nr 03 (XXV)
kwiecień 2003




powrót do indeksunastępna strona

Piotr Warych
  Mam dziką ochotę

        Piotr Warych gościł już na łamach Esensji, ostatnio jako autor miniatury "Kontrolerzy". Polecamy dwa jego kolejne teksty...

     - Mam dziką ochotę zobaczyć, co tam się dzieje i dlatego właśnie masz się przesunąć - odpowiedziałem jednemu z gapiów, który stał niewzruszenie i uniemożliwiał mi dotarcie do trupa.
     Krąg robił się coraz bardziej zbity i ciężko było przesuwać się do przodu. Na szczęście nowoprzybyli napierali na mnie, co ułatwiało i usprawiedliwiało moje manewry.
     Jak na razie widziałem jedynie spocone karki facetów i gadające głowy matek z dziećmi. Gdzieś w szybie wystawowej po drugiej stronie ulicy niebieskie światło ambulansu pulsowało rytmicznie. Samego ambulansu nie mogłem dojrzeć, chociaż musiał tam być - kilkanaście metrów od miejsca, w którym stałem.
     - To nie jego wina. Chłopak wybiegł na jezdnię, ni stąd, ni zowąd - usłyszałem dyskutujące zawzięcie panie w kapelusikach.
     - Właśnie, że to wina kierowcy. Przypalał papierosa, zamiast patrzeć na drogę - włączył się Michael, mój sąsiad z dołu.
     - O, kogo widzę. Moje uszanowanie - próbował uścisnąć mi rękę, ale nie zdołał mi jej podać. Stał odrobinę za daleko, a tłum zgęstniał.
     - Dzień dobry - uśmiechnąłem się. - Co się stało?
     - Rozjechał chłopaka, sukinsyn jeden.
     Dwie panie, jedna w niebieskim, druga w czerwonym kapelusiku obrzuciły go spojrzeniem mówiącym: "Wcale tak nie było".
     - Przepraszam, ale mam dziką ochotę zobaczyć to na własne oczy - posunąłem się energicznie do przodu. Powoli zaczął wyłaniać się migający kogut i dach ambulansu, ale nic poza tym.
     - Szkoda chłopaka - odezwała się młoda dziewczyna.
     - A kierowcy Pani nie szkoda? - zapytał ktoś z tłumu.
     - Przecież żyje - na twarzy dziewczyny odmalowało się zdumienie.
     - Ech te baby. Wszystko jest dla nich jednowymiarowe - podsumował.
     Przesunąłem się do przodu. Widać było, jak tłum przerzedzał się. Widać też było lekarza w niebieskim kitlu, opartego o ambulans i popijającego coś z kubka. Ale trupa nie mogłem dojrzeć To wina tych cholernych kamerzystów z TV. Jeden o mały włos nie rozwalił mi czachy tą swoją ciężką kamerą.
     - Jak możesz filmować ludzką tragedię, ty dupku z kamienia ciosany?! - krzyknąłem.
     Żadnej reakcji.
     Próbowałem pokonać ostatnią barierę, dzielącą mnie od epicentrum tragedii, ale ci z TV byli jak głazy. Musiałbym przejechać po nich czołgiem, żeby coś zobaczyć
     Schylić się nie mogłem, ukucnąć też nie. Jedyne, co mogłem, to wykazać cierpliwość i czujność. Jeden z kamerzystów zmienił pozycję, a ja szybko zająłem jego miejsce.
     Lekarz w niebieskim kitlu kończył dopijać herbatę. Wyjął cytrynę i krzywiąc się władował ją sobie do ust.
     - Hej Franko! Zmień mnie!
     Z szoferki wyszedł Franko z kubkiem czegoś ciepłego i oparł się o ambulans, a tamten wsiadł do środka i wyłączył migające światło. Franko schylił się i, z tego co się domyśliłem, położył kubek na ziemi, ciągle niewidocznej dla moich oczu. Ziewnął dość ostentacyjnie.
     Trąciłem gościa z kamerą.
     - Co się dzieje? - spytałem.
     - Czekamy - odpowiedział wykręcając głowę w moim kierunku.
     - Na co?
     - Jak to na co? Na trupa!
     Czekają na trupa. Ten dekiel próbuje zrobić ze mnie kompletnego durnia. Przyda mu się chyba mała nauczka. Przyłożyłem mu łokciem w nerki. Nie chwaląc się, było to fachowe uderzenie. Zapamiętałem je z ćwiczeń samoobrony.
     Kamerzysta wolno odwrócił się w moją stronę, spojrzał na mnie z góry i opuścił kamerę. Był za dobry jak na mnie. Ale nie takim spuszczało się lanie.
     - Przepraszam - spuściłem głowę i uśmiechnąłem się. - Mógłby mi Pan pozwolić spojrzeć przez ten wizjer? Nigdy nie byłem tak blisko profesjonalisty.
     Strasznie go to zaskoczyło. Nie wiedział, co powinien zrobić. Po namyśle uznał widocznie, że moje intencje są szczere i trzymając kamerę oburącz przysunął mi ją w pobliże twarzy. Nie miałem problemów, aby mu ją wyrwać. Zrobiło się małe zamieszanie, a część gapiów rozstąpiła się.
     - Ty psie! Jak możesz filmować ludzkie cierpienie?! - kopnąłem go w podbrzusze. - To przez takich jak ty... - skończyła mi się koncepcja, co mam mówić.
     - Powiedz mu, że przez takich jak on świat obojętnie przygląda się zbrodniom - doradził mi sanitariusz.
     - Właśnie! To przez takich jak ty... Jak to było?
     - Nieważne - machnął ręką.
     Kamerzysta próbował podnieść się z klęku po moim kopnięciu, ale nie zdołał zrobić nic ponad "ech ech ech". Wziąłem kamerę i spuściłem mu ją na głowę. Wywracając oczy do góry, osunął się na trawnik.
     - Coś się dzieje, Franko? - zawołał głos z szoferki.
     - Tak. Właśnie się zaczęło. Weź radio i włącz sygnał.
     Rozbłysnął kogut na dachu ambulansu, a ja stałem i patrzyłem na kamerzystę. Leżał nieruchomo, z rozrzuconymi rękoma.
     Podszedł do niego Franko i przytknął dwa palce do tętnicy szyjnej.
     - Żyje - popatrzył na mnie z wyrzutem.
     Dopiero teraz dotarło do mnie, co zrobiłem. Zimny pot zrosił mi czoło.
     - Żyje, żyje! Szybko! Zróbcie mu sztuczne oddychanie! Jezu, on krwawi! - bełkotałem.
     Wokół głowy zaczęła się tworzyć kałuża krwi Nie mogłem oderwać wzroku. Wspaniale współgrała z zachodzącym odcieniem słońca.
     - Długo jeszcze? - zapytał ktoś z tłumu.
     - Góra pięć minut! - krzyknął Franko unosząc rękę i pokazując pięć palców.
     Co oni wyrabiają? Jezu! Czemu nikt nie pomoże temu facetowi? Rzuciłem się ratować ofiarę mojej agresji i rękoma próbowałem zatamować krew.
     - Przestań się wygłupiać - odepchnął mnie Franko. - To na nic.
     - Jak to na nic?! Dlaczego nic nie robicie, do cholery?! - wrzasnąłem.
     Zostałem całkowicie zignorowany.
     - Dobra, możecie włączyć kamery! - skinął głową drugi sanitariusz. - Jest trup - dodał, przykładając ucho do piersi kamerzysty.
     - Czy on naprawdę nie żyje? - wybałuszyłem oczy na lekarza.
     - Tak właśnie. I wiesz co? Zazdroszczę ci. Wreszcie dopchałeś się do trupa - poklepał mnie po ramieniu.

powrót do indeksunastępna strona

23
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.