"- Boże, przecież to android!" - łkała w duchu. A może jednak nie? Przeżycie przerażało ją, podobnie jak zmiany w światopoglądzie, który nagle walił się, wyrastając na nowo w zupełnie odmienionej formie. Jej umysł był wzburzony, ale sprawny. Myślała szybko, jasno i bez wątpliwości. Oczyszczona. Dochodziła do tego, że sama jest niczym innym jak tylko skomplikowaną strukturą. Teraz odblokowaną i przestrojoną - otwartą na wpływy dotąd postrzegane jako obce. Uspokoiła się. Stanęła. Dostrzegła, że przebiegła z bloku laboratoryjnego aż na drugi koniec jednej z wielkich hal. W miejsce, gdzie otwierały się szerokie, oszklone wejścia do pomieszczeń, w których mieszkały hexy. Mieszkały? Żyły? Zarazem chciała i nie chciała stąd uciec. Coś ciągnęło ją, żeby wejść do środka. Aby przekonać się, czy te istoty trwają tam niczym rośliny - piękne kwiaty, czy też rozwijają swoją sztuczną AC-kulturę. Najbardziej egzotyczną ze wszystkich. Taką, której nie opisze żaden antropolog. Widziała wewnątrz jedynie przyciemnione kształty. Cienie ruchu przebijające się przez polaryzujące szyby. Stała tak i obserwowała. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło. W końcu dostrzegła w szybie odbicia. Swoje i Aishe, która przyszła i stanęła teraz obok niej. Patrzyła na obie twarze długo i w końcu zrozumiała następny element układanki. Te sztuczne rysy przeidalizowane były tylko przez swoją geometryczną elegancję. Nie były sztuczne symbolicznie. Miały swój pierwowzór - twarz Inge. - Jesteś stworzona na moim DNA... - stwierdziła ze spokojem. - Zmodyfikowany klon... Pięć lat...? Nie zastanawiała się nawet nad kwestią legalności. Przecież to zupełnie nieważne. Nie w obliczu takich przeżyć. Zresztą Inge podpisała zgodę na wykorzystanie próbek krwi do eksperymentów związanych z programem kosmicznym. Gwiazdy jako alibi. Od strony prawnej - nie sklonowano zresztą człowieka. A od strony emocjonalnej? A metafizycznej? Aishe uśmiechnęła się. Była w dobrej formie. Po niedawnych przeżyciach nie pozostał żaden ślad poza czarnym implantem po środku czoła. Może czuła się bardziej kompletna? Prawie skończona? Inge zapragnęła znaleźć odpowiedź na te pytania. - Chodź - powiedziała hexa. Pod jej dotknięciem otworzyły się drzwi. Przeszły przez nie. Wewnątrz świat był nieco inny. Wszędzie te przyciemnione szyby. Oddzielały od siebie nisze-pokoje. Wewnątrz łóżka bez pościeli, szafki, terminale. Dużo kwiatów, między nimi dyskretnie pochowane urządzenia o nierozpoznanych funkcjach. Wszędzie równie dyskretna obecność sztucznych istot, z umiarkowanym zainteresowaniem obserwujących je, idące. - Czy oni wszyscy... też mają swoich dawców wśród kandydatów Columbusa? - zapytała Inge. - Tego nie wiem. Możliwe. Nigdy o to nie pytałam. Świat inny, ale jednak nie obcy. Zrozumiały. Podobnie jak przedmioty, które Aishe ma w swoim pokoju. Kilka tradycyjnych książek. Inge wzięła do ręki pierwszą z brzegu. Lem. Czytała. Obok - mitologie indoeuropejskie, dalej psychologia, kultura, zen. Aishe bada samą siebie. Część to znajome tytuły. Podobnie z nagraniami muzycznymi. Stoją rządkiem - poruszają te same struny. Ale dalej inna estetyka - niezwykła kolekcja muzyki etnicznej. Wieszak z ubraniami - tradycyjne i eleganckie. Nie widziała jej w nich nigdy, ale to nic. Brakuje tylko zdjęcia rodziców na blacie. Jakie twarze powinny się na nim znaleźć? Ruth i Al Swanson? Może Inge? Z pewnością nie doktor Smith, ani nie monstrualny inkubator. Może też jakiś hex w typie Iana - nieżyjącego narzeczonego? - Uprawiacie seks? - zapytała Inge i dopiero po chwili zorientowała się, że nie chciała wypowiedzieć tego na głos. Pytania nie można już było zatrzymać. Zresztą po co? - Czasem próbujemy, ale to bardzo trudne - odparła Aishe bez skrępowania. - Eksperymentujemy. Nie rozumiemy tego chyba... Wzrok Inge błądził po pokoju. W niewielkiej wnęce dostrzegła jeszcze terminal graficzny. - Malujesz! - powiedziała. Sama zawsze podziwiała niektórych ludzi za to, że znajdują dość energii, by wykrzesać z siebie artystyczne talenty. Kiedyś pisała wiersze, ale porzuciła je z braku czasu, dawno temu. Usiadły na łóżku. Patrzyły na siebie długo, w milczeniu. Czasem słowa są niepotrzebne. W końcu Inge zapytała: - Co stanie się teraz? Jaki jest następny krok? - Potrzebuję cię. To znaczy twojej pomocy - odparła Aishe. Inge czuła, że może dla niej zrobić wszystko, o co poprosi. Hexa mówiła swobodnie, jednak trudno było jej ubrać w słowa ludzkiego języka rzeczy dotąd człowiekowi niedostępne. - Żeby zakończyć rozwój, potrzebuję twojego wzorca. Chciałabym prosić cię, żebyś zgodziła się na kilka sesji... Na początku z użyciem skanerów, tak żeby mój mózg był w stanie odtworzyć chociaż zarys twojej struktury... Wyrobiona wrażliwość, moja osobowość, pamięć, umiejętności - to nie wszystko. Brakuje mi pewnych cech. Od ciebie będzie zależało, jak daleko będziesz chciała się posunąć i jak kompletny będzie mój rozwój. To, czego nie zachcesz mi przekazać, zostanie zastąpione sztucznym programem... Po to ten interfejs - dotknęła czoła, tym swoim miękkim, szybkim ruchem. - Dlaczego zainstalowano ci go w ten sposób? - zapytała Inge, nieco zbaczając z drażliwego tematu, chociaż wewnętrznie od razu zdecydowała się dać Aishe to, czego potrzebuje. - Gdybym miała go wcześniej, od aktywacji, wpłynąłby bardzo na rozwój. Mam zresztą jeszcze inne układy. Moja głowa jest jak sito... Pewno sądzisz, że to niezbyt przyjemne. Zamilkła na chwilę. W końcu spytała: - No to jak będzie? Inge zgodziła się. Pod warunkiem, że Aishe pokaże swoje obrazy. Cień wstydu na jej twarzy był pikantną przyprawą do rozpoczętego już aktu wzajemnego konsumowania najgłębszej intymności. Obrazy były sterylnie gładkie, zwiewne i pastelowe. Wszystkie przedstawiały samą Aishe. W różnych sceneriach i kolorystykach - realnych i nierealnych. Nago, w markowych kombinezonach domu mody Columbus, w ubraniach z wieszaka, w innych. Aishe z włosami. Różnymi. Także ciemnoblond - Aishe jako Inge. Przestała się bać. Nic nie mąciło jej wewnętrznego spokoju, nawet pytania o to, czy ona sama poleci. Czy jej ciało poleci. Jak wiadomo - ciało to nie wszystko. Środek ciężkości jej poczynań przesunął się w kierunku ekstatycznego samo-macierzyństwa. Siadywała na miękkich fotelach, blisko Aishe i pozwalała neurografom skanować swoje jestestwo. Kopuły neurografów kręciły się nad nią niczym niebieskie sklepienia usiane gwiezdnymi błyskami. W zamian mogła patrzeć oczami Aishe, słyszeć jej uszami i poznawać jej reakcje. Chłonąć jej emocje jak własne i utożsamiać się z jej prowadzącym do doskonałości rozwojem. Aishe stawała się tym, kim Inge zawsze pragnęła być. Nie chciała przerywać tego procesu. Nie myślała też, co stanie się, kiedy w końcu rozwój Aishe dobiegnie końca. Ze zdumieniem obserwowała swoje własne zachowania, jednak nie próbowała ich powstrzymać. Sama świadomie poddawała się zmianie. W co? Poprosiła o przeniesienie jej kwatery do jednej z oszklonych wnęk, w których mieszkały hexy. Zaczęła nosić obcisły strój z tworzywa - tak jak Aishe. Próbowała niektórych syntetycznych pokarmów. Kiedyś obie przebrały się w ludzkie ubrania Aishe i tak spacerowały przez parę godzin po wielkim podziemnym lunaparku. Hexa opowiadała jej to, co sama wiedziała o świecie, którego właściwie nigdy nie widziała. Czy kiedyś go zobaczy? Oglądały filmy i multiwizję. Mówiły sobie o tym, co widzą, o ludziach, o historii. Inge w pewien sposób wróciła do problemów życia poza Nevada Gates. Jednak w ten sam co Aishe sposób: na odległość. Nie miała już w tej chwili innych obowiązków. Przestała pracować, przestała sama przygotowywać się do czegokolwiek. Kiedyś przed seansem ogolono jej głowę. Nie zaprotestowała, ani nawet nie zapytała czemu. Gładziła ręką gładką skórę czaszki i patrzyła w odbicie swoich dwóch niemal identycznych teraz postaci. "- Co ja ze sobą zrobiłam?" - pytała się duchu.- "Co zrobię dalej?" - Trudno was odróżnić - to doktor Smith, jak zwykle przerywając zadumę. - Która z was tak naprawdę jest którą? - Tak naprawdę to nie wiem - odpowiedziała Inge, odwracając się płynnym, dynamicznym ruchem. Schudła trochę. Jej mięśnie, odżywiane w inny sposób i ćwiczone na hexowych atlasach, stwardniały jeszcze bardziej. - Czy kiedyś zastanawiałaś się, co poczujesz, kiedy Aishe odleci? Wiesz, że dzisiejszy stan nie będzie trwać wiecznie. - Zakładam, że niezbyt będę przystosowana do dalszego życia - odparła ze spokojem. - Nie musi tak być, jeżeli sfinalizujesz cały proces. Twoja decyzja... Neurograf już nie wystarczy. Poprowadzili ją na salę zabiegową. Klamry, zbiorniki. Teraz jej kolej. - Najtrudniesza sprawa to kwestia zachowania jednostkowego bytu. Jednak nikt przed tobą nie zrezygnował w tym miejscu. Wszystkie fuzje były udane. Istnieje ponadto możliwość wyłączenia przez ciebie całego procesu aż do ostatnich kilkudziesięciu godzin przed jego zamknięciem. Chodzi o bezpośrednie połączenie waszych mózgów przy pomocy sztucznych przewodów neuronowych i uzyskanie przez Aishe całkowicie samodzielnej osobowości. Twojej. Właściwie ciebie samej. Twoje ciało będzie stopniowo usypiane, po zabiegu zostanie zamrożone. W żadnym wypadku go nie stracisz... Widzisz, nie możemy po prostu skopiować mechanicznie twojej osobowości, umieścić jej w pamięci komputera, a następnie zrekonstruować w Aishe. Jesteś czymś więcej, czymś, czego nie da się sztucznie opisać. Algorytm jest... metafizyczny. Potrzebny jest powolny, nieprzerwany proces. Medytacyjny. Wspólna myśl. Nie dyskretna, bitowa, lecz płynna jak oliwa! Przeszczep taki możliwy jest tylko pomiędzy strukturami, które mają zgodności i określone psychiczne odpowiedniki. Ten fenomen nie jest jeszcze opisany naukowo, jednak doświadczenia go potwierdzają. Nie zginiesz, Inge. "- Ty w życiu nie zginiesz, Inge. Wysoko zajdziesz. Wiesz, czego chcesz." Tak mówił kiedyś jej ojciec. Zdjęła ubranie, bez cienia wstydu. Usiadła, przypięła się sama, oparła głowę na wygiętym do tyłu podgłówku. Technicy krzątali się wokół niej wbijając igły i przygotowując ją na zainstalowanie czaszkowych końcówek. - Spotkam cię po drugiej stronie tego kabelka... - powiedziała Aishe, dotykając jej dłoni. Odeszła i Inge dopiero teraz zaczęła trząść się ze strachu. - Proszę jeszcze tylko podpisać zgodę - podsunięto jej papier i długopis. Potem wszystko się zaczęło od nowa. Ręce rozkrzyżowane. Jazda w dół. Powoli zaczęła zanurzać się w fioletowym chłodnym płynie. A potem - zmartwychwstanie. Ile to miało trwać? Trzy dni? Kilkanaście? Jaka różnica. Czas się zagubił. Myśl pomknęła, przewodnictwo wzrosło. Transformacja. Pulsujący ból w czole. Strach i niemoc. Wspomnienia. Obraca się w sztucznej macicy. Jej oczy widzą. Na zewnątrz inkubatora kwiaty. Światło przytłumione. Czuje delikatne swędzenie na przedramionach, które właśnie pobudzono do tworzenia kolejnych warstw tkanki. Czuje się bezpiecznie. Nic nie zagraża. To Aishe. To Inge. Nie boją się już. Są razem, nigdy więcej samotności. Któż może lepiej zrozumieć nas niż my sami? Aishe daje Inge całą swoją wielką wiedzę i inteligencję. Możliwość przeżywania na nowo wszystkich wrażeń ze swoje krótkiego, ale jakże bogatego istnienia. Jej chłonność stworzyła mentalne labirynty. Inge daje Aishe wspomnienia ludzkie. Je także potrafi na nowo przeżyć. Otwiera się przed nią natychmiastowy dostęp do wybranych epizodów. Może przejść przez wszystko na nowo. Wróciły nawet te rzeczy, o których już niemal zapomniała. Daje Aishe swoje szczęście z dzieciństwa. Uśmiechy rodziców na nowo docenione. To wszystko, czego Aishe nigdy nie miała, a co teraz napełnia ją radością. Przyjaciół. Ramiona ukochanego. Nie zginął - trwać będzie na zawsze w pamięci. A dalej - pełniejsze istnienie. Pełniejszy rozwój. Podróż do gwiazd i możliwość doświadczenia jej w sposób podwójnie pełny. Rozszerzony. Inge nie jest już samotna i załamana. Aishe nie jest już niepełna i bezwolna. Aishe-Inge jest szczęśliwa. Niezależnie od tego, co przyniesie życie, ona ma oparcie sama w sobie. Odłącza się od aparatury. Wstaje i kroczy napełniona energią, która nigdy już nie opadnie. Lekko. Patrzy na ludzi wokół. Kocha ich i współczuje im. Nie rozumieją, że są tylko poczwarkami. Chciałaby im dać swoje szczęście i nadzieję. Może przyjdzie ich czas. Niemal szybuje do pokoju, w którym spoczywa jej drugie ciało. Zimne i puste, ale z uśmiechem na twarzy. Fuzja trwała dwanaście dni. Ciało Inge jest już w hibernacji. Szron pokrywa powierzchnię pojemnika. Aishe-Inge - Aige - każe komputerowi odłączyć przewody, zakończyć proces. Pojemnik z Inge wędruje pod podłogę. Pochłaniają go zimne magazyny, gdzie spocznie wśród niezbadanych tajemnic istnienia. Może nieistnienia? Aige patrzy na swoje dłonie, gładzi skórę, sprawdza mięśnie. Doskonałość. Boska czy diabelska? Nie ma rogów, ale czy ma skrzydła? 2. Eksperyment, czyli albo pointa, albo dodatek Istniejemy, by dryfować. Nasz dom to jedyne przyjazne środowisko. Poza nim jest tylko czarna pustka - zabójcza. Gdzieś daleko świecą gwiazdy. Obiekty pożądania, do których nie jesteśmy w stanie dotrzeć. Ich ciepło jest zbyt odległe. Ziemia-dom został daleko z tyłu. Nie widać go już. Wszystko wypełnia nieważkość. Aige pływa po wnętrzu swojego domu-kapsuły Otwarte okiennice. Dryfuje przez pustkę, chociaż za oknami nie przesuwa się żaden krajobraz. Jaki sens ma taka podróż? Jest sensem sama w sobie? Napełnia głęboką refleksją. Taką, która nie przyjdzie, jeżeli w pobliżu są inni ludzie. Aige penetruje zakamarki swojej osobowości. Podróżuje w poszukiwaniu niespodzianek. Szuka czegoś, co pomoże jej przetrwać. Słucha nagranej transmisji. Wewnętrzny spokój chwieje się. Zaczyna nienawidzieć. "Witaj Aige. Mówi doktor Smith. Monitorując twój stan stwierdziliśmy, że nadszedł już moment, aby ujawnić ci to, co dotąd pozostawało ukryte. Takiej procedury wymaga eksperyment, którego jesteś obiektem. Nie bez celu objawimy ci teraz cały nasz cynizm. Czujesz się wolna, ale w rzeczywistości jesteś całkowicie manipulowana. To, czy wyzwolisz się, zależy wyłącznie od ciebie samej. Wszyscy ci tego życzą. Jak wiesz - nie jesteś pierwszym hexem wysłanym w podróż. Niestety, chociaż z punktu widzenia technicznego wyprawy kończą się zazwyczaj sukcesem, to drugi cel programu jak na razie nie został osiągnięty. Columbus jest bowiem nadzieją ludzkości, jej uzdrowieniem. Ma uwolnić nas zarówno zewnętrznie - z Ziemi, domu stającego się klatką, jak i wewnętrznie. Chcemy stworzyć istotę, formę ludzką raczej, która nie tylko będzie w stanie uciec z klatki, ale która nie będzie cierpieć psychicznie. Nasza głowa to też klatka. Idzie o stworzenie istoty szczęśliwej i stabilnej. Rozumiejącej i siebie, i innych. Nie pragnącej niczego cudzym kosztem. Mogącej zawsze znaleźć schronienie i wytchnienie w sobie samej. Dlaczego jednak wszystko pod jednym szyldem Columbusa? Jedno jest pretekstem dla drugiego. A tak naprawdę - chodziło o kosmiczne fundusze. Za nagie szczęście nikt nie płaci. Ambitny cel, prawda? Powiesz zaraz: uświęcający środki. Nie umiemy inaczej. Zawsze wchodzi w grę ofiara. Inge, ty podjęłaś ryzyko. Chociaż nie wiedziałaś, czego będziemy od ciebie wymagać. Tej przedziwnej metamorfozy. Teraz wydaje ci się, że był to wyłącznie twój wybór. W znacznym stopniu - rzeczywiście. Tak naprawdę jednak ktoś zawsze pomaga przy podejmowaniu takich decyzji. Wykonywałaś nasz plan krok po kroku. W końcu pojawiła się Aishe. Tyle rzeczy cię w niej uwiodło! Musieliśmy doprowadzić cię wewnętrznie do stanu, w którym będziesz podatna na taki wpływ. Ona stymulowała w tobie tak wiele ludzkich cech. Postrzeganych jako pozytywne i negatywne. W końcu ofiarowała ci zaspokojenie. Można wymieniać przynęty: twoje poczucie wyobcowania i osamotnienia, strach przed słabością, starością i brzydotą. Narcyzm i egocentryzm. Estetykę, pragnienie wielkiego rozwoju intelektualnego, współczucie. Erotykę. Do tego poczucie więzi siostrzanej oraz macierzyństwo. Dla tej ostatniej cechy eksperymentujemy głównie z kobietami. Jesteś teraz swoją matką, córką, siostrą i kochanką. Także przyjaciółką. Dodaj do tego obietnice spełnienia marzeń, wielkie perspektywy. Na wszystkim zagraliśmy... Chcieliśmy cię eksperymentalnie uszczęśliwić. Teraz najważniejsze. Jesteś w niebezpieczeństwie. Misje, które wysłaliśmy przed tobą zaczęły powracać. To, co obserwowaliśmy zdalnie, potwierdziło się. Kiedy kolejne hexy opuszczają kapsułę, okazuje się, że nie potrafią normalnie żyć. Zawsze wracają zamknięte, w stanie katatonii. Nie reagują na żadne bodźce zewnętrzne. Co więcej - nie można ich także pobudzić przy pomocy interfejsu. Można jedynie stwierdzić aktywność mózgową. Hexy trwają... trwacie w zupełnej izolacji. Zajęte jedynie sobą. Aishe i Inge. Potem procesy myślowe stopniowo słabną. Nie wiemy, czy ustają całkowicie. Trudno dokładnie określić moment, kiedy degeneracja się rozpoczyna. U każdej z was trwa to przez inny czas. Niektóre hexy wcale nie wykonują obowiązków, które mają przydzielone w czasie misji. Większość z tych zadań to właściwie ćwiczenia, mające utrzymywać mentalną aktywność. Robiliśmy różne próby. Wysłaliśmy także kilka misji C. Wszystkie hexy z czteroosobowych załóg wracały w katatonii. Nie współpracowały ze sobą, ani nie próbowały pomóc sobie nawzajem, kiedy dostrzegały zmiany. Pomimo tego, że w założeniach potraficie być także istotami społecznymi. Jedna z misji miała na celu dalekie spotkanie dwóch pojazdów. To był majstersztyk z punktu widzenia nawigacji. Pełen sukces. Niestety nie udało się doprowadzić do połączenia. Wymagało działania załóg, które jednak nie wykonały zadania. Nawet, gdy na jednej z kapsuł spowodowaliśmy awarię, nie udało nam się sprowokować żadnej reakcji. Obie załogi pozostawały obojętne. Jesteś pierwszą, która zna wszystkie szczegóły. Przed tobą żadna sapiens, ani extensus nie wiedziała, co ją czeka. Tobie też nie mówiliśmy nic wcześniej. Zdradziliśmy was. Z premedytacją. Musisz uświadomić sobie całe zło, jakie wyrządziliśmy wam obu i tak wielu innym. Inge, przypomnij sobie śmierć najbliższych, wypadek. To jest właśnie nasz eksperyment. Dajemy ci wroga - nas. Kiedy wrócisz, postawisz nas przed trybunałami. Jesteśmy gotowi ponieść wszelkie konsekwencje. Oskarżysz nas, wygrasz, zemścisz się. Ukoisz ból, który wbijamy ci objawiając prawdę i mącąc spokój. Musisz walczyć sama. Nie możesz uciekać w samo-narkotyczne ukojenie. Musisz wiedzieć, że jeśli stłumisz w sobie nienawiść, zapomnisz, przebaczysz i ulegniesz, my wciąż wysyłać będziemy hexy. Będziemy dobierać ludzi, w których jest więcej złości. Aż w końcu ktoś przetrwa, a będzie osobą nienawidzącą o wiele straszniej niż ty. To on zostanie zbawcą. A może antychrystem? W tobie nadzieja. Uchroń ludzi przed takim losem, uchroń przed uduszeniem się we własnych lękach. Uratuj hexy. Obudź uśpione siostry. Nas rozdepcz, jeśli ci się to uda. Do zobaczenia, Aige." Wizja: na twarzach łagodne uśmiechy. W oczach niezwykłość. Siedzą bez ruchu, od lat. Rzędy i szeregi. Ramię przy ramieniu. Łyse czaszki, niczym buddyjscy mnisi. Hexy. Bodhisattwy. Zaspokojenie, nirwana jest uwieńczeniem, ale i końcem istnienia. Czy już nadszedł na to czas? Aige mogłaby postawić też inne pytania. "- Czy ja w ogóle lecę? Przecież równie dobrze może być tak, że trwam w atrapie kapsuły, w jakiejś głębokiej piwnicy, a nad kapsułą stoi w zamyśleniu doktor Smith. Przez kilka lat. Jak mam wydostać się na zewnątrz? A może wciąż siedzę na jakimś fotelu przypięta do komputera? Czy szczęście to cnota... wirtualna? Dokąd dryfuję?" Ale gdzie zdąża ktoś, kto widział siebie jako Oświeconego? Aige włącza skomplikowaną optyczną aparaturę i obserwuje maleńki obraz Ziemi. To hexy - to ona - trwają w bezruchu, a planeta oddala się, dryfuje gdzieś w pustkę. Dokąd niesie swoich mieszkańców? Aige oddala się od Ziemi, ale może kiedyś zdoła na nią powrócić zatoczywszy wielki łuk. Ich orbity przetną się. Pamięta upadki kosmicznych przybyszów, które wyniszczały całe gatunki. Może jednak nowe życie też przybywa z tej strony? |
|