnie nie. Poza tym kiedyś było prosto - były dwie strony i mało który pisarz fantastyczny opowiadał się po tej drugiej. Teraz stron jest chyba więcej niż pisarzy, więc nawet gdyby każdy z nich zawierał w swoich utworach alegorie otaczającej nas rzeczywistości, to prawdopodobnie i tak żadnego spójnego nurtu byśmy nie znaleźli...

'Narrenturm'
'Narrenturm'
Konrad Wągrowski: Ja zawsze najwyżej ceniłem w fantastyce eskapizm, choć nie gardziłem poważnymi analizami... Ale faktem jest, że jedyną wspólną cechą obecnie powstającej polskiej fantastyki jest brak wspólnych cech.

ER: Dyskusyjne pozostaje, czy dzięki wzrostowi ilości publikowanych tekstów rośnie ich jakość. O ile jest to bezwzględnie prawdziwe w przypadku książek - nie czytałem w tym roku słabej, ba, przeciętnej jedynie powieści polskiego autora, o tyle opowiadania pozostawiają wiele do życzenia. Mamy wysyp średniaków, mistrzów przeciętnego opowiadania, w którym wyróżnia się jeden, dwa elementy - czasem interesująca atmosfera, czasem wciągająca fabuła. Czy tak ma być? Czy literatura, która chce stworzyć arcydzieła, potrzebuje ludzi, którzy umieją po prostu napisać porządny tekst? Moim zdaniem tak - każda budowla musi stać na porządnym fundamencie. Polscy pisarze muszą mieć wzorce, muszą mieć miejsce, gdzie ich pierwsze teksty staną się celem krytyki, gdzie pozwoli im okrzepnąć oraz doszlifować talent. Poza tym, ciągły kontakt z fantastyką pozwala młodemu fanowi zorientować się w możliwościach i ograniczeniach gatunku.

TK: Trudno się z tobą nie zgodzić. Być może na efekty będzie trzeba trochę poczekać - mało który debiutant startuje powieścią wybitną - ale wreszcie początkujący pisarze mają szansę zaistnienia, zaprezentowania się. Pewnie sporo polegnie, zwiększy się na rynku liczba pozycji przeciętnych, ale w ostatecznym rozrachunku wyjdzie to czytelnikom na dobre - kto wie, ilu Sapkowskich i Dukajów czeka na odkrycie.

ER: Wielu - bo jak na tak gwałtowny wybuch, mało było olśniewających debiutów. Nawet najbardziej gorączkowa działalność wydawnictw nie powinna była wydrenować naszego rynku z talentów, a tu w pismach posucha. Jak to jest, rzucił się Wam ktoś w oczy? Osobiście uważam, że wielki potencjał tkwi w Sebastianie Chosińskim, autorze znanym z publikacji w "Esensji", "Srebrnym Globie" i "Fahrenheicie". Sebastian potrafi opowiadać w interesujący sposób, umie też nadać swojemu tekstowi klimat i wymowę. Konstruuje interesujące fabuły, pełne napięcia i kryjących się pod powierzchnią tajemnic, i potrafi je rozstrzygać w sposób, który nie rozczarowuje czytelnika.

WG: Ostrożnie wspomniałbym Michała Szczepaniaka. Już od dawna nie czytałem równie udanych polskich opowiadań sensacyjnych - choć akurat te zaprezentowane ostatnio w "Esensji" nie są osadzone w polskich warunkach. Czekamy na jego dalsze teksty, zwłaszcza, że - jak sam zaznacza - zdaje sobie sprawę, że do autorów poziomu Clancy'ego jeszcze mu wiele brakuje.

'Wrzesień'
'Wrzesień'
ER: Sukces puka też chyba do drzwi Mileny Wójtowicz ("Esensja", "Science fiction", "Załoga G"), autorki tworzącej lekkie, radosne opowiadania. Milena ma dryg do tworzenia zabawnych postaci i wplątywania ich w najdziksze przygody, z których umie wycisnąć mnóstwo humoru. Nie jest to literatura superciężkiego wagomiaru, ale zdobycie wielu czytelników nie powinno tej autorce przyjść z trudem. Czy ktoś jeszcze jest godzien uwagi? Kto jeszcze może być następnym Dukajem, Sapkowskim, Brzezińską?

JS: Stawiam na Annę Koronowicz. Bardzo dobre opowiadanie "Lady Locksley" w "SF", choć współotwierająca Żółtą Serię tego czasopisma "Pieczęć" jej autorstwa nieco mnie rozczarowała. Jeśli podobnie będzie z zapowiadaną "Wieżą", wycofam swój głos. Przy okazji dodam też, że określenia typu "nowy X" nie mają większego sensu. Czy Dukaj jest nowym Lemem? Czy Lem był nowym Żuławskim? Najlepiej niech Brzezińska będzie Brzezińską, Dukaj - Dukajem, a Sapkowski - Sapkowskim.

ER: Chyba obaj z Tomkiem mieliśmy na myśli skalę talentu, a nie podobieństwo tematyki :) A Dukaj nie jest nowym Lemem, szczerze mówiąc - nie wiem, skąd takie porównanie. Trudno mi znaleźć dwóch pisarzy tak bardzo różniących się podejściem do świata - Lem jest chłodny, cyniczny, kpiący, podczas gdy proza Jacka Dukaja tchnie pasją i żarem, biją z niej emocje i silne więzi z tym światem i jego losem. A drugi Sapkowski to już całkowita niemożebność, naśladowanie jego pisarskiego stylu - o ile jest to możliwe - może być co najwyżej znakomitym plagiatem.

KW: A propos. Najdłużej oczekiwaną książką była chyba nowa powieść Andrzeja Sapkowskiego - ile to już czasu minęło od "Pani Jeziora"? Czy, próbując całkowicie oderwać się od Geralta, możemy stwierdzić, czy było warto czekać?

TK: Zastanawiałem się nad tym długo i muszę stwierdzić, że nie. Najbardziej oczekiwana książka i zarazem największe rozczarowanie. Moim zdaniem autor zdecydowanie przesadził, choć przyznam - oceniając "Narrenturm" nie potrafię wyzbyć się porównań z sagą. Zupełnie nie udali się Sapkowskiemu bohaterowie; w historii wiedźmina nawet drugo- i trzecioplanowe postacie zapadały w pamięć, tu otrzymujemy, za przeproszeniem, kretyna i kilku szarych osobników, z których pozytywnie wyróżnia się bodaj tylko Szarlej. Akcja to sześćset stron bezładnej gonitwy po gościńcach poprzeplatanej kuriozalnymi zbiegami okoliczności i wpychaną na siłę magią (latanie na ławce). Gdzie emocje towarzyszące lekturze sagi? Ostał się tylko barwny język - to dobrze, i igraszki z czytelnikiem - to źle, bo ich liczba (samochwalstwo autora?) przytłacza i zaczyna dominować nad powieścią. Pochwalić można realia historyczne i oddanie ducha epoki. Ale to zdecydowanie zbyt mało.

'Porzucone królestwo'
'Porzucone królestwo'
JS: Czyli według Ciebie latanie na miotłach w "Pani Jeziora" - dobrze, latanie na ławce w "Narrenturmie" - źle. Ale dlaczego? W czym ławka gorsza od miotły? Ja powiedziałabym nawet, że ławka lepsza, wygodniej się siedzi... W "Narrenturm" Sapkowski przyjął założenie, że magia, w którą wtedy wierzono, rzeczywiście działa. Jeśli wierzono, że po nasmarowaniu się pewną maścią można było latać, to tak się dzieje. Nie widzę żadnego wpychania na siłę. Dodam jednak dla porządku, że tą najdłużej oczekiwaną książką był "Kamień na szczycie" Ewy Białołęckiej - od wydania "Tkacza iluzji" minęło pięć lat, a nie trzy, jak w przypadku "Pani Jeziora" i "Narrenturmu".

TK: W "Sadze" magia była wszechobecna, w "Narrenturmie" pojawia się w rozdziale czy dwóch i, jak na razie, w żaden sposób nie wpływa na opowiadaną historię, jest atrakcją (średnią, mi się zdaje) samą w sobie. Nie o środek transportu tu idzie, ale o zgodność z konwencją - gdyby w "Pani Jeziora" latali helikopterem, też bym się czepiał. Ale, żeby nie popadać w jałowe dyskusje: zgodzę się, że autor napisał taką książkę, jaką zamierzał. Różną od przygód wiedźmina w sposób, który mi akurat do gustu nie przypadł.

KW: Nie mogę się z Tobą do końca zgodzić. Nie wiem, czego oczekiwałeś, ale ja liczyłem na dobrą powieść przygodową i to właśnie otrzymałem. Widać, że Sapkowski jest pisarzem dojrzałym, że korzysta z najlepszych wzorców konstruowania powieści (widać wpływy Sienkiewicza, Prusa), umieścił akcję w malowniczych realiach, przeplótł zgrabnie historię, fikcję i fantastykę. Dla mnie to było bardzo przyjemne czytadło. Nic więcej, ale czasu spędzonego na lekturę absolutnie nie uważam za zmarnowany. A co do bohaterów - idiotyzm Reynevana został mi w pełni zrekompensowany przez postacie Szarleja, Samsona i Urbana Horna. Czy zawsze główny bohater musi być mądry?

ER: Nie wiem, nie wiem. Ja się już raz wypowiedziałem na ten temat :), ale muszę przyznać, że z czasem coraz częściej mam ochotę wrócić do "Narrenturm". Myśląc nad przyczynami takiego stanu rzeczy (pierwsze wrażenia miałem niespecjalne), stwierdziłem, że ciągnie mnie do świata. Do tego pełnego barw śląskiego średniowiecza i wstającego w nim Renesansu. Nie potępiałbym więc AS-a, bo jego powieść jest jednak wielką frajdą dla czytelnika. Zdarzało mi się też słyszeć głosy, że dzięki silniejszemu osadzeniu w historii "Narrenturm" jest strawny również dla tych, którzy na dźwięk słowa "fantasy" dostają wysypki.

'Cała kupa wielkich braci'
'Cała kupa wielkich braci'
JS: Ja często mam wrażenie, że większość zarzutów wobec "Narrenturmu" można streścić krótko: "to jest powieść sowizdrzalska!". No jest, bo też taka miała być, z takim założeniem była pisana. To coś jakby mieć pretensje do ulubionego kucharza, że zrobił paskudną wątróbkę, podczas gdy po prostu nie lubi się wątróbki jako takiej.

TK: Bo chodzi o to, że mistrz kuchni wątróbkę powinien zostawić kuchcikom... :)

Janusz 'Alex' Urbanowicz: Ja w ogóle nie rozumiem tego szumu dookoła Sapkowskiego. Facet pisze dobrą literaturę rozrywkową, jest znany... fajnie; ale gdyby takich Sapkowskich było w Polsce kilku-, kilkunastu, to dopiero można by mówić o normalnej sytuacji na literackim rynku. Na rynku anglojęzycznym jest takich autorów kilkudziesięciu, we Francji kilkunastu. Z jednej strony miło, że fantasta wychodzi na wielką gwiazdę, ale z drugiej to jest efekt rynku pisarza, a nie czytelnika. Zamiast "Wieży Głupców" wołałbym zbiór nowych opowiadań Sapkowskiego, którego krótkie formy cenię dużo bardziej od powieści.

ER: Oj, coś mi się budzi zwątpienie. Kilkunastu Sapkowskich w samej słodkiej Francji? Zdarzyło mi się parę książek fantasy przeczytać i AS naprawdę jest na szczycie, razem z wszystkimi wielkimi tego gatunku - Kayem, Eriksonem, Cookiem, Martinem... no, wszystkich nie będę wymieniał. Zgadzam się, że jego opowiadania są lepsze od powieści, ale będę się upierał, że na tle światowego fantasy Sapkowski wyróżnia się, i to pozytywnie. Styl, humor, umiejętność kreacji bohaterów i prowadzenia akcji, zdolność do poruszania ważkich problemów w lekki sposób, mistrzowsko prowadzona gra z uczuciami czytelnika - to nie są umiejętności, na które natrafia się na co dzień.

JS: Dodajmy, że we Francji może i jest kilkunastu pisarzy literatury rozrywkowej (nie wiem, zupełnie nie znam tamtego rynku), za to wiem z opowieści znajomej spędzającej tam sporo czasu, że coś takiego jak francuska fantastyka w tej chwili praktycznie nie istnieje. To ja już wolę nasz model - z jednym Sapkowskim i dużą ilością innej polskiej fantastyki. Warto też wspomnieć o wydanym w zeszłym roku w Hiszpanii pierwszym zbiorze opowiadań Sapkowskiego. Zadałam sobie trud poszperania po hiszpańskich stronach i przetłumaczenia znalezionych recenzji na angielski - wrażenia są bardzo pozytywne. A Hiszpania nie jest krajem słowiańskim, nie brakuje tam również książek pisarzy zachodnich, więc nie jest to ani kwestia bliskości kulturowej, ani braku porównania z twórczością światową.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

62
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.